Strony
▼
środa, 16 września 2009
Gruszki zapiekane w Crème brûlée
Między jedną dziesiątką, a drugą złapał mnie wilczy głód na coś dobrego...
To znamienne, że gdy zaczynamy brać się za coś ważnego, pilnego, lub po prostu koniecznego do wykonania – to natychmiast pojawia się co najmniej setka pokus, by zająć się czymś innym (zwykle przyjemniejszym i mniej pilnym :D), albo nagle okazuje się, że niedokończony sweterek, który wraz z drutami odłożyliśmy do szafy pół roku temu naraz jest nam niezbędny i czym prędzej musimy go dokończyć. :D U mnie takie zachowania są nagminne. :D Już na studiach, podczas każdej sesji, przygotowania do egzaminów dzielone były pomiędzy tym co konieczne, a tym co wcześniej leżało i nie mogło się doprosić o ukończenie. ;-)
Przez ostatnie dwa dni w mojej kuchni przewijał się prawdziwy tajfun. Czerrrwony. 5 dziesiątek kilogramów dojrzałych, pachnących i słodkich pomidorów lądowało w garnkach, by potem zamienić się w domowy przecier pomidorowy. :) Taki najzwyklejszy, który zimą posłuży do zup, zapiekanek, sosów, etc.
I chociaż mój wierny pomocnik ze specjalną przystawką powoduje, że proces przecierania jest prosty i szybki (nie to, co ręczna udręka, przez którą przechodziłam jeszcze 3 lata temu) – to jednak między jedną, a drugą dziesiątką kilogramów już zaczęłam kombinować co by tu zrobić, by oderwać się od bądź co bądź dość nudnego zajęcia. :D
Krojąc pomidory wydumałam, że mam ochotę na gruszki. Oczywiście nie mogły to być jabłka, czy śliwki, które akurat miałam, ale koniecznie gruszki, których w domu nie było! Ach, jak fajnie było się oderwać od tych pomidorów i pobiec na targ! :D W drodze kombinowałam co z tych gruszek przygotuję. Różne rzeczy snuły się po głowie, w tym niedawna tarta gruszkowa Ani. Do tarty zapewne jeszcze powrócę, bo kusi mocno, ale ostatecznie stanęło na gruszkach zapieczonych w crème brûlée.
Ajjj... co ja Wam będę pisać... Każdy kto już crème brûlée próbował – wie jaki to cud – miód... :) A kto jeszcze nie miał okazji – niech nie zwleka. Pyszność nad pysznościami!
I jeszcze tylko dodam, że gruszki baaaardzo, ale to baaardzo dobrze się czują w takim aksamitnym deserze. :)
A 50 kg czerwonych pomidorów już zostało zamknięte w słoiczkach i czeka na zimę, i wiosnę :)
Gruszki zapiekane w Crème brûlée
na 8 porcji (przy naczynkach o średnicy ok. 11cm)
500 ml śmietanki kremówki (dałam 36%)
1 duża laska wanilii
6 żółtek
5 łyżek drobnego cukru
4 niezbyt duże gruszki – w miarę dojrzałe (ale nie takie bardzo miękkie)
ok. 7 -10 łyżeczek brązowego cukru trzcinowego lub muscovado
Piekarnik nagrzać do temperatury 100 st.C. Przygotować wodną kąpiel.
Śmietankę wlać do rondelka. Laskę wanilii przekroić wzdłuż na pół i ostrzem noża zdjąć ziarenka – ziarenka i obie połówki laski wrzucić do śmietanki. Rondelek postawić na ogień i mieszając od czasu do czasu – zagotować. Zdjąć z ognia, wyłowić laski wanilii (już nie będą potrzebne, służyły tylko do dodatkowego aromatyzowania). Odstawić śmietankę na kilka minut do lekkiego ostudzenia.
W misce wymieszać żółtka z 5 łyżkami drobnego cukru – nie ubijać! tylko delikatnie połączyć, tak by masa nie została napowietrzona.
Do masy jajecznej, cały czas ostrożnie mieszając - dodawać stopniowo ciepłej śmietanki – najpierw po jednej łyżce, a potem aż do wyczerpania płynu.
Gruszki obrać, przekroić wzdłuż na pół, pozbawić ogonka i gniazd nasiennych. Na wybrzuszeniu każdej połówki gruszki zrobić kilka nacięć nożem.
Nalewać gotową masę (przez sitko) do połowy wysokości do niskich, szerokich naczynek żaroodpornych. Na środku każdego z nich ułożyć po jednej połówce gruszki (wybrzuszeniem do góry). Uzupełnić naczynka masą śmietanowo- jajeczną.
Piec w piekarniku w kąpieli wodnej ok. 45 – 50 min. aż masa się zetnie (dotknięta palcem powinna być sprężysta, nieco „budyniowa”). Wyjąc z piekarnika i ostudzić.
Chłodzić w lodówce min. 4-5 godzin.
Bezpośrednio przed podaniem – każdą porcję posypać cieniutką warstwą 1-2 łyżeczkami (w zależności od wielkości foremek) brązowym cukrem i skarmelizować przy pomocy palnika.
Smacznego!
Ło matkom, Małgoś 50 kg pomidorów? Podziwiam i zazdraszczam! :) Dobrze, ze mam niedaleko do Ciebie ;)))
OdpowiedzUsuńCreme brulee.. och to moje marzenie jest, ja jeszcze tego nigdy nie jadłam, nigdy nie robiłam. Baaardzo bym chciała, ale się boję tego deseru ;) Nie mam specjalnego palnika,zeby skarmelizować co trzeba ..hmm...
Za to u Ciebie sobie popatrzę, a jest na co, bo zdjęcia sa prześliczne! :))
Majanko, karmelizuj pod piekarnianym grillem rozgrzanym na max, wystarcza chwilka ;-)
OdpowiedzUsuńMałgosiu, 50 kilogramów pomidorów.... Po prostu Ci się te gruszki należały i tyle :-)
Wow, ale Ty Pracowita jesteś! No gratuluję zapału i nawet ciut zazdroszczę tych przecierów na zimę i wiosnę :) A ten deserek to dopiero rozpusta i wspaniała nagroda po takiej pracy :)
OdpowiedzUsuńJa tez zawsze tak mam, ze jak MUSZE cos zrobic to zawsze wyskakuje tysiac innych rzeczy, ktore w tej chwili koniecznie POWINNAM zrobic :) Sama tez sobie je wymyslam aby wywinac sie od obowiazkow :))
OdpowiedzUsuńDeser...coz to duzo pisac: niebo w gebie :))
Malgosiu! Ale zdjecia!!!!! :)
OdpowiedzUsuńCzuje sie najedzona od samego patrzenia. Przesliczne swiatlo! Ajjjj :)))) I jak ja mam sie skupic na pracy teraz?:D
A z tym rozpraszaniem to wiem o co cho ;) Mam dokladnie to samo:D A najgorzej bylo w czasie sesji...O matko :) Meczarnie :DD
Buziakow kilka :*:*:*
e.
creme brulee mogłabym jeść o każdej porze, po prostu go uwielbiam. ale jeszcze nigdy się nie odważyłam by zrobić go samodzielnie. po dzisiejszym Twoim poście, którym mi narobiłaś niesamowitego smaka, będę musiała udać się po miseczki skłądniki...
OdpowiedzUsuńfantastyczne zdjęcia!!!!
Skąd ja to znam ;) Najgorzej, jak ochota na coś konkretnego przychodzi ok. 21 i koniecznie, ale to koniecznie trzeba pójść do sklepu.
OdpowiedzUsuńMałgosia, przesadziłaś z tymi zdjęciami i to bardzo , ja tu siedzę i kwiczę do monitora :DDD
OdpowiedzUsuńA zachcianki to dobra rzec, no co trzeba się jakoś usprawiedliwić
Prawda? Jakby starczyły śliwki to nie byłoby tego pysznego(!) Crème brûlée z gruszkami
och, pomidory!
OdpowiedzUsuńdzisiaj u nas była druga pomidorowa tura. duuużo słoiczków. i ręczne przecieranie. ale mam nadzieję, że warto i w zimę będziemy cieszyc się pysznym czerwonym sosem.
a gruszki..
mam i ja ochotę pobiec teraz na targ :-)
Malgosiu, krem wyglada wspaniale, i te gruszki! bomba! nigdy nie probowalam takiej wersji.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam:)
Pierwszy raz jadłam crème brûlée w restauracji Belweder, w Łazienkach, wieki temu. I nieziemsko mi smakował. Potem nigdzie mnie już tak nie zachwycił, ale te Twoje zdjęcia, cudo. taki deser musi być pyszny. Gruszki pasują w nim, jak ulał. :-) Kusisz. :-)))
OdpowiedzUsuńale fantastyczny ten deser!!!!!! cudny i bardzo smakowity :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
wow!!! teraz to ja mam na coś ochotę;) No właśnie na taką gruszkę;)) Cudownie się prezentuje:)
OdpowiedzUsuńMałgosiu myślę że każdy tak ma, wyorba sobie, że nigdy nie czytalam duzo, ale tylko jak sesja przychodzila to potrafilam pochlaniac książke na dzień ;P
OdpowiedzUsuńto ja wpadne do ciebie na te gruchy i po czerowny sloiczek co?
Małgosiu, 50 kg pomidorów! Ale mnie zatkało! Chyba skasuję posta z moimi dwoma kilogramami:)))
OdpowiedzUsuńU mnie drewniana pałka na te jednorazowe 2 kg jest w sam raz!
A z tymi pokusami podczas nudnego zajęcia to ja też tak mam, ale jestem w tej gorszej sytuacji, że pracuję w domu i jak jest coś nużącego, to od razu myślę ile to pilnych rzeczy w domu jest do zrobienia:)
Creme bruele z gruszkami jest tak piękny, że nie wiem co! tarta Ani też jest u mnie w kolejce:)
Ach znowu narobilas apetytu tymi gruszkami w Creme brulee, a ja nareszcie wiem co to jest, bo ja tu nie gruszki, a lody kupuje, gotowe w kartoniku o takiej nazwie Creme brulle i sa to najlepsze lody jakie kiedykolwiek jadlam, to taka mala rolada lodowa...
OdpowiedzUsuńale o jej smaku stanowi tenze Creme... bo juz kupowalam lody o innej nazwie i niestety nie to samo.
No i teraz juz wiem dlaczego one takie smaczne, uzmyslowilas mi, ze takie polaczenie smietanki z zoltkami, wanilia i cukrem trcinowym, musi dac taki znakomity smak :)
Podziwiam Ciebie za te przetwory z pomidorow :)
Już myslałam że to tylko ja jestem z tymi zachciankami w czasie największego nasilenia zajęc...mam to samo, jak robię projekt na wczoraj i siedzę w nocy a czas wyliczony co do minuty to ...własnie wtedy chce mi sie cos upiec albo własnie dokończyc sweterek :))) jakbym siebie czytała!
OdpowiedzUsuńA te gruchy z creme brulee...muszę zrobic, cierpię na nadmiar gruszek i juz nie wiem co z nich robic...pyszne!!!!
50 kg!?
OdpowiedzUsuńPff, Ty to jakaś inna, Małgoś, jesteś :D. Podziwiam Cię, ja bym skończyła na 2, może 3 :). A na targ to poleciałabym po zrobieniu jednego słoiczka, może i wcześniej ;).
Ale nie będę ukrywać, że bardziej od pomidorów wolę gruszki i te są u Ciebie cuuudne! A zdjęcia jeszcze bardziej :).
Ja, kiedy ważna robota czeka, jestem w stanie nawet posprzątać albo zająć się praniem, ale najchętniej piekę wtedy i gotuję...
OdpowiedzUsuńA gruszki w creme brulee? - pycha! Dlatego tak uwielbiam mój jabłecznik alzacki...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMajanko, nie żartuj! Ten deser prostszy, niż każde ciasto. :) Najgorsze jest czekanie, aż się dobrze schłodzi w lodówce. :D
OdpowiedzUsuńMafilka juz Ci podpowiedziała co robić, gdy palnika brak. :) Chociaż osobiście uważam, że jednak spod palnika jednak skorupka wychodzi... lepsza... :)
Mafilko ,jestem tego samego zdania! należały się. :D
Tili, z tą pracowitością to jednak nie przesadzajmy. :D Pomidory to co roczny już rytuał i póki sił starczy robić będę, bo po prostu warto. :)
Majko, w takim razie na pewno rozumiesz, jaki ważny był skok w bok w kierunku gruszek. :D :D
Poleczko, no co Ty! nie żartuj tu sobie ze mnie! :D na samym patrzeniu nie może się skończyć! :D
Enchocolatte, spróbuj raz zrobić w domu - a przepadniesz. :) Podstawowa zaleta: w domu kosztuje grosze, a smakuje na pewno nie gorzej niż w kawiarniach... A może i lepiej? ;-) Ja na przykład w kupnych jakoś nie mogę dopatrzyć się ziarenek wanilii...
Lisko, hahaha... a biegniesz? :) O 21 to ja TYLKO po lody mogę pobiec. :D Wszystko inne musi poczekać do następnego poranka. :D
Margot, ależ skąd... :) nie czuję bym przesadziła... :D No chyba, że powinnam była z podwójnej porcji zrobić, a potem podwójne fotki zapodać. :D
Asiejo, warto, warto przecierać. Jestem tego pewna! :)
Olu, zatem może kiedyś i Ciebie najdzie ochota na taką wersję. :)
Krokodyl, ja wiem zabrzmi to może pompatycznie :D ale uważam, że ten zrobiony w domu, z najlepszych składników i koniecznie z dodatkiem prawdziwej wanilii, i dobrego brązowego cukru - musi być świetny! Z tymi kupnymi to jednak różnie bywa (oszczędności...).
Dziękuję Gosiu. :)
Atinko, uwaga! wysyłam kurierem! :D
Aga, wpadaj. :) Czekam. :)
Kasiu, nic nie kasuj! :D A mąż dzisiaj przytargał do domu kolejnych 20 kg. :D Więc pewnie jutro podczas pracy przecierowej - za tartę Ani się wezmę. :D
Wildrose, bo te gruszki to tylko taki mój wymysł. :) Tradycyjne crème brûlée to zapieczona masa śmietanowo - jajeczna i koniecznie z tą przepyszną skarmelizowaną skorupką cukrową. Właściwie to ona nadaje całemu deserowi ten niepowtarzalny, przepyszny smak. :)
Spróbuj kiedyś zrobić. Będziesz w niebie. :)
Kass, podziel się ze mną! :D Biorę bez ograniczeń! :D
OdpowiedzUsuńOlala, zapewniam Cię, że w Twoim wieku nawet jednego słoiczka nie robiłam. :D Teraz to co innego... :D
An-no, to jak będziesz następnym razem bardzo zajęta - to w ramach zajęć dodatkowych - przyjedź nad morze. :) Skroimy coś dobrego... może z gruszkami... :)
Gruszki wyglądają na bardzo , ale to baaardzo smaczne ! ;)
OdpowiedzUsuńOgromnie apetyczny deser - aż ślinka mi leci , mniam !
a co to jest kąpiel wodna ze tak może troszkę głupio zapytam?mogłabym prosić o wyjasnienie tego terminu? zdjecia tak apetyczne że koniecznie musze ten przepis wypróbowac;)
OdpowiedzUsuńMałgosiu wygląda nieziemsko. Cudowne zdjecia, cudowny deser, cieszy i oko i podniebienie :)
OdpowiedzUsuńDeser wyglada baaaardzo obiecujaco!!!
OdpowiedzUsuńRozumiem doskonale o czym piszesz. Mnie dzis mozg spac kaze, bo zmeczona mocno, a jutro intensywna podroz z dzieckiem na reku mnie czeka.... no ale tylu osobom trzeba napisac o tylu waznych rzeczach...
ja stwierdzilam ze sie jednak przeprosze z moim palnikiem niebezpiecznym:P i zrobie juz creme brulee zwyczajne a moze z wocoami? raz jadlam takei pycha z owocami lesnymi chociaz to z gruszką... utrudnilas mi sprawe;))
OdpowiedzUsuńKąpiel wodna... A więc: oprócz małych naczynek, do których będziesz nalewać masę śmietanową - należy przygotować dodatkowe naczynie, na tyle duże, by pomieściło wszystkie naczynka małe (ja używam po prostu takiej dużej kwadratowej, szklanej formy którą mam w zestawie z piekarnikiem). Na tą dużą formę układasz zapełnione foremki małe, po czym do formy dużej wlewasz wodę (może być ciepła) w ilości mniej więcej do połowy wysokości foremek małych. I to wszystko razem wkładasz do nagrzanego piekarnika. Podczas pieczenia woda paruje i mamy kąpiel wodną. :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia i smacznego! :)
Abbro i Kasiu, dziękuję za miłe słowa. :)
Ewo, a sio! :D A sio wypocząć! :D I szerokiej drogi! :)
Viridianko, koniecznie! koniecznie się przeproś! Warto! :)
Nawet sobie nie wyobrazam tych 50 kg pomidorow! Moje warzywno-owocowe rekordy to zaledwie 15-20 kg ;)
OdpowiedzUsuńI przyznaje, ze na szczescie nie miewam takich 'wyganiajacych' mnie z domu kulinarnych zachcianek ;) Ale jakies inne to i owszem. Szczegolnie jesli cos pilnego mam zrobic rzecz jasna... ;)
Witaj Małgosiu
OdpowiedzUsuńTakie deser to marzenie każdego łasucha - ależ kusisz, a zdjęcia potęgują to kuszenie.
Konicznie muszę kupić sobie palnik gastronomiczny.
pozdrawiam
Ewelosa
Oczywiście Małgosiu, wyższość palnika nad piekarnikiem jest bezdyskusyjna :-) Ale wiesz, jak potrzeba przypili i ochota najdzie, to każde coś co przypali jest OK ;)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie! :*
Nie rozumiem tylko jednego... Dlateczego przez sitko?
OdpowiedzUsuńBea, no ciekawe jakież Ty masz "inne" zachcianki? :D Chwal mi się tutaj zaraz. :D
OdpowiedzUsuńEweloso, taki był mój zamiar... kusić. :D Podobno Ewy są na nie podatne... :D
Mafilko, a jasne, jasne... Ja bym nawet zapałkę użyła, gdyby mnie przypiliło. :D Pozdrowienia. :)
Paula, na upartego można i bez sitka. Ale zważywszy, że czasem w masie tworzą się grudki (np, gdy zbyt gorącej śmietanki dodamy do jajek), albo z lasek wanilii oprócz samych ziarenek dostaną się również kawałki 'zdrewniałe' - to lepiej jest chyba pozbyć się tych nadprogramowych drobinek, by deser był idealnie aksamitny. Bez obaw, ziarenka wanilii przez sitko przelecą i znajdą się w deserze. :)
Małgosiu Ewy może i tak ale powiem Ci w sekrecie, że Eweliny ( patrz Ewelina=Ja) także :):)
OdpowiedzUsuńNp. 'wycieczka' do ksiegarni lub ulubionego przydasiowego sklepu rzecz jasna ;) Ale i tak NIC nie jest w stanie wygonic mnie z domu wieczorem, dlatego dla mnie nocne sklepy by mogly zupelnie nie istniec ;)
OdpowiedzUsuńO rany julek to wszystko niewiarygodne jest Malgosiu!!! Gdy moja Mama robila 25kg marynowanej papryki, to juz myslalam ze wiecej warzyw przerobic sie nie da... Ty jestes tytan pracy, nie dosc ze przetworzylas te pol metra pomidorow, to jeszcze w srodku takiego kramu robisz creme brulee (ach, uwielbiam creme brulee:) niesamowite!
OdpowiedzUsuńPS. Dziekuje za cieplutki wpis u mnie (ten o powiesci) :*
No nie wiem, czy mam współczuć czy się cieszyć z tych...70(?) kg pomidorów...cieszę się, że to nie ja je muszę przetwarzać, hihi.
OdpowiedzUsuńA creme brulee, to ewentualnie czeka na moje odkrycie.
A zdjęcia, hmm widać na nich kończące się lato...pięknie!:)
Małgosiu, bardzo mi się podoba rezultat Twojego kombinowania!
OdpowiedzUsuńKoniecznie musze sprawdzić jak smakuje :)
Eweloso, no ba! w domyśle mówiłam o wszystkich Ewach i Ewelinach. :)
OdpowiedzUsuńBea, a lody???
Basiu, no co jak co, ale tytanem pracy nie jestem. :D A pomidory... no cóż... albo się robi i się ma, albo się nie robi i się zima biega do sklepu po puszki. :D
Eweno, ech, no serio, źle nie jest. KA jest wielki! dałby radę i 10 razy tyle przemielić. :D
Anoushko, powiem to głośno: mnie rezultat kombinowania tez bardzo się podoba. :D
No ale pytalas o 'inne' zachcianki! Lody jak najbardziej, ale i tak specjalnie rzadko po nie wychodze, jesli juz to sa przy okazji ;)
OdpowiedzUsuńMotywacja zastępcza...tak to się chyba nazywa hi hi ;-) Też zawsze w czasie sesji wynajdywałam sobie dziesiątki rzeczy do zrobienia, koniecznie już i teraz. I też mi się zdarza pójść kupić gruszki, gdy w domu leżą jabłka i odwrotnie...jak mam na coś dużą ochotę, to po prostu muuuuuuuuuuszę to zjeść ;-)
OdpowiedzUsuńCrème brûlée nie dane mi będzie niestety spróbować, bo nie w każdej postaci mogę jeść jajka :-( (obawiam się, że w takim deserze niebyłyby one dla mnie wystarczająco zapieczone). Znam za to smak lodów o smaku Crème brûlée i pozostaje mi sobie jedynie wyobrazić jak bosko musi smakować taki deser i to w dodatku z gruszkami!!!
A co do tarty Ani, to ja ją znam, robiłam wielkrotnie i polecam!!!
Uściski przesyłam!!!
K.
i'm gonna say only one thing: "wow" :)
OdpowiedzUsuńzrobiłam udało sie fantastycznie a jaki boski smak....palnik doskonale mozna zastapic wkładajac deser na chwile do piekarnika pod nagrzaną spiralkę grillową...jak tu juz niektóre z Was wspominaly naprawde polecam smak przecudowny:)
OdpowiedzUsuńFajne oderwanie ;)
OdpowiedzUsuńChylę czoła - 50kg! Pracowita Baba z Ciebie ;))
Cudownie! Cieszę się niezmiernie, że smakowało! :) A poza tym, Crème brûlée to jeden z tych deserów, który obiegł świat dookoła i podbił serce chyba każdego, kto skosztował bodaj małą łyżeczkę... :)
OdpowiedzUsuńKarolciu, rozumiem, że to jakiś rodzaj alergii? :(
jestes, jestes Malgosiu, nie przekomarzaj sie :-))
OdpowiedzUsuńech, zebym to ja miala palnik... :-(( piekne fotki i piekny deser!
OdpowiedzUsuń