Strony
▼
czwartek, 10 września 2009
Weekendowa Cukiernia #12 - cz.1
Do tej edycji Weekendowej Cukiernii nie mogłam nie przystąpić. Po pierwsze dlatego, że to 12 wydanie, a ja lubię liczbę 12. No lubię i już. :D Nie, nie, żadne tam urodziny w tym dniu, czy inne takie. Po prostu „dwunastka' jest mi bliska z bliżej nieokreślonych powodów... :D Zatem po pierwsze mam już za sobą. A po drugie: gospodyni Ola zaproponowała moje smaki, więc z dużymi wyrzutami sumienia (no bo miałam OGRANICZYĆ słodkie :( ) postanowiłam mimo wszystko dać rodzinie i sobie trochę smacznej przyjemności. :)
Zanim jednak pochwalę się pierwszym deserem – chciałabym trochę ponarzekać... Nie na przepisy (hihi, już widzę jak Oli serce zamarło :D), ale na... kupne maliny... :( Naprawdę, nie wiem, czy tylko ja mam w tym roku takiego pecha, czy może innym też się to przydarza...? Maliny kupuję „na wygląd”, tzn. wybieram zawsze te, które najładniej i najświeżej wyglądają; sprawdzam też, czy od spodu kobiałka na pewno jest sucha (mokre od soku owocowego, mogą świadczyć o nie pierwszej już świeżości). No i cóż... Przychodzę do domu, dobieram się do pięknie wyglądających malin i okazuje się, że pod pierwszą, ewentualnie drugą warstwą – owoce wcale nie są już tak atrakcyjne. Pal licho, jeśli chodziłoby tylko o ich kształt (delikatne są, więc pod ciężarem mają prawo „przygasnąć”), ale one zwykle są pokryte pleśnią. :( Drażni mnie to okrutnie, bo zawsze przynajmniej połowa ląduje w koszu. :(
Tak było i tym razem, gdy maliny kupiłam specjalnie do sernika na zimno. Moja złość i rozdrażnienie sięgnęło zenitu. Obiecałam sobie, że koniec! Koniec wyrzucania pieniędzy w błoto! Lubię maliny, ale mówię kategoryczne NIE takiemu marnotrawstwu!
Do wnętrza sernika wylądowały zatem borówki amerykańskie, a z niewielkiej ilości ocalałych malin zrobiłam sos do polania deseru. Deser zmienił troszkę swoją kolorystykę, ale nadal smakował super. :) Troszkę może szkoda, że niezbyt mocno stężał. Ale prawdę mówiąc, czułam że tak będzie. :D
Do pokazania czeka jeszcze druga propozycja Oli, czyli czekoladowa rolada (oczywiście w moim wydaniu też bez malin), ale ponieważ zbrakło mi czasu, by sfotografować – więc poświęcę wkrótce jej osobny wpis. :)
Olu, dziękuję za wspólną kulinarną zabawę. :)
Sernik na zimno z białą czekoladą, owocami i ciasteczkami amaretti
cytuję za Olą z bloga Sweet Spoon – z moimi uwagami
Składniki:
300g białej czekolady
600g serka kremowego
284ml śmietany kremówki
50g cukru pudru
250g malin (mogą być mrożone, wtedy wcześniej trzeba je rozmrozić na bibułce) –
5 łyżek dżemu malinowego
85g ciasteczek amaretti
150g borówki amerykańskiej
50g wiśni(opcjonalnie)
Czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej (rozpuszczałam z odrobiną słodkiej śmietanki, by uniknąć przypalenia czekolady) .
Keksówkę o pojemności 900g wyłożyć folią spożywczą.
W dużej misce zmiksować razem serek, śmietanę i cukier. Następnie stopniowo, cały czas miksując na małych obrotach wlewać ostudzoną czekoladę. Ucierać aż do połączenia się składników.
70g malin wymieszać z 2 łyżkami dżemu.
Do keksówki o pojemności 900g wlać połowę masy a następnie delikatnie rozłożyć na niej maliny wymieszane z dżemem. Przykryć resztą masy serowej. Na wierzchu równomiernie rozłożyć ciasteczka amaretii. Przykryć folią i wstawić do lodówki na min. 6 godzin, najlepiej na całą noc.
Odłożyć na bok ok 7 malin. Resztę podgrzać w garnuszku razem z pozostałym dżemem i wiśniami (jeśli używamy). Podgrzewać na małym ogniu, aż zmiękną. Używając blendera zmiksować owoce a następnie przetrzeć je przez sitko, aby pozbyć się pestek. Sos powinien być dość gęsty. Ostudzić.
Serniczek wyjać z lodówki, usunąć folię i ostrożnie przełożyć na talerz, tak aby ciasteczka znalazły się na spodzie. Pozostałe maliny ułożyć na wierzchu ciasta razem z borówkami. Ostudzony sos delikatnie wylać na owoce.
Podawać od razu.
Małgoś, poezja!!!
OdpowiedzUsuńTylko to powiem i uciekam spać :)
Gosiu-Weekendowa Cukiernia :) :) a serniczek przecudny jest!!!!!
OdpowiedzUsuńAniu, ależ Ty nocna dziewczyna jesteś... O tej porze jeszcze przy kompie... :D
OdpowiedzUsuńGosiu, dzięki!!! Już poprawiłam. :D O Boziu... wiedziałam, że te ostatnie dni mnie zakręciły, ale żeby aż tak?:D
Maliny już to do siebie mają, że szybko pleśnieją. Ja mam własne maliny z ogródka i jeśli nie wykorzystam ich od razu po zerwaniu, lub w ten sam dzień, to po nocy w lodówce też pod wierzchnią warstwą mam pleśń :/
OdpowiedzUsuńInaczej sprawa się ma jeśli maliny już znają się w deserze lub cieście, wtedy pleśń tak szybko ich nie dopada.
Serniczek śliczny jest, ja jednak w tej edycji WC zostanę przy roladzie.
też trafiam na takie maliny:/
OdpowiedzUsuńa Twój sernik wygląda przepięknie:)
Mnie tez niestety sie juz tak przytrafialo :( Rzecz jasna, drugi raz u tego samego sprzedawcy juz nie kupuje i staram sie mimo wszystko delikatnie podniesc te pierwsza-druga warstwe. Tylko na naszej zwyczajowej farmie nie mam takich problemow, wszedzie indziej niestety tak :/
OdpowiedzUsuńA Twoj sernik nawet z borowka pysznie wyglada! :)
Pozdrawiam!
Wspaniały deser. Wygląda niesamowicie Małgosiu :)
OdpowiedzUsuńMalgosiu sernik pierwsza klasa. Wyglada bosko!
OdpowiedzUsuńA z malinami to juz chyba tak bywa. Po wielu takich nieudanych zakupach w koncu znalazlam "swoich" sprzedawcow.
pozdrawiam
To ja się mogę tylko obejść smakiem, buuu ;(
OdpowiedzUsuńZe zgryzoty pójdę sobie naparzyć czaju z sokiem malinowym ;)
Małgosiu, piękny sernik! Jejciu, jaki on musi być smaczny! :)))
OdpowiedzUsuńCO do malinek też tak mam, bardzo czesto, jesli nie zawsze. Wierzchnia warstwa jest piekna, a pod spodem pleśn :(
Buziaczkuję na dobry dzień i slinię się na widok zdjęć :)
Malgosiu kochana:) masz racje, serce mi zamarlo! :P ale dobrze, ze tylko na chwile! Twoj serniczek wyglada wspaniale, moim zdaniem on nawet nie powinien byc tak bardzo stezaly tzn, sztywny jak normalny sernik na zimno, bo stracilby wtedy swoja delikatnosc i jedwabistosc:D borowki pasuja tu idealnie, dobrze, ze sosik zrobilas z mail:)
OdpowiedzUsuńNie moge sie juz doczekac na rolade!
pozdrawiam cieplo:*
kuchnia felka no ja tak samo mam z malinami, myślałam ze się wścieknę jak je zaczęłam przeglądać a tu taki zonk pleśniowy... masakra po prostu...
OdpowiedzUsuńza to sernik fantastyczny! tylko mnie cały czas dziwi ze Ci się zmieścił w keksowce... mój musiał mies miejsca w tortownicy 23cm a i tak wyszło na styk z galaretka...
Nigdy nie pałałam do malin nich szczególną miłością, w ubiegłym roku nawet pół chyba nie zjadłam. W tym roku postanowiłam się przełamać i kupiłam pojemniczek. Specjalnie po nie pojechałam na giełdę, bo świeże... I co sie okazało? Ano, że świeże nie są. Nawet "zagłębiłam" się w pojemniczek, niby świeże, ale jednak...
OdpowiedzUsuńMOja niechęć do malin tylko się pogłębiła...
Może to zwykła nieuczciwość sprzedawców? To nagminne w przypadku wszystkich owoców w pojemniczkach. Wiedzą, że nikt nie będzie przekopywał się przez maliny aż do samego dna.
OdpowiedzUsuńA ja próbuję się przekonać do borówek. Deser wygląda pysznie :)
Oj swietnie sie zaprezentowal deser!!!
OdpowiedzUsuńa ja mialam ochote na te 12 edycje ale grypa mi uniemozliwila. Choc w sumie mam jeszcze czas.
prześliczny proszę pani ,Pani ten serniczek
OdpowiedzUsuńA z malinami mam czasami tak samo niestety ,choć częściej udaje się mi kupić takie jak chce u dwóch sprzedawców ale oni tylko we wtorki i piątki są na rynku( targu)
Małgosiu, sernik wyglada super! Elegancki plasterek mimo jego miękkości! Ja ostatnio czasu mam jak na lekarstwo, a jeszcze wczoraj na zebraniu z rodzicami zgłosiłam sie do pomocy w przygotowaniach do ślubowania pierwszoklasistów! Sernik zatem sobie pooglądam po kolei na blogach
OdpowiedzUsuńJak widzę w komentarzach, większość z nas ma takie przeżycia z malinami.
a wiesz, ze ja też lubię 12! choć nie powinnam, bo grudnia nie lubię ze względu na mróz
OdpowiedzUsuńa co do malin...dlatego nie kupuję ich ;) jem tylko wtedy jak mam możliwość samodzielnego zerwania prosto z krzaczka
a maliny maja to do siebie ze szybko pleśnieją, babcia zrywala mi kiedyś na wieczór, a na drugi dzień te na dnie były białe ;(
a serniczek pierwsza klasa :)
Ja tez nie lubie takigo malinowego marnotrawstwa. A serniczek przepiekny :)
OdpowiedzUsuńCo tu dużo mówić. Pięknie gotujesz i robisz świetne zdjęcia. A dzięki temu postowi mam straszną ochotę na sernik i maliny. Niesamowite, prawda? ;-) :-)
OdpowiedzUsuńWidzę więc, że nie jestem osamotniona... i że Wy również macie podobne, niekoniecznie przyjemne doświadczenia z malinkami... :( Piszecie, że zmieniacie sprzedawców, ale ja nie widzę w tym rozwiązania... U mnie na targu, wszyscy sprzedawcy zaopatrują się w towar na tej samej giełdzie owocowo - warzywnej... U wszystkich maliny są identyczne. :( Ech... :(
OdpowiedzUsuńDziękuję za wszystkie miłe słowa. :) A kto jeszcze nie brał udziału w Weekendowej Cukierni - niech biegnie i za serniczek się bierze, bo bardzo smakowity. :)
Oj wygląda po prostu bosko! Nie wątpię, że tak też smakuje :)
OdpowiedzUsuńŁoo ;)! W fajnej foremce to zrobiłaś, chyba od Ciebie odgapię :). Bo ja też będę w tej edycji uczestniczyć! Ha!
OdpowiedzUsuńNo i w ogóle, to podoba mi się cały ten sernik, tak delikatnie wygląda, no i kolory ma takie pastelowe :)...
Przepiękny Małgoś.
OdpowiedzUsuńA ja w tym roku wyjątkowo miałam szczęście do malin. Do tej pory tez zawsze góra ładna a w środku spleśniałe, ale w tym roku ku mojemu zdziwieniu nie zdarzyło się to ani razu. Może za rok będzie tak na Wybrzeżu
zachwycające
OdpowiedzUsuńna Twoich zdjęciach zawsze ukrytych jest mnóstwo smaków
borówki lubię bardziej od malin
więc taka zamiana mi by pasowała (:
Dziś znów zaryzykuję i kupię maliny, ale tydzień temu połowa wylądowała w koszu... A ciasto śliczne!
OdpowiedzUsuńMałgosiu, oczy mi zaraz wyjdą z orbit tak mi się ten Twój sernik podoba. A przecież dopiero co, zupełnym zbiegiem okoliczności, zrobiłam sernik z biała czekoladą tyle że pieczony. :) Pozdrawiam Cie serdecznie.
OdpowiedzUsuńMalgosiu i dobrze, ze ta 12stka jest dla Ciebie szczegolna i ze deser zrobilas - obledny!
OdpowiedzUsuńZ mailnami proazka, zdarzylo mi sie to ze 2 razy, juz chyba od tamtego czsu nie kupowalam...
Pozdrowienia :-)
Sernik cudny, jestem przekonana, że z borówkami też jest niezwykle smaczny.
OdpowiedzUsuńA ja mam chyba w tym roku wyjątkowe szczęście, myślałam, że to tak ogólnie, w sierpniu mało padało więc maliny były wyjątkowo suche i jeśli jakaś się zgniotła i spleśniała to co najwyżej jedna, dwie w koszyczku. Kupuję na targu u takiego pana, który przywozi ze swojego gospodarstwa.
Pozdrawiam!
Wygląda bardzo pysznie, na prawdę taki serniczek na prawdę smaczny i dobry na każdą porę.
OdpowiedzUsuń