Wiosenne gotowanie daje
tę przyjemność, że w kuchni nie ma potrzeby spędzania zbyt wiele
czasu. „Zielsko” robi się niemal samo, a nadwyżki czasowe
zaoszczędzone w kuchni – przenoszę na inne przyjemności, które
głównie poza domem się odbywają. Poza domem, bo wyznaję zasadę,
że co wysiedziałam zimą – wiosną koniecznie trzeba wychodzić.
:) Chodzę więc całymi kilometrami, tu i tam, choć finalnie moje
drogi i tak zawsze w końcu prowadzą... na piękny o tej porze roku
targ. :)
Botwinka to takie wdzięczne „zielsko”, że do czego by nie wrzucić, z czym nie połączyć – będzie szybko i smacznie. I w zupie, i w tarcie, i z makaronem, i z ryżem , i co tam komu się jeszcze zamarzy. :) A ja miałam smaka na kaszę, więc swojską odmianę risotta zrobiłam, tylko zamiast ryżu – kaszę jęczmienną użyłam.
Kto lubi takie klimaty –
polecam spróbować, bo naprawdę pyszne! :)
Kaszotto z botwinką
(na 2 porcje)
1 pęczek botwinki (z
młodymi buraczkami)
¾ szkl. kaszy
jęczmiennej pęczak
1 cebula
gałązka świeżego
rozmarynu
2-3 łyżki oliwy do
smażenia
100 ml białego wina
wytrawnego
ok. 0,7l gorącego
bulionu
pieprz do smaku
ok. 30g parmezanu
garść orzeszków
piniowych
Botwinkę umyć i
osuszyć. Buraczki, łodygi i liście pokroić niezbyt grubo (można
zostawić kilka małych listków do ozdoby). Cebulę i igiełki
rozmarynu drobno posiekać. Orzeszki piniowe podprażyć na złoto na
suchej patelni. Bulion trzymać na małym ogniu, aby cały czas był
bardzo gorący.
W garnku lub głębokiej
patelni rozgrzać oliwę i lekko zeszklić na niej cebulę. Wrzucić
botwinkę i mieszając – smażyć 2-3 min. aż straci swoją
objętość. Dodać kaszę i rozmaryn - przesmażyć. Zalać białym
winem – gotować do wyparowania płynu. Dodawać po jednej
chochelce gorącego bulionu, za każdym razem czekając, aż płyn
się zredukuje. Czynność powtarzać do momentu, aż kasza będzie
miękka (ale nie rozgotowana, ziarna powinny być całe i jędrne).
Pod sam koniec gotowania doprawić do smaku pieprzem.
Zdjąć z ognia, wrzucić
parmezan i łyżkę masła, i wymieszać. Posypać orzeszkami piniowymi. Podawać od razu.
Smacznego!
W zeszłym roku piekłam botwinkową tartę zainspirowaną Twoim przepisem, w tym pewnie będzie kaszotto ;) Bo uwielbiamy botwinkę :)
OdpowiedzUsuńI też wędrujemy... ;)
Pozdrowienia
Kocham botwinkę. Dziś kupiłam dwa omdlałe pęczki,ale i tak zrobię z nich zupkę:).
OdpowiedzUsuńNIe wiem dlaczego, ale nie lubię słów typu: kaszotto, pęczotto itp :D. hehe;D Jakieś takie zboczenie ;-)
Ale Twoja potrawa bardzo mi się podoba Małgosiu, wszystkie składniki bardzo lubię ,a do tego zdjęcia piękne (jak zawsze). :)
Uściski kochana :*
Bardzo fajne danie, już wiem co można wyczarować z botwinki poza zupa ;-)
OdpowiedzUsuńMi pewnie by bardzo posmakowała
OdpowiedzUsuńApetyczne te zdjecia twoje Małgosiu
Nie przepadam za kaszą, ale ta wygląda baaardzo smakowicie ! :)
OdpowiedzUsuńŚlinka mi pociekła, a dopiero skończyłam śniadanie...
OdpowiedzUsuńMałgoś rewelacja. Muszę po prostu i już.
OdpowiedzUsuńU mnie czesto podobnie, tylko ze z komosa lub z kasza jeczmienna; i tylko do slowa 'kaszotto' jeszcze sie musze przyzwyczaic ;)
OdpowiedzUsuńA botwinki niestety wciaz trzeba ze swieca szukac :(
Pozdrawiam!
Prezentuje się genialne.
OdpowiedzUsuńBotwinka zawsze była dla mnie czymś intrygującym i oryginalnym, sama nie wiem czemu ;P
Oj ale nabralam ochoty! W poniedziałek idę po botwinke :) zapraszam na www.carolineza.blogspot.com
OdpowiedzUsuńAle nabrałam ochoty! W poniedziałek idę po botwinke. Zapraszam do siebie: www.carolineza.blogspot.com
OdpowiedzUsuńhmmm...bardzo ciekawy przepis :) zapraszam na mojego bloga www.kimchi.blog.pl ( mam nadzieję, że spodobają Ci się moje przepisy ) pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńpysznie Gosiu:)
OdpowiedzUsuńTo swietny pomysl Malgos na botwine w kaszotto/risotto. IMO zwykly burak w risotto sie zbyt dlugo gotuje i jest ciut za twardy po 22min, a taki mlody to bedzie to - dzieki za pomysl! Usciski sle ;))
OdpowiedzUsuńRobię już drugi raz- super danie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za wspaniałego Bloga i inspirację!
Pozdrowienia od stałej czytelniczki!
Bardzo się cieszę. :) Smacznego! :)
UsuńWłaśnie dojadam swoją porcję i muszę przyznać, że świetne danie, idealnie wpasowuje się w mój gust. Moje pierwsze podejście do botwinki i od razu taki szałowy rezultat - nie spodziewałam się. Bardzo dziękuję za przepis i pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńWłaśnie dojadam swoją porcję i muszę przyznać, że przepis doskonale trafił w mój gust. Było to moje pierwsze spotkanie z botwinką w kuchni i nie spodziewałam się tak dobrych początków znajomości. Bardzo dziękuję za przepis, świetny, na pewno wykorzystam ponownie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Miód na moją duszę. :) Jeśli tak zasmakowało, to nie pozostaje mi nic innego, jak zachęcić do wypróbowania wytrawnej tarty z nadzieniem botwinkowym. :) Jest jeszcze lepsza! (przepis w archiwum bloga). :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :)
Kocham tarty (a od dziś również botwinkę), więc przepis na pewno wypróbuję, dziękuję.
OdpowiedzUsuńAle namieszałam z tymi komentarzami - myślałam, że ten pierwszy nie przesłał się na serwer, bo mi sesja wygasła, więc wystawiłam drugi, a tamten usunęłam, tworząc zupełny bałagan... Jeśli ma Pani, jako administrator bloga, możliwość przywrócenia komentarza, bardzo bym o to prosiła - nie chciałabym, żeby moja rekomendacja pozostała bez śladu, bo naprawdę uważam, że warto wypróbować to danie :) Przepraszam za zamieszanie.
Komentarz przywróciłam, chociaż widzę, że chronologia wpisów została zaburzona. Ale to drobiazg, nie ma za co przepraszać. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam ponownie. :)
Zrobiłam. Zamiast parmezanu dałam ser pleśniowy który zakupiłam ostatnio w Londynie (podobno regionalny;)) więc zmieniło to smak dania pewnie diametralnie... ale muszę przyznać, że jest pyszne! Btw juz chyba 3-4 razy robiłam tartę z botwinką z Pani przepisu. Oczywiście z moimi 'akcentami' ;). Pyszna.
OdpowiedzUsuń