Pierwszy tydzień urlopu przynosi dziką radość i sporą dawkę emocji. Wiadomo: nowe i długo oczekiwane! :)
Niecierpliwie wypatrujemy kolejnych wędrówek, atrakcji, odkrywania nowych miejsc i smaków. Chwile biegną tak szybko, że chciałoby się postawić znak STOP, aby zatrzymać pęd czasu.
Wolniej! wolniej!
Ani się obejrzymy, a wkrada się tydzień drugi, znów szybko wydzierając dzień za dniem. Od tego pierwszego różni się tylko tym, że niebezpiecznie wzrasta nasze poczucie nieuchronnego powrotu do domu.
I oto wkraczamy w ostatni etap naszej wakacyjnej "tułaczki", i nagle wszystko się zmienia... Trzeci tydzień przynosi... tęsknotę. Wpierw delikatną, ale powoli narastającą. Za starymi kątami, za psiną, za pracą, za własną kuchnią i domowym jedzeniem.
Tego ostatniego brakuje chyba najbardziej. Po kolejnej porcji restauracyjnych pierogów, hałusków, wszechobecnych placków, kotletów i gulaszy - marzy mi się coś własnego, lekkiego i najchętniej z dużą ilością zieleniny...
Wspominam więc jedną z ostatnich przekąsek, jakie przygotowałam jeszcze przed opuszczeniem domu: delikatne racuchy na bazie ricotty, podane z dużą ilością bobu i sporą garścią pachnącej, świeżej mięty.
Marzą mi się ponownie, więc powolutku odliczam dni. A jak już zaspokoję pierwszy głód - pewnie znów zatęsknię za letnią przygodą... :)
RACUCHY Z RICOTTY Z MIĘTĄ I BOBEM
(proporcje na 10 racuchów)
250g bobu
ok. 50-80g boczku wędzonego pokrojonego w kostkę lub paseczki
garść świeżych listków mięty
Oraz:
250g ricotty
2 jajka
3 łyżki przesianej mąki pszennej
sól, pieprz (do smaku)
duża garść świeżej mięty
olej do smażenia (np. słonecznikowy lub z pestek winogron)
W garnku zagotować sporą ilość osolonej wody. Wrzucić na wrzątek opłukany bób i i od momentu, gdy woda ponownie zawrze – blanszować ok. 1 min. (bób nie może się rozgotować, powinien pozostać jędrny i chrupki). Przelać bób przez durszlak i od razu zalać zimną wodą (aby zatrzymać proces gotowania). Obrać z łupinek.
W dużej misce rozkłócić jajka. Mieszając, dodawać kolejno: ricottę, mąkę, sól i pieprz do smaku. Na koniec, do gładkiej masy wmieszać posiekane listki mięty.
Na patelni rozgrzać olej. Nakładać łyżką kopiaste porcje ciasta i smażyć z obu stron na złoty kolor. (na niezbyt dużym ogniu). Gotowe odkładać z patelni na papierowy ręcznik (wchłonie nadmiar tłuszczu z racuchów).
W międzyczasie rozgrzać drugą patelnię i podsmażyć boczek (jeśli jest bardzo chudy, można odrobinę podlać oliwą / olejem). Pod koniec smażenia dorzucić obrany bób – wymieszać, tak aby ziarna pokryły się tłuszczem. Zdjąć z ognia i obficie posypać listkami świeżej mięty.
Racuchy podawać z ciepłym bobem.
Smacznego!
Smacznego!
Świetnie się prezentują te racuszki! ; )
OdpowiedzUsuńZdjęcia cudowne!
muszą smakować przepysznie :-)
OdpowiedzUsuńO tak, za jedzeniem tęskni się najbardziej! Mi też zawsze brakuje warzyw, których w polsko-wakacyjnej kuchni jest, jak na lekarstwo. Chyba dlatego wakacje są tak krótkie ;)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia, pięęękne!
Małgosiu, zdradź proszę skąd ta deska piękna? Gdybym taką miała, na pewno do niej zatęskniłabym wcześniej czy później :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Dominiko, deskę kupiłam w TK Maxx. :)
UsuńNie przepadam za bobem, ale takie placki byłabym w stanie zjeść, bo prezentują się świetnie.; )
OdpowiedzUsuńNie łączyłam jeszcze placuszków z bobem, ani z miętą. Szczerze mówiąc jadamy je głównie na słodko. Może czas to zmienić?
OdpowiedzUsuńAle piramida. No i bardzo ciekawe połączenie - bób i mięta? Mnie to kupiło, bardzo ładnie się prezentuje, a co do smaku, cóż, jeszcze niesmacznych rzeczy tu nie znalazłem. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWyglądają fantastycznie! Bardzo letnie i wakacyjne smaki:-)
OdpowiedzUsuńBób! Długo na niego wyczekuje każdego roku:)
OdpowiedzUsuńodchodząc od tematu racuchów, to jest takie piękne uczucie - tęsknić na urlopie za powrotem do domu. Odpoczywaj i wracaj prędko! ;-)
Olu, dziękuję, tyle, że z tamtych wakacji już dawno zdążyłam wrócić. :D Czekam na nowe. :D
Usuń