Niewątpliwie desery takie jak ten mogłabym jeść o każdej porze i w ilościach co najmniej nieprzyzwoitych. Nie zważając na kalorie, na zdrowy rozsądek, ani nawet postanowienia, że słodycze „przycinamy”. :)
Sprawcą mojego łakomstwa jest baaardzo przeze mnie lubiany crème brûlée. Ba! Uwielbiany!
Aż trudno uwierzyć, że zwykłe jajka i zwykła śmietanka, doprawione aromatycznie (zwykle ziarenkami wanilii), upieczone, schłodzone, a na koniec posypane cukrem trzcinowym i potraktowane ogniem - dają tak fantastyczny efekt smakowy. To jest typowy przykład i potwierdzenie reguły, że proste = genialne.
Oczywiście zachęcam do własnego, domowego przygotowania tego prostego, klasycznego kremu (przepis tutaj - klik). Ale równie mocno polecam wszelakie wariacje na temat. Kiedyś pokazywałam gruszki zatopione w crème brûlée (klik – przepis), naprawdę bardzo pyszne.
A dzisiaj proponuję mini – tarty (ale z powodzeniem można zrobić jedną większą) na kruchym spodzie z plasterkami jabłek, przykryte pierzynką z crème brûlée. Dla odmiany, zamiast tradycyjnego dodatku ziarenek wanilii, do kremu dodałam syrop klonowy. Dzięki niemu krem zyskał trochę inny, bardziej orzechowy smak.
Taka wersja posmakowała mi tak bardzo, że w najbliższym czasie zamierzam przygotować tradycyjny, „czysty” crème brûlée (bez żadnych owoców, spodów, etc.) ale właśnie z syropem klonowym, zamiast wanilii. Już nie mogę się doczekać. :)
Tarty jabłkowe pod pierzynką z crème brûlée (z dodatkiem syropu klonowego)
na ok. 10 mini tart o średnicy 11cm
Kruche ciasto:
250 g przesianej mąki
125g zimnego masła
100g cukru pudru
1 żółtko
ok. 1-2 łyżeczki bardzo zimnej wody
Dodatkowo:
1-2 łyżki rozpuszczonego masła do smarowania foremek
mąka do oprószenia
Mąkę przesiać na stolnicę lub do misy robota, dodać masło pokrojone na małe kawałki. Rozcierać, aż utworzą się małe grudki. Dodać przesiany cukier puder – wymieszać, a następnie wbić żółtko jajka i łyżkę zimnej wody. Zagniatać, niezbyt długo, aż ciasto będzie gładkie. W razie gdyby ciasto było zbyt suche i nie chciało się zbić w kulę – dodać drugą łyżkę wody.
Z ciasta uformować wałek, zawinąć w folię spożywczą. Wstawić do lodówki na min. ½ godziny.
Piekarnik rozgrzać do 180 st. C. Przygotować foremki do mini tart (moje mają średnicę 11cm).
Foremki wysmarować rozpuszczonym masłem i oprószyć mąką.
Schłodzone ciasto pokroić na 10 plasterków mniej więcej równej grubości. Każdy plasterek rozwałkować dość cienko do wielkości odpowiadającej średnicy foremek, z wywinięciem na rant . Wyłożyć foremki ciastem. Piec „na biało” (np. przy użyciu suchej fasoli) przez ok. 15 min.
Wyjąć z piekarnika i poczekać aż wystygną (pozostawić w foremkach).
Crème brûlée:
500 ml śmietanki kremówki (dałam 36%)
5 żółtek z dużych jaj
4 łyżki drobnego cukru (użyłam białego)
4 łyżki (60ml) syropu klonowego
oraz
2-3 jabłka, obrane i pokrojone w niezbyt grube plasterki
10 łyżeczek brązowego cukru trzcinowego
Śmietankę wlać do rondelka. Rondelek postawić na ogień i mieszając od czasu do czasu – zagotować i od razu zdjąć z ognia. Odstawić śmietankę do lekkiego ostudzenia.
W misce wymieszać żółtka z 4 łyżkami drobnego cukru – nie ubijać! tylko delikatnie połączyć, tak by masa nie została napowietrzona.
Do masy jajecznej, cały czas ostrożnie mieszając - dodawać stopniowo ciepłej śmietanki – najpierw po jednej łyżce, a potem aż do wyczerpania płynu. Na koniec wmieszać syrop klonowy.
Na podpieczone wcześniej kruche ciasto ułożyć po kilka plasterków jabłek. Wlać do każdej masę śmietanową.
Piec w piekarniku (180st.C) przez ok. 30 min. aż masa się zetnie (dotknięta palcem powinna być sprężysta, nieco „budyniowa”). Wyjąć z piekarnika i ostudzić.
Schłodzić w lodówce.
Bezpośrednio przed podaniem – każdą porcję posypać cieniutką warstwą 1 łyżeczką brązowego cukru i skarmelizować przy pomocy palnika.
Smacznego!
Ale to musi być słodkie, pyszne i nieziemskie :) Chyba pora zaopatrzyć się w taki palnik....
OdpowiedzUsuńDla mnie ten przepis jest idealny. Cudowne połączenie smaków, piękny wygląd i mała forma (uwielbiam małe wypieki).
OdpowiedzUsuńMmmmmmmmm......... Crème brûlée to jest to! Robiłem kiedyś, ale bez palnika... :((( Porażka i więcej nie ruszałem tematu.
OdpowiedzUsuńA To Twoje to rozpusta na maxa!
Gdzie kupuje się takie palniki? W Castoramie czy w OBI...? :)
Robercie, jakiś tydzień temu był w ofercie w Tchibo. A na stałe mają w Duce (ale tego nie polecam, nie jestem z niego zadowolona i wczoraj zakupiłam właśnie ten tchibowski i już sprawdziłam: jest dużo lepszy).
OdpowiedzUsuńja robię creme brulee bez palnika - po prostu wkładam na chwilę do piekarnika pod mocno rozgrzany grill. tylko pilnować, bo dość szybko pyszna, chrupiąca skorupka może nam zmienić się w niesmaczny węgielek ^^
OdpowiedzUsuńuwielbiam ten deser - rozkosz :-)
OdpowiedzUsuńmmm, pięknie wygląda :)
OdpowiedzUsuńRaany, przy Twoich zdjęciach wysiadają wszystkie magazyny kulinarne :O Są rewelacyjne...
OdpowiedzUsuńZaczynam żałować, że nie mogę ot tak sobie jednego wyjąć z ekranu!
Z jabłkami niekoniecznie, ale ta wersja "czysta" z syropem klonowym, o której piszesz, bardzo bardzo kusi, to jest myśl!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :)))
PS. Śliczne serwetki :)
Oj tak, tego mi trzeba...
OdpowiedzUsuńZ tym, że ja mam przyjemność w delektowaniu się małymi porcjami więc jedna w zupełności wystarczy :D
Coś mi się wydaje, że te tartaletki będą bojowym zadaniem dla mojego palnika :) Zdecydowanie za rzadko nim się posługuję ;)
OdpowiedzUsuńzobaczę w Tchibo...
OdpowiedzUsuńJak będę taki posiadał, to będę kakmelizował nawet mielone :)
Rozpusta! Uwielbiam creme brulee! A dodatek syropu klonowego brzmi kusząco
OdpowiedzUsuńWspaniały przepis! Od czasu jak dostałam w prezencie palnik i kokilki często eksperymentuję z różnymi kremami brulee :)
OdpowiedzUsuńJakie cudowne tartaletki! :)
OdpowiedzUsuńOch, jakże bym chciała taki palniczek, mogłabym w końcu zrobić creme brulee. :)
Pozdrowienia Małgoś:*
bella ricetta :) ciao
OdpowiedzUsuńNigdy nie jadłam creme brulee i coś czuję że dużo straciłam bo Twoje przepisy są tak apetyczne i kuszące :-). Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJest to połączenie smaków, które uwielbiam. Szkoda nie mam opalarki do creme brulee.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
a ja mam taki malusi palnik , pewnie gaz się ulotnił bo kupione chyba lat 5 wstecz jak na cin cin wszyscy szaleli z palnikami :P
OdpowiedzUsuńTwoja tarta będzie mi się śnic aż ja będę musiała zrobić
Małgosiu!!!!! normalnie patrzyć nie mogę! AAAACH!
OdpowiedzUsuńO!
Pozdrawiam!
I idę, bo zwariuję!
Nie będę oglądać Twojego bloga bez jedzenia pod ręką...
OdpowiedzUsuńW brzuchu mi burczy....
Wyglądają na pyszne :)
piekne zdjecia:)
OdpowiedzUsuńach... cudnie i pysznie:)
cudowne, jeszcze nigdy nie jadłam, ale wiem, że na pewno będzie mi smakować, też się czaję na taki palnik :)
OdpowiedzUsuńPostanowiłam sobie: najpierw palnik, później creme brulee. I nie mogę się już na ten palnik doczekać!
OdpowiedzUsuńCudownie wyglądają te Twoje tarty, Małgosiu, naprawdę.
Pozdrawiam! :)
Polaczenie rzeczy za ktorymi przepadam - mam slinotok i to twoja wina! ;D
OdpowiedzUsuńWygląda przepysznie! Chętnie bym się poczęstowała:)
OdpowiedzUsuńOj to musi być genialne połączenie!
OdpowiedzUsuńMasz racje Malgosiu - nie ma to jak klasyka! Pyszna na Twoja wersja z syropem klonowym (ja moj ostatnio 'wykanczam' z nalesnikami i innymi tego typu 'pankejkami' ;)).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Aż się rozmarzyłam Małgosiu...
OdpowiedzUsuńTaki deser, na niedzielne popołudnie.
Idealny.
I z każdym Twoim słowem na temat crème brûlée się zgadzam :)
Moi drodzy, rzeknę prosto: do palników! I niech się Wam dobrze przypali. :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam wszystkich i dziękuję za pozostawione komentarze. :)
Oj pobiegłabym do palnika. Poszukam w tchibo w takim razie. Cudeńka Małgosiu, zresztą jak zwykle u Ciebie.
OdpowiedzUsuńA ja nie napisze o kucharzeniu, potrawach i oblizywaniu palcow.. tylko o kolorach.. jestes mistrzynia kolorow.. Na forum nikona jest mega watek o tym jak wyczarowac z nikona pastele i ludze zachodza w glowe.. a tu prosze.. Pisalem to nie raz , napisze jeszcze, jestes mistrzynia!
OdpowiedzUsuńZgadzam sie z Tobą, że crème brûlée jest boski w smaku (tylko te kalorie:). Twój wygląda rewelacyjnie ;]
OdpowiedzUsuńto sie nazywa rozpusta w bialy dzien... crème brûlée z jablkami!!!
OdpowiedzUsuńCmok :*
Do dziś dawno nie żałowałam wejścia na stronę internetową. Żałuję, że weszłam na Pani bloga. Jestem na diecie i do tej pory się trzymałam - trzymam się nadal, ale oblewa mnie pot ze strachu czy wytrwam. Pani przepisy są absolutnie cudowne! Zdjęcia, które Pani robi potrawom są tak apetyczne, że gdyby zaserwowała mi Pani potrawę w postaci zdjęcia to pewnie bym ją spałaszowała. Dodaję Pani bloga do ulubionych stron i mam zamiar katować się przeglądaniem wszystkich przyrządzonych przez Panią smakołyków! Bardzo gorąco pozdrawiam, Agnieszka
OdpowiedzUsuńMalgos i ja dolaczam do grona zachwyconych tarta jak i zdjeciami. jak Ty to robisz, co??? poza tym nie o palnik a o widelczyki chcialam zapytac. skad je wyczarowalas?? idealnie pasowalyby do mojego ukochanego zestawu sztuccy! buziak
OdpowiedzUsuńAgnieszko, nie katuj się! :) Życie jest na to za krótkie. :)
OdpowiedzUsuńCudawianki, te akurat kupiłam w Berlinie... Ale przecież u Ciebie tam, chyba łatwiej takie kupić...?
Marzę o takim palniczku!;) Robisz przecudowne zdjęcia z klimatem! pozdrawiam;)
OdpowiedzUsuń