Wspominałam w ostatnim wpisie, że w ramach weekendowego odpoczynku udam się na dłuuugi spacer, by przegonić różne takie pracowe stresy. I pewnie właśnie tak by się skończyło, gdyby nie fakt, że pogoda cudownie dopisała i spontanicznie wyjechaliśmy za miasto. Wcale nie daleko. Nad Wisłę, blisko ujścia rzeki do morza. W sympatycznych okolicznościach przyrody rodzinnie rozłożyliśmy się z grillem, a gromadka dzieci chlapała się w dmuchanym baseniku (notabene, woda w Wiśle ma tak paskudny, bury kolor, że strach stopę weń włożyć; dzieci dostąpiły zatem zaszczytu pluskania się w wodzie mineralnej :D).
Skutkiem poniekąd ubocznym naszego nadwiślańskiego wypadu stal się zakup świeżutkiej ryby. Świeższej już się nie da, bo prosto z łodzi, którą rybacy właśnie co wracali z połowu. Ledwo dobili do brzegu, a męska część naszego grona już wybierała co piękniejszą sztukę łososia bałtyckiego. 4-kilogramowy okaz przyjechał z nami do domu. Mnóstwo pysznego rybiego mięsa! Ale uczta!
Zbaczając na chwilę z tematu rybnego...
Jakiś czas temu otrzymałam bardzo sympatyczną przesyłkę od Monini. Spodziewałam się w niej oliwy z oliwek – sztandarowego (jak sądziłam) produktu firmy. Tymczasem spotkała mnie niespodzianka, bo oprócz znanych mi już oliw extra vergine (klasycznej i smakowej), z kartonu wyjęłam ocet balsamiczny, olej ryżowy i... coś jeszcze...
Z wszystkich produktów chętnie korzystam w kuchni i nie boję się ich polecić. Olej ryżowy używałam po raz pierwszy i od razu go polubiłam za jego subtelny smak. Dodatkowy atut: nadaje się zarówno do spożycia na zimno, jak i do smażenia czy pieczenia. Zwłaszcza to ostatnie wykorzystuję nader chętnie.
W kwestii wspomnianego wyżej „czegoś”, powiem tylko tyle, że moje dłonie pokochały go od pierwszego razu. :) Mówię o największej niespodziance, jaką sprawiła mi Monini – krem z wyciągiem oliwy z oliwek. Jest wspaniały!
Wracając z powrotem do łososia. Kawałek po prostu upiekłam. Porcje ryby skropione olejem ryżowym, doprawione tymiankiem - zawinęłam wraz z pomidorami i cukinią w papier do pieczenia. Pomidory puściły podczas pieczenia sporo soku, dzięki czemu ryba wyszła bardzo aromatyczna i soczysta. Pyszny obiad mieliśmy! Co by nie powiedzieć - świeża ryba „od rybaka” smakuje o niebo lepiej, niż ta sklepowa o niewiadomym czasie „leżakowania” w lodówce...
Pozostała część łososia została potraktowana grubą warstwą morskiej soli. Za 2-3 dni opłuczę ją, a skruszone mięso pokroję w cieniutkie plasterki i zaleję olejem (zapewne właśnie ryżowym, nadaje się do tego idealnie). To przysmak mojego męża. Ja osobiście jednak wolę rybę nieco mniej surową. :)
Łosoś w papilotach z pomidorami i cukinią
(2 porcje)
2 porcje łososia (mogą być dzwonki lub tuszki)
1 średnia cukinia lub 2 małe
1-2 pomidory żółte (u mnie odmiana lima)
1-2 pomidory czerwone (u mnie odmiana lima)
kilka gałązek świeżego tymianku
ok. 2 łyżeczki delikatnego w smaku oleju roślinnego do pieczenia (użyłam olej ryżowy Monini)
sól gruboziarnista (u mnie Maldon)
pieprz
opcjonalnie 1- 2 łyżeczki oliwy z oliwek (użyłam oliwę extra vergine „garlic &chili” Monini)
1 cytryna
Piekarnik nagrzać do temp. 180st.C (grzałki góra - dół). Przygotować 2 duże arkusze papieru do pieczenia.
Łososia umyć, osuszyć i delikatnie posolić. Warzywa umyć i osuszyć. Pomidory pokroić w ćwiartki (wyciąć stwardniałe fragmenty gniazda nasiennego). Cukinię pokroić w plasterki.
Na środek każdego arkusza układać warstwami: plasterki cukinii – porcję łososia – plasterki cukinii – ćwiartki kolorowych pomidorów. Z wierzchu ponownie delikatnie posolić, popieprzyć, ułożyć gałązki tymianku i skropić olejem roślinnym, nadającym się do pieczenia. Boki papieru poskładać do środka, w taki sposób, by powstały zamknięte paczuszki (papiloty).
Włożyć do nagrzanego piekarnika i piec ok. 20 min. Po tym czasie można papiloty otworzyć i przez kolejnych ok. 5 min. podpiekać (na ten czas włączyłam funkcję górnego opiekacza).
Wyjąć z piekarnika. Bezpośrednio przed podaniem skropić oliwą extra virgine i sokiem z cytryny.
Smacznego!
Przecież ci rybacy wypływają nad ranem z hurtowni rybnej gdzie kupili chińskie mrożonki. Po kliku godzinach wracają z rozmrożoną rybą i sprzedają turystom za słoną sumę.
OdpowiedzUsuńA tak poważnie to zazdroszczę.
Heh, nie tym razem. ;-) Ryba aż pachniała, oczy były przezroczyste,a skrzela miały mocno intensywny kolor. :) To był prima sort zakup. :)
OdpowiedzUsuńHe he, Małgos, rzeczywiście byłyśmy w tej samej okolicy! Niezły zbieg okolicznosci :)Ale nie wróciliśmy z rybą (nie licząc tej w brzuchu Tomka, bo dkla mnie było za gorąco na smażoną rybkę).
OdpowiedzUsuńA paczuszka od Monini super, sama z przyjemnością bym taką otrzymała :)
I ryby, i paczuszki "zazdraszczam" :-) Danie rewelacja!
OdpowiedzUsuńAleż cudownie pysznie Małgosiu!:)
OdpowiedzUsuńCzy Ty może gdzieś niedaleko mnie byłas?
Pewniekiem raczej z tej drugiej strony Wisły;).
Ściskam serdecznie i podziwiam zdjecia przepiękne!
ale to wszystko pieknie i apetycznie wygląda ;)))
OdpowiedzUsuńnie ma to jak świeża ryba prosto z kutra ... oj marzenie moje:) Pyszne jedzonko:)
OdpowiedzUsuńteż uwielbiam łososia:) zapraszam do mnie na przepis w 2 minuty na gotowe mięso z łososia oraz bardziej "rozbudowany" przepis:) pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńZazdroszcze takiego swiezutkiego lososia, fantastycznie go przyrzadzilas, az mi slinka leci...
OdpowiedzUsuńa oliwy uzywam tez z tej samej firmy, polubilam jakos, ale zadnych kremow z oliwy nie znam, ot jakas nowinka :)
Blog przepiękny i zdjęcia cudne
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie
http://mojeptysiemalinowe.blogspot.com/
Boski posiłek!
OdpowiedzUsuńMałagosiu, ależ pyszności! I olivne i rybne, a połączeniu wyglądają obłędnie:). I ja się muszę kiedyś wybrać na taki łów...
OdpowiedzUsuńJa Cię dobrze że Dawid już w pracy :) Męczy mnie ostatnio o rybę, a ja jakoś do ryb ręki dobrej nie mam. W weekend chyba i my się gdzieś wybierzemy, bo muszę godnie pożegnać końcówkę urlopu. Nawet nie chce mi się myśleć o powrocie do roboty :-(
OdpowiedzUsuńpiękny ten łosoś:-)
OdpowiedzUsuńPiękna okaz. I bardzo apetycznie wygląda z pomidorami. My prawie co weekend robimy teraz rybę. Co prawda nie prosto z kutra, ale z dobrego sklepu rybnego. Nowy przepis będzie w sam raz.
OdpowiedzUsuńło matko! ta ryba na mnie łypie oczkiem:D
OdpowiedzUsuńMałgoś od czasu Toskanii Twoje zdjęcia podobają mi się jeszcze bardziej!! Nie wiem jak Ty to robisz, ale nimi hipnotyzujesz - nie wspominając już o morelach które chwilę temu notkę wcześniej ujrzałam, zabójcze :D
mniam mniam, jutrobiegnę po mojego ulubionego łososia :D, czuje juz jego piękny zapach, z pomidorkami mmm pycha:D
OdpowiedzUsuń