Trudno mi uwierzyć, że minął
miesiąc, odkąd wędrowałam po barcelońskich ulicach. A przemierzyłam całe mnóstwo kilometrów.
Każdego poranka przysiadałam przy
maleńkim stoliku piekarni, by popijając aromatyczne espresso,
schrupać świeżą bagietkę z serrano.
Zaglądałam do ciasnych restauracji,
barów tapas i maleńkich sklepików z jedzeniem na wynos. Zajadałam
się najświeższymi owocami morza (jak mi ich teraz brakuje!).
Robiłam zakupy na lokalnych targach i
piłam świeże soki na słynnej Boquerii.
Trudno mnie było odciągnąć od
każdej napotkanej cukierni. :) Jedną z nich – odwiedzałam
codziennie. Jej muzułmański właściciel rozpoznawał mnie już w
drzwiach, a ja nie potrafiłam odmówić sobie kolejnych i kolejnych
(nomen omen) arabskich słodkości. :)
O Barcelonie można by zapewne prawić
godzinami. O jej kuchni, architekturze i przemiłych ludziach.
Wielokulturowa i
różnorodna. Zakochałam się w każdym jej calu.
Nie będę Was zanudzać opisami (swój
limit - na dłuuugo wyczerpałam podczas moich zeszłorocznych,
toskańskich opowieści :D).
Zamiast słów – pokażę Wam
Barcelonę, widzianą moimi oczami.
Dzisiaj wielki skrót kulinarnych migawek.
Jeśli czas pozwoli, pokażę również jak odbierałam barcelońskie ulice. :)
Pozdrawiam!
Jak ja Ci zazdroszczę, sama chętnie poleciałabym do Barcelony;) Z przyjemnością poczytam twoje wspomnienia o niej;)
OdpowiedzUsuńZdjęcia rewelacja. jeszcze by się tylko chciało tego wszystkiego skosztować :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie kuliarne relacje z podróży! Piękne zdjęcia! Aż slinka cieknie!
OdpowiedzUsuńWspaniałe zdjęcia. Moje kubki smakowe piszczą!
OdpowiedzUsuńrozmarzyłam się :) przepięknie przedstawiłaś :)
OdpowiedzUsuńOch zazdroszczę tej wyprawy tych smaków..
OdpowiedzUsuńJakie pyszności i ta podróż,ach się rozmarzyłam...
OdpowiedzUsuńRzuciłbym się na babeczkę z owocami, orzechami na wierzchu.
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie co leży przed miseczką z oliwkami. Czy to są karczochy z czymś w środku i 'wykałaczką', żeby to w środku nie uciekło? Mam zagwostkę, papryczka wygląda jak tasiemka
Michale, prawdę mówiąc mam zagwozdkę, bo nie wiem co to było. :D Hiszpańskiej nazwy nie zapamiętałam (zresztą i tak nic mi ona nie mówiła). Podejrzewam, ale tylko podejrzewam i mogę się mylić, że to była marynowana i faszerowana okra. Cokolwiek to jednak było - smakowało... hmmm...nijak. ;-)
UsuńMoże jednak ktoś z czytelników bloga kojarzy co przedstawia to zdjęcie... i pomoże w rozwikłaniu zagadki?
Ps. Za to babeczka była pyszna. :)
TO raczej okra nie jest, bo zupełnie inny kształt ma okra niż to na zdjęciu. Jak smakowało nijak to na 99% był to marynowany karczoch. No i kształt by się zgadzał. Poza tym piękne zdjęcia i piękna podróż.
UsuńOjjj, nie wiem... Smak i wygląd karczocha znam i to tutaj w ogóle mi go nie przypominało...
UsuńTo byla ¨berenjena¨ czyli baklazan. Nie wyglada co prawda, ale jest to odmiana baklazana wlasnie. Na dowow prosze wpisac w wyszukiwarke ¨berenjena en vinagre¨;)
UsuńPozdrawiam!
Agnieszka z Madrytu
Och... Ależ relacja, Małgoś...
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie podróże kulinarne :) Fajne zdjęcia.. aż mi się zachciało gdzieś wreszcie wyruszyć po nowe smaki :)
OdpowiedzUsuńNo, pysznie! Słodko i ostro. I pięknie...
OdpowiedzUsuńJak dla mnie limit masz jeszcze nie wyczerpany. Toskańskie opowieści były superowe!
Zdjęcia przepyszne... Barcelona mój sen. Wybieramy się tam... jak sójka. :)
O wow, ale pyszności! Wspaniała kulinarna relacja Małgosiu!:)
OdpowiedzUsuńOstatnio prosiłam o coś słodkiego i dziś dostałam :D
OdpowiedzUsuńTeż lubię arabskie słodkości, solidna porcja masła i cukru.
Widzę też typowe hiszpańskie churrosy, zawsze mnie one zastanawiają. Czy ich smak jest warty tej pracy, którą trzeba przy nich wykonać?
Ania
Aniu, powiem Ci, że podczas pobytu w Bcn - próbowałam wielu słodkości (nie wszystkie uwieczniałam na zdjęciach) i muszę przyznać, że większość była po prostu ok. Żadne tam ochy i achy. Churros jako jedyny nie smakował mi w ogóle. Był straaasznie tłusty i nie prezentował żadnych przyjemniejszych walorów smakowych. I nawet czekolada (nota bene też trafiła nam się paskudna) - nie uratowała wrażenia. Oczywiście, wszystko kwestią gustu. Nie wykluczam też, że churreria, do której trafiliśmy - była po prostu kiepska. ;-) W każdym razie nie odważyłam się na powtórkę, a i w domu jakoś mnie nie ciągnie, by samej przygotować churros...
UsuńZa to arabskie słodkości... mmmm... miodzio. :) I wcale nie były aż takie ociekające miodem (a w każdym razie nie wszystkie). :D
Ach, no właśnie tak podejrzewałam. Przypuszczam, że odniosłabym dokładnie takie samo wrażenie jak Ty. Może kiedyś sama odwiedzę Hiszpanię to spróbuję, a póki co churrosy będę jedynie podziwiać na zdjęciach i testować inne przepisy.
UsuńFajny ten Twój blog, lubię go odwiedzać, a i przepis czasem jakiś ukradnę ;) Pozdrawiam
Dziękuję Aniu. :) Mam nadzieję, że przepisy się sprawdzają. :)
UsuńCo do Hiszpanii - warto, warto! :) Zresztą to taka chyba uniwersalna prawda, że dla nas - każdy południowoeuropejski kraj jest ciekawy, bo oferuje nam to, o co trudno u nas. No choćby te najświeższe owoce morza. :) Pozdrawiam Aniu!
I te świeże soki... Przypomniałaś mi kilka smaków :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Małgosiu może te słodycze smakują tylko OK, ale wyglądają boskoooooo! bardzo zazdroszczę takiej wyprawy:)
OdpowiedzUsuńGosia super wyprawę miałaś, a te słodkości to coś co bardzo lubię. Do tego dużo dobrej kawy, czasem wody by nie mieszać kolejnych smaków i spaceru od rana do nocy. W Madrycie (2 lata temu)nie natrafiliśmy na jakieś fajne cukiernie, ale bary tapass, szczególnie jeden były wyśmienite
OdpowiedzUsuńi Gaudi między kęsami kolejnych frykasów :), słodycze cudowne, aż czuję ssanie :)
OdpowiedzUsuńŚlinka cieknie od samego oglądania :)
OdpowiedzUsuńmiasto moich marzeń, wybieram się od kilku lat i wciąż jakoś nie mogę :(. ale zazdroszczę tak strasznie. i jedzenia i podróży... ahh
OdpowiedzUsuńPiękne, smaczne zdjęcia. Byłam w Barcelonie rok temu i troszkę zapomniałam, ale pięknie mi przypomniałaś :)
OdpowiedzUsuńDo Barcelony mam niecale 4 godziny samochodem, ale... nie mam samochodu! :P Twoje zdjecia sa piekne. Widze pewne podobienstwa miedzy Barcelona a Tuluza - tutaj tez bardzo widoczne sa wplywy arabskie. A fotografia z witryna cukierni to jak kalka cukierni, ktora codziennie mijam w drodze do szkoly! Pozdrawiam cieplo, a nawet upalnie :)
OdpowiedzUsuńprzyszłam z ciekawości, ale chyba zaślinie monitor!!!
OdpowiedzUsuńHaha, szkoda monitora. :) Ale miło mi bardzo! :) Zapraszam ponownie. :)
UsuńPrzepiękne kadry, ujmująca atmosfera. Proszę o "toskańską relację". Myślami już się przenoszę do Barcelony. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńDziękuję Aldono. :) A toskańską relację znajdziesz w archiwum bloga. Wejdź (w pasku po prawej stronie) w zakładki 2011 --> lipiec 2011 (a kontynuacja w sierpień 2011). :)
OdpowiedzUsuńza niedługo sama zamierzam odwiedzić Barcelonę. Czy są jakieś kawiarenki, piekarnie, restauracje które mogłabyś polecić?
OdpowiedzUsuńTo może być trudne, bo zwykle jadaliśmy w przypadkowo wybranych miejscach.
UsuńNatomiast z przyjemnością wracaliśmy (3 razy tam byliśmy) do baru O"Toxo 3 Hermanos (przy Carrer del Carme, w dzielnicy Raval- niedaleko Rambli). Przy czym bardziej podobało nam się tam wieczorami - jakoś chyba lepsza zmiana wtedy pracuje. :D Chociaż chyba nie ma reguły, pewnie my akurat tak trafiliśmy...
Mega wypasioną paellę z ogromną ilością owoców morza dostaliśmy w barze BAR CELONA przy ulicy Poeta Cabanyes (boczna od Av. Paral-lel).
Jedliśmy też na Boqueri, ale jakoś szczególnie nie polecam - bardzo drogo, a wcale nie lepiej niż gdzie indziej.
Kawiarenek i piekarni jest taka ilość w centrum, że można wybierać i przebierać. Wchodziliśmy na chybił trafił. No, poza tą jedną, którą mieliśmy tuż przy naszym miejscu zamieszkania i była po prostu naszą śniadaniownią i kawiarnią w jednym. :)
Jeśli chodzi o cukiernie - to my nie mogliśmy oprzeć się tylko jednej, tej, o której pisałam we wpisie - maleńką, niepozornie wyglądającą cukierenkę z arabskimi słodkościami (widać ją na zdjęciach w cz. 1 i cz. 2) - przy ul. Hospital (dzielnica Raval). Typowo barcelońskie słodkości nie były dla nas aż tak atrakcyjne i nie rzucały na kolana... :)
Malosia, rany julek, te zdjecia to istna tortura, i jeszcze tak na kilka minut przed zasnieciem, to sobie zaserwowalam! :D Co tu mowic, chce sie spakowac manatki i odwiedzic ta kawiarenki...
OdpowiedzUsuńŚwietne kulinarne migawki z Barcelony! Aż się stęskniłam za Boquerią i churros! :) Byłam tam zdecydowanie za krótko, żeby zasmakować tych wszystkich specjałów, ale planuję wrócić. Miło było powspominać :)
OdpowiedzUsuńWspaniałe te Twoje kulinarne migawki!
OdpowiedzUsuńJa w Barcelonie byłam zbyt krótko, aby skosztować tak wielu rzeczy. targ La Boqueria bardzo mi się podobał i spróbowałam tam słynnych, niesamowicie słodkich i tłustych churros :) Następnym razem koniecznie będę musiała spróbować paelli! Ze słodkości smakował mi turrón, który w trakcie mojego pobytu (tuż przed świętami Bożego Narodzenia) sprzedawany był w bardzo wielu miejscach.