Niezły pasztet! Na wskroś niewegetariański. :) Wpadł do pracy i zrobił zamieszanie. :)
A było tak. Maja vel Pamela wkroczyła do pokoju ze śniadaniem na talerzu i powiedziała:
„Tiffi! W kuchni zostawiłam dla ciebie kawałek chlebka z dobrej piekarni i coś do chlebka. Moja mama upiekła.”
Rzut oka na talerz Pamelci. I już mnie nie było. Pognałam do kuchni.
Po chwili jadłam z nieukrywaną przyjemnością. Ależ było dobre! O rrrany... niebo w gębie. :)
Słyszałam o nim już wcześniej, bo Pamelcia chwaliła pasztet swojej mamy. :) No, ale na sucho, to nie to samo, co z degustacją, prawda? :D
Powzięłam decyzję. Piekę!
No i jest. :)
Co prawda, muszę to uczciwie przyznać, mój pasztet miał pewne, małe niedociągnięcia i nie był aż tak wilgotny, jak ten, który dała mi do skosztowania Maja. Ale co tam! pierwsze koty za płoty. ;-) Za drugim podejściem będzie lepiej, bo już wiem, na co zwrócić szczególną uwagę. Przy najbliższej okazji kupię najtłustszy boczek, jaki tylko uda mi się znaleźć w sklepie. :)
Halo! :) Proszę pani Mamy! Pani pasztet był pyszny, ze palce lizać! :)
Dziękuję za przepis. :)
Przepis, który przyniosła mi Pamelcia, przewidywał użycie blisko 5 kg mięsa. :) To za dużo jak na nasze możliwości. Podzieliłam więc składniki mniej więcej na połowę, choć absolutnie nie bawiłam się w aptekarską dokładność.
Z podanych poniżej proporcji upiekłam pasztet w dwóch foremkach (jedna keksówka 30x11cm + foremka 15x15cm). Część pasztetu zamroziłam.
Pasztet mięsny
wg przepisu mamy Mai
ok. 1 kg łopatki wieprzowej
ok. 0,5 kg wołowiny b/k
ok. 0,5–0,6 kg świeżego boczku (niezbyt chudy!)
ok. 0,4 kg wątroby wieprzowej (zamieniłam na wątróbkę z indyka)
kilka grzybków suszonych (dałam garść)
2 marchewki
1 mały korzeń pietruszki
kawałek pora (dałam jasną część)
kawałek selera (dałam ćwiartkę)
1 nieduża cebula
listki laurowe (dałam 3 szt.)
ziele angielskie (dałam 4 ziarenka)
pieprz czarny (dałam 4 ziarenka)
oraz:
2 bułki
3 jajka (osobno żółtka i białka)
sól, pieprz, świeżo utarta gałka muszkatałowa, imbir sproszkowany – ilość do smaku
pęczek natki pietruszki (to mój własny dodatek)
słoninka do wyłożenia dna blaszki (zamieniłam na cienkie plastry wędzonego boczku)
Do dużego garnka wlać zimną wodę. Wrzucić listki laurowe, ziele angielskie i ziarenka czarnego pieprzu. Włożyć wołowinę i gotować (nie solić, bo mięso będzie twarde). W trakcie gotowania dołożyć dodać łopatkę, boczek oraz włoszczyznę i suszone grzybki. Gotować aż mięso zmięknie (jednak uważać na czas gotowania, bo można „przesuszyć” mięso).
Pod sam koniec gotowania – dodać wątrobę i gotować króciutko (wątróbkę indyczą gotowałam tylko kilka minut.).
Mięso i warzywa wyjąć z wywaru, odsączyć i przestudzić. W wywarze namoczyć bułki – trochę odcisnąć. Wszystko zmielić (ugotowane ziele angielskie również wyłowiłam i zmieliłam).
Doprawić do smaku solą, pieprzem, gałką muszkatałową i imbirem. Dodać posiekaną drobno natkę pietruszki, żółtka jaj i ubitą na sztywno pianę z białek. Delikatnie wymieszać.
Piekarnik nagrzać do temp. 180 st. C. Przygotować keksówki. Wyłożyć papierem do pieczenia. Dno wyłożyć słoninką (lub wysmarować smalcem; a ja wyłożyłam cieniutkimi plastrami boczku). Wyłożyć masę mięsną.
Piec ok. 1 godz. (jeśli masę mięsną mamy wyłożoną dość grubą warstwą w keksówkach; jeśli w niskich foremkach - to czas pieczenia będzie krótszy). W trakcie pieczenia sprawdzić patyczkiem, nie powinien być mokry).
Wystudzić.
Można mrozić.
Smacznego!
Bardzo lubię domowy pasztet ale rzadko niestety go jem a Twój kusi i to bardzo :-) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMałgooosia, jakie apetyczne zdjęcia! tak można pasztet zwykły sfotografować? Ale pasztet! :-D
OdpowiedzUsuńBuziaki wielkie...
Pasztet przedstawia się wyśmienicie. W ogóle nie wygląda sucho. Pewnie woloałabym użyć odrobiny startego świeżego imbiru niż tego w proszku, ale to już osobiste upodobanie.
OdpowiedzUsuńMałgoś jesteś mistrzynią fotografii. Dla mnie jak pasztety to tylko domowe. Te sklepowe są niejadalne w przeciwieństwie do tych domowych.
OdpowiedzUsuńpysznie wygląda :) a że pyszny to wiem bo moja mama ma podobny przepis zamiast wątroby wieprzowej watróbki drobiowe a zamiast boczku czasem podgarle jak się trafi w sklepie ładne - pychotka serdecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńa zdjęcia takie że brak słów normalnie
Małgoś dobrym pasztetem to ja nie pogardzę, oj nie...
OdpowiedzUsuńCo tu dużo mówić - ja wolę pasztet niż klops chyba :)
Ania już powiedziała, ale Ty to nawet pasztet potrafisz tak sfotografować, że cżłowiek z zazdrości chowa się pod stół :D
Miłego weekendu Małgosiu!
U mnie w rodzinie pasztet jedyny to robi moja Ciocia (swoją drogą bywa i tak, że nie tylko w kuchni, chociaż absolutnie w pozytywnym znaczeniu) i jakoś się tego paszteta boję, bo a nuż mi nie wyjdzie.
OdpowiedzUsuńAle jak patrzę na te zdjęcia...no to też swoją drogą sztuka, żeby zrobić zdjęcie pasztetowi żeby ślina ciekła! :D
Pasztet to coś o czym ostatnio często myślimy z moją siostrą. Narobiłaś nam jeszcze większego apetytu :)
OdpowiedzUsuńA wiesz Małgosiu, że ja o upieczeniu pasztetu(pierwszego w życiu) jakoś tak od tygodnia myślę i kto wie, czy się właśnie na Twojego nie skuszę, tak pysznie wygląda. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńCoś czuję, że korzystając z tego przepisu będzie niezły pasztet w domu :) P.S. Super zdjecia!
OdpowiedzUsuńDlaczego nie było nic o tym, że "Jędruś" dzwonił? Toż to wydarzenie wpływające, nie tylko na emocjonalną stronę Gosi, lecz przede wszystkim na jej kuchnię. Czekamy na przepis inspirowany niedawnym telefonem;)
OdpowiedzUsuńMałgoś Ty to masz smykałkę prawdziwą do zdjęć.. nie wiem jak można tak ładnie i apetycznie pasztet sfotografować..
OdpowiedzUsuńUwielbiam domowy, od Mamy, z bardzo podobnego przepisu!
pozdrawiam cieplutko i miłego weekendu
Eeee... trzeba było nie robić mniej tylko mi tu do Warszawki podesłać... :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Uwielbiam pasztety, szczególnie z chrzanem, a jak jeszcze jest wilgotny i pełen mocnego smaku to przepadłam, mogę zjeść cały :)
OdpowiedzUsuńKolejna rzecz, której nigdy nie robiłam :)
OdpowiedzUsuńNa szczęście posiadam teściowa która robi rewelacyjny.
Piękne zdjęcia, jak zwykle
oj szkoda, że ja tak na sucho muszę ten pasztet oglądać ;) Bo jak piszesz nie ma to jak degustacja, to jak podeślesz kawałeczek?;)))
OdpowiedzUsuńJejku, cudownie się prezentuje Małgosiu!:))
OdpowiedzUsuńMarzę o zrobieniu własnego pasztetu, a ten przepis i jego wygląd no.. paluszki lizać!
Pozdrawiam cieplutko:)
Majana
Mniam..
OdpowiedzUsuńostatnio mam nieodparta ochote na taki domowy pasztet! nie dosc, ze czytasz Malgosiu w moich myslach, to jeszcze tak kusisz!! niestety nie mam maszynki, wiec nie upieke... popatrze sobie zatem i powzdycham, ok? ;-)
OdpowiedzUsuńoch.. gdyby mnie tak ktoś domowym pasztetem poczęstował..
OdpowiedzUsuńTaki domowy pasztet ma niezapomniany smak...
OdpowiedzUsuńwygląda przepysznie :)
OdpowiedzUsuńAle apetycznie się prezentuje ten pasztecik;)
OdpowiedzUsuńPiękny blog i śliczne zdjęcia... że o przepisach nie wspomnę;)))
Pozdrawiam
Uwielbiam pasztety, biore ten Twoj przepis na "uzbrojenie" :)
OdpowiedzUsuńMalgos, rety pasztert z 5kg miesa powiadasz? Dajesz czadu :)
OdpowiedzUsuńA zdjeica, jakby u Ciebie wogole nei bylo zimy!
Usciski sle :-)
Małgoś , Twój pasztet wygląda przeapetycznie !
OdpowiedzUsuńZ chęcią bym zjadła kawałek na śniadanie, tym bardziej, że sama dawno nie piekłam pasztetu :)
Mmmmm, pasztety zawsze lustruję z pewną dozą nieufności, ale ten wygląda naprawdę dobrze! Nawet jeśli 5 kg mięsa to naprawdę dużo...;)
OdpowiedzUsuńTaki pasztet rzeczywiście może narobić zamieszania!A takie zdjęcia to dopiero! ;-) Zapraszamy na nowy portal kulinarno -fotograficzny http://wykrywacz-smaku.pl/ :)
OdpowiedzUsuńWspaniałe zdjęcia! wszystkie, bez wyjątku.
OdpowiedzUsuńUwielbiam domowy pasztet. Twój mnie zauroczył wdziankiem z boczku. Niesamowicie się prezentuje :)
i te pomidorki... urocze:)
Małgosiu, ja do niedawna byłam przekonana, że pasztet tylko na święta się robi:)
OdpowiedzUsuńAle już mi przeszło to przekonanie i zrobię pasztet znowu!
Ciekawy dodatek imbiru. I ten boczek też mnie kusi:)
Glodnemu chleb na mysli... Na poczatku przeczytalam bowiem 'na wspkros wegetarianski' i zdziwilam sie nieco widzac boczek na zdjeciu; ale pomyslalam, ze to taki miesny dodatek od Ciebie ;) Reszta wpisu i przepis za to zozwialy dalsze moje watpliwosci ;))
OdpowiedzUsuńW kazdym razie pasztet wyglada znakomicie! Chetnie przekaze przepis znajomym miesozercom; moze zrobia i dzieki temu i ja sie poczestuje? ;)
Pozdrawiam Malgosiu i milego tygodnia zycze!
ja zawsze piekę pasztet na święta wielkanocne i na Boże narodzenie, przepis podobny, aczkolwiek więcej boczku daję i to tłustego albo podgardla, wtedy pasztet jest wilgotny. Zdjęcia super, nie pomyslałabym że pasztet może sie tak ładnie na zdjęciach prezentować
OdpowiedzUsuńW tym jednym przypadku nie ucze sie na bledach (wlasnych i cudzych) - siadam do czytania blogow kulinarnych uzbrojona w niewystarczajaca ilosc jedzenia. Co mi po jakis mizernych 4 paczkach, jak Ty z pasztetu zwyklego robisz Cindy Crowford?! :)
OdpowiedzUsuńwrzucam do ulubionych bedzie idealny na Wielkanoc;)
OdpowiedzUsuńWitam, w przepisie nie jest zaznaczone co zrobić ze świeżym boczkiem... jestem początkującą kuchareczką, więc proszę o instrukcję. Pilne, bo zaraz zaczynam ;D Pozdrawiam, i bardzo proszę o odp!!
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, że nie odpowiadziełam pilnie, ale gdy jestem w pracy, to niestety nie zaglądam na bloga...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że mimo wszystko sobie poradziłaś? :) A boczkiem (słoninką) - zgodnie z tym, co jest napisane w przepisie (przy składnikach) - należy wyłożyć foremkę (czyli pokroić w cieniutkie plasterki i wyłożyć na dno, lub jeśli plasterki są większe - to dodatkowo wywinąć na boki foremki. Spójrz na zdjęcie, łatwiej będzie mogła sobie wyobrazić. :)
Pozdrawiam! :)
Aaaaa... a ja myślałam, że ta słoninka na dnie pochodzi ze składników po słowie "oraz:..." . Ja swój boczek zmieliłam,dodając do reszty zmielonego mięsa, wyszło i tak znakomicie! Dziękuję za cudowny przepis i za odp ;)) Miłej końcówki świąt ;)) SMACZNEGO! ;)
OdpowiedzUsuńTyle komentarzy, że ładne zdjęcia itp a nikt go nie upiekł i nie napisał czy dobry.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Ania