poniedziałek, 31 grudnia 2012

Migawki 2012


Zwykle z niedowierzaniem odnotowuję fakt, że kolejny rok za mną. Kolejny rok w metryce, kolejny rok blogowania, pielęgnowania swoich pasji, kolejny rok małych sukcesów, ale też i niespodziewanych zakrętów. W ogólnym rozrachunku dla mnie był to dobry rok, który z pewnością będę długo mile wspominać.
Mam nadzieję, że dla Was – moich przyjaciół, sympatyków i czytelników Pieprzu czy Wanilii – mijający rok 2012 był rokiem obfitości pod każdym względem. 
 
Na progu Nowego 2013 – życzę wszystkim Wam, ale i sobie również – spełnienia marzeń, tych dużych i tych zupełnie maleńkich. Niech się szczęści! :)


Śladem lat ubiegłych, przygotowałam moje ulubione, bo całoroczne migawki kulinarne.
Tak się działo na Pieprzu czy Wanilii przez cały 2012 rok. 

Ciekawa jestem, które tablo podoba się Wam najbardziej? Kolejne już za 365 dni. :)


czwartek, 27 grudnia 2012

Migawki z kuchennej szafki – cz.7



Wiem, wiem, założenie cyklu było jasne: otwieram przed Wami swoje kuchenne szafki i wylewające się szuflady. Ale co poradzę na to, że tyle fajnych niekuchennych przedmiotów pcha mi się przed obiektyw. :) Może z nowym rokiem powinnam zastanowić się nad zamianą kuchennych migawek – na 1001 drobiazgów z kuchni i okolic...? :D Muszę to jeszcze przemyśleć. :)



poniedziałek, 24 grudnia 2012

niedziela, 23 grudnia 2012

Z ostatnich chwil...


Bakalie już mocno pijane od rumu. Zasilą porządną dawką smaku i koloru – pękate keksy.
Prażone orzechy na spółkę z domową pastą marcepanową wkrótce zamienią się w mój ulubiony świąteczny wypiek – pyszną, kruchą krajankę.
Nie zabraknie piernika, chociaż jeszcze nie zdecydowałam: przekładany powidłami, czy z dodatkiem orzechów...
I sernik też będzie. Pewnie ten ze śliwką, bo jest absolutnie doskonały. No i pięknie pachnie pomarańczą...


czwartek, 20 grudnia 2012

Debiut w Kuchni



...ale nie tej domowej, bo ta przecież dawno oswojona... ;-)
Magazyn„Kuchnia” obchodzi swoje 18-te urodziny i pięknieje w oczach. Miałam tą ogromną przyjemność (dziękuję Kuchnio!) przygotować kawałeczek materiału zdjęciowego do styczniowego wydania magazynu. To była brrrr... bardzo zimna sesja zdjęciowa, tak jak zimny zwykle bywa styczeń. Ale tak w ogóle było...gorąco, bardzo słodko i smacznie. :) 
 

środa, 19 grudnia 2012

W trzech punktach



W żołnierskim skrócie dzisiaj, a dokładnie w trzech punktach:
Po pierwsze: chutney. U mnie żurawinowy, chyba najpopularniejszy (choć wcale nie jedyny) w okresie świątecznym. Może nawet większą ochotę miałabym na taki ze świeżych fig, ale zapasy wyszły, a sezon na figi przeminął z wiatrem... :) Będzie więc żurawinowy – też pyszny. Lubię go do pasztetów, pieczonych mięs i sera.
Po drugie: słowo do pewnych Pań z pewnego sklepu mięsnego...
Drogie Panie! Jak wykonać zrazy z wołowego sera szwajcarskiego? Szczerze proponuję usunąć usługę sklepu krojenia mięsa, by ulżyć klientowi. 
Aaaa! Że niby, jak krojenie za darmo, to bez reklamacji? Klient – świnia, zje wszystko? 
Pewnie racja! ;/ 
Po trzecie: jutro biegnę do kiosku po nowy numer Kuchni! :)

niedziela, 16 grudnia 2012

Zima, zima! Sypnęło cukrem! :)



Donoszę, że jestem, żyję i mam się nawet całkiem dobrze, choć zmęczenie daje się we znaki. Wiem, że mało mnie ostatnio na blogu, ale... najprościej mówiąc: nie wyrabiam. :)
W ostatnim czasie napiekłam mnóstwo pierniczków i oddałam się malowaniu precyzyjnemu (pokazywałam na FB, ale chyba i na blogu przydałaby się choćby krótka notka dokumentalna”... - muszę nadrobić). Byłam w kinie na najbardziej nieambitnym filmie, ale za to z przyjemną muzy. Odbyłam kilka fajnych spotkań, ale te najważniejsze ciągle jeszcze czekają (tylko kiedy gdy doba za krótka?). W kilkugodzinnej akcji przekopałam się przez pokój dzieci, wynosząc na śmietnik ze trzy wielkie wory „skarbów”, a kolejnym zasiliłam przedszkolną zbiórkę makulatury. To przerażające, ale wygląda na to, że człowiek ma tendencje do „obrastania” od małego. Zapewne, my dorośli trochę im w tym pomagamy...
Miałam bliskie spotkanie ze św. Mikołajem, który nigdy o mnie nie zapomina, chociaż taka trochę stara już jestem. :) Mikołaju, kocham Cię! :)
Znów zasiliłam kuchenne szafki, więc może pojawią się znane już Wam „migawki”? :) Ale to dopiero gdy znajdę trochę wolnego czasu. I gdy słońce raczy w końcu zaszczycić swoją choćby krótką obecnością. Obecna ponurość nie pomaga w fotografowaniu...

sobota, 15 grudnia 2012

Trochę jakby zimowo...



Prawda stara jak świat: czas przedświąteczny ma swoje prawa i domowych słodkości zabraknąć nie może. Dzisiaj tylko zapowiedź prostych, pachnących ciasteczek. Na więcej zdjęć (i przepis) zapraszam jutro. Co prawda nie będzie wykwintnie, ale czy musi? :)

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Biała – surowa i... wrzosy na początku grudnia


Trudno mi uwierzyć, że mamy grudzień... Listopad przeciekł mi między palcami. Przemknął i to dosłownie, niemal niezauważenie. A ja, chyba po raz pierwszy odkąd prowadzę bloga – wprost nie do wiary! - ani razu nie zakrzyczałam: „ jak ja nie lubię listopada!”.
Czyżby coś się zmieniło w tej kwestii? Bynajmniej... nic, a nic. Zmieniło się jedynie to, że zabrakło mi czasu na rozczulanie i chlipanie w rękaw.
P r a c a ! D u ż o p r a c y ! To najlepsze (jak się okazało) lekarstwo na listopadowe niemoce... :)
Mniej mnie na blogu, ale w zamian będzie można spotkać mnie tu i ówdzie, w innych smacznych miejscach. :) 


poniedziałek, 26 listopada 2012

Trufle z bailey's


 
Historia tych trufli liczy sobie już 9 miesięcy. Wtedy właśnie Agnieszka z bloga Bayaderka (klik) zachwyciła mnie swoimi małymi słodkościami.
I choć domowe trufle, same w sobie, to dla mnie nie nowina, jednak sposób ich podania czytelnikom bloga – spowodował, że wracałam do zdjęć Agnieszki wciąż i wciąż. Nie zliczę ile razy obiecywałam sobie, że „już, już robię! I żadne inne, tylko właśnie te!”. :)
Niektóre rzeczy i sprawy, potrzebują u mnie dużo czasu, by nabrały mocy urzędowej. 
Tak było w tym przypadku. Ale nie odpuściłam im. :D 
Moje trufelki w końcu dojrzały. :) 

niedziela, 25 listopada 2012

Trufelka? :)


Szczegóły niebawem. Zaglądajcie. :)

czwartek, 22 listopada 2012

Ulubiona szarlotka. Moja ulubiona.


Nie tak łatwo złapać oddech, gdy praca wydaje się nie mieć końca. Ale gdy już wpada wolna chwila – to koniecznie! koniecznie trzeba ją wykorzystać na babskie spotkanie. :)
Domowa szarlotka, imbryczek z herbatą i potrzeba wygadania się. To dobry sposób, by blisko trzy godziny przeleciały w pięć sekund, a dwie równe Babki wyrzuciły z siebie z milion słów. :) 
 

poniedziałek, 12 listopada 2012

Gdzie jestem, gdy mnie nie ma...


Dzisiaj niestety nie będzie nowego przepisu. Ostatnio niemal każdą wolną chwilę poświęcam na pracę. Owszem, dużo gotuję i dużo fotografuję, chociaż wszystko toczy się gdzieś „obok” bloga. Mam nadzieję, że za jakiś czas będę mogła uchylić rąbka tajemnicy, bo trochę się dzieje. :)
Na razie proszę Was o wyrozumiałość o to, że w ostatnich dniach mniej mnie tutaj i mniej zaglądam na zaprzyjaźnione blogi. 

poniedziałek, 5 listopada 2012

Migawki z kuchennej szafki - cz.6


Dawno nie było na blogu szperania po kuchennych szafkach. Czas temu zaradzić.Dzisiaj więc trochę szlachetnego żelastwa. :)

środa, 31 października 2012

I znów tarta. Dyniowa z orzechami.


Ostatnio zajmują mnie różne nowe projekty. Dużo fotografuję (w sensie więcej, niż zwykle, bo dużo było przecież zawsze :)), biegam w poszukiwaniach nowych naczyń i akcesoriów, a do domu znoszę tak dziwne gadżety, że R. już tylko z politowaniem patrzy na moje dziwactwa. „Masz pomysł, gdzie to upchać?” :) Za bardzo nie mam, ale niezmienne odpowiadam: „ Spokojna twoja rozczochrana!”. Potem zaczynam myszkowanie: tu ścisnę, tam przestawię, coś innego zlikwiduję i... szafa znowu gra. :) 

wtorek, 30 października 2012

Kilka kadrów plenerowych...

 ...głównie z targu i głównie dyniowo, póki sezon trwa... :)

piątek, 26 października 2012

Jak jesień to dynia. A jak dynia – to ciasto dyniowe.


Raczej niechętnie myślę o zbliżającym się listopadzie. Nic tego nie zmieni, nie lubię go i już. Jak zawsze będzie: szaro, buro i ponuro, sennie i apatycznie. Nie moje klimaty. Na szczęście pracy jest dużo, a nawet jeszcze więcej – może pozwoli ona zapomnieć o zbliżającej się brzydszej odsłonie jesieni.

środa, 24 października 2012

W kwestii dyni...


...z pewnością nie zabraknie na blogu - jak co roku - dyniowego ciasta. :)
Po przepis i więcej zdjęć - zapraszam wkrótce.  Fotki będą bardzo jesienne. :)

czwartek, 18 października 2012

Potrzebny będzie cukier trzcinowy...


Nie trzeba wiele. Wystarczą trzy podstawowe składniki: masło, mąka i cukier. Ale uwaga: cukier koniecznie trzcinowy! To wystarczy by na szybko wyczarować bardzo smaczne i najprostsze ciasteczka świata. Słodkie, delikatne i kruchutkie. Nawet jajek możemy nie mieć w lodówce, bo nie będą potrzebne. Ale jeśli dodamy czwarty składnik: syrop złocisty – będziemy chrupać najwspanialsze karmelowe ciasteczka.



Wczorajszy dzień był dla mnie ogromnie wyczerpujący. Nawet obiad był tylko resztkowy, bo członki odmówiły współpracy. Ale gdy wieczorem znienacka naszła mnie ochota na słodkie – niewiele się zastanawiałam. Upiekłam ciasteczka karmelowe.
Polecam! 

Ps. A na zdjęciach znalazły się przecudnej urody papierowe słomki od HandpickedForYou. Koniecznie zajrzyjcie do sklepiku (klik)! :) 


Kruche ciasteczka karmelowe
(ok. 50 ciasteczek)

150 g cukru trzcinowego (jasny muscovado)
200g masła w temp. pokojowej
4 łyżki syropu złocistego (golden syroup)
280g mąki
½ łyżeczki sody oczyszczonej
garść wyłuskanych orzechów włoskich

Piekarnik nagrzać do temp. 180st.C. (grzałki góra – dół). Przygotować dwie duże blachy (z wyposażenia piekarnika) i wyłożyć je papierem do pieczenia.
Mąkę przesiać wraz z sodą oczyszczoną do osobnej miski.
Masło ubić z cukrem trzcinowym na puszystą masę. Cały czas ubijając, dodawać kolejno: syrop złocisty, a następnie przesianą mąkę z sodą.
Ciasto będzie bardzo miękkie, ale dość elastyczne. Dłońmi nabierać małe porcje masy – wielkości małego orzecha włoskiego – i formować kulki. Układać na blasze, pozostawiając odstępy pomiędzy nimi (kwadratową blachę zapełniłam rzędami 5x5=25 kulek).
Zdecydowanym ruchem spłaszczyć palcami każdą kulkę. Dodatkowo można lekko przycisnąć płasko ustawionym widelcem – wyciskając paskowy wzorek. W każde ciasteczko delikatnie wcisnąć ćwiartkę orzecha.
W ten sam sposób przygotować ciasteczka na drugiej blasze.
Piec ok. 15 min. do ładnego zezłocenia.
Smacznego!

poniedziałek, 15 października 2012

Blog of Gdańsk 2012. Nagroda Czytelników.

źródło zdjęcia (klik): Blog Forum Gdańsk
 
Właściwie wszystko zostało już powiedziane. :) Wszelkie gorące wieści niósł na bieżąco Facebook.
Dzisiaj specjalnie dla tych Czytelników, którzy Pieprz czy Wanilię śledzą tylko tutaj – jeszcze raz dzielę się wspaniałą wiadomością...
W konkursie Blog of Gdańsk 2012 – Pieprz czy Wanilia - zdobył najmilszą (moim zdaniem) nagrodę – Nagrodę Czytelników. :)
Najmilszą, bo ta nagroda to dowód Waszej sympatii. :) Nie byłoby jej, gdyby nie Wasze oddane głosy i Wasze wsparcie. :)
Wczoraj i dzisiaj przesłaliście mi tak dużą ilość gratulacji, że wprawiły mnie w lekkie zakłopotanie... W końcu to Wasza, nie moja - zasługa! :) 

 źródło zdjęcia (klik): Blog Forum Gdańsk
 
Pozwólcie, że raz jeszcze, podziękuję każdemu z osobna i jednocześnie wszystkim razem - za Wasze głosy, za gratulacje i sympatię, którą obdarzacie mnie na co dzień. :)
Mam cudownych Czytelników! :) 
A wszystkich nowych, którzy teraz tutaj trafili – serdecznie zapraszam. :)

Obiecałam wczoraj pokazać Wam nagrodę, zatem voilà! . :)
Tak oto wpisała się w mój odgruzowany kąt do pracy. :) Co prawda, na razie ustawienie jest tymczasowe, ale finalnie i tak zostaną tutaj ze mną. :)
A tymczasem rozważam konieczność zakupienia identycznego, czerwonego fartuszka. :) 
 

piątek, 12 października 2012

O remoncie słów kilka


O tym, jak człowiek obrasta w niepotrzebne rzeczy – dowiaduje się zwykle z całą brutalnością przy okazji wszelakich remontów. Przerażający jest fakt, ile "skarbów" jest w stanie upchnąć w zakamarki szaf, bo przecież może „kiedyś się przyda(dzą)”... 
Gdy w wakacje odświeżaliśmy przedpokój, wydawało mi się, że już gorzej być nie może.
A jednak. Przez ostatni tydzień odgruzowywałam swój komputerowy kąt...
Powiem krótko: to była masakra. :D


Jak udało mi się przeżyć przejście huraganu, odgruzowywać po sufit to co zagruzowane, wyselekcjonować wśród miliona rzeczy najpotrzebniejszą garstkę, a w międzyczasie wykonać kilka sesji foto i jeszcze w miarę normalnie rodzinnie funkcjonować – doprawdy nie wiem. Chyba wizja „nowego” pchała do przodu...


No to mam. :) Odświeżone, odmalowane, odgruzowane i oddane do użytku moje stare - nowe miejsce pracy, blogowania, fejsowania i picia kawy. Cieszę się jak diabli!:)
Tutaj (klik) można podejrzeć fragment kąta komputerowego po liftingu.
A z tej radości, że „jestem znów na swoim” zapraszam wszystkich na wirtualne ciacho. O! :)
Oczywiście ciasto jesienne: z imbirem, gruszkami i migdałami.

Ps. W najbliższą niedzielę ogłoszenie wyników w konkursie Blog of Gdańsk 2012. Proszę! trzymajcie  kciuki... :)

  

Ciasto z migdałami, imbirem i gruszkami
(inspirowane przepisem w Delicious nr 9/2012)

4 gruszki (dojrzałe, ale niezbyt miękkie)
100g mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
2 łyżeczki imbiru w proszku
100g mielonych migdałów
100g cukru
100g masła w temp. pokojowej
3 duże jaja w temp. pokojowej
ok. 70g imbiru kandyzowanego (drobno pokrojony)
garść płatków migdałowych

dodatkowa łyżka masła i łyżka mąki – do przygotowania foremki

Piekarnik nagrzać do temp. 180st. C.
Przygotować tortownicę o średnicy ok. 20-22cm. Wysmarować dno i boki masłem, i oprószyć mąką. Nadmiar mąki usunąć. (Zamiennie można wyłożyć foremkę papierem do pieczenia).
Gruszki obrać ze skórki, wydrążyć z gniazd nasiennych i pokroić w grubszą kostkę.
Mąkę przesiać wraz z proszkiem do pieczenia i sproszkowanym imbirem do osobnej miski.
Masło utrzeć z cukrem na puszystą masę. Nadal ucierając - dodawać kolejno po jednym jajku, a następnie przesianą mąkę i mielone migdały. Na koniec wmieszać kandyzowany imbir, oraz pokrojone gruszki.
Masę przełożyć do tortownicy. Wierzch posypać płatkami migdałowymi.
Piec ok. 50 min. Patyczek włożony w środek ciasta powinien być suchy.
Studzić na kratce.
Ostudzone ciasto można dodatkowo posypać cukrem pudrem.
Smacznego!

czwartek, 11 października 2012

Słodka gruszka


 ...oczywiście w przygotowaniu. :)
Zatem do zobaczenia niebawem! :)

piątek, 5 października 2012

Porządki i ciasteczka korzenne


Pół dnia spędzone w rozjazdach i bieganiu po sklepach. Upolowane świeżutkie akcesoria do kolejnych zdjęć i ważne decyzje w sprawie liftingu miejsca pracy. W najbliższych dniach przez moje cztery kąty przejdzie huragan. Szykują się jesienne porządki i miłe zmiany.

Kilka dni temu pierwszy raz w tym jesiennym sezonie popełniłam korzenny wypiek. Akurat siąpał za oknem deszcz i myśl o rozgrzewającym imbirze nie chciała mnie opuścić. W końcu to już powoli czas... 


Delikatnie korzenne ciasteczka
proporcje na ok. 30 ciasteczek

170g masła
150g cukru trzcinowego
1 duże jajko
1 łyżka syropu imbirowego
230g mąki
ok. 2/3 łyżeczki sody
½ łyżeczki imbiru w proszku
1 łyżeczka cynamonu
szczypta soli

Piekarnik rozgrzać do temp. 180 st.C. Przygotować dwie duże blachy – wyłożyć papierem do pieczenia.
Do osobnej miseczki przesiać mąkę wraz z sodą, imbirem, cynamonem i solą – przemieszać.
Masło ubić z cukrem trzcinowym na gładką, puszystą masę. Cały czas ubijając - dodać jajko, syrop imbirowy, a na koniec wsypać mąkę. Dobrze wymieszać. Ciasto będzie mięciutkie, ale raczej zwarte.
Pozostawiając dość spore odstępy - nakładać na blachę kopczyki ciasta wielkości łyżki stołowej (bardzo dobrą alternatywą jest użycie malutkiej gałkownicy). Przy użyciu dużej łyżki – delikatnie spłaszczyć każdy kopczyk (aby łyżka nie przyklejała się do surowej masy, warto często ją lekko zamaczać w zimnej wodzie).
Piec ok. 10-11 min. aż ciasteczka się lekko zezłocą.
Studzić na kratce.
Smacznego!



wtorek, 2 października 2012

Jesienne uśmiechy :)



Ostatnie dni niosły ze sobą wiele emocji. Było trochę łez, raczej gorzkich i niechcianych. Jak to w życiu... Były też łzy przez śmiech. A już na samym końcu szeroki uśmiech zagościł. :)
Wiem, że wielu z Was już wie, co jest przyczyną radości. Pisałam o tym zupełnie na gorąco wczoraj na FB. A ponieważ rzecz dotyczy bloga, to i tutaj nie może zabraknąć miłych wieści. :)
Otóż, Pieprz czy Wanilia wystartował w konkursie „Blog of Gdańsk” (tak, tak, jestem dumną ze swojego miasta Gdańszczanką :)) i znalazł się w ścisłej dziesiątce, z której Czytelnicy w trakcie internetowego głosowania wybiorą najlepszy, najciekawszy, najpiękniejszy – czy jednym słowem Ulubiony ich zdaniem blog.
Blogów jest 10, o zróżnicowanej tematyce – jest więc w czym wybierać...
Warunki są dość surowe, bowiem z jednego komputera (i jednego IP) można zagłosować tylko raz.
Oczywiście, nie ma co ukrywać – liczę na moich Czytelników. :) Im więcej kliknięć – tym większe szanse na wyróżnienie wśród gdańskich blogerów. :)

Głosowanie odbywa się TUTAJ (klik) – wystarczy wejść i kliknąć w ikonkę „oddaję głos”.
Dziękuję za każdy głos oddany właśnie na Pieprz czy Wanilię! :)



A tymczasem, również wczoraj, w wirtualnej kuchni Lawendowego Domu – też radośnie, bo na dobre zagościła złota jesień. :) Jak zwykle smaczna, jak zwykle piękna, jak zwykle pełna przygód...
Nie przegapcie najsmaczniejszego kwartalnika w sieci! :)
Lawendowy Dom Jesień 2012 – dostępny jest TUTAJ (klik). A w nim po raz kolejny moja propozycja „śniadaniowa”. Zapraszam! :)




Pieczona dynia z gruszką i szynką
na 2 porcje

ok. 300g dyni
gałązka świeżego rozmarynu
kilka gałązek świeżego tymianku
ok. ½ łyżeczki soli
ok. 2-3 łyżki oliwy / oleju do pieczenia
2 gruszki
garść rukoli
4 plastry szynki długodojrzewającej (np. parmeńskiej)
2 łyżeczki orzeszków piniowych
garść orzechów nerkowca

Dressing:
4 łyżeczki oliwy extra vergine
2 łyżeczki octu winnego
sól i pieprz do smaku
Piekarnik nagrzać do temp. ok. 190st. C.
Dynię wydrążyć z gniazda nasiennego, obrać ze skórki, pokroić w grubszą kostkę. Wyłożyć na blachę (spód można wyścielić papierem do pieczenia). Posolić, posypać drobno posiekanym rozmarynem i listkami tymianku, oraz skropić oliwą / olejem. Wymieszać.
Piec ok. 20 min. aż dynia zmięknie i lekko się zezłoci.
W tym czasie na suchej patelni podprażyć orzeszki piniowe i nerkowce. Obrać gruszki i pokroić w ósemki lub grubą kostkę.
W kubeczku wymieszać składniki dressingu.
Na talerzach ułożyć upieczoną i odparowaną dynię, kawałki gruszek, plastry szynki i rukolę. Posypać orzeszkami. Skropić dressingiem.
Smacznego!



niedziela, 30 września 2012

Migawki z kuchennej szafki - cz.5


Dzisiaj znów lekko naciągam temat "kuchennych migawek", ponieważ odkrywam przed Wami kolejne moje fotograficzne gadżety, niekoniecznie kryjące się w kuchennych szafkach.  Są to elementy bardziej "okołokuchenne", ale kto śledzi mojego bloga - ten wie, że bardzo chętnie przeze mnie używane. :)
Serwety, serwetki i skrawki materiałów. Małe i duże. Jedno- i wielokolorowe. W kropki, paseczki, kratki, kwiatuszki i inne wzory... I o różnej fakturze.  Zajmują mi całą wielką i głęboką szufladę komody. Uzbierałam ich tak dużo, że czasem do tych upchanych głębiej - rzadko się dokopuję. :) Na załączonych dzisiaj zdjęciach widać tylko część z nich. Budowanie większej wieży groziło katastrofą budowlaną. :D


Ostatnio padło w komentarzach pytanie: gdzie je kupuję?
To nie jest żadna tajemnica: część z nich przywiozłam z zagranicznych podróży, część pochodzi ze sklepów popularnych i dobrze zaopatrzonych firm wnętrzarskich, inne kupowałam w zwykłych sklepach z tekstyliami. Niektóre dostałam w prezencie. Ale największe moje perełki (i zarazem moje ulubione wzory) upolowałam w sklepach typu "secondhand". :) 

czwartek, 27 września 2012

Jak on nie lubi batatów!


Wiesz, chyba nie lubię batatów... Wolę dynię... Po raz kolejny i kolejny słyszę od męża.
Ooo, naprawdę? Jaka szkoda...
Po czym znów kupuję słodkie ziemniaki, przyprawiam i podaję z kalafiorem, i ciecierzycą, a podaję anonsując... dynię.
Kochanie, jaka pyszna ta dynia z kalafiorem! Nie to co bataty...
Małe kłamstewka w kuchni? Owszem, zdarzają mi się. Ale czy to komu szkodzi? :)
Ponoć cel uświęca środki. :)

Jeśli lubicie szybkie, rozgrzewające potrawy, to zapraszam dzisiaj na jednogarnkowiec typu balti. Tym razem w wersji wegetariańskiej.



 
Balti z batatów, kalafiora i ciecierzycy

1 kalafior (niezbyt duży)
1 duży batat
ciecierzyca z zalewy (puszka 400g), lub ok. 2/3 szkl. suszonej (namoczonej na noc, a następnie ugotowanej)
1 cebulka
ok. 1-2 łyżki oliwy / oleju do smażenia
1 puszka dobrej jakości pulpy pomidorowej (400g)
1 łyżeczka zmielonego / utartego kuminu
½ łyżeczki zmielonej / utartej kolendry
kawałek świeżego imbiru (ok. 2-3cm)
ok. 1 łyżeczka zmielonej papryczki chilli (albo do smaku)
1 łyżeczka cukru muscovado
ok. ¾ szkl. gorącej wody
sól do smaku
garść świeżej kolendry (lub natki pietruszki)

Kalafiora umyć, podzielić na różyczki. Batata obrać ze skórki, umyć, pokroić w grubą kostkę (ok. 1,5x1,5cm). Cebulkę obrać i pokroić w małą kosteczkę. Imbir obrać, drobno utrzeć.
W garnku, lub głębokiej patelni delikatnie zeszklić na oleju posiekaną cebulę. Dodać sypkie przyprawy: kumin, kolendrę i papryczkę chilli, a także utarty imbir – krótką chwilkę przesmażyć wraz z cebulą. Dorzucić łyżeczkę muscovado i cały czas mieszając, jeszcze chwileczkę smażyć, aż cukier się całkowicie rozpuści. Wrzucić pokrojone bataty i kalafior – przemieszać, aby otoczyły się oliwą i przyprawami. Smażyć ok. 1 min. na niewielkim ogniu. Zalać gorącą wodą i zagotować. Gotować ok. 10 min. Dodać pulpę pomidorową i ugotowaną wcześniej (lub z puszki, przepłukaną pod bieżącą wodą) ciecierzycę. Gotować kolejnych ok. 10 min. aż warzywa zmiękną (nie należy ich rozgotować). W międzyczasie doprawić do smaku solą.
Przed samym podaniem wmieszać garść posiekanych listków kolendry.
Podawać np. z chlebkiem naan (ja nie miałam, podałam więc ze zwykłą bagietką).
Smacznego!


piątek, 21 września 2012

Tarta jesienna z figami



Rankiem z ledwością otwieram oczy. Rześkie, chłodne powietrze, wpadające przez okno – nie przyspiesza momentu opuszczenia ciepłej pościeli.
R. budzi dzieci, a zaraz potem wpada do kuchni i trzaska drzwiami lodówki. Ja w tym czasie podkradam jeszcze 5 minut snu. Ciiiiszej..., proszę.., ciiiiszej...
A potem gorąca kawa, którą R. parzy dla mnie w błękitnym imbryczku. Za każdym razem, gdy unosi się z niego aromat świeżo zmielonych ziaren – powracam myślą do słonecznej Toskanii... Jakże tam piękna musi być jesień! 


Pszczółka codziennie znosi do domu kasztany. Duże i małe. Wiecie, że już spadają?
Dzisiaj po raz pierwszy schyliłam się po żółty liść. Chwilę się zawahałam, a zaraz potem wylądował w torbie z zakupami...
A na targu fioletowo, jak tylko o tej porze roku to możliwe.
I wrzosy, które zawsze zachwycają, i śliwki, i bakłażany. I czas fig też nastał.
Upiekłam więc wczesnojesienne ciasto, zapominając trochę jakby niechcący, że R. wyjeżdża.
A teraz mam dużą foremkę pełną słodkości i chyba przyjdzie mi z nią zasiąść przy jakimś smacznym, jesiennym filmie. Chyba, że goście wpadną niespodziewani...:)


Dzisiaj proponuję tartę na kruchym spodzie, z nadzieniem z mielonych migdałów, nutą pomarańczy i gorzką czekoladą. A do tego jeszcze jesienne figi. :)
To bardzo, bardzo smaczne ciasto, ale uwaga! naprawdę dość tłuste!
Przepis na tartę pochodzi z książki, którą Wam jakiś czas temu recenzowałam: „A piece of cake”autorstwa Leili Lindholm (klik). To kolejny udany przepis z tej kulinarnej pozycji. :) Oczywiście, swoim zwyczajem wprowadziłam drobne zmiany, ale nazwałabym je raczej zmianami kosmetycznymi (np. zmniejszyłam ilość masła i cukru w migdałowej masie).
Polecam! :)

Wczoraj niektórzy z Czytelników bloga mieli nadzieję, że zaskoczę Was figami w wytrawnym wydaniu...
No cóż, nie tym razem... Plan był zdecydowanie słodki. :)
Ale tym wszystkim, którzy bardzo potrzebują inspiracji na figę niesłodką – odsyłam do archiwalnych wpisów na blogu, wśród których znajdziecie np. przepis na zapiekane figi z serkiem kozim, tymiankiem i orzeszkami piniowymi (klik), albo przepis na tartę z figami i gorgonzolą (klik).

Tymczasem weekend rozgościł się na dobre, więc życzę Wam wszystkim przyjemnie spędzonych najbliższych dni! :)


Tarta migdałowa z figami, z dodatkiem czekolady i pomarańczy
przepis z książki „A piece of cake” Leila Lindholm – z moimi zmianami
proporcje na dużą formę do tarty (moja ma średnicę dna ok. 25cm)

Spód z ciasta kruchego:
240g mąki (u mnie krupczatka)
150g bardzo zimnego masła
30g cukru
szczypta soli
1 duże jajko - rozkłócone
ok. ½ łyżki zimnej wody

Mąkę przesiać na stolnicę lub do misy robota, dodać zimne masło pokrojone w kostkę. Rozcierać, aż utworzą się małe grudki. Dodać cukier i szczyptę soli – wymieszać, a następnie wlać rozkłócone jajko i wodę. Zagnieść szybko ciasto. Gdyby ciasto nadal było zbyt grudkowate i nie zbiło się w kulę – można dodać jeszcze odrobinę wody.
Kulę ciasta spłaszczyć, zawinąć w folię spożywczą i pozostawić na ok. 30 min. w lodówce do schłodzenia.

Wypełnienie:
4 -5 dużych fig (lub 8-10 małych) – pokrojone w dwunastki lub ósemki
250g masła w temp. pokojowej
200g cukru
3 duże jajka w temp. pokojowej
drobno utarta skórka z 1 pomarańczy
65g mąki (przesianej)
300g zmielonych migdałów *
100g gorzkiej czekolady dobrej jakości – pokrojonej w kostkę
dodatkowo łyżka rozpuszczonego masła i odrobina mąki – do przygotowania foremki

* Migdały dzień wcześniej zblanszowałam, usunęłam skórki i suszyłam przez całą noc. Następnego dnia zmieliłam na drobniutko w blenderze. Można ułatwić sobie pracę, kupując z dobrego źródła mielone migdały.

Piekarnik rozgrzać do temp. 180st.C (u mnie grzałki góra – dół). Przygotować dużą formę do tarty – wysmarować wnętrze rozpuszczonym masłem i oprószyć równomiernie mąką. Nadmiar mąki usunąć.
Schłodzone kruche ciasto rozwałkować do średnicy ok. 4-5cm większej niż średnica formy. Wyłożyć formę ciastem (również ścianki boczne). Odciąć wystające ponad rant naddatki ciasta. Nakłuć w kilku miejscach widelcem. Podpiekać spód ok. 15 min.

W międzyczasie przygotować wypełnienie tarty.
Masło utrzeć z cukrem na puszystą masę. Cały czas mieszając dodawać po jednym jajku, a następnie skórkę z pomarańczy, mąkę i mielone migdały. Na koniec wmieszać kawałki czekolady.

Masę migdałową wyłożyć do formy na podpieczony spód – wyrównać szpatułką. Kawałki fig rozłożyć na wierzchu, delikatnie wciskając je w masę.
Piec ok. 55 – 60 min. aż masa się zetnie. Patyczek włożony w środek ciasta powinien być suchy.
Wystudzić przed podaniem.
Smacznego!