piątek, 27 marca 2009

Mocno zielony sernik szpinakowy

Muszę przyznać, że z ulgą zostawiam w tyle ostatnie landrynkowo - dziewczęce barwy i z przyjemnością wchodzę dzisiaj w klimaty zielone. :) Już nie będę się powtarzać, że jak zielone to i wiosenne. :) Wszyscy to wiemy i zapewne jeśli nie wszyscy - to w przeważającej większości za wiosną tęsknimy i z utęsknieniem ją wypatrujemy. Nie dziwi więc zatem, że na sporej części blogów odwołania do wiosny i jej barw są dość popularne. :)
Ja dzisiaj chciałam nie tyle o wiośnie pisać, co o szpinaku. A głównie o tym, jaką to szpinak ma okropną famę, jak bardzo źle się kojarzy i jak złe skojarzenia przywołuje z dzieciństwa.
Zarówno ja, jak i mój osobisty małżonek wspomnienia mamy jednakowe: szpinak – zielona „memła”, bez smaku, „bez wyglądu”, najgorsze co mogło pojawić się na dziecięcym talerzu. Bleeee – tak robił chyba każdy... ;-)



Wydawać by się mogło, że oswojenie szpinaku nie jest możliwe. Nic bardziej mylnego! Jak bardzo nienawidziliśmy tego zielonego warzywa kiedyś – tak od kilku lat zajadamy się nim z ogromnym smakiem! Wystarczy wspomnieć ravioli albo lasagnie czy cannelloni ze szpinakiem, albo sałatki ze świeżymi, młodymi listkami szpinaku! Pycha!
Dzisiejszy przepis na zielony sernik uważam za świetne danie dla tych, którym ze szpinakiem nie jest po drodze. ;-) W tej formie zaprzyjaźnienie się z nim jest bardzo proste. :)
Przepis na wytrawny sernik zaczerpnęłam dość dawno temu od Eli z bloga My best food . Wtedy kilka razy pod rząd piekłam w wersji cukiniowej. Jadłam i wciąż nie miałam dość. :) W końcu odważyłam się na wersję szpinakową. Nie potrafię Wam powiedzieć jak bardzo nam smakował... To po prostu trzeba samemu wypróbować. :) A potem już nigdy nie powiecie, że nie lubicie tych okropnych, zielonych liści... ;-)




Sernik szpinakowy
inspirowany przepisem Eli na sernik cukiniowy

2 łyżeczki oliwy
2 ząbki czosnku
ok. 300g mrożonego szpinaku (używam szpinaku z letnich zapasów)

250g ricotty
2 jajka
2 łyżki bułki tartej
2 łyżki tartego parmezanu
sól, pieprz do smaku
duża szczypta łagodnego curry

Rozgrzać oliwę na patelni. Wrzucić przeciśnięty przez praskę czosnek. Mieszając smażyć bardzo krótko (10-15 s). Włożyć mrożony szpinak i smażyć, aż się całkowicie rozmrozi (można w razie potrzeby podlać odrobiną wody, a potem ją dobrze odparować). W wypadku użycia szpinaku świeżego – wystarczy smażyć tylko tyle, by listki zmiękły (potem gdy przestygną – warto je drobno posiekać).
Odstawić na chwilę do przestygnięcia.

W dużej misce rozkłócić jajka. Dołożyć pozostałe składniki i wymieszać do uzyskania jednolitej masy. Dodać przestygnięty szpinak – połączyć.
Wyłożyć masę do formy żaroodpornej (u mnie 20x20cm). Piec ok. 30 min. w temperaturze 200 st. C.

Smacznego!

niedziela, 22 marca 2009

Batony owsiane na przyjęciu u misiowej rodziny.



Mam nadzieję, że nie uciekniecie na widok dzisiejszych zdjęć... Zdaję sobie sprawę, że nie każdy jest w stanie strawić te landrynkowe klimaty. ;-) Obiecuję, że będę ich unikać przez najbliższy czas. :)
Tymczasem ta różowo – fioletowa zastawa zawładnęła stołem, bo misie przy pomocy małych rączek Mai – urządziły sobie przyjęcie. Ależ tam się działo! Wszak przyjęcie wspaniała rzecz! Zwłaszcza jeśli mama znów przygotowała coś pysznego i oczywiście słodkiego!
Nie pomyślcie jednak, że te owsiane batoniki nadają się tylko dla małych łasuchów. O! co to – to nie! ;-) Będą smakowały każdemu, kto nie potrafi odmówić sobie owsianego ciasteczka. W podjadaniu batoników nie ustępowałam ani na krok misiom, a przede wszystkim tej małej panience. ;-)
Przepis na batoniki znalazłam na Bake or break i w oryginalnym wydaniu były to owsiane ciasteczka z suszonymi wiśniami i chipsami czekoladowymi. Dokonałam pewnych przeróbek, w których najważniejszą była zamiana czekolady na suszoną żurawinę. Reszta to już zmiany właściwie kosmetyczne. I tym sposobem misie trafiły na pyszną i zdrową ucztę. :)
Wam też polecam i obiecuję, że nawet bez tych pastelowych barw – będzie dobrze smakowało. ;-))




Batony owsiane z suszoną wiśnią i żurawiną
inspirowane przepisem z blogu Bake or break

200g masła w temperaturze pokojowej
120g cukru trzcinowego (ok. ¾ szkl.) *
2 jaja
1,5 łyżeczki ekstraktu waniliowego
230 g mąki (ok. 1,5 szkl.)
1 łyżeczka sody oczyszczonej
½ łyżeczki cynamonu
½ łyżeczki soli
270 g płatków owsianych (ok. 3 szkl.)
1 szkl. suszonych wiśni
1 szkl. suszonych żurawin

Rozgrzać piekarnik do temp. 190 st.C. Foremkę 25x40cm wyłożyć papierem do pieczenia.

W dużej misce utrzeć masło z cukrem na gładką, puszystą masę. Dodawać po jednym jajku, za każdym razem bardzo dokładnie ucierając. Wmieszać ekstrakt waniliowy.

Do osobnej miski przesiać mąkę, sodę oczyszczoną, cynamon i sól.
Dodawać stopniowo do maślanej masy cały czas mieszając, aż osiągniemy jednolitą masę. Na koniec wmieszać płatki owsiane, oraz suszone owoce.
Masę wyłożyć do przygotowanej foremki. Piec ok. 20-25 min. aż ciasto się zezłoci, a patyczek włożony w środek ciasta będzie suchy.
Ostudzić. Pokroić w niewielkie kwadraty lub prostokąty.

* w oryginale jest 1 szkl. cukru (a właściwie 1 cup), ale dla mnie to za dużo, tym bardziej, ze suszone owoce wnoszą również dużo słodkiego.

Smacznego!

środa, 18 marca 2009

Sałata. Na obiad lub kolację.



Mam nadzieję wrócić wkrótce do „świata żywych”. :) Nie, żebym ostatnio była nieżywa, ale raczej dla żywych stracona. ;-) W tym czasie do kuchni zaglądam głównie po to, by zaparzyć kolejną filiżankę kawy i przygotować kanapkę do szybkiego przegryzienia. Zupę dla dzieci też ugotuję. Ale na tym właściwie byłby koniec. ;-) Albo prawie koniec, bo jak już na kanapki patrzeć nie możemy – to na talerz wrzucam sałatę. ;-) A do niej kilka dodatków. Za każdym razem wychodzi co innego, bo i nie ma sztywnych reguł co do składników, i ich ilości. Na koniec łyżka lub dwie dressingu, do ręki kawałek bagietki i obiad (lekki!) gotowy. Albo kolacja. :)
No to dzieła!



Sałata z dodatkami - czyli przepis bez przepisu ;-)

duża garść porwanej sałaty (mogą być różne odmiany, w tym np. rukola, roszponka, freeze i inne)
kilka pomidorków koktajlowych
awokado pokrojone w dużą kostkę i skropione cytryną
grillowane plastry cukinii
grillowane krewetki (wcześniej pozostawione w marynacie np. z oliwno – cytrynowej, albo w sosie sojowym)
garść listków świeżej bazylii
...plus wszystko na co macie ochotę :)

Wszystko koniecznie polane ulubionym dressing'iem, np. takim: oliwa extra vergine + sok z cytryny + odrobina musztardy francuskiej (albo tylko sól i pieprz).

czwartek, 5 marca 2009

Kruche pierożki z suszonymi morelami



Mówiłam już, że moje dzieci za coś słodkiego do schrupania dadzą się pokroić na kawałeczki? Nieważne... czekolada, ciasto, ciastko, cukierek... Byle słodkie! A im bardziej słodkie – tym lepiej... Podobno niedaleko pada jabłko od jabłoni... Wypisz – wymaluj nasze „jabłuszka” bardzo podobne do matki i ojca... ;-)
Gdybym postawiła tabliczkę czekolady albo paczkę cukierków na stole – jestem pewna! Nie odeszłyby od nich, aż pusty papierek czy pusta torebka dna by nie ujrzała... Niedobrze. Ano niedobrze i dlatego choć z ciężkim sercem, ale słodycze są reglamentowane. ;-)
O ile z synem można już zawrzeć pewne układy i w miarę się ich trzymać, o tyle niespełna dwuletnia córeczka ma w nosie wszelkie zakazy i głośno domaga się słodkiego. Cwana jest do tego, bo zawsze wypatrzy, w której aktualnie szafce przechowuję dobroci (zmieniam lokalizację dość często, jak się okazuje wszystko na darmo ;-)) i dzikie serenady pod nimi odśpiewuje. ;-)
No więc staram się przechytrzyć własne dzieci, podtykając im co zdrowsze smakołyki. Nie jest łatwo, ale sałatki owocowe, suszone owoce, owsiane ciasteczka, czy ciasto marchwiowe z powodzeniem zostały oswojone. :)



A teraz dołączyły do grona te świetne ciasteczka – pierożki nafaszerowane suszonymi morelami, przepis na które znajdziecie w Kuchni Alicji.
Ciasto jest niezwykle kruchutkie i maślane, a nadzienie...zdrowe. :) Bo że pyszne, to nie muszę mówić? ;-)
Upiekłam je z myślą o dzieciach, ale sama zjadłam ich już ho ho! A może i więcej. :)
Żeby jeszcze tylko łatwiej się lepiło te pierożki. Moje ciasto niestety trochę się rwało i pękało, zwłaszcza wtedy, gdy było zimne (prosto z lodówki). Nie będę ukrywać, że to praca dla cierpliwych, ale też i efekt końcowy szczególny. :)



Kruche pierożki z suszonymi morelami
cytuję za Margot z bloga Kuchnia Alicji (z moimi bardzo niewielkimi zmianami)

Ciasto:
200 g zimnego masła
1/2 szklanki cukru pudru
2 szklanki mąki
1/2 szklanki skrobi ziemniaczanej
1 jajko
1/2 łyżeczki sody (gaszonej w ½ łyżeczce octu winnego)

Nadzienie:
250 g suszonych moreli
½ szkl. rodzynek (sparzonych i odsączonych)
cukier do smaku – dałam 1 łyżkę cukru trzcinowego

Morele posypać cukrem, zalać niewielką ilością wody i gotować na małym ogniu do miękkości. Pokroić w julienne, dodać garść sparzonych rodzynek. *
Posiekać masło z przesianą mąką i skrobią ziemniaczaną, wymieszać z cukrem pudrem, a potem z lekko ubitym jajem. Dodać sodę oczyszczoną zmieszaną z octem winnym (uwaga! spieni się). Zagnieść kruche ciasto i wstawić ja na pół godziny do zamrażarki lub na godzinę do lodówki. Ze schłodzonego ciasta odrywać kawałeczki, formować z nich kulki i rozwałkować je na placuszki. Na środek kłaść przygotowane nadzienie i lepić pierożki. Rozmiar – dowolny, wg upodobania. Gotowe ciastka układać na suchej blasze i smarować je mieszaniną jajka i mleka. Piec w temperaturze 200 stopni do uzyskania złotego koloru.
Po przestudzeniu można posypać cukrem pudrem.

* Ponieważ moje morele nie były zbyt wysuszone, ale w miarę jędrne, więc pominęłam etap gotowania ich w wodzie. Pokroiłam je w kosteczkę i wymieszałam z cukrem i sparzonymi rodzynkami.