czwartek, 28 czerwca 2012

Soupe au pistou


Padło hasło: makaron z pesto. :)
A nie! Nie będzie tym razem makaronu (przynajmniej w roli głównej), choć zasadniczo nie miałabym nic przeciwko. Bo, jak już wiecie, kocham kluchy.
Wierzycie w koloroterapię? Ja tak i dlatego zamierzam moje obecne różne smutki i smuteczki zagłuszyć na zielono.
Jako, że zieleniny na targu obecnie obficie – korzystam pełnymi garściami. 


 Słynną francuską „soupe au pistou” najlepiej przygotować właśnie teraz, gdy świeżutki bób, groszek i fasolka szparagowa same pchają się do koszyka. Z mrożonek to już nie to samo...
Zupa jest lekka, pachnąca i co tu dużo mówić... dzięki dodatkowi świeżo przygotowanego pesto – po prostu niesamowita w smaku. 


 Dzielenie się nią – przynajmniej dla mnie - stanowi problem... Najchętniej zjadłabym sama cały garnek. :)
Wam również ją polecam!
Pamiętajcie jednak, by zbyt długo nie gotować warzyw. Urok tej zupy polega również na tym, by warzywa były jędrne i chrupiące. Zdecydowanie nie rozgotowane! :)


Soupe au pistou – zupa z pesto
(na 3-4 niezbyt duże miseczki)

1 szkl. wyłuskanego bobu
1 szkl. wyłuskanego zielonego groszku
1 mała cukinia
duża garść zielonej fasolki szparagowej
1 duży ząbek czosnku
2-3 łyżki oliwy / oleju do smażenia
ok. ¾ szkl. drobnego makaronu
ok. 750 ml gorącego bulionu

Na pesto:
ok. 2 duże garści świeżych liści bazylii (łodyżki też można wykorzystać)
ok. 2 łyżki oliwy z oliwek extra vergine
2 ząbki czosnku
kawałek sera pecorino lub parmezanu (ok. 30-50g)
2 łyżki orzeszków piniowych
pieprz do smaku

Orzeszki piniowe delikatnie uprażyć na suchej patelni. Ser utrzeć. Czosnek obrać z łupinek.
Wszystkie składniki pesto włożyć do misy malaksera i zmiksować (można też utrzeć ręcznie w moździeżu, ale jest to bardziej pracochłonna metoda).

W osobnym garnku ugotować makaron al dente. Odcedzić

Cukinię pokroić w kostkę. Czosnek drobno utrzeć, lub przecisnąć przez praskę. Zieloną fasolkę opłukać, pokroić na kawałki ok. 3cm długości (odcinając ogonki).
Na rozgrzaną w garnku oliwę wrzucić cukinię i na niewielkim ogniu delikatnie ją zeszklić. Dodać utarty czosnek i króciutko podsmażyć. Wlać gorący bulion – zagotować. Do wrzącego bulion wrzucić bób i zieloną fasolkę – i od ponownego zawrzenia płynu - gotować ok. 5 min. Dodać wyłuskany zielony groszek i gotować ok. 1 min. Na koniec doprawić do smaku pieprzem i dodać ugotowany wcześniej makaron.
Podawać gorące. Pesto nakładać po 1-2 łyżeczce bezpośrednio do talerza i dopiero w talerzu wymieszać z zupą.
Smacznego!

środa, 27 czerwca 2012

Bzzz bzzz...


Bzzzzyk...nęłam pesto. :)
Do czego jest mi potrzebne - wkrótce. :)

wtorek, 26 czerwca 2012

Akcesoria Zeal. Rozwiązanie konkursu.


Moi drodzy! Zapraszam Was dzisiaj na rozwiązanie i zakończenie konkursu, zorganizowanego na blogu przy współpracy ze sklepem oferującym kuchenne akcesoria.
Sklep szefkuchni.pl przygotował dla Was nagrody marki Zeal, które, jak sądzę – wylosowanym szczęśliwcom – sprawią sporą radość. :)

W kwestii formalnej, dodam tylko, że w konkursie wzięło udział 218 osób. Niestety 5 osób, nie może wziąć udziału w losowaniu nagród, ze względu na niespełnione warunki konkursowe (cztery osoby nie pamiętały o podaniu bądź uwidocznieniu na Profilu – adresu mailowego, a jedna osoba nie wskazała jednego, wybranego kuchennego akcesoria, co oznacza, że nie odpowiedziała na konkursowe pytanie).

Zatem w losowaniu udział biorą 213 ważne głosy.
Ponieważ mieliście same / sami wybrać, która nagroda najbardziej by się Wam przydała – pozostawione głosy podzieliłam dokładnie wg Waszych wskazań.


Maszyna losująca (http://www.random.org/) została wprawiona w ruch. :)
Oto wyniki:



Durszlak wylosowała:
Joanna Siwczynska



-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Silikonową foremkę do magdalenek wylosowała:
Elżbieta


-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nóż do tortu wylosowała:
Vanillia_fields

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

I jeszcze wyróżnienie specjalne. Jak pamiętacie (pisałam o tym na rozpoczęciu konkursu), Sponsor nagród zaproponował dodatkowe wyróżnienie, w postaci możliwości dokonania jednorazowych zakupów z bonifikatą 20% w sklepie www.szefkuchni.pl.
Spośród pozostawionych głosów – Sponsor wybrał komentarz: Mari
Gratuluję szczęśliwcom, a wszystkim tym, do których los tym razem się nie uśmiechnął -  dziękuję za wspólną zabawę. Sponsorowi natomiast - za fajne nagrody. :)
Nagrodzone Osoby wkrótce znajdą ode mnie wiadomość w swojej skrzynce mailowej.
Pozdrawiam! 

Edycja; 
W związku z zakończeniem i zamknięciem konkursu, usuwam z bloga listę uczestników, zawierającą dane mailowe.

niedziela, 24 czerwca 2012

Placek drożdżowy na umilenie chwil



Nasze mieszkanie zamieniło się kilka dni temu w pobojowisko. To nieodłączny krajobraz wszystkich, nawet tych mniejszych remontów. Przemykamy między stosami rzeczy przekładanych to w jedno, to w drugie miejsce.
Nie lubię, nie lubię. Ale miła jest mi myśl, że w domu coś się zmieni.
Powtarzam więc sobie jak mantrę: „jeszcze tylko kilka dni, jeszcze tylko kilka dni, wytrzymam”. :)
Kuchnia na szczęście jako tako działa. Zaszywam się w niej, szukając skrawka wolnego blatu i świętego spokoju. 


A w przerwie między jednym, a drugim malowaniem – nie ma nic przyjemniejszego, jak kubek gorącej kawy i spory kawałek domowego placka drożdżowego. To jak nagroda za ciężką pracę.
W mijającym tygodniu upiekłam go dwa razy. Z truskawkami. I lukrem.
Bardzo szybko znika. Ale to akurat miłe. :) 

 
Przepis na ten mocno maślany i mięciutki placek drożdżowy jest już na blogu, więc po recepturę i sposób wykonania odsyłam Was TUTAJ (klik). Zamiast cukru pudru na wierzch ciasta – możecie dać lukier cytrynowy, tak jak u mnie obecnie.
Placek jest pyszny i nawet przez kilka dni utrzymuje miękkość. Przynajmniej teoretycznie, bo w praktyce znika w oczach. :D
Smacznego!

Życzę wszystkim udanego nowego tygodnia! :)

piątek, 22 czerwca 2012

Wraz z nadejściem lata...



Nie ma wątpliwości! Lato nadeszło, nawet jeśli aura za oknem nieszczególnie sprzyjająca (przynajmniej na mojej deszczowej obecnie północy). :)
Letnie spódnice, rower z koszem, piegi na nosie i ciepły wiatr we włosach – to plan na najbliższe wakacyjne miesiące. :) I co najważniejsze! Cudowne, świeże, soczyste, pachnące, chrupiące i tryskające witaminami owoce i warzywa! :)
Jednym słowem L A T O ! :)

 
 Wraz z jego nadejściem – polecam Wam lekturę gorącego jeszcze wydania Lawendowego Domu (klik!).
Nowy, letni numer tryska kolorami i energią.
A w nim - po raz kolejny mój drobny udział (klik!). Jak zwykle zapraszam Was do rubryki śniadaniowej.
Tym razem proponuję delikatne, maślane i słodkie bułeczki typu „scone”.
Smacznego życzę! :)


Słodkie bułeczki „scone”
(ok. 10-12 bułeczek)

390g mąki
2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
100g cukru
skórka otarta z 1 cytryny
szczypta soli
150g zimnego masła
150 ml słodkiej śmietanki 30% (chłodnej)
+ ok. 1 łyżka śmietanki do smarowania

Dodatkowo:
kilka łyżek ulubionego serka homogenizowanego
lub ubitej na sztywno śmietany kremówki (36%)
10-12 szt. truskawek

Piekarnik rozgrzać do temp. 190st.C. Dużą blachę wyłożyć papierem do pieczenia.
Do dużej miski przesiać mąkę wraz z proszkiem do pieczenia. Dodać cukier, drobno otartą skórkę z cytryny i sól. Wymieszać. Zimne (prosto z lodówki) masło pokroić na kawałki i wrzucić do mąki. Posiekać nożem, tak by powstały drobne grudki. Wlać chłodną śmietankę i zagnieść ciasto (należy wykonać to szybko, krótko i niekoniecznie dokładnie – tylko do momentu, aż masa zbije się w kulę).
Wyłożyć zarobione ciasto na blat i podsypując lekko mąką – rozwałkować na grubość ok. 2cm. Okrągłą foremką o średnicy ok. 6 cm wycinać krążki. Układać w odstępach na blasze. Resztki ciasta zagniatać ponownie i powtarzać proces, aż do wyczerpania ciasta.
Wierzch bułeczek smarować słodką śmietanką.
Piec ok. 20 min. do momentu, aż bułeczki lekko się zezłocą.

Gotowe i ostudzone na kratce bułeczki – podawać z serkiem lub śmietaną i świeżymi truskawkami.

wtorek, 19 czerwca 2012

A co u rybki?



Czy wśród moich Czytelników jest jeszcze ktoś, kto udział w konkursie pozostawił „na potem”?
Jeśli tak, to przypominam, że czas powoli dobiega końca. Nie czekajcie dłużej!
A tym, którzy wcześniej nie natrafili na konkursowy wpis – podpowiadam, że na blogu trwa właśnie prosta i przyjemna zabawa z nagrodami. 

Do wygrania są przydasie marki Zeal, ufundowane przez sklep z akcesoriami kuchennymi (klik).
Wszelkie szczegóły dotyczące konkursu, znajdziecie TUTAJ (klik).
Termin pozostawiania komentarzy konkursowych upływa 21 czerwca (o północy).


W temacie „rybki” - monotematycznie, czyli jak zawsze u mnie -  łosoś. :)
Cóż, okazuje się, że mieszkanie nad Zatoką i teoretyczny dostęp do świeżych, morskich ryb – nie gwarantuje praktycznego wykorzystania potencjału.
Flądry nie lubię, za śledziem nie gonię, a dorsza jadam od przypadku do przypadku. Za innymi rybami również szczególnie nie szaleję. (Dla odmiany tęsknię za świeżymi krewetkami, ośmiorniczkami, kalmarami i innymi stworami :)).
Ale łosoś, od zawsze na TAK! :) Chętnie i na wszelkie sposoby. 


Dzisiaj proponuję letni, lekki obiad, który z powodzeniem może zamienić się w drugie śniadanie, zabierane do pracy i jedzone na zimno w postaci sałatki.
Mięso ryby macerowałam w soku z cytryny i ugotowałam na parze. Dzięki niezbyt długiemu procesowi parowania – mięso zachowuje soczystość i kruchość.
Podałam z cytrynowo - koperkowym kuskusem, młodą marchewką i... rzodkiewką dla lekkiego zaostrzenia smaku.
Jadłam obie wersje: na ciepło i na zimno. Obie mi bardzo smakowały.
Zatem i Wam polecam! :)

Ps. Oczywiście na dzisiejszych zdjęciach znów zawitały drobne akcesoria ze sklepu www.szefkuchni.pl


 
Koperkowy kuskus z łososiem i warzywami
(na 2 porcje)

ok. 250g łososia bez skóry
sok z 1 dużej cytryny
kilka gałązek koperku

Łososia umyć i osuszyć. Ułożyć w płaskim naczyniu, skropić sokiem z cytryny, dodać koperek. Pozostawić na ok. 30 min. do zamarynowania.

Oraz:
2 młode marchewki
kilka rzodkiewek
½ szkl. kuskus
szczypta soli (ok. 1/8 łyżeczki)
sok z ½ cytryny
ok. 1-1 ½ łyżki posiekanego drobno koperku
sól, pieprz do smaku
ew. dodatkowa cytryna do smaku

Oczyszczone marchewki pokroić w cienkie słupki, a rzodkiewki w plasterki.
Łososia posolić i ugotować na parze (ok. 20 min.). Na ok. 3-4 min. przed końcem gotowania – do łososia dołożyć słupki marchewki (marchewka po parowaniu powinna być jędrna i ciągle lekko twarda).
W międzyczasie gdy łosoś się gotuje – przygotować kuskus: suche ziarenka wrzucić do miseczki, wymieszać ze szczyptą soli, oraz zalać mieszanką soku z cytryny i niewielkiej ilości wrzątku (płynu powinno być tyle, by po zalaniu wystawał ponad ziarenka na ok. 2-3mm). Przykryć talerzykiem i pozostawić na kilka minut do wchłonięcia.
Gotowy kuskus rozbić - „drapiąc” widelcem. Wmieszać posiekany koperek i doprawić do smaku pieprzem, ewentualnie dodatkowo solą.
Podawać z dodatkiem parowanego łososia, z marchewką, rzodkiewką i ćwiartkami cytryny.
Podawać na ciepło. Ale na zimno jest równie smaczne i bardziej sałatkowe.
Smacznego!

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Będzie rybka

...wkrótce. :)


sobota, 16 czerwca 2012

W oczekiwaniu na mecz :)



U mnie dzisiaj dzień pod znakiem truskawki.
Odmiana kaszubska rządzi.  Podobnie jak biało - czerwone desery. :)

Dzisiejszego wieczora  zamieniam się w kibica. Będzie gorąco! :)
Wam również życzę dobrej zabawy! :)


I przypominam o trwającym na blogu konkursie. Tutaj (klik)  znajdziecie wszystkie szczegóły.

czwartek, 14 czerwca 2012

„Złość piękności szkodzi!” w cyklu „Blogerki gotują”


Jeśli macie ochotę na trochę blogersko – kuchennych zwierzeń – to dzisiaj jest ku temu okazja. :)
W letnim numerze magazynu „Czas Wina” [nr 3(67)/2012)] – skierowanego nie tylko do winnych znawców - pojawił się mój tekst (i zdjęcia :)) w cyklu „Blogerki gotują”, wraz z propozycją smacznego co nieco i koniecznie przy kieliszku dobrego wina.
W druku pojawiła się wersja nieco skrócona, a na blogu miejsca jest wiele, więc zapraszam na całość.
Miłej lektury. :)


„Złość piękności szkodzi!”
- woła irytująco spokojny małżonek. „Mamo! Wyluzuj!” - dodaje syn, wbijając kolejny gwóźdź do trumny. Złośliwość rzeczy martwych przekracza wszelkie granice. Czas przemyka między palcami. W pracy się pali i wali. Setka ważnych spraw przylepiła się do mnie, jak ten rzep psiego ogona. Świat staje na głowie, a ja razem z nim, próbując ogarnąć całe morze chaosu.
Normalna kobieta w takiej sytuacji trzaska drzwiami, sieje burzę, po czym ucieka na zakupy, z których wraca z kolejną torebką, nową parą butów, kiecką (a najlepiej dwiema czy trzema) i stosem kosmetyków. Nie zapominając po drodze o odświeżeniu koloru na głowie, tudzież opuszcza salon fryzjerski z zupełnie nową koafiurą.


Mnie, kulinarną blogerkę, zaliczyć można do grupy normalnych... inaczej. Owszem - trzaskam drzwiami; owszem – rzucam gromy i czym prędzej szukam pocieszenia w zakupach. Ale o ironio! Do domu targam... skorupy... Gary, garnuszki, talerze, miseczki i inne kubki. Wystarcza choćby jedna nowa łyżka, a życie na nowo wraca na właściwe tory, a synowskie „wyluzuj” - staje się ciałem.
Małżonek przezornie nie komentuje faktu, że szafki i szuflady kuchenne nie chcą się domykać. Za to z ulgą zachęca: „ Kochanie, może kieliszek wina, za zdrowie nowego gara?”. Propozycja ma rzecz jasne ukryte drugie dno, bo jak wino – to i któreś z ulubionych dań z pewnością wjedzie na stół. Co jak co, ale pełni szczęścia rodzinnej nie osiąga się na głodniaka. 

W sprawach kulinarii - wyznaję zasadę: im mniej – tym więcej. Minimum składników – koniecznie najlepszej jakości! - a maksimum smaku do uzyskania.
Proponuję więc domowym sposobem przygotowane pappardelle (czyli szerokie wstążki) z dodatkiem krewetek tygrysich. Całość w lekkim, niezwykle aromatycznym sosie cytrynowo – czosnkowym. Koniecznie z dodatkiem świeżej, zielonej natki. Pachnie intensywnie już od pierwszej chwili wrzucenia składników na patelnię. Królewskie jadło na wszystkie okazje – aż się w głowie kręci. Pytanie, czy od aromatu potrawy, czy może za sprawą białego, wytrawnego wina musującego Cava Gran Cuvee, który znika z kielicha równie szybko co krewetki?
Nic na to nie poradzę, że mam prawdziwą słabość do jedzenia, które można „od środka zasilić” zdrowym chlustem porządnego wina. Niejeden posądzi mnie o pewne niezdrowe skłonności, a tymczasem chodzi po prostu o niewinne wzbogacenie smaku potrawy winnym bukietem aromatów.
Gdy pada więc propozycja „otwórzmy wino”, - ja czym prędzej wyciągam z szafki carnaroli lub arborio do przyrządzenia risotto. Tym razem przygotowuję z suszonymi pomidorami, a podlewam odrobiną Sauvignon Blanc. Nie mogę się powstrzymać i upijam pół kieliszka zanim risotto trafi na stół. Pasują do siebie znakomicie, a wskaźnik mojego humoru szybko pnie się w górę.
I tak oto - proste posiłki znikają z talerzy, a wino z kieliszków.
On – mąż blogerki, dokonując w myślach rachunku strat i zysków, dochodzi do wniosku: „Ufff! Tylko jedna mała skorupa, a kryzys humorów na jakiś czas zażegnany...”.
Ona – blogerka, przełykając kolejny kęs knuje przyszłościowo: „Te czerwone garnuszki chyba też by się jeszcze przydały...”


Domowe pappardelle z cytrynowo – czosnkowymi krewetkami

12-16 szt. krewetek tygrysich (po 6-8 szt./1 osobę)
1 łyżka oliwy do smażenia
2 ząbki czosnku
sok z 1 dużej cytryny
kilka gałązek świeżego tymianku
sól, pieprz do smaku
garść natki pietruszki

Domowy makaron:
(na 2 niewielkie porcje)

1 duże jajko
ok. 100g mąki semoliny (ewentualnie krupczatki)

Z jajek i semoliny zagnieść elastyczne ciasto makaronowe. Ciasto nie powinno być zbyt mokre i klejące. W zależności od wielkości użytych jajek – może okazać się konieczne dosypanie 1-2 łyżek mąki. Uformować z ciasta wałek i zawinąć w folię spożywczą. Pozostawić na 10-15 minut ( powinno „odpocząć” przed wałkowaniem).
Podzielić ciasto na 2 lub 3 części i każdą po kolei dość cienko wałkować (ok. 0,5 – 0,6 mm). Kroić radełkiem lub nożem na wstążki szer. 1 – 1,5cm.
Nastawić garnek z dużą ilością osolonej wody do zagotowania.

Krewetki sprawić (świeże obrać ze skorupek i oczyścić). Przygotować sok z cytryny, czosnek obrać i przecisnąć przez praskę. Posiekać natkę pietruszki. Przygotować patelnię z oliwą.
Do wrzącej wody wrzucić makaron. Ugotować al dente (przy świeżym makaronie to szybki proces - od ponownego zawrzenia wody – wystarczy ok. 1 min. gotowania).
Od razu po wrzuceniu makaronu do wody – rozgrzać patelnię z oliwą. Wrzucić krewetki i króciutko obsmażyć. Dodać przeciśnięty czosnek, a chwilę potem wlać sok z cytryny i dodać świeży tymianek. Smażyć ok. 2 minuty na niezbyt dużym ogniu, aż sok nieco wyparuje. Doprawić do smaku solą i pieprzem. Zdjąć z ognia. W tym czasie makaron powinien być już gotowy – odcedzić z wody i wrzucić na patelnię. Wymieszać, tak by makaron pokrył się sosem. Posypać natką pietruszki. Podawać gorące.


Risotto z suszonymi pomidorami i bazylią
(2-3 porcje)

2 łyżki oliwy
2-3 szalotki
1 szkl. ryżu carnaroli lub arborio
ok. 100 ml białego wina
ok. 0,5-0,7 l gorącego bulionu warzywnego
kilka (6-8 szt.) suszonych pomidorów z oliwnej zalewy
sok z 1 limonki
4 łyżki świeżo utartego parmezanu
świeżo mielony pieprz
garść listków bazylii
oliwa extra vergine do skropienia potrawy

Szalotkę drobno posiekać, suszone pomidory pokroić w paseczki.
Gorący bulion ustawić na maleńkim ogniu, tak by cały czas utrzymywał temperaturę.
Do garnka lub głębokiej patelni wlać oliwę i zanim zdąży się rozgrzać wrzucić szalotki. Podsmażać, mieszając, aż do lekkiego zeszklenia. Dołożyć ryż. Smażyć ok. 2 minuty. Zalać białym winem. Dusić do momentu, gdy płyn odparuje. Teraz partiami dolewać bulion: najpierw jedną chochelkę, gdy wyparuje kolejną partię płynu. Dodać suszone pomidory. Gdy ryż mocniej napęcznieje - płynu dolewać po 2 łyżki, tak długo, aż ziarenka dostatecznie zmiękną.
Gotowe risotto zdjąć z ognia. Doprawić pieprzem. Dodać starty parmezan – wymieszać, a następnie skropić sokiem z cytryny. Znów wymieszać. W razie potrzeby doprawić do smaku solą.
Podawać gorące z dodatkiem listków bazylii i skropione odrobiną oliwy.

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Konkurs. Do wygrania akcesoria Zeal.


Zgodnie z zapowiedzią sprzed kilku dni (klik) – dzisiaj startujemy z nowym konkursem.
Jeśli tak jak ja, lubicie miłe dla oka, a zarazem użyteczne i trwałe przydasie kuchenne w zabawnych kolorach, które ożywią Wasze kuchnie – to wszystkich chętnych zapraszam serdecznie do licznego udziału w zabawie. :)

Do rozdania mam trzy nagrody, w postaci akcesoriów marki ZEAL – ufundowane przez sklep z akcesoriami kuchennymi, oraz jedno dodatkowe wyróżnienie.
Oto one:

Nagroda nr 1


Nagroda nr 2



Nagroda nr 3

Nagroda nr 4
Wyróżnienie, w postaci możliwości dokonania jednorazowych zakupów z bonifikatą 20% w sklepie www.szefkuchni.pl.

Aby wziąć udział w losowaniu nagrody, wystarczy w komentarzach pod dzisiejszym wpisem - odpowiedzieć na pytanie:

Którą z wymienionych nagród (wybierz tylko jedną) chciałabyś / chciałbyś otrzymać i dlaczego właśnie tę?


Poniżej przedstawiam Wam zasady i warunki konkursu: 
(proszę, przeczytajcie uważnie)

1/ Konkurs trwa do czwartku 21 czerwca (komentarze można pozostawiać do północy)
2/ Konkurs polega na pozostawieniu komentarza na blogu (pod konkursowym wpisem) o tematyce zgodnej z przedstawionym powyżej zadaniem
3/ Wraz z komentarzem należy pozostawić swój adres mailowy (jeśli posiadasz swój Profil na Bloggerze – sprawdź czy adres mailowy na pewno jest widoczny).
Komentarze, bez widocznego adresu mailowego – niestety nie będą brane pod uwagę w losowaniu.
Jeśli obawiacie się automatów spamowych – wstawcie w adresie kilka spacji. 
4 Nagrody nr 1, 2 i 3 zostaną przyznane drogą losowania.
5/ Nagroda nr 4 (wyróżnienie) zostanie przyzna przez Sponsora nagród.
Realizacja wyróżnienia będzie w tym wypadku oczywiście dobrowolna.
5/ Komentarze nie spełniające warunków konkursu, lub pozostawione komentarze w tematach innych niż konkursowe – nie będą brane pod uwagę w losowaniu nagród.
Komentarze dalekie od kultury osobistej będą usuwane.
6/ Ogłoszenie zwycięzców pojawi się na blogu nie później niż do 30 czerwca.
7/ Sponsor zastrzega sobie wysyłanie nagród tylko na terenie Polski.
8/ Nagrody wysyłane będą kurierem. Nagrodzone osoby zgadzają się na przekazanie Sponsorowi adresu do wysyłki, oraz numeru telefonu (wykorzystanie tylko dla kuriera).


Bawcie się dobrze! :)
Pozdrawiam!


sobota, 9 czerwca 2012

Placek z owocami i Euro 2012



Gdańsk oszalał. Nie ma miejsca, które nie byłoby w taki czy inny sposób przystrojone. Na ulicach kibice w ilościach, jakich w swoim życiu nie widziałam. Przebrani w narodowe barwy - śpiewają i tańczą dosłownie wszędzie.
W moich okolicach jest ich szczególnie dużo. Jedna z większych grup młodych Hiszpanów okupiła cały ogródek restauracyjny i gromko śpiewali „Poooolskaaa! Biało – czerwoni!”. To naprawdę była wzruszająca scena... :)


W domu też szaleństwo. To-tal-ne. :) Nawet Pszczółka – nie wiem kiedy, jak i gdzie – przeszła pełną indoktrynację sportową i kibicuje, krzycząc wniebogłosy. :)
I tylko w mojej kuchni w miarę bez zmian. Piekę, gotuję, zajadam się truskawkami i czekam na lato. A wcześniej – wypatruję jakie niespodzianki przyniesie nam Euro 2012... :) 



Ciasto, które dzisiaj pokazuję – jest z tych miękkich, puszystych i wilgotnych. Takich, co to znikają szybciej, niż bym sobie życzyła. Na szczęście, pracy przy nim mało, więc można pokusić się o powtórki. :)


Placek jogurtowy z rabarbarem i truskawkami

5 jaj
300g cukru
200ml oleju
220g jogurtu (gęsty, np. typu greckiego)
500g mąki
2,5 łyżeczki proszku do pieczenia
szczypta soli
skórka otarta z dużej cytryny
ok. 300g rabarbaru
ok. 500g truskawek

oraz cukier puder po oprószenia ciasta

Piekarnik rozgrzać do temp. 180 st.C. Dużą blaszkę (35x25cm) wyłożyć papierem do pieczenia (lub zamiennie wysmarować masłem i oprószyć mąką).
Owoce umyć i osuszyć.
Rabarbar pokroić na niewielkie kawałki. Truskawki – jeśli są duże, przekroić na połówki. Jeśli są małe – pozostawić w całości.
Mąkę przesiać do miski wraz z proszkiem do pieczenia i solą.

W osobnej dużej misie utrzeć jaja z cukrem. Dodawać kolejno olej roślinny, jogurt i drobno otartą skórkę z cytryny.
Ciągle ucierając – dodawać po trochę mąki.
Wyłożyć ciasto na przygotowaną blaszkę, Na wierzchu rozłożyć rabarbar i truskawki – lekko wciskając w ciasto.
Piec ok. 50 min. Patyczek włożony w środek ciasta powinien być suchy.
Ostudzone ciasto oprószyć cukrem pudrem.
Smacznego!

środa, 6 czerwca 2012

Wiosenne spaghetti, akcesoria Zeal i zapowiedź konkursu


 

Z maili, które od Was dostaję – wiem, że bardzo! bardzo lubicie konkursy, w których wygrać można kuchenne akcesoria.
Mnie cieszy ogromnie, gdy mogę Wam zaproponować takie "przydasie", które sama z przyjemnością używam (lub używałabym) w swojej kuchni.
W tej kwestii jestem dość wybredna i wyznaję zasadę, że nie stać mnie na produkty byle jakiej jakości.
Z tym większą przyjemnością, chciałam przedstawić Wam sklep www.szefkuchni.pl (klik!), który oferuje porządne, trwałe i użyteczne akcesoria marki ZEAL.
Dla mnie, blogerki i miłośniczki fotografii kulinarnej – mają one dodatkową, aczkolwiek nie najważniejszą zaletę: są po prostu śliczne, a do tego dostępne w wielu pięknych kolorach. 
Trudno od nich oderwać wzrok.
Gdy pierwszy raz zajrzałam do internetowego sklepu – przepadłam na długo, zagłębiając się coraz głębiej i głębiej w sklepowe „półki”. I choć w większości, znaleźć tam można raczej drobne akcesoria –  to w wydaniu, które zdecydowanie uprzyjemnią czas w kuchni.
Uprzedzam! w niektórych gadżetach – naprawdę można się zakochać. :) 



Na zdjęciu przykładowe akcesoria dostępne w sklepie szefkuchni.pl.

Na dzisiejszych zdjęciach wiosennego spaghetti (notabene pyszne! polecam!) możecie zobaczyć dwa przedmioty, pochodzącego ze sklepu szefkuchni.pl.
Jest to durszlak, z naprawdę fajnej, mocnej, grubej melaminy. I jest niebieski! :) co mnie ogromnie cieszy, bo niełatwo o żywe kolory wśród naszych rodzimych emaliowanych cedzaków (którym zresztą wcale nie umniejszam swojskiego uroku). :)
Oraz pozioma obieraczka z japońskim, szalenie (!) ostrym ostrzem. Wierzcie mi, ona wprost śmiga po warzywach. Lekko i przyjemnie. :) Dzięki swojemu kształtowi i silikonowemu wykończeniu, - leży w dłoni tak wygodnie, jak chyba żaden z moich posiadanych (i naprawdę lubianych) nożyków do obierania.

Na swojej prywatnej liście zanotowałam już kolejne kuchenne przydasie, które "konieczniemuszęmieć" :). Zamierzam podsunąć ją świętemu Mikołajowi, lub wykorzystać inną miłą okazję przyjmowania od najbliższych prezentów. :)


Jak się zapewne już domyślacie, mam i dla Was niespodziankę.
Przyszykowałam konkurs, w którym do wygrania będą drobne, przydatne akcesoria kuchenne marki ZEAL – ufundowane przez sklep szefkuchni.pl.
Dzisiaj jednak nie zdradzę jeszcze jakie będą nagrody...
Jeśli macie czas - pobuszujcie po sklepie i spróbujcie wytypować... :)
Po szczegóły konkursowe zapraszam Was już w najbliższy poniedziałek (11 czerwca).

A tymczasem wszystkim głodnym – proponuję spaghetti, bardzo zielone, bardzo wiosenne i bardzo smaczne. :)
Do zobaczenia wkrótce! :)


Cytrynowe spaghetti ze szparagami, brokułem i miętą
(na 2 osoby)

2 porcje spaghetti
½ pęczka zielonych szparag
kilka różyczek brokuła
ok. 1- 2 łyżki oliwy extra vergine
zest z ½ cytryny
sok z 1 cytryny
sól, pieprz do smaku
garść posiekanych listków świeżej mięty


Warzywa umyć. Szparagom odciąć główki, a łodyżki pokroić na niewielkie kawałki (zielonych szparagów zasadniczo nie trzeba obierać – dla mnie jednak skórka na tych grubszych szparagach jest zbyt twarda, dlatego mimo wszystko lekko je obieram).
Spaghetti ugotować ale dente w dużej ilości osolonej wody.
Na parze – ugotować brokuła i szparagi (uwaga! Gotujemy bardzo krótko! Warzywa powinny być jędrne i chrupiące). Można też warzywa wrzucić na wrzątek i od ponownego zagotowania gotować ok. 1-2 min. (gotować bez przykrycia!).
Makaron odcedzić, wrzucić ponownie do garnka. Wlać oliwę, sok z cytryny, zest, oraz odcedzone warzywa. Doprawić do smaku pieprzem i ewentualnie solą. Dorzucić posiekaną miętę. Wymieszać. Podawać od razu.
Smacznego!

niedziela, 3 czerwca 2012

Migawki z kuchennej szafki...



Ogromnie lubię myszkować w kuchennych szafkach.
Zwłaszcza cudzych, jeśli tylko ich właściciel nie ma nic przeciwko...
Pogładzić kruchą filiżankę z porcelany, spojrzeć pod światło w kryształowy kielich, dotknąć zadrapaną foremkę do pieczenia babeczek, „pobrzęczęć” widelcami, w których każdy ząb nie jest już tak równiutki jak na początku... Ale też pozachwycać się nowiutkimi kubeczkami w pastelowe kropeczki...
Cudze kąty kryją wiele miłych niespodzianek.
Ale i w moich własnych kuchennych szufladach - przedmioty żyją swoim życiem.
Niektóre z nich po wielokroć widzieliście na zdjęciach typowo kulinarnych.
Inne wciąż czekają na swoją kolej. Może nigdy nie nadejdzie...
Pojawił się impuls. Często bywa, że w jednej chwili jakiś pomysł wpada nam do głowy.
Mam ochotę wpuścić Was do moich kuchennych szafek...
Odkrywać to co zakryte.
Chcę Wam pokazać moje miejsce, które mimo taniej, prostej i niemodnej oprawy zewnętrznej – sprawia, że lubię je najbardziej na świecie...


Dlatego wprowadzam na bloga nowy „dział”, typowo fotograficzny.
Otwieram „Migawki z kuchennej szafki”... (Tak mi się zrymowało) :)
Od razu uprzedzam, że te zdjęcia nie będą miały nic wspólnego z reklamą (wpisy sponsorowane to zupełnie inny rozdział).

To będą moje własne kuchenne impresje. Szczegóły. Detale.
Wyrywki codzienności, ale wcale nie codziennie uwieczniane. :)

Zapraszam.
Obiecuję nie zanudzać Was zbyt często tymi migawkami. :)

sobota, 2 czerwca 2012

Dzień różowych kwiatków



Maja ubrała się dzisiaj od stóp do głów na różowo.
I tylko wstążki na głowie zażyczyła sobie... żywozielone. :)
Na targu przykleiła się do straganu z kwiatami...
"Czy nie rozumiesz mamo, że te kwiatuszki czekają właśnie na mnie...?"
No oczywiście! Przecież są różowe!  :D


A ja upiekłam dzisiaj mini tarty.
Nie zaskoczę Was niczym nowym... Farsz z botwinki i szpinaku.
To ta sama tarta (klik!), którą już kiedyś Wam pokazywałam, tylko forma podania tym razem jest inna.
Może też skusicie się, póki jeszcze botwinka jest dostępna? :)

A tymczasem udanego, sobotniego wieczoru Wam życzę! :)