Włosi chrupią je, popijając Vin Santo.
Mnie to połączenie średnio zachwyca, choć nie omieszkałam z wakacyjnych wojaży przytargać dwie bursztynowe butle.
Na przekór wszelkim zachwytom – nie zostałam fanką tego słodkiego wina likierowego.
Wybieram inny zestaw: cantuccini i gorącą kawę.
Migdałowy sucharek zamoczony w moim ukochanym trunku nabiera szczególnego smaku. Tak smakuje mi o niebo! o niebo bardziej. :)
Dołączam dzisiejszy przepis do Orzechowego Tygodnia, pod gospodarską pieczą Atiny z bloga Tak sobie pichcę. :)
Cantuccini
2 b. duże jaja
1 szkl. cukru
2 szkl. mąki
mała szczypta soli
1 łyżeczka ekstraktu migdałowego (można pominąć)
1 łyżeczka proszku do pieczenia
starta skórka z 1 dobrze wyszorowanej cytryny
200g blanszowanych migdałów
Piekarnik rozgrzać do temp. 190 st.C (grzałki góra - dół). Dużą blachę wyłożyć papierem do pieczenia.
Mąkę, sól i proszek do pieczenia przesiać do osobnej miski.
Jaja ubić z cukrem i otartą skórką cytryny. Cały czas ucierając, dodać ekstrakt migdałowy, a następnie mąkę. Wmieszać blanszowane migdały.
Ciasto podzielić na 4 (w miarę równe) części. Masa będzie dość klejąca, ale wystarczy trochę oprószyć dłonie mąką i uformować wałeczki grubości ok. 1cm i szerokości ok. 4cm.
Ułożyć wałeczki na blasze. Piec ok. 20 min. Wyjąć z piekarnika, studzić ok. 10 min., a następnie bardzo ostrym nożem – pokroić na paseczki szerokości ok. 1-1,5 cm (równolegle do krótszego boku wałeczka). Rozłożyć ciasteczka ponownie na blasze. Dopiekać jeszcze po kilka minut (ok. 7-8) z obu stron aż do zezłocenia.
Smacznego!
a to taki zestaw ciasteczko i kawka to ja też poproszę jeśli można:) Ciasteczka takie uwielbiam! Cudowne fotki im zrobiłaś:) Bardzo się cieszę, że udało Ci się przyłączyć do Orzechowego Tygodnia:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńWygladaja przepysznie! Tez w tym tygodniu zrobilam cantucci (moje sa pistacjowo-cytyrynowe) i uwielbiam je zajadac popijajac ciepla herbate :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJa Vin Santo jak najbardziej! Moze byc i z ciasteczkami i bez :D Gdybysmy mieszkaly blizej, to bysmy sie podzielily ;) Symbioza idealna :D
OdpowiedzUsuńCantuccini piekne! I szczerze mowiac, to mnie niestety ubieglas ;))
Usciski!
PS. Zerknij na Sk. please...
Ja chyba też poproszę z kawą. Małgoś skąd to piękne światło? Czy u Ciebie jest słońce?
OdpowiedzUsuńAtinko, taki drobny wkład na ostatnią chwilę, ale jak to mówią: lepiej późno niż wcale. :)
OdpowiedzUsuńMyszki in cucina, z pistacjami też bym pochrupała. Może nawet bardziej niż migdałowe. :)
Bea, podzieliłabym się bez wahania. :D
Kabamaiga, piątek i sobota u nas były bardzo słoneczne. :) Dzisiaj niestety już ponuro. :(
Pierwszy raz, kiedy je jadłam, zanurzałam w różowym winie :)
OdpowiedzUsuńJa preferuję z kawą! Właściwie rzadko które ciasteczka tak mnie pociągają; po prostu: uwielbiam je:)
OdpowiedzUsuńOd kilku dni sie czaje na te sucharki i nie moge sie zrbrac zeby je zrobic. A niech Cie wyprzedzilas mnie :)
OdpowiedzUsuńZabieram się do zrobienia cantuccini z dobry rok już i jakoś mi nie po drodze :)
OdpowiedzUsuńNiesamowite zdjęcia, wszystko wygląda przerażająco smakowicie :)
Swoją drogą, od dawna zastanawiam się czym się różni cantuccini od biscotti?
Jest jakaś różnica między cantuccini a biscotti? Bo my dopiero co robiłyśmy niby to drugie, ale nie widzę między nimi jakiejś różnicy ;). Przyjemnie chrupią!
OdpowiedzUsuńNa zdjęciach wszystko wygląda tak smakowicie, że aż ślinka cieknie :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do śledzenia moich blogowych postępów:
http://notonlyserendipity.blogspot.com/
Ostatnio znalazłam ten przepis na włoskim blogu ale pogubiłam się trochę jeśli chodzi o miary i samo wykonanie, bo włoskiego nie znam kompletnie - świetnie, że podzieliłaś się tym przepisem jak i wrażeniami smakowymi. Utwierdziłaś mnie w przekonaniu, że warto zrobic!
OdpowiedzUsuńjak słodko! :) ciasteczka z kawą ja nie bardzo ale to "święte wino by mi do nich pasiło ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Chodzą za mną od dawna ;) Piękne ciasteczka!
OdpowiedzUsuńJakie cudowne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńPiękne cantuccini ! Cudowny masz serwis do kawy:).
A Vin Santo zazdraszczam:)
Buziaki Małgoś:*
Oczko, a za drugim razem już w kawie? :D
OdpowiedzUsuńAn-no, czy to znaczy, że kawa nade wszystko? :)
Katie, a tam! Zapomnij o tym co tutaj zobaczyłaś, zrób swoje i pokaż. :) Przy takiej ilości blogów kulinarnych trudno by pomysły się nie powtarzały. To absolutnie nieuniknione.
Madzialena, Olć
- jeśli dobrze pamiętam, to Biscotti z Prato to te oryginalne ciasteczka. Cantuccini to nieco przerobiona wersja Biscotti (zdaje się, że dodano proszek do pieczenia). Ale może znajdzie się tutaj ktoś, kto ma obszerniejszą wiedzę na ten temat?
Serendipity, dziękuję. :) Zajrzę. :)
Kulinarna Maniu, nie mam pojęcia, czy przepis, o którym wspominasz jest identyczny z tym, którym ja się tutaj podzieliłam. Nie korzystałam z żadnego blogowego przepisu, a już z całą pewnością nie czytam i nie rozumiem tekstu włoskiego. :) Nie wykluczone jednak, że zbieżność jest duża. W końcu cantuccini, to cantuccini i z pewnością receptury nie różnią się zbytnio. :)
A czy warto robić? Moim zdaniem warto, bo lubię te słodkie sucharki. :)
Robercie, to "święte wino" daje po głowie. :D W każdym razie moja jest bardzo słaba i w starciu z tym trunkiem nie daje większej rady. :D
Sue, może w końcu wychodzisz? :D
Majanko, chętnie się podzielę. :D
Całkiem możliwe ;) nie pamiętam, bo to dawno było :)
OdpowiedzUsuńAch to moje ulubione ciastka. Przepyszności :-D
OdpowiedzUsuńWygląda przepysznie. Jeszcze takich ciasteczek nie proóbowałam.
OdpowiedzUsuńMalgos, piekna maja Twoje cantucci jakby lukrowa polewe, zastanawiam sie dlaczego moje nigdy nei mialy i wiem, smarowalam zoltkiem, a to jednak nei o to chodzilo :) To zakasam rekawy znow, bo cantucci uwielbiam! Latwo mnei zmobilizowac, :*
OdpowiedzUsuńCantuccini i kawa to dla mnie idealne połączenie.
OdpowiedzUsuń