piątek, 18 listopada 2011

Położyła kucharka na stole...

15 komentarzy:

  1. ojojoj, strasznie wymęczone ale za to malownicze :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To prawda. :D Były w dość opłakanym stanie; chyba przeszły bardzo długą drogę. Ale zważywszy, że na mojej dzikiej północy spotkałam je absolutnie pierwszy raz w sprzedaży - trzeba było brać, bo druga okazja nie wiadomo kiedy. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. może będzie jak z dyniami, w końcu coś drgnie, to w końcu bardzo pożyteczne warzywo jest :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Liczę na to, bo ogromnie mi smakują. Chociaż obróbka wstępna już nie zachwyca. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. nie bardzo rozumiem co masz na myśli pisząc o obróbce wstępnej wrzuca się do wody albo jeszcze lepiej do garnka do gotowania na parze i po zawodach. no a potem celebracja obgryzania końców płatków, fakt jak się dochodzi do futerka to trzeba się trochę pogimnastykować ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Obierałam surowe. Dość koszmarna robota, zwłaszcza przy futerku. ;-)
    Leloop, takiej metody jak podajesz nie znalazłam... Ale fakt, aż tak dogłębnie nie szukałam. Trochę w domowych książkach i co nieco google. Jeśli jednak Twoja metoda działa (a nie przypuszczam, by miało być inaczej), to poczytuję to za dobrą nowinę. :) I oczywiście zapamiętam na przyszłość. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. http://www.aufeminin.com/recette-video-cuisine/comment-preparer-et-cuire-des-artichauts-n54488.html
    dwie metody "dobierania" się do artiszokow. pierwsza gotowanie w całości, sztuczka z cytryna to dla zachowania jasnej barwy, nie bawię się w to. druga metoda to dobranie się do serca bez gotowania. wg. mnie strata cennego materiału jakim są ugotowane płatki, to właśnie cala zabawa z ich maczaniem w sosie i wysysaniem. mój syn np. serca karczocha nie lubi.
    woda z gotowania karczochów to cenna popitka dla tych co maja problemy z wątroba :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ciekawa jestem co z nich pysznego wyczarowałaś:)

    Pozdrowienia Małgoś:*

    OdpowiedzUsuń
  11. A wiesz Małgosiu w zeszłym roku kupiłam o tej porze w podobnym stanie i znalazłam tylko w jednym sklepie. A w tym roku było ich dużo więcej, ale w okolicach kwietnia, maja;) Ja kupowałam w delikatesach Alma i tam dużo ich widziałam. Skoro dotarły do nas na południe , to może i w przyszłym roku dotrą do Was;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  12. Nigdy nie probowalam, jakos nie mam smialosci. Ciekawa za to jestem co pyszngo z nich zrobisz?

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Tak tak, maz Francuz mni eraczy karczochami gotowanymi na parze od dczasu do czasu :)) Wlochata to przyjemnosc, szczegolnie przy braku wprawy deliwkenta ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Jadłam tylko ze słoika, ale to nie to samo.

    OdpowiedzUsuń
  15. Karczochy uwielbiam. Ja jadam je zawsze gotowane na parze, a poniej macza sie listki w roztopionym masle, z sercami mozna robic co sie podoba, ale mnie najlepiej smakuja grilowane z oliwa. Juzsie nie moge doczekac co tu Malgosia z nich przyszykuje:)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za pozostawiony komentarz. :) Jestem winna Ci informację: blog jest moderowany, spamowi i pyskówkom mówimy stop. We wszystkich innych sprawach zapraszam. :)