Prawdę mówiąc, nie wierzyłam własnym oczom. Nie wierzyłam, że się udały! E tam! Pewnie, że nie idealnie (prawdę mówiąc były dość krzywe :D), ale że w ogóle „coś” wyszło! :D I dało się zlepić, i smakowało fajnie, i było chrupiące na zewnątrz, a lekko ciągnące w środku.
A muszę Wam powiedzieć, że moje pierwsze makaronikowe doświadczenie było zgoła odmienne. Miało miejsce rok temu (a może już i dłużej) i zakończyło się wielką porażką. Mega porażką! To co wówczas wyjęłam z piekarnika trudno było nazwać „czymkolwiek”. To nie tylko nie były makaroniki, to w ogóle było NIC. :D Dodam, że surowe nic. :D Sprawa się wyjaśniła po kilku dniach, przy kolejnym włączeniu piekarnika. Był zimny jak tafla lodu... W tym momencie spłynęło na mnie olśnienie... Mój piekarnik raczył był paść trupem, właśnie wtedy, gdy makaroniki weń siedziały. Co za pech! Złośliwość rzeczy martwych, prawda? Ale mnie ta nieudana próba skutecznie wyleczyła z makaroników. :D Jestem pewna, że niechęć trwałaby do dzisiaj (a pewnie i jeszcze dłużej), gdyby nie makaronikowe szaleństwo, które ostatnio wybuchło pełną siłą. :)
Macarons here, macarons there, macarons everywhere... :)
Kuszą, nęcą, namawiają... :) A do tego jeszcze i Lutowa Weekendowa Cukiernia, w której gospodyni Olcik też makaroniki proponuje, wybierając przepis Felluni... :)
No to niech już będą. :) Zostałam pokonana przez małe kawowe ciasteczka, wypełnione czekoladą (w mojej wersji gorzką). Pyszne były. A najwięcej zjadła ich Majeczka. :D
Kawowe makaroniki z czekoladą
przepis wg Felluni z bloga Bezglutenowa babeczka
Składniki:
makaroniki:
100g białek (mniej więcej 3)
40g drobnego cukru
200g cukru pudru
120g mielonych migdałów
1 łyżka kawy mielonej lub rozpuszczalnej
krem czekoladowy:
100g czekolady
kilka łyżek śmietanki lub oleju, jeśli musimy unikać nabiału
ewentualnie cukier do smaku (bez przesady, makaroniki są dość słodkie, pasuje więc do nich krem nieco bardziej wytrawny)
ewentualnie trochę rumu lub pasującego likieru
Przygotowanie:
Makaroniki: białka trzeba rozdzielić przynajmniej dzień wcześniej. Trzymamy je przykryte w lodówce i wyjmujemy nieco wcześniej przed przygotowaniem makaroników, tak aby były mniej więcej w temperaturze pokojowej. Podobno to nie żadna magia tylko wtedy nieco wysychają i efekt końcowy jest lepszy. Niektóre przepisy przewidują nawet dodanie nieco białek sproszkowanych ale nie próbowałam bo nie mam tego specyfiku.
Migdały trzeba zmielić razem z kawą i cukrem pudrem w malakserze na drobny proszek.
Białka ubić na dość sztywną pianę, dodać drobny cukier i jeszcze chwilę ubijać. Piana ma być sztywna ale nie ma się rwać (to właściwie ogólna zasada odnośnie ubijania piany z białek).
Teraz będzie najważniejszy krok dla makaroników. Do piany wsypujemy migdały zmielone z kawą i cukrem pudrem i mieszamy wszystko razem łyżką. Mieszana substancja będzie robiła się coraz rzadsza, trzeba uchwycić właściwy moment. Musi być na tyle rzadka, żeby makaroniki się nieco rozpłynęły, ale nie aż tak by były płaskie jak opłatki. Można sprawdzać wykładając trochę masy na talerzyk. Jeśli po wstrząśnięciu talerzykiem masa rozpłynie się na równiutkie, ale wypukłe kółko to jest ok, a jak trzyma krzywy kształt to mieszamy jeszcze 2-3 razy. Jeśli się rozpływa za szybko to jest za późno i zaczynamy od nowa. Moje, jak widać na zdjęciu, są nieco krzywe, zbyt grube a te małe wzgórza od końcówki do szprycowania nie znikły całkiem. To wszystko oznacza, że powinnam jeszcze zakręcić łyżką 2 razy :).
Można nakładać makaroniki łyżeczką ale łatwiej to zrobić z rękawa cukierniczego. Jeśli nie mamy to bierzemy torebkę ze sztywnej folii i ucinamy jeden róg, też będzie dobrze. Można również zwinąć nieco pergaminu w tytkę. Końcówka do szprycowania musi być okrągła i dość szeroka (mniej więcej 1cm średnicy), jeśli takiej nie mamy to nie bierzemy żadnej tylko szprycujemy wprost z rękawa.
Na blachę wyłożoną pergaminem nakładamy okrągłe ciasteczka o średnicy około 3 cm w odstępach około 2-3cm. Jak skończymy to trzeba uderzyć blachą płasko w stół, tak aby makaroniki się nieco rozpłynęły. Z tej proporcji wyjdą 2 blachy ciasteczek.
Odstawiamy przygotowane blachy na około godzinę do obeschnięcia. Nagrzewamy piekarnik do 160°C, wstawiamy ciasteczka i pieczemy przez jakieś 15 minut. Potem wyjmujemy i odstawiamy do wystygnięcia. Dopiero potem odklejamy je od papieru (ciepłe mogą się rozwarstwić).
Krem czekoladowy: czekoladę roztapiamy w kąpieli wodnej razem ze śmietanką lub olejem. Można dodać rum lub likier, wymieszać aż krem będzie gładki i odstawić do przestygnięcia.
Nakładać odrobinę czekolady na ciasteczka i sklejać je parami. W międzyczasie można zaparzyć kawy lub herbaty, tak aby nie tracić czasu jak już będą gotowe.
Uwagi: zamiast kawy można użyć kakao, zielonej herbaty lub innych sproszkowanych substancji smakowych. Często dodaje się też barwniki spożywcze dla uzyskania pojechanych kolorów makaroników, przy czym one również powinny być w proszku a nie w płynie, żeby nie rozcieńczać masy makaronikowej. Nadziewamy ulubionym kremem, zazwyczaj pasującym kolorystycznie i smakowo do ciasteczek.
Małgosiu jestem pełna podziwu. Jadłam makaroniki (pyszności), ale nawet nie śmiem za nie się zabierać. Dla mnie to arcymistrzowskotrudne!
OdpowiedzUsuńGratuluję udanego wyrobu!
E.
O do diabła! Zazdrość mnie bezrozumnie chwyciła, bo moje przy Twoich koszmarne, Małgoś, prawdziwe ma(sz)karony. Chylę czoła jednak przed Mistrzynią i Jej makaronikami:)
OdpowiedzUsuńSuuuuper :) Byłam ciekawa, jak Ci wyjdą, Małgosiu. I nie zdziwiłam się wcale efektem ;)
OdpowiedzUsuńJak na pierwsze udane makarony, to Ci się udały ładnie ;)
OdpowiedzUsuńSą wciągające, to prawda, a inna prawda, że nie tylko w jedzeniu...
No i z gorzką czekoladą są The Best :)
A 'łapeczki' śliczne ;)
Małgosiu,
OdpowiedzUsuńnie wiem czy widziałaś moje początki z makaronikami, ale...ale były podobne do Twoich:)
I też w końcu stało się tak, że mi wyszły!:)
Mi tam się bardzo podoba to makaronikowe szaleństwo! Żałuję nawet, że nie oszalałam wcześniej:)))
No i Małgosiu na koniec chciałabym Cię poprosić o...5 takich macaroons? :D Ależ byłabym szczęśliwa, a co dopiero moje podniebienie i brzuszek! :D
Pozdrowienia serdeczne!
Malgosiu ale cudne maluchy stworzylas:) to po prostu urocze. Teraz juz wiem, ze nie ma sily zebym ich nie zrobila! wygladaja zachecajaco.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam cieplo.
ps. obiecuje odpisac na maila niedlugo:*
Oj, tam krzywe, nie krzywe. Nie ma co się przejmować, Gosiu (mogę? ;) )! Najważniejsze, że drugie podejście okazało się sukcesem.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą mnie makaroniki też straszliwie kuszą, ale póki co... Póki co odkładam je na bliżej nieokreśloną przyszłość. ;)
Pozdrawiam!
Piękne makaroniki! I nie o równość tu chodzi, o smak tylko o smak...wiem że dążymy zawsze do ideału, bo sama tak mam, ale wyszły Ci super apetyczne, muszę i ja upiec, ale dopiero w weekend...pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMakaroniki... to fakt wszędzie makaroniki, a ja nie jadłem tego w życiu... czy to coś podobmego (za przeproszeniem) do bezów ?
OdpowiedzUsuńPS Fajne plexi... :)))
Och są, są! I to jakie piękne te maszkaradztwa :))))
OdpowiedzUsuńA tamte to mądre były, bo Ci o zdechłym piekarniku powiedziały - powinnaś im być wdzięczna ;))
pozdr!
ps. a tak odnośnie uwagi Gutka - gdzież mogę nabyć plexi? ;)))
Kawa i czekolada, moje ulubione połączenie:)
OdpowiedzUsuńŚliczne te makaronki Ci wyszły Małgoś. I mówisz, że Majeczka zjadła najwięcej, a nie wspominała może, że to "tłuste i..."?:D
Uściski!
Piękne są!
OdpowiedzUsuńOj nieidealna, kochana Ty cały dzień w kuchni codziennie nie siedzisz, więć nie wybrzydaj.
Piękne są i już;*
Pozdrawiam, śliczne łapki na pierwszym zdjęciu:)
Ps: Cieszę się, że piekłaś:)
Piękne. Taki efekt wciąż jeszcze przede mną... (mimo że mój piekarnik nie jest zepsuty)
OdpowiedzUsuńUściski :)
Małgosiu,
OdpowiedzUsuńsą to bardzo przystojne makaroniki i na pewno bardzo smaczne :)
przy okazjach świątecznych zdarza mi się jadać makaroniki od samego Ladurée, którego zdolnego ucznia P.H. często zachwalasz :), są nieziemsko pyszne ale z pewnością Twoje im nie ustępują :)
pozdrawiam
Malgosiu-przede wszystkim poczytalam cenne uwagi dotyczace ich pieczenia (dzieki :)),bo zaliczam sie do tych (pewnie juz w mniejszosci),ktore jeszcze makaronikow nigdy nie piekly....
OdpowiedzUsuńTwoje wyszly idealne!!! sa sliczne i apetyczne,a nie od dzis wiadomo,ze akurat w TAKICH momentach rzeczy martwe staja nam okoniem.....jak Two zeszloroczny piekarnik....
POzdrawiam cieplutko :)
Pysznie się prezentują:) Podkradam teraz jednego, bo wszyscy śpią i nikt nie widzi;))))
OdpowiedzUsuńMałgosiu, ślicznie CI wyszły:) Piękne zdjęcia ,a to z Majeczką i makaronikiem w rączkach jest takie urocze!:)
OdpowiedzUsuńPozdrówki cieplutkie na miły dzionek:)
Majana
Ja się zupełnie Majeczce nie dziwię, że zasmakowała w makaronikach :) I moje serduszko porwały te brylanciki :)
OdpowiedzUsuńA te Twoje są piękne i nic a nic nie widać by były krzywe, za to stópkę mają zawodową :)
Ja z moimi makaronikami ciągle próbuję dojśc do "perfekcji" (tu duży cudzysłów), a ciągle coś jest nie tak...
OdpowiedzUsuńTym bardziej gratuluję Twojego wyczynu!:)
jakie rasowe makaroniki, ho ho
OdpowiedzUsuńZdolna bestyjka z ciebie Małgosiu:)
A łapki co je na pierwszym zdjęciu trzymają śliczne i kochane widać
Małgosiu, no faktycznie te makaroniki wszędzie teraz widać. Muszę w końcu i ja spróbować. Twoje są piękne! Ja tak przeczuwałam, że jak je zrobisz, to Ci wyjdą:)
OdpowiedzUsuńTo ja też spróbuję:)
Śliczne Małgosiu!
OdpowiedzUsuńJa tam dalej się ich boję ;)
Piękne! Makaroniki mam jeszcze przed sobą. Dopóki nie będę miał dobrego piekarnika nawet nie próbuję. Nie będzie nowego piekarnika póki nie będzie nowego mieszkania a mieszkania... spirala zdarzeń z tymi makaronikami
OdpowiedzUsuńWow, Gosiu. Szczeka mi opadla :)) Piekne makaroniki. Chyba dluzej tego nie wytrzymam i sama tez sprobuje upiec :))
OdpowiedzUsuńPiękne Małgosiu!!
OdpowiedzUsuńja jeszcze ciągle przed swoim pierwszym makaronikowym razem... ciekawe jaki u mnie będzie efekt?
Dziękuję bardzo za wszystkie miłe słowa. :)
OdpowiedzUsuńMuszę Wam powiedzieć, że teraz rozumiem skąd to makaronikowe szaleństwo... Pierwsza w miarę udana próba - człowiek wpada na całego. :D
Oczko, znajdziesz w Castoramie, Praktikerze i tym podobnych.
specjalnie to zrobiłaś no nie? wiesz jak lubie kawowe smaki i że najbardziej lubię gorzką czekoladę ;p
OdpowiedzUsuńa masz: tłuste i tuczące ;)
p.s. śliczne zdjęcia i ciasteczka :*
A dziekuję pięknie, psze pani - już zapisałam w kajeciku ;)
OdpowiedzUsuńniesamowite zdjęcia
OdpowiedzUsuńaz chce się schrupac Twoje makaroniki
Małgosiu przepraszam że z opóźnieniem, ale ja jakaś sama opóźniona jestem ostatnio...
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za udział w WC.
I nie dziwię się, że Maja zjadła najwięcej - ona po prostu wie co dobre :D
A co to za tajemnicza pleksi? :) Bo mi się efekt bardzo podoba :))))))
Słodkich snów :*
Pyszne ciasteczka, zrobiłam sobie smaka na nie ;)
OdpowiedzUsuńWiesz ,makaroniki urocze ale te male raczki sa bardziej slodkie:)
OdpowiedzUsuńMałgosiu, jakie śliczne! Szczególnie na tym górnym zdjęciu z Małą Pożeraczką Makaronów :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że i piekarnik tym razem wytrzymał presję :D
Arcydzieło. A Majeczkowe rączki cudownie słodkie.
OdpowiedzUsuńO tak! I makaroniki i raczki Majeczki przeslodkie :)
OdpowiedzUsuńFajnie, ze sie ponownie zdecydowalas na makaronikowanie ;)
smacznie wygląda, że aż się chce samemu to zrobić i spróbować.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
Mowisz, ze sa wszedzie wiec i u Ciebie?
OdpowiedzUsuńNo, no Malgosiu - czarujace :-) a te w lapkach malych - ach!
Wow ale ślicznie Ci wyszły i na pewno były smaczne:)Ja właśnie chce spróbować je zrobić ale boję się czy mi wyjdzie:)
OdpowiedzUsuńPowinno się używać termoobiegu czy nie? Zastanawiam się taż czy można włożyć obie blach na raz do pieca. Proszę pomóż:)
OdpowiedzUsuńEwo, w przypadku makaroników zawsze używałam jak do tej pory tylko grzałek (góra - dół), dlatego w tym wypadku wkładałam blachy pojedynczo.
Usuń