niedziela, 20 lutego 2011

Czekoladowa alchemia...


„ (...) Ja używam tylko najlepszej. Bloki couverture są trochę większe niż cegła. Guy dostarcza mi po skrzynce każdego z trzech rodzajów: ciemnej, mlecznej i białej. Tę surową czekoladę trzeba zahartować, żeby była krystaliczna, twarda, krucha na powierzchni i z dobrym połyskiem. Niektórzy cukiernicy kupują czekoladę już zahartowaną, ale ja lubię robić to sama. Nieskończenie fascynujące jest ożywianie tych surowych martwych bloków couverture i ucieranie ich ręcznie – nigdy nie używam elektrycznych mikserów – w dużych glinianych misach, a potem roztapianie, mieszanie i mierzenie temperatury, dopóki nie będzie akurat taka, żebym mogła przejść do następnego etapu.
Jest jakaś alchemia w zamienianiu zasadniczej czekolady w to złoto mądrego głupca, w czarowaniu amatorskim, którym nawet moja matka może by się rozkoszowała. Kiedy pracuję, uwalniam się od wszelkich myśli, oddycham głęboko. Okna są otwarte i byłoby zimno, gdyby nie upał z pieców, z miedzianych patelni, oparów topniejącej couverture. Połączone wonie czekolady, wanilii, rozgrzanej miedzi i cynamonu odurzają, wspaniale sugestywne; jest w tym surowy ostry zapach ziemi południowoamerykańskiej, gorąca żywiczna wonność lasów deszczowych. (...) Gorzki eliksir życia.”
(„Czekolada” Joanne Harris)


To jedna z tych książek, do której wracam wciąż i wciąż, mając nadzieję, że znów odkryję jakiś szczegół, który wcześniej niepostrzeżenie umknął. Jakiś niewielki detal, z pozoru niewinny, a który w istocie zawiera klucz do tajemnicy.
Niemniej chętnie powracam do filmowej adaptacji „Czekolady”. Wyczekuję momentu, gdy mężowi szykuje się wyjazd „z noclegiem”, a wtedy otulona ciepłą pościelą – po raz kolejny przeżywam historię pięknej Vianne... Chyba nie zdziwi nikogo, że moje ulubione sceny, to te z kuchennego zaplecza La Praline. Widok płynnej kuwertury jest niemal hipnotyzujący, a ekspozycja czekoladowych słodkości powoduje za każdym razem ten sam poryw głodu... Trudno powstrzymać się, by nie opróżnić wszystkich domowych zapasów...
Marzę o tym, by kiedyś znaleźć się w miejscu, w którym skrywane są tajniki czekoladowej alchemii...I odkrywać je jeden po drugim...



Z okazji tegorocznego Czekoladowego Weekendu (pod gospodarską pieczą Atiny i Bey), przygotowałam bardzo czekoladowe ciasto, przełamane smakiem pomarańczy. Wilgotne, pachnące i zawierające bardzo małą ilość mąki. Zamiast niej, spoiwem są mielone migdały. Przepis na nie już dawno wypatrzyłam na blogu For the body and soul, a teraz była dobra okazja ku temu, by z receptury skorzystać. W niewielkim stopniu zmodyfikowałam przepis i w takiej formie tutaj go podaję. Na pierwotny przepis zapraszam na blog Karoliny.







Ciasto czekoladowo – pomarańczowe z rodzynkami
inspirowane przepisem z bloga For the body and soul

Na tortownicę o średnicy 21 cm:

1/3 szkl. rodzynek
1/3 szkl. kandyzowanej skórki pomarańczowej
1/3 szkl. (80 ml) whisky lub dowolnego alkoholu (użyłam rum)
160 g mielonych migdałów
50 g mąki
300 g czekolady o 70% zawartości kakao
skórka starta z jednej pomarańczy
210 g miękkiego masła
165 g drobnego cukru
5 jajek (jajka powinny mieć temperaturę pokojową)
2 łyżki cointreu (niekoniecznie)

POLEWA:
175 ml śmietanki (użyłam 30%)
200 g czekolady o 70 % zawartości kakao

Rodzynki i kandyzowaną skórkę pomarańczy namoczyć w alkoholu (najlepiej na noc).
Tortownicę o średnicy 21 cm lekko natłuścić, spód wyłożyć papierem do pieczenia.
Piekarnik rozgrzać do temperatury 180°C.
Czekoladę połamać na kawałki, rozpuścić w kąpieli wodnej (ustawiamy naczynie z połamaną na kostki czekoladą nad garnkiem z gorącą wodą. Pozostawiamy do czasu, aż czekolada się rozpuści. Dno naczynia z czekoladą nie powinno dotykać wrzącej wody). Wymieszać ze startą skórką pomarańczową.
Masło ubić z cukrem i szczyptą soli na puszystą masę. Stopniowo dodawać po jednym jajku za każdym razem masę dokładnie ubijając do połączenia się składników (masa może lekko się zważyć, ale jest to normalne, składniki połącza się ponownie po dodaniu migdałów i mąki).
Do masy stopniowo dodawać rozpuszczoną, przestudzoną czekoladę.
Wmieszać odcedzone z alkoholu bakalie. Wsypać mąkę i migdały, oraz cointreu - wymieszać do połączenia się składników (masy nie należy mieszać zbyt długo).
Masę nałożyć do przygotowanej tortownicy. Piec 1 godzinę lub do czasu, aż patyczek wkłuty do środka nie będzie mokry. Gdyby ciasto zaczęło pękać, przykryć folią aluminiową.*
Upieczone ciasto pozostawić w formie przez 10 minut do przestygnięcia, następnie wyjąć z formy.
Przygotować polewę. Połamaną na kostki czekoladę umieścić w żaroodpornej misce.
Śmietankę podgrzać w garnuszku. Tuż przed tym jak zacznie wrzeć, zdjąć z ognia i zalać nią czekoladę. Mieszać do czasu, aż czekolada się rozpuści.
Polewę wylać na ciasto. Przed podaniem pozostawić przez min. 1 godzinę w temperaturze pokojowej ( nie w lodówce!!!) do zastygnięcia.

* Polecam nie piec ciasta do zupełnego „suchości patyczka”. Ciasta tego typu smakują lepiej gdy są lekko wilgotne (nie mokre!), niż nadmiernie w piekarniku przesuszone.

Smacznego!

38 komentarzy:

  1. Chyba nie ma osoby, która by mu się oparła. Wspaniale się prezentuje, ta spływająca czekolada...

    OdpowiedzUsuń
  2. Małgosiu, nie uwierzysz, jakim cytatem w zeszłym roku rozpoczęłam Czekoladowy Weekend? Zajrzyj tu : http://majanaboxing.blox.pl/2009/02/Czekoladowe-trufle.html hehe;D

    Książka jest pyszna i to bardzo pyszna:))

    A Twoje ciasto pieści zmysły, naprawdę, jest niesamowicie seksi o! :)))

    Buziaczki:*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też uwielbiam wczytywać się w historię Vianne... a to ciasto wygląda na tak intensywnie czekoladowe, że z powodzeniem mogłoby się znaleźć w takim czeko-sklepie.... :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Haha, Majanko! Rzeczywiście! :) Ja o tym fakcie tego nie pamiętałam. Ale ta zbieżność może oznaczać, że ta książka naprawdę jest porywająca, a opisy w niej zawarte są bardzo sugestywne i wpadające w pamięć. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam:) I chyba muszę szybciutko uciekać bo jeszcze przed śniadaniem jestem a już mam ochotę na deser:) Cudownie prezentuje się to ciasto i nie wątpię, że w smaku bajeczne:)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. O Małgoś, bo jest porywająca, zdecydowanie!:))
    Uściski:*

    OdpowiedzUsuń
  7. Małgosia, twoja propozycja to taka esencja esencji czekoladowej
    Sama czekolada :)))))

    OdpowiedzUsuń
  8. Przepiękne, ale Ty to wiesz. A patrz sezon na czekoladę w centrum i na Pomorzu w tym samym czasie ;-) Czy u was też tak biało?

    OdpowiedzUsuń
  9. Małgosiu to ciasto jest wspaniałe, a na zdjeciach wyglada prawie jakby był to mus...oj musze go spróbować. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Piękne zdjęcia. Ten drugi dyptyk mnie rozbroił, po prostu cudo!

    A ciasto niemniej wspaniałe...cytrusy i czekolada to jednak mariaż idealny.

    OdpowiedzUsuń
  11. czekolada niczym lawa spływa po cieście... bardzo sugestywna propozycja :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Widziałam jedynie film. Cudowny, cudowny! Czekolada. Duużo czekolady. No i oczywiście Johnny na dokładkę. Czegóż pragnąć więcej? Chyba tylko tabliczki czekolady, która podczas oglądania będzie kawałek po kawałku znikać w ustach...

    Ciasto wygląda doskonale. Piekłam podobne - tyle tylko, że z dodatkiem limonki i bez rodzynek. Przypuszczam więc, jak to musi doskonale smakować...

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  13. Ciasto wygląda obłędnie, a zdjęcie gdzie kawałek ciasta został rozerwany widelczykiem jest pyszne i piękne. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. Ciasto wygląda obłędnie, a zdjęcie gdzie kawałek ciasta został rozerwany widelczykiem jest pyszne i piękne. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  15. Piekny wstep, film "Czekolada" uwielbiam. I zgadzam sie: jest cos z alchemii, cos z magii w tym, jak czekolada topnieje, twardnieje, daje sie przerabiac na rozne pysznosci... Twoje ciasto wyglada przecudnie.

    OdpowiedzUsuń
  16. przepyszny fragment, i to co na zdjęciach Twoich..

    OdpowiedzUsuń
  17. Ooo ja, kolejne ciasto , które muszę wypróbować. Jakem siostra Pomarańcza.
    Pozdrawiam
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  18. cudne zdjecia!!!
    a ciasto wyglada oblednie:)

    OdpowiedzUsuń
  19. Biorę. BIORĘ :)))
    Małgoś super kontrast na zdjeciach baaaardzo mi się podoba :))

    Uściski!

    Czekolada moja miłość i miłość mojej miłości :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Umarłam. Małgoś tak jasne zdjęcia i ta czekolada, ach.

    OdpowiedzUsuń
  21. Małgoś , Twoje ciasto jest megaczekoladowe i megapysznie wygląda !
    Po zjedzeniu takie kawałeczka świat na pewno wyda się lepszy ! :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Piekłam to cudo na urodziny S i choć było to już dawno temu, to wspomnienie i Twoje zdjęcia spowodowały nagłe ssanie żołądka :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Polewa cudownie gęsta i kusząca. Ciasto do wypróbowania :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Malgosiu ja bardzo chetnie razem z Toba znalazlabym sie w takim miejscu magicznym gdze odkrylabym tajniki obrobki czekolady. Moze kiedys sie uda ;)
    A ciasto wyglada oblednie, widac jak jest wilgotne, takie wlasnie lubie. A do tego aromat pomaranczy - cudo.

    pozdrawiam Cie goraco :)

    OdpowiedzUsuń
  25. rozkosznie wygląda, piękne połączenie kolorów :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Wygląda REWELACYJNIE:) Pychotka

    OdpowiedzUsuń
  27. Nie przepadam za czekolada w kwestii formalnej, ale... nie mozna przejsc obojetnie obok takich specjalow z niej, ktore pachna sa pelne zdrowych i smacznych dodatkow, no i ciesza oczy :)

    OdpowiedzUsuń
  28. Ajć i to się nazywa wyżerka. ; D
    Mmm musiało być pyszne.

    OdpowiedzUsuń
  29. ACH! pyszności! zdjęcia przepiękne!

    OdpowiedzUsuń
  30. Wiesz patrząc na to cudowne ciasto i jego rewelacyjne zdjęcia cieszę się, ze mieszkasz na drugim krańcu Polski;) Inaczej już bym pukała do Twoich drzwi i nie dałabym się spławić jednym kawałeczkiem;))) Pyszności!!! Bardzo się cieszę, ze udało Ci się przyłączyć do Czekoladowej Zabawy:) Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  31. Małgosiu, czy ja ten lekko napoczęty kawałek mogę...? Wygląda zabójczo...;))

    OdpowiedzUsuń
  32. Ja zawsze mam ochotę w takich momentach zanurzyć palec w polewie. Bo to jest bajka nie polewa :)

    OdpowiedzUsuń
  33. Dawno juz nie ogladalam 'Czekolady'... Przyda mi sie teraz na oslode ;) Kawalek Twojego ciasta tez by mi sie przydal, tylko ze za daleko mieszkasz niestety:( A Cointreau dodaje ostatnio wszedzie namietnie na przemian z Grand Marnier ;)

    Pozdrawiam serdecznie! I ciesze sie, ze i w tym roku udalo Ci sie do nas przylaczyc :*

    OdpowiedzUsuń
  34. Ło-ho-hoooooo-uu! Ale ciacho, Małgoś! Następnym razem sie wpraszam, nie ma co! :)

    A jak mrozy zelżeją, to chyba czas się spotkać? :)

    OdpowiedzUsuń
  35. Widok tego ciasta doprowadza mnie do szaleństwa, wręcz czuję ten czekoladowo pomarańczowy aromat :)

    OdpowiedzUsuń
  36. Malgosia, powiem Ci ze to ciasto twoje to istny czekoladoy obłęd - wspanialosci. Blog czekolady - a jakiez to jest wielkie, kilka kilogramow? :D
    Usciski sle!

    OdpowiedzUsuń
  37. I jak zwykle żadnego przydatnego komentarza, wszyscy tylko zdjęciem się zachwycają, a ja chciałam wiedzieć czy komuś smakowało...

    OdpowiedzUsuń
  38. dostałam ślinotoku!!!
    Ciasto prezentuje się wysmienicie!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za pozostawiony komentarz. :) Jestem winna Ci informację: blog jest moderowany, spamowi i pyskówkom mówimy stop. We wszystkich innych sprawach zapraszam. :)