Jakby to zgrabnie ująć i nie skłamać… Może tak najprościej, że nie jestem łasa na spożywcze nowinki i wcale nie tak łatwo poddaję się żywieniowym modom. 😊 W praktyce wygląda to tak, że gdy świat szaleje na punkcie „super-duper-wypasionego-niezbędnego-do-życia” składnika, przebijając się w coraz to wymyślniejszych zastosowaniach - ja długo omijam temat szerokim łukiem. Podpatruję i czekam na reakcję – zabije czy nie zabije? 😁 A tak już zupełnie całkiem serio, czekam, aż pierwszy, drugi i nawet trzeci szał minie. No nie lubię tłumu i już. Ani w życiu, ani w kuchni, ani nigdzie. 😉
Tymczasem ostatnimi czasy zamieniłam gotowanie na skakanie. Ok, nie tak zupełnie. Od gotowania wcale nie chcę uciekać, jednak skakanie stało się tak samo ważne, jak gotowanie i fotografowanie. 😍 A to oznacza, że moja i tak za krótka doba jeszcze bardziej się skróciła.
Gdy wracam z treningu mam ochotę rzucić się na wszystko co słodkie. Gdybym miała pod ręką tuzin pączków, pewnie zjadłabym wszystkie. Na szczęście zamiast nich, zawczasu przygotowuję alternatywne przekąski.
I tutaj właśnie pojawia się miejsce na pudding chia.
Nasionka chia to jeden z tych super-składników, które w moim dziwactwie anty-nowości dość długo czekały w kolejce. Głowy dla nich nie straciłam, ale nauczyłam się tu i ówdzie wykorzystywać ich właściwości. W każdym razie polubiłam pudding i całkiem często można znaleźć jakiś zabłąkany słoiczek deseru w mojej lodówce. 😋
Kokosowy pudding chia z mango i granatem
(2 porcje)
250ml mleczka kokosowego
2 łyżki nasion chia (dobrej jakości)
1 łyżka syropu z agawy (albo syropu klonowego, miodu) – ilość najlepiej dozować do smaku
1 świeże mango (małe)
1-2 łyżeczki soku z limonki
garść pestek owocu granatu
Wszystkie składniki umieścić w szerokim naczyniu. Następnie długo i dokładnie mieszać rózgą (robię to przynajmniej 4-5 min.). Przelać masę do słoiczków i odstawić na noc do lodówki.
Porządne wymieszanie jest niezbędne dla uzyskania gęstego puddingu. Zbyt krótki proces spowoduje, że nasionka opadną na dno naczynia, mało napęcznieją, a deser zostanie rzadki.
Przed podaniem zmiksować na puree miąższ mango z sokiem limonki. Przełożyć do słoiczków z puddingiem, posypać z wierzchu pestkami granatu.
Smacznego!
Małgosiu, o tych nowinkach i tłumie to chyba sobie skopiuje i będę wklejał jako swoje ;)
OdpowiedzUsuńA pudding, zwłaszcza kokosowy jeszcze ominę łukiem... poczekam, chociaż (jak zwykle) wygląda powalająco.
A granat! Rozrywająco!
Pozdrawiam!
Robercie, no ja nie wiem, może mamuty jesteśmy? ;-) I powiem Ci, że gdyby nie zdrowy rozsądek, to pożarłabym te pączki. :D
OdpowiedzUsuńTak między nami... też jestem za pączkami. Ale nie jem... :(
OdpowiedzUsuńa ja ciągle się bronię przed chia :-) jakoś mnie też ta moda nie bierze.
OdpowiedzUsuńHa ha, też tak mam :) Chię spróbowałam po raz pierszy rok temu czy 2 - nie pamiętam. Ale po boomie na nią. To jest dobry pomysł na rezerwowy deser, który sam się zrobi.
OdpowiedzUsuńo. to zupełnie jak ja :) i przyznam, że do dziś nie próbowałam chia :)
OdpowiedzUsuńJakie to było dobre. Dziękuję za przepis. Zdrowy, prosty i bez zbędnego cukru.
OdpowiedzUsuńNa zdrowie! :)
Usuń