wtorek, 29 maja 2012

Barcelona kulinarnie – w migawkach cz.1


Trudno mi uwierzyć, że minął miesiąc, odkąd wędrowałam po barcelońskich ulicach.  A  przemierzyłam całe mnóstwo kilometrów.
Każdego poranka przysiadałam przy maleńkim stoliku piekarni, by popijając aromatyczne espresso, schrupać świeżą bagietkę z serrano.
Zaglądałam do ciasnych restauracji, barów tapas i maleńkich sklepików z jedzeniem na wynos. Zajadałam się najświeższymi owocami morza (jak mi ich teraz brakuje!).
Robiłam zakupy na lokalnych targach i piłam świeże soki na słynnej Boquerii.
Trudno mnie było odciągnąć od każdej napotkanej cukierni. :) Jedną z nich – odwiedzałam codziennie. Jej muzułmański właściciel rozpoznawał mnie już w drzwiach, a ja nie potrafiłam odmówić sobie kolejnych i kolejnych (nomen omen) arabskich słodkości. :) 



O Barcelonie można by zapewne prawić godzinami. O jej kuchni, architekturze i przemiłych ludziach.
Wielokulturowa i różnorodna. Zakochałam się w każdym jej calu.
Nie będę Was zanudzać opisami (swój limit - na dłuuugo wyczerpałam podczas moich zeszłorocznych, toskańskich opowieści :D).
Zamiast słów – pokażę Wam Barcelonę, widzianą moimi oczami.
Dzisiaj wielki skrót kulinarnych migawek.
Jeśli czas pozwoli, pokażę również jak odbierałam barcelońskie ulice. :) 
Pozdrawiam!  




37 komentarzy:

  1. Jak ja Ci zazdroszczę, sama chętnie poleciałabym do Barcelony;) Z przyjemnością poczytam twoje wspomnienia o niej;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdjęcia rewelacja. jeszcze by się tylko chciało tego wszystkiego skosztować :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam takie kuliarne relacje z podróży! Piękne zdjęcia! Aż slinka cieknie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniałe zdjęcia. Moje kubki smakowe piszczą!

    OdpowiedzUsuń
  5. rozmarzyłam się :) przepięknie przedstawiłaś :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Och zazdroszczę tej wyprawy tych smaków..

    OdpowiedzUsuń
  7. Jakie pyszności i ta podróż,ach się rozmarzyłam...

    OdpowiedzUsuń
  8. Rzuciłbym się na babeczkę z owocami, orzechami na wierzchu.

    Zastanawia mnie co leży przed miseczką z oliwkami. Czy to są karczochy z czymś w środku i 'wykałaczką', żeby to w środku nie uciekło? Mam zagwostkę, papryczka wygląda jak tasiemka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Michale, prawdę mówiąc mam zagwozdkę, bo nie wiem co to było. :D Hiszpańskiej nazwy nie zapamiętałam (zresztą i tak nic mi ona nie mówiła). Podejrzewam, ale tylko podejrzewam i mogę się mylić, że to była marynowana i faszerowana okra. Cokolwiek to jednak było - smakowało... hmmm...nijak. ;-)
      Może jednak ktoś z czytelników bloga kojarzy co przedstawia to zdjęcie... i pomoże w rozwikłaniu zagadki?

      Ps. Za to babeczka była pyszna. :)

      Usuń
    2. TO raczej okra nie jest, bo zupełnie inny kształt ma okra niż to na zdjęciu. Jak smakowało nijak to na 99% był to marynowany karczoch. No i kształt by się zgadzał. Poza tym piękne zdjęcia i piękna podróż.

      Usuń
    3. Ojjj, nie wiem... Smak i wygląd karczocha znam i to tutaj w ogóle mi go nie przypominało...

      Usuń
    4. To byla ¨berenjena¨ czyli baklazan. Nie wyglada co prawda, ale jest to odmiana baklazana wlasnie. Na dowow prosze wpisac w wyszukiwarke ¨berenjena en vinagre¨;)

      Pozdrawiam!
      Agnieszka z Madrytu

      Usuń
  9. Uwielbiam takie podróże kulinarne :) Fajne zdjęcia.. aż mi się zachciało gdzieś wreszcie wyruszyć po nowe smaki :)

    OdpowiedzUsuń
  10. No, pysznie! Słodko i ostro. I pięknie...
    Jak dla mnie limit masz jeszcze nie wyczerpany. Toskańskie opowieści były superowe!
    Zdjęcia przepyszne... Barcelona mój sen. Wybieramy się tam... jak sójka. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. O wow, ale pyszności! Wspaniała kulinarna relacja Małgosiu!:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ostatnio prosiłam o coś słodkiego i dziś dostałam :D
    Też lubię arabskie słodkości, solidna porcja masła i cukru.
    Widzę też typowe hiszpańskie churrosy, zawsze mnie one zastanawiają. Czy ich smak jest warty tej pracy, którą trzeba przy nich wykonać?
    Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, powiem Ci, że podczas pobytu w Bcn - próbowałam wielu słodkości (nie wszystkie uwieczniałam na zdjęciach) i muszę przyznać, że większość była po prostu ok. Żadne tam ochy i achy. Churros jako jedyny nie smakował mi w ogóle. Był straaasznie tłusty i nie prezentował żadnych przyjemniejszych walorów smakowych. I nawet czekolada (nota bene też trafiła nam się paskudna) - nie uratowała wrażenia. Oczywiście, wszystko kwestią gustu. Nie wykluczam też, że churreria, do której trafiliśmy - była po prostu kiepska. ;-) W każdym razie nie odważyłam się na powtórkę, a i w domu jakoś mnie nie ciągnie, by samej przygotować churros...
      Za to arabskie słodkości... mmmm... miodzio. :) I wcale nie były aż takie ociekające miodem (a w każdym razie nie wszystkie). :D

      Usuń
    2. Ach, no właśnie tak podejrzewałam. Przypuszczam, że odniosłabym dokładnie takie samo wrażenie jak Ty. Może kiedyś sama odwiedzę Hiszpanię to spróbuję, a póki co churrosy będę jedynie podziwiać na zdjęciach i testować inne przepisy.
      Fajny ten Twój blog, lubię go odwiedzać, a i przepis czasem jakiś ukradnę ;) Pozdrawiam

      Usuń
    3. Dziękuję Aniu. :) Mam nadzieję, że przepisy się sprawdzają. :)
      Co do Hiszpanii - warto, warto! :) Zresztą to taka chyba uniwersalna prawda, że dla nas - każdy południowoeuropejski kraj jest ciekawy, bo oferuje nam to, o co trudno u nas. No choćby te najświeższe owoce morza. :) Pozdrawiam Aniu!

      Usuń
  13. I te świeże soki... Przypomniałaś mi kilka smaków :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. Małgosiu może te słodycze smakują tylko OK, ale wyglądają boskoooooo! bardzo zazdroszczę takiej wyprawy:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Gosia super wyprawę miałaś, a te słodkości to coś co bardzo lubię. Do tego dużo dobrej kawy, czasem wody by nie mieszać kolejnych smaków i spaceru od rana do nocy. W Madrycie (2 lata temu)nie natrafiliśmy na jakieś fajne cukiernie, ale bary tapass, szczególnie jeden były wyśmienite

    OdpowiedzUsuń
  16. i Gaudi między kęsami kolejnych frykasów :), słodycze cudowne, aż czuję ssanie :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ślinka cieknie od samego oglądania :)

    OdpowiedzUsuń
  18. miasto moich marzeń, wybieram się od kilku lat i wciąż jakoś nie mogę :(. ale zazdroszczę tak strasznie. i jedzenia i podróży... ahh

    OdpowiedzUsuń
  19. Piękne, smaczne zdjęcia. Byłam w Barcelonie rok temu i troszkę zapomniałam, ale pięknie mi przypomniałaś :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Do Barcelony mam niecale 4 godziny samochodem, ale... nie mam samochodu! :P Twoje zdjecia sa piekne. Widze pewne podobienstwa miedzy Barcelona a Tuluza - tutaj tez bardzo widoczne sa wplywy arabskie. A fotografia z witryna cukierni to jak kalka cukierni, ktora codziennie mijam w drodze do szkoly! Pozdrawiam cieplo, a nawet upalnie :)

    OdpowiedzUsuń
  21. przyszłam z ciekawości, ale chyba zaślinie monitor!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, szkoda monitora. :) Ale miło mi bardzo! :) Zapraszam ponownie. :)

      Usuń
  22. Przepiękne kadry, ujmująca atmosfera. Proszę o "toskańską relację". Myślami już się przenoszę do Barcelony. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  23. Dziękuję Aldono. :) A toskańską relację znajdziesz w archiwum bloga. Wejdź (w pasku po prawej stronie) w zakładki 2011 --> lipiec 2011 (a kontynuacja w sierpień 2011). :)

    OdpowiedzUsuń
  24. za niedługo sama zamierzam odwiedzić Barcelonę. Czy są jakieś kawiarenki, piekarnie, restauracje które mogłabyś polecić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To może być trudne, bo zwykle jadaliśmy w przypadkowo wybranych miejscach.
      Natomiast z przyjemnością wracaliśmy (3 razy tam byliśmy) do baru O"Toxo 3 Hermanos (przy Carrer del Carme, w dzielnicy Raval- niedaleko Rambli). Przy czym bardziej podobało nam się tam wieczorami - jakoś chyba lepsza zmiana wtedy pracuje. :D Chociaż chyba nie ma reguły, pewnie my akurat tak trafiliśmy...
      Mega wypasioną paellę z ogromną ilością owoców morza dostaliśmy w barze BAR CELONA przy ulicy Poeta Cabanyes (boczna od Av. Paral-lel).
      Jedliśmy też na Boqueri, ale jakoś szczególnie nie polecam - bardzo drogo, a wcale nie lepiej niż gdzie indziej.
      Kawiarenek i piekarni jest taka ilość w centrum, że można wybierać i przebierać. Wchodziliśmy na chybił trafił. No, poza tą jedną, którą mieliśmy tuż przy naszym miejscu zamieszkania i była po prostu naszą śniadaniownią i kawiarnią w jednym. :)
      Jeśli chodzi o cukiernie - to my nie mogliśmy oprzeć się tylko jednej, tej, o której pisałam we wpisie - maleńką, niepozornie wyglądającą cukierenkę z arabskimi słodkościami (widać ją na zdjęciach w cz. 1 i cz. 2) - przy ul. Hospital (dzielnica Raval). Typowo barcelońskie słodkości nie były dla nas aż tak atrakcyjne i nie rzucały na kolana... :)

      Usuń
  25. Malosia, rany julek, te zdjecia to istna tortura, i jeszcze tak na kilka minut przed zasnieciem, to sobie zaserwowalam! :D Co tu mowic, chce sie spakowac manatki i odwiedzic ta kawiarenki...

    OdpowiedzUsuń
  26. Świetne kulinarne migawki z Barcelony! Aż się stęskniłam za Boquerią i churros! :) Byłam tam zdecydowanie za krótko, żeby zasmakować tych wszystkich specjałów, ale planuję wrócić. Miło było powspominać :)

    OdpowiedzUsuń
  27. Wspaniałe te Twoje kulinarne migawki!
    Ja w Barcelonie byłam zbyt krótko, aby skosztować tak wielu rzeczy. targ La Boqueria bardzo mi się podobał i spróbowałam tam słynnych, niesamowicie słodkich i tłustych churros :) Następnym razem koniecznie będę musiała spróbować paelli! Ze słodkości smakował mi turrón, który w trakcie mojego pobytu (tuż przed świętami Bożego Narodzenia) sprzedawany był w bardzo wielu miejscach.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za pozostawiony komentarz. :) Jestem winna Ci informację: blog jest moderowany, spamowi i pyskówkom mówimy stop. We wszystkich innych sprawach zapraszam. :)