Hasło „Tatin” właściwie mówi samo za siebie. Każdy kto zna (pewnie wszyscy) tartę Tatin, wiedzą o co chodzi z tego typu wypiekami. Jednym zdaniem, można by rzec: ciasto do góry nogami (a może do góry dnem? do góry owocem?). ;-)
Przepis na dzisiejsze ciasto jest autorstwa Iny Garten, znanej jako Bosonoga Contessa (Barefoot Contessa) ze szklanego okienka i licznych książek kulinarnych (szkoda, że te ostatnie - nie w polskim wydaniu).
Choć osobiście uważam, że jedzenie serwowane przez Inę Garten jest nieprzyzwoicie tłuste lub słodkie, a ona sama denerwuje mnie swoim ekranowym, wymuszonym śmiechem (wybaczcie, nie mogłam o tym nie wspomnieć) – to jednak uwielbiam przyglądać się jak Contessa pracuje w swojej kuchni. :)
Plum cake 'Tatin' odbiega jednak od oryginalnej tarty 'Tatin'. I bynajmniej nie chodzi o zamianę jabłek na śliwki, ale przede wszystkim o pokrycie owoców ucieranym ciastem, zamiast kruchym. Zresztą różnic jest więcej: wystarczy wspomnieć, że zrezygnowano ze smażenia owoców w karmelowo – maślanym sosie, na rzecz samego polania śliwek karmelowym syropem. Dodatek kwaśnej śmietany powoduje, że ciasto nie tylko nabiera smakowego charakteru, ale przede wszystkim wpływa na jego ciekawą, puszystą strukturę.
W tym wydaniu (porównując do tarty 'Tatin'), to już zupełnie inne ciasto, ale niemniej atrakcyjne i smaczne.
Gdy widzę w przepisie przerażające (jak dla mnie) ilości cukru – niemal bez zastanowienia wprowadzam drastyczne cięcia. I tym razem było nie inaczej. Oryginalne 1 i ¾ szklanki cukru na stosunkowo niewielkie ciasto – to dla mnie zbyt wiele szczęścia. ;-) Dlatego do przygotowania syropu użyłam tylko ½ szklanki (i ¼ szkl. wody). I choć śliwki nie pływały w karmelu, jak zapewne wyglądałoby to w oryginale, to i tak wyszło wystarczająco słodkie i klejące.
Wspominałam niedawno, że w moim domu zwykle potrzebujemy kilka dni na to, by ciasto w całości zniknęło z talerza. Tym razem starczyło kilka godzin. :) I cóż począć z takimi łasuchami? ;-)
Plum cake 'Tatin'
z przepisu: Iny Garten „Barefoot in Paris”
6 łyżek niesolonego masła w temp. pokojowej (3/4 kostki = ok. 190 g)
10-12 fioletowych śliwek, przepołowionych i wypestkowanych (radzę użyć niezbyt miękkich)
1 + ¾ szkl. cukru (dałam ½ + ¾ szkl. jasnego muscovado)
1/3 szkl. wody (dałam ¼ szkl.)
2 bardzo duże jajka w temp. pokojowej
1/3 szkl. kwaśnej śmietany
½ łyżeczki drobno startej skórki z cytryny
½ łyżeczki czystego ekstraktu z wanilii
1 szkl. + 2 łyżki mąki
½ łyżeczka proszku do pieczenia
¼ łyżeczki soli
Rozgrzać piekarnik do temp. 177 st. C. Formę o średnicy 23 cm, z wyjmowanym dnem – wysmarować masłem i wyłożyć papierem do pieczenia. Rozłożyć śliwki, rozcięciem do góry.
Wmałym rondelku połączyć 1 szkl. cukru z 1/3 szkl. wody, zagotować i potrzymać na ogniu, dopóki syrop nie nabierze bursztynowego koloru (temp. ok. 180 st.C). Gotowym syropem zalać śliwki.
Utrzeć mikserem ¾ kostki masła z pozostałym (3/4 szkl.) cukru, aż masa będzie gładka i biała. Zmniejszyć prędkość miksera i dodawać po jednym jajku. Dodać kwaśnej śmietany, skórkę z cytryny, ekstrakt waniliowy i całość połączyć. W osobnej misce wymieszać mąkę z proszkiem do pieczenia i solą - mieszając na wolnych obrotach, dodawać powoli do mokrej masy. Nie miksować długo, tylko do połączenia składników.
Wylać masę na śliwki. Piec ok. 30 – 40 min. (patyczek włożony w środek ciasta powinien być suchy).
Chłodzić ciasto przez 15 min., a następnie przełożyć na paterę .
Podawać ciepłe, lub w temp. pokojowej.
Smacznego!
Wierzch surowego ciasta obsypałam 2 łyżkami jasnego muscovado, co dało po upieczeniu pyszną, cukrową skorupkę. Co prawda, skorupka ta, po przewróceniu ciasta "do góry dnem" - stała się niewidoczna dla oka, ale zapewniam, że cudnie chrzęściła pod zębami przy każdym jedzonym kawałku.
Ciekawy przepis i jak zwykle bardzo apetyczne zdjęcia i apetyczny słowny przekaz:))
OdpowiedzUsuńJa bym się tam tego cukru nie bała...lubię słodkie;))
wyglada oblednie :)
OdpowiedzUsuńJejciu, jaka cudona tarta! Rzeczywiście wygląda obłędnie, zgadzam się z Agatkiem :))
OdpowiedzUsuńMalgosiu, bardzo fajna ta 'inna' Tatin! No i my znowu w telepatycznej jednosci, bo i u nas sliwkowo, choc w postaci 'zwyklej' tarty ;)
OdpowiedzUsuńA Contessy niestety nie znam :(
Fajny pomysł! Może wszystkie ciasta owocowe powinny być "tatin"? ;)
OdpowiedzUsuńTylko ja wciąż mam problem z karmelem - wychodzą mi grudki,które zastygają, albo spalenizna.:(
U mnie to kolejne ciasto czekajace w kolejce 'do zrobienia'! Przepis mam bardzo podobny - musze porownac jak wroce do domu:)
OdpowiedzUsuńEweno, tak tak, już wiem, że słodkiego się nie boisz. :))
OdpowiedzUsuńAgatku, majano - dziękuję bardzo. :)
Bea, podejrzewam, że Contessa, a właściwie jej sekcja kulinarna - nie przypadłaby Ci do gustu. Zbyt tłusto, zbyt kalorycznie, zbyt niezdrowo...;-)
Bunciu, może za długo trzymasz na ogniu?
Zawszepolko, jak wypadło porównanie?
Małgoś , wygląda wyśmienicie ! To drugie zdjęcie zdecydowanie do mnie przemawia :-)
OdpowiedzUsuńP.S. A dlaczego ta sól ma być koszerna ? ;-)
Evenko, oczywiście nie musi być koszerna. To dosłowne tłumaczenie z oryginalnego przepisu. A kto zna Inę Garten - wie, że ona takiej soli właśnie używa.
OdpowiedzUsuńJednak, zdecydowałam się na wykasowanie tej koszerności z przepisu. Dla ciasta to bez znaczenia, a dla czytających może mieć. :)
Małgoś , nie znam tej pani , tak jak i nie znam się na koszernych produktach ;-) Wydawało mi się jednak , że ma to związek tylko i wyłącznie z wiarą. Myślałam , że może orientujesz się w tym temacie :-)
OdpowiedzUsuńno niestety nie wyszlo mi to ciasto... :(:(:( nie wiem, co dokladnie zrobilam zle, ale po odwroceniu polal sie slodki sok, spod(czyli potem gora) nie byla w ogole przypieczona, chociaz pieklam dlugo, i dalam grzanie od dolu:( ciasto samo w sobie dobre, Twoje Malgosiu napewno bylo przepyszne:)
OdpowiedzUsuńO jak mi przykro Olu...:( Jedyne co mi przychodzi do głowy, to że syrop może miałaś zbyt rzadki? Ja dwukrotnie piekłam to ciasto w krótkim odstępie czasu i pamiętam, że syrop miałam dość gęsty, tak, że gdy wylewałam go na śliwki - niemal na nich zastygał. I oczywiście po upieczeniu ciasta nic nie ciekło... Owszem, góra była trochę wilgotna od sosu, który podczas pieczenia spływał na dno i się karmelizował, ale z całą pewnością - całość nie sprawiała wrażenia niedopieczonego...
OdpowiedzUsuńMalgosiu moj syrop byl bardzo zadki....pewnie to to...kurcze nastepnym razem zrobie gesty i napewno bedzie pyszne(chociaz teraz tez jest super:)) ale ze mnie gapa...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!