Marzy mi się sen zimowy. Taki dłuuugi, ciepły i żeby nikt mi nie przeszkadzał. Najchętniej aż do marca, a przynajmniej na cały szaro – bury listopad. Moja Babcia zwykła co roku mawiać: „jak przeżyję listopad, to będę żyła kolejny rok”. Kiedyś dziwiły mnie te słowa, ale obecnie coraz lepiej rozumiem ich sens.
Jeśli można mówić o listopadowym przesileniu, to ja takowe właśnie odczuwam. Poranki ciężkie. Kawa nie działa. W pracy niby jak zawsze, ale daje się zauważyć mniej energii, mniej śmiechu i żartów. Za to słychać coraz częściej: „ale mam lenia...”.
Przygotowanie obiadu okazuje się wyczynem na miarę olimpiady. Przy sztucznym oświetleniu trudniej zebrać myśli. Jakoś mi wszystko jedno czy podam rodzinie coś nowego, czy drugi raz z rzędu zjedzą to samo danie.
Po aparat sięgam niechętnie. Brak światła i ponurość ogólna powodują, że fotografowanie potraw wydaje mi się z góry skazane na niepowodzenie.
Pisać też mi się nie chce. Ostatecznie listopadowa niemoc nie jest wybiórcza i jak już przyszła, to rozpanoszyła się na dobre.
Odliczam dni do grudnia. Jak przeżyję listopad, to potem będzie już tylko lepiej. Jestem tego pewna.
Drożdżowe ślimaczki z gruszkami i cynamonem
ok. 230 - 250 ml mleka
2 jajka
100 g cukru
120 g masła w temp. pokojowej
szczypta soli
600g mąki
2 łyżeczki suchych drożdży
Nadzienie:
3 łyżki roztopionego masła
ok. ½ szkl. cukru trzcinowego
1-2 łyżki cynamonu
4 duże gruszki, dojrzałe, ale niezbyt miękkie
lukier (sok z cytryny + cukier puder)
Mleko lekko podgrzać, włożyć do mleka masło i rozpuścić. Ze wszystkich składników wyrobić miękkie, elastyczne ciasto. Miskę z ciastem przykryć folią spożywczą i pozostawić do wyrośnięcia (aż ciasto podwoi swoją objętość.).
Gruszki obrać, pokroić w kostkę. Cukier trzcinowy wymieszać z cynamonem.
Rozwałkować prostokąt o wymiarach około 40 x 25cm, posmarować rozpuszczonym masłem i posypać cukrem zmieszanym z cynamonem. Rozłożyć gruszki. Zwinąć ciasto jak roladę. Następnie pokroić delikatnie (aby się nie spłaszczyło) w plastry ok. 1,5 – 2 cm grubości i układać w wysmarowanej masłem formie, albo na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Można układać je blisko siebie, by w trakcie rośnięcia się połączyły (powstaną miękkie bułeczki „odrywane”) lub z większymi odstępami, by upiekły się z chrupkimi brzegami. Pozostawić do wyrośnięcia na ok. 30 - 60 min. Piec około 15 minut w temperaturze 190 st.C. Wystudzić i polukrować.
Smacznego!
Ja ostatnio też skusiłam się na drożdżówki ale z makiem. ; d
OdpowiedzUsuńTwoje pięknie wyglądają.
A co do zdjęć miałam tak samo.
moja Babcia mawiała "szczęśliwy starzec ktory przetrwał marzec" coś jest w tych powiedzeniach :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńŚliczne te drożdżówki Małgos:)
OdpowiedzUsuńChyba równiez rozumiem to powiedzenie Twojej babci. Listopad jest smętnym,cięzkim miesiącem, nawet mimo słońca, które jeszcze nam czasem przyswieca.
Pozdrawiam Cię ciepło:*
Małgosiu mam tak samo. Od przeszło miesiąca. Tylko ja po aparat nie sięgam w ogóle jeśli nie mam światła dziennego. Nie lubię takich zdjęć.
OdpowiedzUsuńWiesz co ja potrzebuję nie snu, a dużej dawki energii. Zobaczymy czy joga i powrót na siłownię pomogą. Może i Tobie właśnie potrzeba czegoś zupełnie nowego??
Sięgaj po aparat bo Twoje zdjęcia lubię!
Uściski dla całej Waszej 4ki! ;)
Małgosiu mam tak samo. Od przeszło miesiąca. Tylko ja po aparat nie sięgam w ogóle jeśli nie mam światła dziennego. Nie lubię takich zdjęć.
OdpowiedzUsuńWiesz co ja potrzebuję nie snu, a dużej dawki energii. Zobaczymy czy joga i powrót na siłownię pomogą. Może i Tobie właśnie potrzeba czegoś zupełnie nowego??
Sięgaj po aparat bo Twoje zdjęcia lubię!
Uściski dla całej Waszej 4ki! ;)
Zeżarło mi komentarz, a Polce opublikował się dwa razy!
OdpowiedzUsuńNic to - drożdżówki piękne, listopad ciepły i deszczowy, jak lubię. Tylko te migreny...
drożdżówki pewnie smakują przepyszne, listopada tez nie lubię, choć jak świeci słońce to jest pięknie. A zdjęcia i tak są piękne (:
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ciepło.
Nie wiem kiedy, ale na pewno zrobię. Nie odpuszczę im, o co to to nie :)
OdpowiedzUsuńJa dziś spać nie mogę, krzątam się po domu.... jak cień...to chyba sprawka tego przesilenia jesienno -zimowego (bo u nas już czuć zimę w powietrzu), wpadłam tu zerknąć czy nie wrzuciałaś jakiegoś pysznego przepisu i co ... już jestem głodna... Drożdżówki wyglądają super a moje slinianki nie wyrabiają z produckją.... :) Chyba pójdę coś zjeść i zrobić sobie kubek ciepłego kakao - może to pomoże mi zasnąć :/
OdpowiedzUsuńA u mnie w domu to się zawsze mawiało; "Żeby mi się chciało tak jak mi się nie chce..." No właśnie... :)
Cieple pozdrowki i wysylam worek energii bo ja mam dzis troche za duzo.... :)
Cudowne te drożdżóweczki i mnie to one poprawiły by humor:) A taka jesienna depresja to mnie też dopadła ... ona chyba nie wybiera;?) Jak nie ma światła dziennego, to ja bym tylko spała .. .a w zeszłym tygodniu to nawet katastrofę kulinarną zaliczyłam;) Mam nadzieję, że już niedługo skończy się ten ponury okres bo ja słońca i światła potrzebuje;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMalgosiu-jakbym siebie czytala...tez tak mam w listopadzie...okropny miesiac....byle do grudnia wlasnie,to juz jakos i weselej i "z gorki"-jak sie to mowi,ale jakos trzeba przetrzymac do tej pory i takie wspaniale drozdzoweczki sa jednym z malych pomocnikow na przetrzymanie....
OdpowiedzUsuńCudowne fotki!!!!!
Pozdrawiam serdecznie :)
Aby do grudnia, do pierniczków. Pamiętam jak w tym roku w lecie nad jeziorem moja znajoma powiedziała: "Trzeba by tam na górze załatwić, żeby przedłużyli czerwiec i truskawki w zamian za listopad."
OdpowiedzUsuńA Twoje zdjęcia nie są skazane na niepowodzenie. Zawsze, ale to zawsze są przepiękne.
W tym roku listopad i tak jest wyjątkowo łaskawy. Bez deszczu.... (jeszcze). Ale wszyscy przeżywamy to samo. Niemoc! W listopadzie mam lenia bez wyrzutów sumienia :)
OdpowiedzUsuńŚlimaczki rewelacja!
Niestety, potem do przeżycia jest jeszcze luty... dla mnie to tak samo ciężki miesiąc
OdpowiedzUsuńListopad jeszcze jakoś dawałam radę, bo pod koniec miesiąca w Łodzi zaczynał się Camerimage więc było na co czekać, a teraz? Dramat, szarość, chandra.
A ze zdjęciami mam podobny problem, brak dziennego światła skazuje fotografie na porażkę, i nie wiem jak sobie z tym poradzić
Małgosiu, jak tu pięknie.. jak słodko. jesiennie odrobinę.
OdpowiedzUsuńNad tym listopadem to naprawdę coś ciąży... To jest jedyny miesiąc, który sprawia, że mam napady melancholii, bo na ogół jestem wesołą osobą. I nie wiem dlaczego ale często w listopadzie mam pecha, jestem chora, coś mi się nie udaje... To juz od paru lat. A najśmieszniejsze jest to, że nie jestem przesądna ;) podchodzę do tego z optymizmem ale czasami przegrywam ;)
OdpowiedzUsuńRozochociłaś mnie tymi pysznymi ślimaczkami na coś drożdżowego :) połączenie gruszek z cynamon jest wspaniałe :)
Pozdrawiam!
Jak jest ciemno... żeby np zrobić zdjęcie... to można czymś po...świecić!
OdpowiedzUsuńAle na niemoc listopadową nie mam lekarstwa... :(((
Ja to w marcu mam kryzys. :-) Bułeczki kuszące niezwykle!
OdpowiedzUsuńJak ja Cię dobrze rozumiem;-) Jak zaczyna się plucha i pochmurno przez większość dnia, to nic tylko z taką słoneczną bułeczką pod koc:-) Listopad szybko minie, oby zima była słoneczna, jak jest słońce od razu wszystko lepiej wygląda!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło!
Dziękuję za wszystkie ciepłe słowa. :)
OdpowiedzUsuńNie jest dobrze... Wychodzę rano z domu - szaro. Wracam z pracy - ciemno. Jak tu żyć? :)
Poleczko, ja też nie lubię. Aparat zakopany i czeka na lepsze chwile. :)
Robercie, pewnie można poświecić, ale osobiście wolę nie świecić i nie fotografować. :D Sztuczne światło jest sztuczne i już. :D
Małgosiu, mi też się marzy taki sen zimowy, żeby teraz zasnąć, jak robi się zimno, a obudzić dopiero wtedy kiedy zacznie się wiosna. Mogłyby mi się wtedy śnić takie piękne ślimaczki z gruszką i cynamonem :))
OdpowiedzUsuńoj tak! i obudzić się na chwilkę na Boże Narodzenie, na Sylwestra, a potem dopiero wtedy, kiedy na drzewach pojawią się pierwsze zielone pączki!
OdpowiedzUsuńświatło, niechęć.. ? Ja tu widzę piękne zdjęcia, jak zwykle! :)
Skoro to sen to ja mogę tak śnić i śnić i wciąż będę uśmiechać się do tych ślimaczków :)
OdpowiedzUsuńOj tam, wcale nie taki listopad zły, jak go opisują! Ostatnio nawet nienajgorszy. Choć nie przeczę - jeden z najmniej przyjemnych miesięcy w roku, niestety.
OdpowiedzUsuńŚlimaczki pełne smaku i uroku. Porywam jednego i znikam walczyć z leniem. ;))
Pozdrawiam!
drozdzowego z gruszka jeszcze nigdy nie łaczyłam ;)
OdpowiedzUsuńprzesliczne zdjęcia, tez chciałabym robic takie sliczne fotki ;)
U nas na szczescie az do niedzieli pogoda byla swietna, wiec o listopadowej depresji nie bylo mowy ;) Choc przyznaje, ze gdy budzik rano dzwoni, njchetniej udalabym, ze go nie slysze... ;)
OdpowiedzUsuńTakie drozdzowki z pewnoscia pomagaja przetrwac jesienne przesilenie; a potem juz bedzie grudzien i bedzie o wiele sympatyczniej :)
Usciski!
Przepiękne zdjęcia i bułeczki smakowite. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńOj z tym listopadem co całkowita prawda, idealnie byłoby przespac chociaz listopad i obudzić się na święta, dla pachnącej choinki i domowych wypieków mamy :)
OdpowiedzUsuńA Twoje drożdżówki wyglądają rpzeslicznie.
Malgosiu, oby juz byl grudzien! A moze od razu marca slonecznego Ci zyczyc? :) Rzeczywiscie brak slonca nie sprzyja fotografowaniu...
OdpowiedzUsuńA buleczki fajne, niebanalne, bo z rodzynkami to juz znane :D Usciski sle!
Babcie to zwykle mądrze mówią :)
OdpowiedzUsuńChociaż ja coś dziwnie dużo energii jak na listopad mam, jeśli się da to przesyłam Ci choć odrobinkę wirtualnie :)
A światło, ech, znów zdjęcia tylko do 14 czyli tylko w WE..
A bułeczki wyglądają baaardzo apetycznie!
..mam to samo?? może z wyjątkiem aparatu foto...tylko to co wspomniałaś o świetle..no właśnie..ostatnio usłyszałam, że nie jego ilość tylko jakość ...ale dzisiaj nawet jakość nie odpowiada mi na tyle, żeby robić zdjęcia..i to jest przygnębiające...a i dzieci kręciły nosem na pierogi..z truskawkami...za dużo..za często..zmęczenie organizmu..serdeczności...aby do grudnia :))
OdpowiedzUsuńPysznosci u Ciebie Malgosiu, podgladam co i jak bo teraz dopiero mam dla kogo pichcic a umiejetnosci moje kiepskie. Wiec kolejnym razem beda drozdzoweczki jak u Ciebie :)
OdpowiedzUsuńPogoda, szkoda gadac... masz racje dobija... ja na swoj fotoblog jakies z archiwum wyciagam na poprawe nastroju :)
Pozdrawiam serdecznie :)
Gruszki uwielbiam :) takie w drożdżówkach muszą smakować wspaniale :)
OdpowiedzUsuńPyszności Małoś :) Tez chcę takie :)
OdpowiedzUsuńJeszcze parę wizyt i zachoruję na 50/1.8... a mam wgrane, że to takie nijakie szkło.. Na ostatniej przesunięcie tinty ku fioletowi nadało mega klimat.. MISTRZYNI..
OdpowiedzUsuńChciałam tylko powiedzieć, że to drugie od góry zdjęcie wygląda jak obraz - no ładne jest! ;)
OdpowiedzUsuńAleee super drożdżówki.
OdpowiedzUsuńAż chce się sięgnąć po jedną, albo dwie (na potem):)
Buziaki
Hmmmm. Zaraz będą gruszki
OdpowiedzUsuń