Ta historia ma swój początek na blogu White Plate, gdzie ponad rok temu autorka bloga – Eliza, totalnie i bez ostrzeżenia zastrzeliła mnie zdjęciami i przepisem na sernik z pastą pistacjową. To był strzał prosto w serce, a rana rozkrwawiła się jeszcze mocniej, gdy wujek Google wypluł mi informacje na temat ceny niezbędnego składnika. Pewną nadzieję, pokładałam jeszcze w planowanym urlopie, licząc na to, że choć maleńki słoiczek przywiozę ze słonecznej Italii. Ale i tutaj spotkał mnie zawód, bo choć z podróży przytargałam mnóstwo lokalnych pyszności, to na pastę pistacjową, ani nawet na niesolone pistacje na toskańskich targach, ani w sklepach – nie natrafiłam...
I w tym miejscu, po raz kolejny wielbić pod niebiosa będę zakupy internetowe z Sycylii wprost do domu. Nie jest to w żadnym wypadku wpis reklamowy, ale po prostu trudno mi nie wspomnieć, że dzięki bio-produktom dostępnym w In Campagna realizuję od niedawna swoje maleńkie kulinarne przyjemności (jak ta z kiszonymi cytrynami). :) To właśnie tutaj, zupełnie niedawno kupiłam absolutnie przepiękne, świeżutkie i naprawdę zielone (niesolone) pistacje z Bronte, które jak niosą wieści - nazywane są zielonym złotem. :)
Serducho przestało krwawić, a ja bzzzyknęłam cudowną, gęstą, przyjemnie zieloną pastę pistacjową. Jej głęboki smak wynagradza każdy dzień długiego oczekiwania. To taka miłość od pierwszej łyżeczki – warta każdej wydanej złotówki. ♥♥♥
Oczywiście ta pasta to baza do dalszych kulinarnych poczynań.
Na pierwszy ogień przygotowałam warstwowy deser z pistacjowym kremem (na bazie mascarpone). Ale nie omieszkam upiec sernik z przepisu Elizy – ten, od którego historia się zaczęła... :)
Pasta pistacjowa
(z podanych proporcji wychodzi ok. 130ml pasty)
200g pistacji niesolonych
1-2 łyżki oleju (użyłam winogronowego)
2 łyżeczki miodu
Piekarnik rozgrzać do temp. 180 st.C. Blachę wyłożyć papierem do pieczenia, rozsypać pistacje. Prażyć oj 5-7 min. (nie oddalać się zbytnio od piekarnika i pilnować, aby się nie spaliły!). Uprażone wysypać na czystą ściereczkę i „rolować” przez materiał, tak aby usunąć jak najwięcej łupinek (niestety wcale tak łatwo nie odchodzą, u mnie i tak spora część pozostała ze skórkami). Przełożyć do blendera, miksować pulsacyjnie, aż dość mocno zostaną rozdrobnione. Dodać olej i miód, i ponownie miksować do uzyskania jednolitej pasty (powinna być gładka, oleista, dość gęsta).
Przełożyć do czystego słoiczka. Przechowywać w lodówce.
Krem pistacjowy z kruszonką i brzoskwinią
(6 małych słoiczków ok. 220 ml lub 3 duże pucharki)
Kruszonka:
80g mąki pszennej (najlepiej krupczatki)
50g zimnego masła
40g cukru
Mąkę i posiekać z masłem, dodać cukier i szybko zagnieść kruszonkę. Chłodzić w lodówce przez min. 30 min.
Rozgrzać piekarnik do temp. 180 st.C. Kruszonkę rozsypać na blachę wyłożoną papierem do pieczenia. Piec ok. 15-20 min. Całkowicie ostudzić.
Krem:
250g mascarpone
200g śmietany kremówki 36%
75g cukru pudru
5 łyżeczek pasty pistacjowej (lub więcej dla intensywniejszego smaku)
Śmietanę kremówkę ubić na sztywno z cukrem pudrem.
Mascarpone utrzeć z pastą pistacjową. Dodać ubitą śmietanę, całość dokładnie wymieszać.
Oraz:
6-8 połówek brzoskwiń z syropu (domowe lub kupne)
2-3 łyżki niesolonych pistacji delikatnie podprażonych na suchej patelni
Brzoskwinie pokroić w grubszą kostkę, a pistacje z grubsza posiekać.
Do przygotowanych naczynek nakładać warstwami kruszonkę, krem pistacjowy i brzoskwinie (aż do wyczerpania składników). Wierzch deseru posypać pistacjami.
Przechowywać w lodówce (zamknięte wieczkiem od słoiczka, lub szczelnie przykryte folią spożywczą).
Podawać w temp. pokojowej.
Smacznego!
Ten krem to takie jakby masło orzechowe z pistacji! Kocham masło orzechowe i myślę, że to by mi bardzo zasmakowało ;)
OdpowiedzUsuńOj ta pasta hipnotyzuje
OdpowiedzUsuńjeeeeej! pasta z pistacji, to dopiero coś! czym prędzej kradnę przepis i wprowadzam na języki :D
OdpowiedzUsuńJest takie miejsce w Krakowie, gdzie można kupić kilka różnych past w słoiczkach, pistacjową też. Widziałam je u nich w zeszłym roku przy okazji zażerania się naleśnikiem ale nie pamiętam ile kosztowały. Mieli chyba wszystkie te, którymi smarują naleśniki i gofry i starają się dbać o jakość czyli raczej nie sprzedają świecących w ciemności od nadmiaru chemii. https://www.facebook.com/LodziarniaDonizetti
OdpowiedzUsuńZaznaczam, że u nich nie pracuję, chociaż byłabym szczęśliwa gdyby mnie adoptowali i karmili przynajmniej raz dziennie swoimi pychotkami. Nie mam pojęcia czy wysyłają ale zawsze można przez znajomych wybierających się do Krakowa.
M.
No prosze, ozacza to, ze chyba nie doceniam odpowiednio mozliwosci pojscia do sklepu zakupienia paczki niesolonych pistacji... A tego typu kremy Malgosiu polecam Ci z kazdych praktycznie orzechow - to taka baza do wszystkiego, slonego i slodkiego, do past, kremow i mleka (letnie desery na bazie mleka pistacjowego to poezja! :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Małgosiu! Jakbyś opowiadała moją historię… Ja znalazłam nawet pastę pistacjową gdzieś w jakimś niemieckim sklepie cukierniczym, która nie miała w składzie ani pół pistacji! I też kosztowała niemało :) I również zamówiłam pistacje u Pani Justyny! Właśnie na nie czekam, przebierając nogami, gdyż zapomniałam o nich w dostawie kwietniowej (w pełni wynagrodziło mi to B O S K I E awokado - polecam!).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i tupię jeszcze bardziej, coby przygotować sobie deser!
P.S. Do tej pory na targu "Plac na stawach" w Krakowie, kupowałam niesolone pistacje z Iranu, po maleńkiej torebce, cena zabójcza… Tym bardziej cieszę się na dostawę z Sycylii.
Ta pasta musi smakować nieziemsko<3
OdpowiedzUsuńTa pasta jest hipnotyzująca
OdpowiedzUsuńFajna historia i ciekawa jest ta pasta. :)
OdpowiedzUsuńCzekam na serniczek :) Pozdrówki
Małgosiu, mogłabym się podpisać pod Twoją historią :-) Co prawda ja sama nie szukałam pasty pistacjowej we Włoszech, ale mój kolega z pracy zlecił to, na moją prośbę, swojej siostrze.. i też nic :-/ Przywracasz mi wiarę w to, że wreszcie uda mi się zrobić ten sernik pistacjowy hihi :-) Dziękuję!
OdpowiedzUsuńZapraszam do nas, czyli na bloga http://tropicielesmaku.pl. W najnowszej odsłonie bloga zmieniliśmy prawie wszystko. Mamy nową szatę graficzną, nowe przepisy, nowe działy. Zresztą najlepiej kliknąć do nas na moment lub na zawsze ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam pistacje! Uwielbiam pasty! To musi być nieziemskie połączenie! Na pewno spróbuję!
OdpowiedzUsuńOdkryłam ostatnio świetną pisarkę Katarzynę Michalak i czytając jej książkę "przepis na sukces" pokochałam kuchnię a wcześniej naprawdę to była dla mnie udręka. Teraz z zaciekawieniem obserwuje każdy przepis i od razu układam go w głowie z hostorią bohaterek jej książek. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńWygląda rewelacyjnie. Szkoda tylko, że pistacje są takie drogie. Trzeba będzie wypróbować:)
OdpowiedzUsuńZapraszam do wzięcia udziału w konkursie z wartościową nagrodą... http://zadawkuchni.blogspot.co.uk/2014/04/konkurs-wiosenne-inspiracje.html
OdpowiedzUsuńMam mila wiadomosc dla wielbicieli kremu pistacjowego. Ostatnio znalazlam na polkach marketu Auchan. Maja tez krem migdalowy tego samego producenta z sycylii i marmolade z kaktusa opuncji figowej - kto uwielbia sycylie to wie o czym mowie. Zakupilam takze marmolade z czerwonej sycylijskiej pomaranczy...Hmmm uwaga uzaleznia ;-)
OdpowiedzUsuńMam mila wiadomosc dla wielbicieli kremu pistacjowego. Ostatnio znalazlam na polkach marketu Auchan. Maja tez krem migdalowy tego samego producenta z sycylii i marmolade z kaktusa opuncji figowej - kto uwielbia sycylie to wie o czym mowie. Zakupilam takze marmolade z czerwonej
OdpowiedzUsuńSama pasta w postaci zielonej nie zachęca, ale deser wygląda tak pysznie że na pewno spróbuje ;)
OdpowiedzUsuńAle krem z pistacji i pasta z pistacji to dwie różne rzeczy. Jedno jest na bazie tłuszczu (Jak nutella), a drugie na bazie cukru pudru, jak marcepan. Właśnie obu skosztowalam.
OdpowiedzUsuń