Kiszone cytryny tu, kiszone cytryny tam, a najwięcej gada o nich Jamie Oliver.
Ciśnienie skacze mi za każdym razem w górę, bo od tego gadania (a przecież na tym się nie kończy – jeszcze gotują) – mam na nie nieustającą chrapkę.
I choć same w sobie niezwykle proste są w przygotowaniu, to dla kontrastu nie tak łatwo spełnić kluczowy warunek – trzeba zaopatrzyć się w cytryny z upraw bio. A już w żadnym wypadku nie mogą być woskowane.
Gdy więc jakiś czas temu nadarzyła mi się okazja dokonania zakupów z ekologicznej farmy, wprost ze słonecznej Sycylii (mówię o możliwości internetowych zamówień przez stronę in Campagna i bezpośredniej dostawie) – pierwszym produktem, który wrzuciłam na listę były oczywiście cytryny!
Przekopałam szybciutko przepisy. Jako bazową recepturę potraktowałam tę od Jamie Oliver'a z jego książki „Kulinarne wyprawy Jamiego”, modyfikując bardzo nieznacznie i dodając od siebie goździki dla jeszcze piękniejszego aromatu.
Moje kiszone cytryny leżakują już ok. 1,5 miesiąca, a to oznacza, że od niedawna są gotowe do dalszego użycia. Smak mają zaskakujący... :)
Spodziewajcie się wkrótce jakiejś aromatycznej potrawy z ich udziałem.
Kto wie..., może znów sięgnę po propozycję uroczo rozgadanego Jamiego...? :)
Kiszone cytryny
na bazie przepisu Jamie Oliver'a
8-9 cytryn z upraw ekologicznych (niepryskane i niewoskowane)
ok. 200g gruboziarnistej soli morskiej
1 laska cynamonu
2 listki laurowe
kilka ziaren czarnego pieprzu
2-3 goździki
sok z cytryny (ok. 1 szkl.)
1-2 łyżki oliwy
Przygotować duży słój (czysty i wyparzony).
Cytryny wyszorować, osuszyć i ponacinać głęboko na krzyż (ale tak, aby się nie rozpadły). W nacięcie każdej wsypać po łyżce soli gruboziarnistej. Układać cytryny ciasno w słoju. Włożyć laskę cynamonu, pieprz, goździki i listki laurowe. Zasypać pozostałą solą i zalać sokiem z cytryny. Uzupełnić wodą, tak aby przykryły całość. Na wierzch wlać oliwę. Zamknąć słój i odstawić w suche, ciemne miejsce na 1 miesiąc.
Kiszę i to regularnie, ale bez dodatków, same cytryn i sól , tak smakują nam najbardziej:-)
OdpowiedzUsuńTe zdjęcia powalają mnie na kolana <3
OdpowiedzUsuńWiem że pyszne, ale u Ciebie na dokładkę piękne!
OdpowiedzUsuńSłyszę o tym pierwszy raz, choć przepadam za J. :) nie potrafię sobie wyobrazić smaku, ale muszą być aromatyczne!
OdpowiedzUsuńZrobiłam to samo:) Najpierw ciągle o nich czytałam, potem kupiłam tam gdzie Ty, ukisiłam i teraz czekam na inspirację co z nimi zrobić:) Może przetrzesz szlak:)
OdpowiedzUsuńPrzepiękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńA takie cytryny przydałyby mi się bardzo, najlepiej domowe, bo zamierzam w niedzielę zrobić z nimi obiad. Mam nadzieję, że znajdę je w sklepie, choć chyba może być ciężko...: )
O kurcze, chyba też spróbuję!
OdpowiedzUsuńTakie cytryny dostępne są w każdym Lidlu i Auchan
OdpowiedzUsuńtakie cytryny można bez problemu dostać w Lidli i Auchan
OdpowiedzUsuńJa właśnie kiszę na bazie ekologicznych cytryn z Lidla. Miałam podobną motywację - wszędzie o nich słyszałam, więc w końcu musiałam spróbować. Z dwóch słoików przygotowywanych w październiku został mi jeszcze jeden, który przechowuję w lodówce i co jakiś czas wstrząsam. Cytryny są nadal dobre:) Zrobiłam z nimi tradycyjny marokański tażin ( z kurczakiem i oliwkami), są też świetne do sosów do ryb, do kuskusu. A z soku, który pozostaje po kiszeniu można podobno zrobić nawet wariację Krwawej Mary:)
OdpowiedzUsuńPierwszy raz słyszę o kiszeniu cytryny. Z czym to się później je, do czego podaje? ;)
OdpowiedzUsuńTo popularny i charakterystyczny dodatek zwłaszcza w kuchni marokańskiej.
Usuńhttp://pl.wikipedia.org/wiki/Kiszone_cytryny
Gosiu tak się na czaję i czaję , ale Twoje foty powaliły mnie totalnie i chce mi się je już teraz i tu :) Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńPrawda, zdjęcia jak zwykle piękne :-) Hm.. to teraz czekam za przepisem na danie z kiszonymi cytrynami :-)
OdpowiedzUsuńAle mam kwaśną minę ;)
OdpowiedzUsuńŻe co?! :D
OdpowiedzUsuńJeszcze nigdy o czymś takim nie słyszałam. Bardzo jestem ciekawa smaku. Możesz go jakoś opisać? I czy kisić można też inne cytrusy, np. limonki, albo pomarańcze?
OdpowiedzUsuńcytryna kiszona :O jeszcze nigdy nie robiłam ..
OdpowiedzUsuńWyglądają tak pięknie, że czuję ich zapach, lecę kupić. Małgosiu daj jakiś przepis, język mam już do pasa i ślinka mi cieknie :) cieszę się, że trafiłam na Twój blog.
OdpowiedzUsuńDziękuję! bardzo mi miło! :) A co do przepisu - na blogu na razie jest jeden, o tutaj: http://pieprzczywanilia.blogspot.com/2014/04/a-jak-juz-ukisisz-cytryne-udus-kurczaka.html
UsuńPozdrawiam! :)
piękne zdjęcia, choć kiszona cytryna chyba mnie nie przekonuje ;)
OdpowiedzUsuńa mam pytanie natury technicznej - widzę, że w bannerze na blogu masz praktikę, czy zdjęcia z cyttrynami były robione aparatem cyfrowym z wkręconym obiektywem od praktiki, czy tą rozedrganą głębię ostrości uzyskałaś obróbką cyfrową? pytam, bo sama czasem stosuję tą sztuczkę z obiektywem od praktiki i jestem ciekawa czy zgadłam i czy ewentualnie masz na to jakąś cyfrową metodę, jeśli to nie obiektyw.
pozdrawiam!
Kasia
Kasiu, zdjęcia na bloga robię lustrzanką cyfrową. Nie pamiętam już, który obiektyw miałam wtedy podpięty, ale patrząc na głębię ostrości prawdopodobnie był to Nikkor 50mm f/1.8.
UsuńPs. Żadnych sztuczek cyfrowych w kwestii głębi ostrości nie stosuję. :)
Pozdrawiam. :)
Dzięki za odpowiedź. To bardzo ładnie Ci rysuje ten Nikkor. Ja się poważnie zastanawiałam nad jego zakupem, ale w końcu stanęło na 50 mm Sigmy 1,4 i w sumie też jestem zadowolona. Ale jakbyś miała kiedyś ochotę na eksperymenty to polecam wkręcenie obiektywu od Praktiki do cyfry (za pomoca pierścienia przejściowego - koszt około 30 zł). Ja mam w mojej starożytnej Praktice obiektyw Carla Zeissa, więc jakość obrazu jest taka, że klękajcie narody ;)
OdpowiedzUsuń