niedziela, 7 września 2008

Lawendowe nektarynki na ciepło – zimno

Zacznę od tego, pewna Anielica mnie obdarowała. :) Podobno to Mikołaj przynosi nam prezenty (mój syn nadal w to wierzy :)), tymczasem okazuje się, że ten brodaty Jegomość w czerwonym kubraku, z długą, białą brodą i wielkim worku na ramionach – jest w komitywie z Aniołami i ma w nich cudownych pomocników, którzy nie czekają do gwiazdki. ;-) Otóż owa Anielica obdarowała mnie kulinarnymi różnościami, dodam samymi pysznymi. :)
Swego czasu poprosiłam Anielicę o konsultację, czy zakupiona przeze mnie lawenda jest aby na pewno jadalna. Anielica podumała, włożyła słoiczek sprawdzonej lawendy w zgrabny kartonik i wysłała go nie - reniferowym zaprzęgiem. ;-)





Lawendowe pączki okazały się niezwykle aromatyczne, a mnie bardzo korciło, by jak najszybciej wypróbować ich smak w potrawie. W zanadrzu miałam przygotowane wyszperane przepisy, które już wcześniej mnie zaciekawiły…
W pierwszej kolejności przedstawię Wam słodki deser. Naprrrrawdę słodki. Słodki jak miód i pachnący jak lawenda. Gdy zaczęłam go przyrządzać i zapach ciepłego miodu wzniósł się w powietrze – w jednej chwili, z przerażeniem ujrzałam zmasowany szturm os, które jak w amoku tłukły się o szyby okna kuchni, szukając wejścia. Kilku z nich udało się dostać do środka, więc przestrzegam, jeśli mielibyście ochotę na ten deser – pozamykajcie wprzód wszystkie okna! ;-))
Przepis na nektarynki gotowane w syropie miodowo – lawendowym, bo o nich właśnie mowa, znalazłam tutaj. W oryginale zaproponowano dość dużo cukru, miodu i wody do przygotowania syropu. Doświadczenie kulinarne to jednak fantastyczna sprawa, bo na pierwszy rzut oka wiedziałam, że taka ilość słodkiego ulepku wystarczyłaby na przygotowanie nektaryn dla całej drużyny piłkarskiej. ;-) Nie pomyliłam się, mimo zmniejszenia proporcji – syropu wystarczyło aż nadto dla takich łasuchów jak my.
Deser jedliśmy na ciepło (nie gorąco), z kulką lodów, która nieco równoważyła słodki smak sosu, a zetknięcie zimnego z ciepłym dawało ten miły efekt płynącej śmietanki. Nie wiem, jak Wy, ale ja jako dziecko, potrafiłam tak długo czekać na jedzenie loda, dopóki zupełnie się nie rozpłynął i nie zamienił ze stałego w płynny. :)





Nektarynki gotowane w syropie miodowo – lawendowym

4 -6 nektarynek (raczej niezbyt miękkich)
1 szkl. wody
1/3 szkl. miodu
1/3 szkl. cukru
1 łyżeczka suszonych kwiatów lawendy jadalnej

Kilka kulek lodów (np. waniliowych), lub mocno schłodzonego naturalnego jogurtu.


Nektarynki umyć, osuszyć, przepołowić nożem i pozbawić pestki.

W szerokim rondlu (ja użyłam wysokiej teflonowej patelni) zagotować wodę wraz z cukrem i miodem. Dosypać kwiaty lawendy i krótko pogotować na niewielkim ogniu. Włożyć ostrożnie połówki nektaryn – gotować kilka minut, aż nektarynki nieco zmiękną (uwaga, nie rozgotować ich!). W trakcie gotowania można obrócić je, jeśli syrop w całości ich nie zasłania. Łyżką cedzakową wyjąć delikatnie nektarynki z syropu; odłożyć na półmisek.
Nieznacznie zwiększyć ogień, zagotować ponownie syrop i uważając by nie wykipiał, pozwolić na dalsze gotowanie, do momentu, aż syrop nabierze ładnej, lekko bursztynowej barwy i odrobinę zgęstnieje.

Lekko ostudzone nektarynki podawać z kulką lodów lub jogurtem, polane gorącym syropem miodowym.
Smacznego!





Niestety nektarynki nie są szczególnie chętne we współpracy podczas usuwania pestki (mogłyby pójść na nauki do awokado ;-)). Bardzo łatwo jest uszkodzić i porozrywać miąższ podczas wykręcania pestki. Dlatego polecam użycia stołowej łyżki, którą należy stanowczo wbić w miąższ połówki tuż przy pestce i mocno podważyć. :)

14 komentarzy:

  1. Malgosiu, jaki przepiekny wpis!!! i jakie przecudne zdjecia!!! wszystko juz w wyobrazni rozplywa mi sie w ustach! Jutro targ, wiec pobiegne czym predzej po nektarynki!
    Pozdrawiam serdecznie!

    ps. ja tez wierze w Anioly :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja mogę tylko potwierdzić ,to napisała Bea...
    I jeszcze ,że dawno o godzinie 22.30 nie jadłam pół opakowania moreli ,nic ,innego z tej rodziny owoców nie miałam w domu o tej porze

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne, no po prostu oczu nie mogę oderwac! A lawenda do tego jeszcze, boziu.. to normalnie niebo ! :)) Piękne zdjecia. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bea, mój Anioł uparcie twierdzi, że ma rogi i ogon, hihi. I cóż począć z takim szatańskim Aniołem? ;-))

    Margot, podejrzewam, że te pół opakowania, które zjadłaś - miało mniej kalorii, niż jedna niewinna nektarynka ugotowana w tym syropie. ;-)

    Dziękuję Majano za miłe słowa. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo żałuję, że nigdzie w pobliżu nie mogę znaleźć lawendy. To już kolejny przepis, który kusi, a z którego realizacją muszę jeszcze poczekać. Ale za to nacieszę oczy!

    OdpowiedzUsuń
  6. prosty ale elegancki i pachniacy deser, wszystko co lubie i idealnie na koniec lata !

    OdpowiedzUsuń
  7. Malgosiu, skoro Aniol tak mowi to znaczy ze tak jest! One wiedza lepiej!!! :D

    A ja wlasnie wrocilam z nektarynkami; zgadnij co dzis z nimi zrobie? :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zgadnij co wlasnie jem! :D to jest abolutnie niesamowity smak!!! baaaardzo dziekuje Ci za rozpowszechnienie tego niesamowitego przysmaku! I chyle czola przed tymi pieknymi fotkami, bo mnie ciezko szlo ;) Gdy np. juz wszystko sobie ladnie ustawilam (czas, przeslona itd.) to nagle... lody zjezdzaly z nektarynki :/ Tym bardziej wiec gratuluje tak udanej i pieknej sesji zdjeciowej :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Bea, nie muszę mówić, jak się cieszę? :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Dwa pierwsze zdjęcia to poezja!

    OdpowiedzUsuń
  11. a ,zrobiłam ,ale to było smaczne
    http://www.cincin.cc/index.php?s=&showtopic=1505&view=findpost&p=749703
    ja troche przesadziłam z tym sosem i powstał mi prawie karmel

    OdpowiedzUsuń
  12. Margot, czyli sos taki bardziej gęsty i klejący Ci wyszedł? Ale na fotce pysznie wygląda. :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Piekne zdjecia! Zachwycajace zestawienie ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. A dlaczego ja dopiero dzisiaj zobaczyłam ten wpis?? Zdjęcia przecudne, przecudne!!!
    Przyznam się szczerze,że już od jakiegoś czasu zamierzam coś upiec z lawendą, tym bardziej, że tu lawendy w bród. Może w końcu nabędę jakąś donicę albo uszczknę odrobinę u sąsiadki;))Tak czy owak jako dodatek dekoracyjny jest ekstra!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za pozostawiony komentarz. :) Jestem winna Ci informację: blog jest moderowany, spamowi i pyskówkom mówimy stop. We wszystkich innych sprawach zapraszam. :)