Dla mnie nieodzownym symbolem tej pory roku są dynie. W sklepach, na targach - wszędzie się do mnie śmieją te pękate banie. Lubię je jeść, ale jeszcze bardziej lubię na nie po prostu patrzeć. Jest w nich coś wesołego, coś co sprawia, że łatwiej przyswaja się fakt odchodzącego lata.
Ale znakiem jesieni są także orzechy. Jeszcze świeże, jeszcze mokre, jeszcze o mniej aromatycznym smaku...jednak bez nich ani rusz! Czas szykować zapasy orzechowe, wszak to samo zdrowie.
Nie ma co zwlekać, trzeba korzystać z tych smakołyków, a są to niezwykle wdzięczne w kuchni przysmaki.
Dzisiaj przygotowałam ulubione przez moją rodzinę muffinki dyniowe z orzechami i rodzynkami. Na wskroś jesienne, aromatyczne, puszyste, wilgotne, przepyszne!
Muffiny dyniowe z rodzynkami
Przepis na te muffinki pochodzi od Bajaderki.
Cytuję:
1/2 kostki rozpuszczonego masła
3/4 szklanki puree z dyni
1/4 szklanki maślanki
2 jajka
3 łyżki melasy
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
2 szklanki mąki
1 1/2 lyżeczki proszku do pieczenia
1/4 łyżeczki sody oczyszczonej
szczypta soli
1 łyżeczka cynamonu
1/2 łyżeczki zmielonego imbiru
1/4 łyżeczka zmielonych goździków
szczypta zmielonej gałki muszkatałowej
3/4 szklanki brązowego cukru
3/4 szklanki rodzynków
3/4 szklanki posiekanych orzechów (niekoniecznie)
Piekarnik rozgrzać do 200 st.C, foremki na muffiny posmarować masłem lub wyłozyć papierowymi wkładkami. Przesiać suche składniki do dużej miski, dodać brązowy cukier i dobrze wymieszać. Dodać rodzynki i orzechy. Lekko przestudzone masło wymieszać z puree dyniowym, maślanką, jajkami, melasą i ekstraktem waniliowym, wlać do miski z suchymi składnikami i lekko wymieszać tylko do momentu kiedy obie masy są połączone - nie dłuzej, bo muffiny beda gumiaste i twarde. Przełożyć masę do foremek (można je dodatkowo posypać mieszanką 2 łyżek cukru, 2 łyżek posiekanych orzechów i 1/4 łyżeczki cynamonu) i piec około 20-25 minut - najlepiej sprawdzić drewnianym patyczkiem, powinien być suchy. Podawać ciepłe lub w temperaturze pokojowej.
Małgosiu, bardzo ładne zdjęcia, szczególnie to z dyniami :))) A mufinki tez pewnie smaczne :)
OdpowiedzUsuńZdjęcia jak zdjęcia, ale te muffinki nasze najulubieńsze. :)
OdpowiedzUsuńMałgosiu, zrobiłam je dzisiaj, są faktycznie bardzo smaczne :) Chyba muszę sobie puree zasłoikować na zimę, na mufinki :)
OdpowiedzUsuńDziuniu, koniecznie! Ja słoikuję odkąd poraz pierwszy ten przepis wypróbowałam. Moje chłopaki niemal z dziobów sobie te muffiny wyrywają. Żadne inne nie smakują im, jak właśnie te.
OdpowiedzUsuńMam już dynię i plan zrobienia muffinek i tylko jedno pytanie: jak zrobić puree z dyni??? Nie można dać surowej dyni ????
OdpowiedzUsuńPozdr.
Ano nie bardzo z tą surową dynią. Puree z dyni jest "mokre" co jest nie bez znaczenia dla konsystencji muffinek z tego przepisu.
OdpowiedzUsuńPuree można przygotować samemu, na dwa sposoby. Pierwszy: pokrojony w kostkę miąższ dyni ugotować na parze (lub w garnku z minimalną ilością wody na dnie). Miękką dynię zmiksować blenderem na puree. Jeśli gotowana będzie w garnku - to w miarę dobrze odparować nadmiar wody, który zbierze się w garnku.
Drugi sposób - to upieczenie dyni w piekarniku. Wystarczy przekroić ją pół, albo lepiej na ćwiartki (oczywiście wydrążyć z pestek i włókien) i piec do miękkości. Potem wydrążyć łyżką miąższ i zmiksować.
Pozdrawiam.
dziekuję za pomoc :)
OdpowiedzUsuńMałgosiu
OdpowiedzUsuńChciałam piec, ale doczytałam się w przepisie maślanki, a ja niczego z mlekiem jeść nie mogę. Nie mam w domu jogurtu sojowego, mogłabym dodać mleko ryżowe. Czy ta maślanka mocno konieczna?
Kasiu, ta maślanka jednak takiej wilgotności i puszystości dodaje... Ja bym płynu trochę dodała, ale ponieważ nie znam mleka ryżowego - to nie umiem odpowiedzieć ile i jaki będzie efekt finalny... Nie umiem pomóc. :(
OdpowiedzUsuńTo powinno być zabronione, pęknę, bo takie one dobre. Melduję, że wyszło na mleku ryżowym, są pyszne, lekko wilgotne, coś pomiędzy piernikiem a ciastem marchewkowym.
OdpowiedzUsuńHa! No to super! :) Kasiu, mam nadzieję, że jednak nie pękłaś. :D
OdpowiedzUsuńDonoszę, że nie pękłam, ktoś musi przez zimę mięty dopilnować :). Ale one są tak boskie, że jutro przerobię je na ciasto urodzinowe dla moich dzieci. Żeby było dużo, a i ogłaszam od rana strajk głodowy do momentu podania słodkości.
OdpowiedzUsuńMałgosiu
OdpowiedzUsuńA czy zamykane w słoiczkach puree podlewałaś trochę wodą, czy takie "suchsze" udało ci się zawekować? Trochę się boję, ze niejaka pleśń się nim zimą zainteresuje. No dobra, a teraz Kasia marsz do pracy, siedzę nad Kantem, którego nie da się ani okantować, ani puścić kantem. Zamiast literówek widzę muffinki :)Niedobrze
Kasiu, nie podlewałam wodą. Ale też muszę Ci uczciwie przyznać, że w zeszłym roku kilka słoiczków puree mi co prawda nie spleśniało, a skwaśniało. Ale podejrzewam, że stało się tak dlatego, że poszłam na łatwiznę niestety i nie zapasteryzowałam ich, a jedynie nałożyłam gorące puree do czystych słoików i przewróciłam do góry dnem. Tak więc pasteryzacja obowiązkowa.
OdpowiedzUsuń