Tratatatata! Uwaga! Będę się chwalić! W końcu GO mam! Mam ZAKWAS!!! :-) I mam w końcu pierwszy (ale tak naprawdę to wcale nie pierwszy) własny wypiek zakwasowy! :) Chaotycznie będę gadać, bo wiecie jak to jest, gdy w człowieku radość rozpiera we wszystkich kierunkach. ;-)
Zacznę może od tego, o czym niewiele z Was wie, że swego czasu (a było to przed przyjściem Mai na świat) – miałam całkiem (jak na mnie) długą przygodę wypieku domowego chleba. Zaczynałam od ciasta drożdżowego, a potem i zakwasowce wkradły się niepostrzeżenia. Zbiegi różnych okoliczności spowodowały, że domową piekarnię zamknęłam na cztery spusty. Na długo, bo od ostatniego bochenka wyjętego z własnego piekarnika – dobre 3 lata minęły. Oczywiście, kto raz poczuł zapach gorącego chleba i trzymał w dłoni własny wypiek (prawie jak własne dziecko ;-)), temu sentyment na dnie serducha na zawsze pozostanie. Zatem nie dziwi fakt, że kuło trochę, gdy oglądałam te wszystkie cudowne wypieki prezentowane w ramach Weekendowej Piekarni. ;-)
Dwukrotnie podczas ostatnich miesięcy próbowałam wyhodować zakwas. Z marnym skutkiem niestety. W obu przypadkach zakwas umierał zapleśniały, zanim na dobre zdążył 'ożyć'. No, nie były to budujące zjawiska i raczej zniechęcały mnie do całego przedsięwzięcia...
I tutaj podziękowania ogromne! przeogromne! należą się Beatce z Mojej kuchni, bo dzięki Niej mogę pochwalić się swoim pięknym, żywym zakwasem!
I to jakim zakwasem! Międzynarodowym! :-) A tak tak, międzynarodowym, bo zakwas dotarł do mnie w formie ususzonej z samej Szwajcarii, a do Beaty trafił z jeszcze dalszego zakątka. :) Tak więc mój zakwas żyje dzięki bakteriom o bardzo rozbudowanym rodowodzie. ;-))
Na zdjęciu obok, możecie zobaczyć mój dwudniowy zakwas. Baaardzo wyrywny! Mikstura notorycznie wychodzi na spacery. Widoczna kopułka pod lnianą serwetką – to oczywiście próba (jak najbardziej udana) ucieczki. :-) Taki z niego niepoprawny uciekinier. :)
Teraz zakwas siedzi już zamknięty w lodówce, więc przynajmniej na razie został nieco utemperowany. Jednak, nawet tam, pomimo niskiej temperatury – cudnie sobie bąbluje. Ma z milion małych pęcherzyków powietrza i tylko czeka kiedy znów będzie mógł porządnie napsocić. ;-)
A teraz o wypieku. :) Na swój powtórny pierwszy raz wybrałam wypiek, który zupełnie niedawno gościł na łamach Weekendowej Piekarni (#29). Chodzi o bagietki na zakwasie, z makiem i skórką pomarańczową. Dlaczego akurat ten? Ano po pierwsze: bo koniecznie przepis musiał zawierać zakwas żytni, żebym mogła zaprząc do pracy swojego uciekiniera. :) Po drugie: bo przez te ostatnie lata wyszłam z wprawy i obawiałam się, czy chleb zakwasowy nie będzie zbyt dużym wyzwaniem jak na ten nowy pierwszy raz. Po trzecie: bo piekarnik mi zaszwankował (padła mi jedna grzałka) i bałam się, że termoobieg może nie da rady z poważnym chlebem. A po czwarte: bo bardzo lubimy bagietki i zazdrościłam ich jak diabli, gdy cała blogowa sfera prezentowała właśnie te na swoich blogach. ;-)
Więc dzisiaj ja! ja się dzisiaj chwalę! I nie potrafię powiedzieć jak bardzo jestem dumna ze swojego wypieku! :-)
Okazało się, że bagietki zrobiły się niemal same. :) Robot wyrobił ciasto (na ręczne wyrabianie jeszcze chyba długo się nie zdecyduję ;-)). Ciasto samo sobie pięknie rosło, a potem samo się upiekło. ;-) Mój udział ograniczył się w zasadzie do konsumpcji. ;-)
Podsumowując: bagietki na zakwasie w smaku przepyszne! zest z pomarańczy nadaje lekki cytrusowy aromat; skórka mocno chrupiąca, a miąższ miękki, sprężysty i równomiernie dziurkowany. :) I tylko jedna rzecz zaskoczyła i mnie, i małżonka mojego: nie wiedzieć czemu oboje wyczuwaliśmy na języku dodatkowy smak – smak kminku... Tym bardziej to dziwne, bo w cieście ani jednego ziarnka tegoż nie było... Ot, zagadka...
Mam nadzieję, że wybaczycie mi dzisiejszy przydługi nieco wpis, ale w radości ogromnej zwykle potok słów wylewam, a żeby to skrócić chyba język musiałabym na supeł zawiązać. ;-) Dzisiaj niewykonalne. :)
Beatko, dziękuję Ci kochana! I za zakwas, i za porady. :)
I na koniec jeszcze, chętnych zapraszam na moment na mój blog fotograficzny. Wstawiłam tam jeszcze jedno zdjęcie – zdjęcie, którego nie zdecydowałam się pokazać tutaj. ;-) Oniemiałam, gdy przeglądając wykonane bagietkom fotki – zobaczyłam to... Eeee, to nie było w żaden sposób aranżowane... Po prostu wyszło. ;-)
Bagietki na zakwasie z makiem i skórką pomarańczową
wg przepisu z bloga Confiture Maison, a wyszperanego przez Alicję
400 g białej mąki pszennej
250 g mąki razowej pszennej
1 łyżka soli morskiej
1 łyżka brązowego cukru trzcinowego
350 g wody
350 g zakwasu- ( wieczorem można wziąć ok. 50 g zakwasu –czy to pszennego czy żytniego i 150g maki pszennej białej i 150 g wody, wymieszać, nakryć i zostawić na noc w cieple )
-------------------
3 łyżki ziaren maku
otarta skórka z 1 pomarańczy
Wyrobić ciasto ręcznie (ok. 15-20 min), przed końcem wyrabiania dodać mak i otartą skórkę;
uformować kulę, przykryć i zostawić do wyrośnięcia na ok. 3 godz. (w temp. 23-25°). ( Ja polecam 1-2 razy złożyć ciasto w trakcie rośnięcia )Następnie ciasto odgazować, lekko wyrobić (ok. 1 min.), podzielić na 3 części i z każdej uformować bagietkę. Bagietki mogą wyrastać między ściereczkami lub na specjalnej foremce do bagietek. Zostawić do ponownego wyrośnięcia na ok. 2 godziny.(czasami pieczywo na samym zakwasie potrzebuje więcej czasu i myślę ,że 3 godziny nie zaszkodzą )
Piec w temp. 230° (nie zapomnieć o spryskaniu wodą) ok. 25 min. (po 20 min. można przykryć folią aluminiową jeśli pieczywo zbyt szybko brązowieje).
BRAWO!!! Ja cały czas okropnie sie go boję ;)
OdpowiedzUsuńMalgos! Po pierwsze gratuluje nowego Dziecka :) Lekko nadpobudliwego, ale pieknie babelkujacego :)
OdpowiedzUsuńPo drugie gratuluje pieknych i smacznych bagietek – u mnie pozostalo po nich tylko wspomnienie...
Po trzecie jak zawsze wzdycham nad Twomi zdjeciami :) Sa piekne, dopracowane, cieple i domowe.
A po czwarte to mam pytanie, ale wolalabym do Ciebie @ napisac :)
Casiu, rozumiem. Ja może nie tyle się go bałam, co irytowało mnie, że mi nie szło, tym bardziej, że dawniej był, żył i świetnie się spisywał w kuchni ;-)
OdpowiedzUsuńPoleczko, jak zawsze masz dla mnie tyle ciepłych słów. :) Ach, jak dziękować, jak...?
Co do maila, Poleczko, spójrz na głównej stronie na pasek boczny, pod profilem. :)
Hihi juz znalazlam :D Poszla@!
OdpowiedzUsuńMałgos - gratuluję cudnego zakwasu! I pięknych, pachnących bagietek!:) Są piękne, obłędnie sliczne! Oj, to już wiem jaki zapach unosił się po naszym miescie !;)
OdpowiedzUsuńA co do zdjęcia na LUSTRZE - świetne! :)
Gartuluje :D
OdpowiedzUsuńPrzy okazji sie dowiedzialam, ze zakwas w formie suszonej wystepuje :D
Moze i kiedys ja sie zdecyduje ale poki co pozostaje w ciemnosciach w tej kwestii.
Ja też przyłączam się do gratulacji, bo zakwas z temperamentem iście staropolskim, a bagietki...r e w e l a c j a...piękne !!!
OdpowiedzUsuńO, lidzie najukochańsi ,co ja tu widzę :DDDDDDD
OdpowiedzUsuńToć Małgosia czaruje nas pięknymi bagietkami i to na zakwasie :)
Małgosiu gratulacje dla Ciebie i dla zakwasu o międzynarodowym rodowodzie( widać ,że światowiec:D)
i pozwól ,że jeszcze odtańczę dziki taniec radości:D
Małgosia mam zakwas ,Małgosia piecze na zakwasie ,Małgosia upiekła bagietki ,hura ,hura
p.s 1 mogę dopisać do podsumowania co?Mogę ,mogę ?
p.s2 widać ,że te bagietki piekła doświadczona z zakwasem osóbka :) Przerwa chwilowa nic ,a nic nie wybiła Ciebie Małgosiu z wprawy:)
Po pierwsze, przepiekne bagietki Malgosiu! I przecudne, klimatyczne zdjecia :)
OdpowiedzUsuńPo drugie, widze ze zakwas u Ciebie jest o wiele bardziej zywotny niz u mnie! Ciesze sie, ze sie tak dobrze sprawuje :)
I po trzecie, cala przyjemnosc po mojej stronie ;) Milo mi, ze moglam sie przydac ;)
Pozdrawiam!
Majanko, czy po mieście się roznosił, to nie wiem, ale w moich czterech kątach...mmmm... boski zapach!
OdpowiedzUsuńEwo, ten zakwas - to nic innego, jak po prostu zasuszony zakwas, który tak jak mój ze zdjęcia- wcześniej sobie bąblował. :)
Kass, a dziękuję, dziękuję! Gratulacje z przyjemnością przyjęte. :)
Margot, no ten dziki taniec to i ja wczoraj odtańczyła, gdy wyjęłam z pieca bagietki, a jeszcze wcześniej, gdy zakwas (początkowo niemrawy) znienacka wybuchł jak dynamit. :)
Alu, jeśli uważasz, że z takim poślizgiem czasowym nadaję się jeszcze na listę Piekarenki - to oczywiście, wpisz. :) Będę zaszczycona. :)
Bea, ach co Ty mówisz?! Przecież Twój zakwas tez miał zapędy chuligańskie? ;-)
Dziękuję! dziękuję dziękuję! :)
Fakt, mial, ale nie az takie! ;)
OdpowiedzUsuńChoc pewnie dlatego, ze mu na to nie pozwalalam ;)
Bagietki przeapetyczne. Ja też upiekłam, ale moje nie nadają się na pokaz, nie wyszły zbyt urodziwie ;/
OdpowiedzUsuńDobrze, że tylko zakwas wystrzeliwuje, a nie bagietka z lustra :D
Gosia, gratuluję bagietek. Liska już tyle razy pisała, że zrobienie zakwasu nie jest takie trudne. Dla mnie to ciągle jeż z nastroszonymi kolcami.
OdpowiedzUsuńMasz się czym chwalić :). Gdyby mi wyszły bagietki na zakwasie rozpisałabym się pewnie jeszcze dłużej :). Ale w każdym razie wyglądają cudownie :).
OdpowiedzUsuńA ta fotka na Lustrze, to ekhem... no ale w sumie nic, co ludzkie nie jest mi obce :).
bagietki są powalające- wyglądają na gotowe do schrupania nawet bez masła :) Zakwas ja również darzę wielką miłością, jest nowym członkiem naszej rodziny :) Mąż się już przyzwyczaił i nawet go lubi (choć czasem jest trochę zazdrosny :)), bo uwielbia domowe pieczywo :) Gratuluję pasji! Oby trwała jak najdłużej :)
OdpowiedzUsuńAgatko, eeee, nie... bagietka niegroźna. ;-)
OdpowiedzUsuńAnno, z tym zakwasem to loteria jakaś. W każdym razie w moim wypadku. Bo gdy tych kilka lat temu nastawiłam zakwas, to bez problemu udało mi się go wyhodować 'od zera'. Tym razem porażki mnie spotykały.
Anno, nic straconego, jeśli tylko mój zakwas będzie chciał żyć i dalej tak ochoczo bąblować - to chętnie Cię nim obdaruję. :)
Olalala, ekhem... dobre słowo: ludzkie. :)
Glimmer, czyli i Ty i ja - młode matki? z nowym dzieckiem w słoiku? :)
zdaje się, że tak :) Ja mam nawet jeszcze młodsze dziecko- zakwas pszenny :) Czyli drugi słoik, który mieszka na dolnej półce w lodówce. Lodówkę mam małą przez te wszystkie dobra....
OdpowiedzUsuńZazdroszczę, Małgosiu. Ja się tego boję i nieprędko zabiorę się za własne chleby. Może wtedy, gdy będę w ciąży ;)))
OdpowiedzUsuńUroczo wyglada ten zakwas w słoiku :)
Tymczasem chylę czoła, zdjęcia boskie.
Boskie!
Hyhy, ludzkie w cudzysłowu oczywiście :). Bo niby ludzkie, ale na bagietce takich rzeczy nie powinno być, o nie :)!
OdpowiedzUsuńNo to witamy w klubie zakwasowców! I od razu jaki piękny zakwas i jakie bagietki!
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, ciekawe, Małgosiu, dlaczego nie udawał Ci się zakwas, to jakaś zagadka...
Małgosiu z wielką radością dopisałam do podsumowania te twoje cudne bagietki
OdpowiedzUsuńMałgosiu gratuluję zakwasu i pierwszego wypieku zakwasowego! :) I jaki on fajny, międzynarodowy :D Ja też już jestem bardzo bardzo blisko zmierzenia się z zakwasem. A bagietki jak marzenie (trudno oglądać je w czasie pracy, bo od razu chce się biec do najbliższej piekarni ;)))
OdpowiedzUsuńHa! Gratuluję! Zakwas śliczny, a bagietki jeszcze śliczniejsze :)
OdpowiedzUsuńA przede mną kolejna hodowla zakwasu, bo mój spleśniała, w lodówce ;-/
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMalgosiu, moje gratulacje!!:)
OdpowiedzUsuńpamietam jak kiedys pisalas, ze z tym zakwasem to jestes na bakier, i ze ostatnio rzadko pieczesz w domu chlebki. Teraz wiem, ze to sie zmieni:)
zakwas wyglada baaardzo imponujaco, szczegolnie na uciekinierska kopułka, dowód zbrodni:-)
Co do samych bagietek, to nie mam slow, sa wspaniale! moge sie poczestowac?
pozdrawiam serdecznie!
Tak smakowicie chwalisz tą bagietkę i ten zakwas, że może i ja się na nią skuszę. Zakwasu jeszcze nigdy nie robiłam!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Małgoś gratuluję!! Zakwas wygląda cudownie, no a bagietki ... mistrzostwo!
OdpowiedzUsuńpiękne zbereźne bagietki :>
OdpowiedzUsuńZa taką świeżutką bagietkę to dałabym się pokroić :))) i ta chrupiąca skórka....
OdpowiedzUsuńMAŁGOSIU, SERDECZNIE GRATULUJĘ ARTYKUŁU W TWOIM STYLU!!!
OdpowiedzUsuńMałgosiu, bardzo miło poznać! :D Gratuluję! ;)
OdpowiedzUsuńBeato, Komarko, ogromnie dziękuję! :)
OdpowiedzUsuńBagietki wygladaja super!
OdpowiedzUsuńczy ktos by mi mogl doradzic gdzie ja taki suszony zakwas moge dostac? bo sama juz od jakiegos czasu staram sie wyhodowac ale nic a nic mi nie wychodzi.Bardzo prosze o pomoc:)
Z tym zakwasem to taka sprawa, że jeśli własnoręczne hodowanie się nie udaje - to najlepiej dostać od jakiejś życzliwej duszy (tak jak ja dostałam :)).
OdpowiedzUsuńBiję pokłony....podziwiam, bo sama tak nie potrafię. Jesteś moim guru :)
OdpowiedzUsuńOn wędruje, bo międzynarosowy. Wszystko przez to - wojaży mu się dalszych zachciewa. Tamta bagietka mnie rozbroiła! ;)
OdpowiedzUsuń