Wróciłam. Wróciłam z krótkiego wyjazdu. :) Już rozpakowana, „wyprana” i nawet bułki upieczone. :) Ale by na dobre rozkręcić się w swojej kuchni – potrzebuję jeszcze małej chwilki. Choć urlopowy odpoczynek od własnej kuchni i garnków jest ze wszech miar przyjemny, jednak ponowny powrót do niej chyba jeszcze fajniejszy. :D Mam tak zawsze... cieszę się gdy wyjeżdżam, a szczęśliwa i stęskniona wracam do domu.
Gdzie byłam? Co robiłam? Napiszę krótko: piękne, polskie Mazury i fotograficzne plenery z pewnym fotografem... :) Gdyby tylko pogoda zechciała być bardziej sprzyjająca, a własne dzieci mniej awanturujące... ;-D I gdyby czas mógł biec wolniej...
Tymczasem wracam do swojej codziennej rzeczywistości (którą notabene całkiem lubię :)) i dzisiaj polecę Wam deser, który robiłam jeszcze przed wyjazdem, ale z braku czasu nie udało mi się go wcześniej opublikować.
Wczoraj zaszłam na targ i widziałam, że morele wciąż jeszcze wdzięczą się na straganach, więc morelowe wypieki i desery nadal jeszcze są na czasie.
A mowa jest o crumble morelowo – lawendowym z ciągle jeszcze świeżego przepisu Beatki z bloga Bea w Kuchni. :) Jeśli lubicie smak i zapach lawendy – to zachęcam do wypróbowania. Crumble jest naprawdę pyszne i aromatyczne. :) Ja nie wahałam się ani chwili, ale przyznaję, że po prostu uwielbiam lawendę. Za oknem mam kilka krzaczków świeżej lawendy, w szafie lniany woreczek z lawendowym suszem, w wazonie lawendowe gałązki, na półce z przyprawami – jadalne, suszone kwiaty i lawendowy cukier (produkcji własnej), a w łazience – lawendowe kosmetyki. :) Ach! I jeszcze całkiem nowy nabytek, pamiątka z tegorocznego Jarmarku Dominikańskiego – serweta, którą widać na załączonych zdjęciach – oczywiście z haftowanym motywem lawendowym. :D Przyznacie, że niemało tego lawendowego szaleństwa. :)
Ps. Obiecuję, że postaram się w miarę możliwości czasowych nadrobić wszystkie powstałe przez urlop blogowe zaległości. Bardzo jestem ciekawa co też pysznego powstało w Waszych kuchniach? :)
Morelowo – lawendowe crumble
(z kruszonką mistrza Hermé)
cytuję za Beą:
na ok. kilogram moreli :
ok. 40 g masła
ok. 40 g miodu lawendowego (użyłam akacjowego)
2-3 krople olejku lawendowego *
migdałowa kruszonka :
60 g zimnego masła
60 g mąki
60 g cukru
60 g bardzo drobno zmielonych migdałów
szczypta soli
+ masło do wysmarowania formy
Nagrzać piekarnik do 180ºC.
Formę do zapiekania wysmarować masłem.
Składniki kruszonki w miarę szybko dobrze razem wymieszać i pokruszyć (lub posiekać).
Morele umyć, osuszyć, przepołowić i wypestkować, pokroić w ćwiartki.
Masło i miód roztopić, nastęśnie dodać morele i podgotować je kilka minut. Zdjąć garnek z ognia, przełożyć owoce do foremki a do maślano-miodowego sosu dodać olejek lawendowy. * Wymieszać i polać nim owoce. Następnie posypać kruszonką i piec ok. 25 minut.
Crumble świetnie smakuje sam, lub w towarzystwie kulki waniliowych lodów. Z lawendowymi również świetnie by się komponował ;)
Smacznego!
* z braku olejku lawendowego – użyłam ok. 1/2 łyżeczki suszonych, jadalnych kwiatów lawendy, które zagotowałam wraz z miodem i masłem.
jestes! bardzo się cieszę:))
OdpowiedzUsuńja tez mam suszone kwiaty lawendy i krzaczek lawendowy... kosmetkow tez kilka znajde, ale takiej serwety nie mam... a jest przesliczna!
pamietam to crumble Bei, moze tez sie skusze bo juz wtedy mialam ochote a skoro jeszcze Ty zachwalasz... ;)
przede wszystkim piękne zdjęcie moreli i wypieku, serweta wzbudza uczucie zazdrości a przepis ochotę na przyjemność łasuchowania tych słodkości! miłego dnia!
OdpowiedzUsuńE.
Mmmm, Malgosiu, rozplynelam sie. Crumble wyglada wspaniale!!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i witam w domu:)
Pieknie i fioletowo :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, ze urlop choc krotki, pozwolil Ci naladowac akumulatory :D
Małgosiu, zrobiłaś prawdziwe wejście smoka :)
OdpowiedzUsuńWitaj!
Idę oglądać zdjęcia!
witaj pourlopowo Malgosiu,mam nadzieje,ze dostatecznie wypoczelas :)
OdpowiedzUsuńCrumble oblednie brzmi ,bardzo kuszaco i apetycznie wyglada :)
Ja tez ide ogladac zdjecia! :)) Na pewno cudne som!
OdpowiedzUsuńA Ty sie Kochana naszymi blogami nie przejmuj tylko sobie powoli wracaj do rzeczywistosci ;)
I prosze mnie kkiedys tez na taka wycieczke zabrac o!
Poleczka :*
Jesteś! :)))
OdpowiedzUsuńMałgoś, jak się cieszę,ze jesteś!:)))
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia, a crumble musi być pyszne i pięknie pachnieć:) Mmmm...
sciskam serdecznie :***
Małgosiu, to jeszcze raz ja ;) Serwetka jest śliczna :)
OdpowiedzUsuńo matko ,tzn o Małgosia ,,moje " ukochane crumble masz
OdpowiedzUsuńViridianko, jeśli jesteś miłośniczką lawendy - to pewnie i Tobie posmakuje taki aromatyczny deser. :)
OdpowiedzUsuńEchocolatte, jak miło mi Cię tutaj ponownie gościć. :)
Olu, a dziękuję, dziękuję... :)
Ewo, z tymi akumulatorami to nieco gorzej. ;D Dzieci dały się we znaki, każde miało swoją własną koncepcję na to, by rodzice jak najmniej odpoczęli. :D
Anoushko, hahaha, nie wiem o czym mówisz... :D Żadnego smoka nie widzę. :D A ja jak zwykle jestem grzeczna i cichutka. :D
A zdjęć jeszcze nie ma. Nie wiem kiedy się zbiorę, by przejrzeć fotograficzne zasoby...
Gosiu, wypocznę raczej w domu. :) Za pochwały dziękuję. :)
Poleczko, nie "som cudne", bo pogoda była byle jaka. :(Mam nadzieję jednak, że co nieco się nada do publikacji.
A zabrać, to i owszem, mogę - pamiętasz, że łóżeczko już gotowe? :D
Aniu, jestem. :D
Majanko, dziękuję i ściskam wirtualnie. :**
Alu, miałam! Teraz tak samo jak i Ty tylko spoglądam na zdjęcia. :D
Cieszę się, że już jesteś Małgosiu :-)))
OdpowiedzUsuńCzy już Ci pisałam, że uwielbiam kolory na Twoich zdjęciach? Są cudne!!! Ten fiolet w połaczeniu z pomarańczowym kolorem moreli wręcz obłedny ;-) Ściskam mocno :-*
Pusto tu było. A pochwalisz się tymi zdjęciami? Bo pewnie cudowne. A crumble jak zwykle u Ciebie zachwycjące
OdpowiedzUsuńKarolciu, i kto to mówi?! Królowa tysiąca odcieni i wzorów... :) Niemniej dziękuję, bardzo mi miło.:)
OdpowiedzUsuńKabamaiga, pochwalę (pewnie na Lustrze), ale muszę znaleźć trochę czasu na ich selekcję i wywołanie z RAW-ów. :)
Małgosiu cudownie że już jesteś :)
OdpowiedzUsuńCzuję, że i na mnie przyjdzie pora, bo crumble juz od dawna za mną chodzi :)) Twoje crumble Małgosiu wygląda pyszniaście, i ta kruszonka z migdałami, mniam :)
OdpowiedzUsuńPiekne zdjecia. I serweta. I crumble. I piekny powrot :))
OdpowiedzUsuńTo crumble musi bajecznie smakowac!
Małgosiu, nie wiem jak smakuje to crumble, ale zdjęcia są cudne, w ulubionym kolorze mojego dzieciństwa, czyli wszystko musiało być na fioletowo;))
OdpowiedzUsuńTobie to dobrze, wakacjujesz i jeszcze cieszysz się z powrotu ;)
OdpowiedzUsuńja za lawendą mnie przepadam, choć przyznam, ze nigdy jej nie jadłam ;)
Malgosiu, dobrze ze wrocilas i to z jakim ciastem i do tego lody - WOW!
OdpowiedzUsuńPiekny milas urlop, plener na Mazurach to musi byc cos wspanialego, fajnie mailas, beda zdjecia? :-)
Pozdarwiam serdecznie!
Mazury...brzydko zazdroszczę, nie byłam tam strasznie dawno.
OdpowiedzUsuńA crumble też mnie kusi i kusi....to zestawienie smaków, ta kruszonka, wszystko razem - zestaw doskonały!
Bułki powidasz już masz upieczone?
OdpowiedzUsuńdobra jesteś:)
Ps: A crumble mniam!
jak najbardziej jestem za i baa..nawet sopie przepis druknę:)
Pozdrówka.
No peosze prosze... A ja tu dopiero dzis trafilam ;)
OdpowiedzUsuńFaktycznie prawdziwe lawendowe szalenstwo Malgosiu!I serwetka przesliczna :)
Ciesze sie, ze smakowalo!
Dziękuję Kasiu, ja tez się cieszę. :)
OdpowiedzUsuńAddo, jeśli chodzi - to nie ma co walczyć. :)
Majko, hihi, powrót jak powrót... chyba całkiem normalny. :D Ale fajnie jest tak powracać nawet gdy przerwa była krótka. :)
Eweno, a muszę Ci się przyznać, że ja fiolety doceniłam stosunkowo niedawno. I wcale nie dlatego, że w modzie taki filetowy bum był... U mnie to było właśnie lawendowe odkrycie i poszłoooo... :)
Aga, jakie tam dobrze... Krótki ten urlop... Co do lawendy, mam wrażenie, że nie ma półśrodków...a albo się ją pokocha, albo znienawidzi...
Basiu, jak się zbiorę - to będą. Na razie lenia mam. :D
Kass, a to też była moja pierwsza wizyta na Mazurach od baaardzo dawna. W każdym razie taka stacjonarna, bo przejazdem jestem częściej. :)
Olciaky, jeśli nie skończy się na druknięciu, to pochwal się jak wyszło i czy Tobie takie zestawienie smakowe również smakuje. :)
No proszę proszę Bea, ja tutaj zachwalam takie dobroci, a Ty się ukrywasz... :D Crumble było pycha, a identyczna serwetka czeka na wysyłkę. :)
Ileż razy ja się zabierałam za Crumble.... I w końcu zawsze decydowałam się na coś innego, sama nie wiem dlaczego. Już czuję jak Twoje crumble pachnie lawendą...
OdpowiedzUsuńBardzo kuszący deser !
OdpowiedzUsuńI zdjęcia piękne - jak zawsze :)
Cezoniu, wypróbuj kiedyś. Niekoniecznie to. Jeśli lubisz owoce na ciepło - to pewnie i crumble polubisz. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Abbro. :)
no ja niestety nie jestem az taka milosniczka lawendy, ale crumble wyglada bosssssko! piekne foty jak zawsze :-)))
OdpowiedzUsuńMalgosiu widze, ze u mnie na dzien dobry po wakacjach tak jak u Ciebie przedwakacyjne danie.
OdpowiedzUsuńJestem pod wielkim wrazeniem Twoich zdjec, za kazdym razem sie nimi zachwycam. Wszystko sie tak pieknie prezentuje na nich.
A do milosnikow lawendy to i ja sie zaliczam, ale przyznam, ze jeszcze nigdy jej nie jadlam. Czas chyba to zmienic.
Pozdrawiam
Cudawianki, dziękuję, bardzo mi miło. :) Co do lawendy, no cóż, trzeba przyznać, że ma dość intensywny aromat. Wiem, że nie każdego porywa...
OdpowiedzUsuńKarolko, aj, wielkie dzięki za tak miły komentarz. :)
Jeśli kiedyś postanowisz wypróbować lawendę kulinarnie - pamiętaj by nie przesadzić w jej ilości, bo wtedy miłość może przerodzić się w nienawiść... ;-)