W lesie pojawiam się nieczęsto. Do lasu jeżdżę po komarze bąble. Po wdech rześkiego powietrza. Po aromat sosen, świerków, traw... By miękko stąpać po dywanie z mchu. I po to by oglądać pająki (koniecznie na pajęczynach), których na co dzień tak bardzo nie lubię. By pochylać się nad listkiem, kwiatkiem, jagodą i jeżyną. Nie zbieram owoców lasu do koszyka czy garnuszka. Co znajdę to do buzi od razu. :) A jeszcze częściej zostawiam nie tknięte. Do lasu zaglądam ubrana po uszy (boję się wszelkiego żyjącego stworzenia :D małe to to, ale jawi mi się potwornie) i uzbrojona w... aparat... :) Grzyby? Nie, nie, dziękuję... :) Wolę wąchać, wypatrywać, oglądać i uwieczniać... :) To jest moje grzybo... lasobranie... :)
A żeby kulinarnie pozostać w temacie leśnym, to dzisiaj będzie przepis na wykorzystanie kurek. U mnie kupionych na targu, bo w lesie to ja przecież innymi sprawami zajęta byłam. :D
Zapraszam na pyszny makaron z kurkami duszonymi w białym winie. :)
Pappardelle z kurkami i koperkiem
na 2 porcje (ewentualnie 3 mniejsze)
2 porcje makaronu pappardelle (przygotowuję z 2 jaj + ok. 230g semoliny)
ok. 150 g świeżych kurek
1 mała cebula
1 łyżka oliwy + 1 łyżka masła
½ szkl. białego wina
sól, pieprz do smaku
2 łyżki kwaśnej śmietany 18%
1 – 2 łyżki świeżego, posiekanego koperku
Kurki umyć pod bieżącą wodą (robić to w miarę szybko, by nie zdążyły wchłonąć wody) i osuszyć papierowym ręcznikiem. Większe sztuki pokroić na kawałki, mniejsze pozostawić w całości.
W międzyczasie nastawić wodę na makaron, który będzie gotowany al dente.
Cebulę drobno pokroić. Na patelni rozgrzać oliwę z masłem. Wrzucić cebulę i smażyć kilka minut, mieszając, aż cebula się zeszkli. Dodać kurki, smażyć ok. 4-5 min. Podlać winem. Dusić, aż sos się zredukuje, a kurki zmiękną. W trakcie dodać świeży koperek i doprawić do smaku solą.
Na minutę przed zdjęciem z ognia dodać śmietanę i doprawić do smaku pieprzem. Zagotować. Zdjąć z ognia, wrzucić do sosu gorący makaron. Wymieszać.
Smacznego!
ach,Malgosiu,jak zwykle interesujaco i smacznie u Ciebie :))
OdpowiedzUsuńJa jestem znowu zbieraczka i fotografka w lesie :)
Pozdrawiam :)
Kocham las i spacery w nim!
OdpowiedzUsuńOczywiście najbardziej kocham las nadmorski, w którym pachnie jak w żadnym innym!
Uwierzysz jak Ci napisze, ze to samo jedliśmy wczoraj na kolacje?
:)
Miłego WE
Malgosiu, po pierwsze podziwiam, ze sama zrobilas taki cudny makaron, wyglada genialnie, lepiej niz kupiony!
OdpowiedzUsuńpo drugie, samo danie tak mnie kusi, ze chyba jutro kupie grzyby i tez je zrobie, na lesna wyprawe niestety nie dam rady sie wybrac:(
pozdrawiam:*
Małgoś i naprawdę nie przyniosłaś ani jednego grzyba?? Ani małej kurki?? :)))) Ale wiesz, ja to Cię rozumiem bo kiedy cała moja rodzina pochylała głowy nad ziemią w poszukiwaniu grzybów/jagód/borówek ja pochylałam głowę i patrzyłam gdzie mogę postawić stopy - oczywiście tam gdzie nie było mrówek! A były wszędzie :( Jak to w lesie :) Zamiast zbierać dary lasu cał czas byłam w ruchu żeby żadna mrówka mi nie wlazła na buta :))))))))
OdpowiedzUsuńI właśnie taki sos do makaronu (jeśli już go jem) lubię najbardziej! :))))
Buziaki wieeeelkie :*
PS
Dostałaś moją @?
Jak zwykle przepiękne zdjęcia:)
OdpowiedzUsuńTak podany makaron , każdy niejadek by polubił :)
Uwielbiam grzyby! I jeść i zbierać. Twoje pappardelle wyglada cudnie A suszący się makaron rewelacja!
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia. Szczególnie te z wiszącym makaronem ;) Są takie bajkowe.
OdpowiedzUsuńUwielbiam grzyby, smakują mi jak nic innego. Ale moja mama jakoś nie ufa wszelakim sprzedawcom grzybów, a sama zbierać nie potrafi, więc jem je dosyć rzadko. No ale jak już jest sezon to zawsze się coś trafi :)
Oj marza mi sie kurki. Marza mi sie swieze grzyby lesne. Tato podsyla suszone grzyby czasem :) wiec sie nimi racze. W Irlandii niestety procz pieczarek i wszelkich suszonych grzybow, swiezych nie widzialam.
OdpowiedzUsuńI makaron taki bym zjadla...
przygarnij mnie :)
ja to grzybow nie lubię, ale taki domowy makaron to jak najbardziej:D
OdpowiedzUsuńA ja lubie jezdzic do lasu i zbierac grzyby :) Niekoniecznie lubie pajaki ale juz takie sa uroki lasu :)
OdpowiedzUsuńMakaron wyglada pysznie. Robilam taki makaron z kurkami jakis tydzien temu :))
A ja grzybow nie lubie, nie lubie ich jesc. Za to gdy mieszkalam w Polsce to chetnie je zbieralam. Choc w trakcie mojej ostatniej wyprawy po grzyby wiecej patrzylam w gore niz w dol. Na drzewach wisialy te wielkie pajaki na swych pajeczynach, a ja panicznie sie ich boje, wiec zamiast zbierac grzyby pilnowalam by nie wejsc w pajecza siec.
OdpowiedzUsuńTwoj makaron jest imponujacy :)
milego weekendu
już lecę sesese, dużo Ci jeszcze go zostało? bo ja poprosze podwójną porcję :)
OdpowiedzUsuńMałgosiu pięknie napisane :) Pamiętam jak dawno temu jadałam makaron własnoręcznie robiony przez moją babcię, na dodatek robiony z jajek od szczęśliwych kur. Do dzisiaj nie jadłam lepszego makaronu.
OdpowiedzUsuńPatrząc na Twoje smakowite danie, obudziły się we mnie miłe wspomnienia z dzieciństwa :)
Uwielbiam spacery po lesie i tez bardziej w celach 'rekreacyjnych' niz zbieraczych wlasnie ;) Lubie zapach lasu, igliwia, szczegolnie w lekko wilgotny dzien, gdy ziemia paruje a delikatne promienie slonca przedzeraja sie przez korony drzew. I wspaniala, kojaca cisza, zmącona tylko spiewem ptakow. To prawie jak podroz do innej krainy, prawda?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Moje ulubione danie ze świeżych grzybów. Niestety ja ostatnio wróciłam z pustym koszykiem... Ogromnie zazdroszczę Małgosiu :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam las!Ten zapach, jaki od razu czuję gdy do niego wchodzę. Miękkość mchu i trzaskające gałązki pod stopami. Szum drzew. Śpiew ptaków.
OdpowiedzUsuńJagody,borówki, grzyby...
Uwielbiam :)
Pająków też sie boję i wolę oglądać je na pajęczynie, przerażają mnie te stwory;)
Twój makaronik podoba mi się niezmiernie! Została porcyjka?
Pozdrawiam Małgosiu zycząc miłego weekendu :)
O kurka! :) jak pięknie wygląda ten suszący się makaron! Mam pytanie, czy wałkuje go Pani ręcznie czy ma Pani specjalną maszynkę do makaronu?
OdpowiedzUsuńGosiu, zatem za zbieractwo punkt dla Ciebie. :)
OdpowiedzUsuńAnoushko, uwierzę! Wszak mamy bardzo podobne kulinarne smaki. :)
Olu, hihi, no jeśli chodzi o wygląd - to nie przesadzajmy. :D Kupny jest równiejszy. :) Co prawda wałkowałam maszyną, ale wycinałam już ręcznie. :)
Skuś się Olu, skuś. Jak nie na takie danie, to inne z leśnymi grzybami. Sam zapach już człowieka rozaniela... :)
Polko, no jak nie przyniosłam? :D Do cyfrowej karty kilka sztuk się przykleiło... :D A do koszyczka...? Nie, żadnego. A tak serio, to grzybów teraz w lesie u nas malutko, bo susza.
Twoja opowieść o mrówkach zabawna jest. :) Ja choć nie kocham tych małych stworzeń, aż tak nie szaleję. :D
Dziękuję Szarlotku. :)
Beato, to ja zazdroszczę tej miłości do zbierania grzybów. Ja się po prostu boję sama zbierać..., nie ufam swojej grzybiarskiej wiedzy (de facto, to jest niewiedza). :)
Dziwnograj, ano, to ja w takim razie jestem nieco podobna do Twojej mamy. :) Choć chyba zaufanie do sprzedawców mam większe, niż do siebie... ;-)
Ewo, moje drzwi stoją otworem. :D Tylko z Poleczką musisz się dogadać, bo Ona już od dawna domaga się o adopcję. :Di
Viridianko, dla CIebie coś bez grzybnego wymyślę następnym razem. :)
Majko, następnym razem wołaj mie, przybiegnę na degustację. :) Podobno u kogoś zawsze smakuje lepiej. :)
Karolko, no ja właśnie z pająkami tez nie jestem w zbyt dobrej komitywie, ale tak sobie myślę, że one wolą na swojej pajęczynie spokojnie siedzieć, niż atakować takie wielkoludy jak my. :)
A co do grzybów - to ja nie lubię chyba tylko maślaków, głównie za ich śliską konsystencję...
Aga, nic nie zostało, ale to nie problem. :D
Addo, zgadzam się w 100%! Domowy makaron, na wiejskich jajach od biegających kur - jest najlepszy!
Bea, no widzisz... musimy się razem wybrać do lasu. :) Koniecznie! :)
Kasiuuu24, gdybym z koszykiem pojechała do lasu - tez wróciłabym z pustym... Obecna susza nie bardzo sprzyja leśnym owocom...
Majanko, no nie została... :) Takie dobre było, że talerze wylizane. :)
Kasiu, pomińmy "panią"... :)
Co do makaronu, ano mam pomocnika w postaci maszynki do wałkowania. Bardzo przydatna sprawa. :) Pozdrawiam. :)
piękne, jeszcze raz powtorzę: piękne zdjecia, bardzo zachęcające do jedzenia
OdpowiedzUsuńNo cóż, do lasu to ja się chyba nie nadaję. Nawet ubrana po uszy, okropnie boję się różnych żyjątek. Do dziś pamiętam czarnego pająka, który wślizgnął mi się pod koszulę, gdy zbierałam jagody...brr...
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia Małgosiu i wyobrażam sobie smak tego makaronu. Kurek zazdroszczę Ci okrutnie...tutaj widziałam na targu coś podobnego (wygladały jak kurki, tylko znacznie większe), ale odstraszyła mnie cena ;-)
Buziaki przesyłam i miłego weekendu życzę:-***
Oj kiedy to ja w Polsce grzyby zbieralam, no jakies 4 lata temu.
OdpowiedzUsuńOd dziecka zbieram, bo sie przy lesie urodzilam, ale wiem, ze nie wszyscy sie znaja, wiec lepiej kupic gotowe!
A lesny spacer i zdjecia, to takze moja pasja, szkoda, ze tu lasow nie ma!
Przepis swietny, prosty a z pewnoscia smaczny, bo nie musze jesc, zeby czuc na odleglosc jak pachnie ten sosik :)
A te Twoje zdjecia... delicious!
Małgosiu wielki szacunek za ten makaron (ja to jednak leń jestem). A w lesie bywam często, nawet bardzo, ale grzybów też nie zbieram :)
OdpowiedzUsuńOjej jaki makaron, a jaki sos!
OdpowiedzUsuńTo jest to co lubię najbardziej: makaron + sos grzybowy + prostota = pycha!
Dziękuję Nino.:)
OdpowiedzUsuńKarolciu, u Ciebie zapewne inne pyszności, których u nas brakuje... Rachunek się zapewne wyrównuje...
Wildrose, znaczy Ty zawodowa grzybiarka jesteś? :D Pozazdrościć. :) Ja jednak bardziej ufam kupnym okazom...
Kabamaiga, eee, no bez przesady... :) Makaron domowy to żaden wielki luksus... nawet nie taki pracochłonny. ;-) Teraz rzeczywiście łatwiej, bo mechanizacja pomaga, ale i bez niej tez bym robiła (jak mama i babcia)... :)
Kass, prawda? proste, a pyszne. :)
Uwielbiam zbierac grzyby a jesc je juz troche mniej lubie;)
OdpowiedzUsuńNiestety teraz bardzo żadko chodze do lasu bo boje się kleszczy
Malgosia no ja nie wiem czy te pajaki tak bardzo lubia swoje pajeczyny. Kiedys moja kolezanke "zaatakowal" taki pajak. Zajeta szukaniem grzybow i patrzeniem w dol zwyczajnie weszla w pajecza siec. Az mna trzesie na sama mysl...
OdpowiedzUsuńmalgosiu, makaron rzadzi, prawda? ;-) z tym, ze Ty serwowalas swoj i to jaki piekny! a co do pajakow to ja tez N-I-E-L-U-B-I-E!!
OdpowiedzUsuńNo to ja jeszcze napiszę o makaronie: muszę wreszcie kupić maszynkę i zacząć robić domowy, bo kurki do tagliatelli duszę identycznie jak Ty :)
OdpowiedzUsuńA spacery po lesie? - uwielbiam! Każdy las ma swój zapach. Czasami wygrywają nadmorskie sosny, ale najczęściej - zapach lasów na Roztoczu. Tam jest jakiś mikroklimat. Bieszczady też ładnie pachną...
Urzekający ten makaron,ach:)
OdpowiedzUsuńMalgosiu, to my blizniacze dusze - lubie chodzic po lesie, wloczyc sie nawet bez celu, byle tylko miec ta zielen wokolo, bezkresna...
OdpowiedzUsuńMakaron domowy to jest dopiero szalenstwo nawet kurki nie sa takie wazne :-D
Nigdy nie robiłam makaronu i podziwiam wszystkie domowe kluchy ! Małgosiu , narobiłaś mi smaku na takie danie - głodna się zrobiłam ! :)
OdpowiedzUsuńChwilkę mnie nie było, a tu takie kwiatki! A raczej grzyby :) Ślicznie ten zza źdźbeł trawy wygląda...
OdpowiedzUsuńA makaron... Małgosiu, cudo!
Zrobiłam, łatwe, proste i smaczne...Fajny przepis!Smakował nawet D. który nie znosi koperku (ale nie darowałam :)))Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńwow, niezły makaronik ;) musiał być pyszny...
OdpowiedzUsuńKurki i makaron, pychotka - a spacery po lesie? zazdroszczę
OdpowiedzUsuńEmmo, ja tez się boję kleszczy. :( Naprawdę. I chyba tylko one są powodem, że tak rzadko do lasu jeżdżę. :(
OdpowiedzUsuńCudawianki, zdecydowanie! własny, domowy makaron rządzi! Nie mam co do tego żadnych wątpliwości! :)
An-no, z swej strony z całego serca polecam maszynkę do makaronu. To wielka wygoda, jeśli lubimy takie prawdziwe, domowe, świeże kluchy. Robione z semoliny są po prostu rewelacyjne. :)
Patrycjo, dla mnie po prostu b. smaczny. :D
Basiu, hihi, ja wyobrażam sobie, ze tam skąd Ty pochodzisz - domowy makaron to chleb powszedni... :)
Mylę się?
Abbro, nigdy przenigdy? Nie wierzę... :)
Aniu, kwiatki w lesie tez były. :D Nie omieszkałam ich uwiecznić. :D
Pchełko, super, super! :) Brawa dla pana D. za ten koperek! Niezwykle mi miło mi, że skorzystałaś z przepisu. :)
Był, Blk... :)
Zdecydowanie tak! I coś o tym wiem :)
OdpowiedzUsuńAch! jakie pięęęękne zdjęcie tego, co się suszy ;)))))
Gosiu ten makaron jest śliczny- takie promyki słońca. A co to za maszynka do suszenia - chciałabym sobie takowa zakupić :):)
OdpowiedzUsuńA jedzonko pyszności - jak to mówią prostota jest czasami najlepsza.
pozdrawiam
Ewelosa
Robiłam dzisiaj, wyszło wyśmienite. wszyscy w domu się tym daniem zachwycali.Dziękuję:)
OdpowiedzUsuńCieszę się. :)
OdpowiedzUsuń