Tym razem może nie z szafki, a z parapetu, gdzie zalegają sobie moje kuchenne deski. Jedna z nich jest bardzo, bardzo stara (podobno ma ponad sto lat), ma zgoła niekuchenną historię i nigdy nie poczuła noża... Jest piękna i służy mi tylko do zdjęć. :)
jak czule, mają wspaniały kolor i widać fakturę drewna :)
OdpowiedzUsuńMajstersztyk! Która to ta stuletnia? Dbaj o nią, tak, żeby służyła ( do zdjęć...) Majeczce ;)
OdpowiedzUsuńojej.... tyle lat, a która to????
OdpowiedzUsuńwspaniałe dechy!
Taka decha z historią fajna rzecz :) Uwielbiam takie przedmioty z duszą. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńA ja mam wieczny niedobór desek ;) Właściwie mam tylko jedną i ubolewam nad tym, że nie więcej ;)
OdpowiedzUsuńpiękny zbiór!
OdpowiedzUsuńTa z historią widoczna jest na lewym zdjęciu. Poznacie ją po "oczku", czyli pięknie zarysowanym sęku. :) Na blogu występowała już wiele razy. :)
OdpowiedzUsuńDodam jeszcze, że pokazałam Wam tylko te mniejsze deseczki. :) Te duże są za duże, dlatego od czasu do czasu służą mi za fotograficzne tło. :)
Gosia jakoś od wczoraj nie mogę dodaj komentarza pod arancini, post dziwnie się otwiera ( to co jest z boku- prawa kolumna wędruje na dół pod post i nie ma tam już miejsca na komentarze. Wiem, że takie kuleczki robi się ciężko i trzeba trochę wprawy, by kuleczki były okrągłe. Ja przyznaję, że lubię kuleczki robione na azjatycki sposób ( ryż na zewnątrz, a w środku farsz z krewetek) Te też musiały być pyszne.
OdpowiedzUsuńja tez kolekcjonuję, nie wyrzucam ... te deski wyraźnie mają duszę a i ile pyszności w swym zywocie uświadczyły ;)
OdpowiedzUsuńW dechę !!!
OdpowiedzUsuńAle cudne! :)
OdpowiedzUsuńPiękne :)
OdpowiedzUsuńMałgoś, a Ty jakoś obrabiałaś te dechy? Mam kilka, ale nie są takie ładne i sobie daruję...
OdpowiedzUsuńAniu, w jakim sensie obrabiałam?
UsuńDesek nie obrabiałam. :D Niektóre są zwykłe sosnowe, ale kilka z nich jest dębowych, z widocznymi słojami...
Chyba, że pytasz czy obrabiałam zdjęcia z deskami? Tak, trochę tak. :)
Piękna kolekcja z sękatą królową :)
OdpowiedzUsuńNo, przyznaj się - ile masz tych desek? Bo ja chyba 10, ale może i więcej... W każdym razie - nie tak piękne jak Twoje, Małgosiu.
OdpowiedzUsuńAn-no, ja też jakoś około 10... Nawet nie liczyłam. Plus te większe powierzchniowo, ale to trochę osobny rozdział. :)
UsuńPiękne deski. Ja moich nawet nie mam po co pokazywać.
OdpowiedzUsuńFiuuu... Ty wiesz co i wiesz jak bardzo... prawda ?:)
OdpowiedzUsuńFiuuu... wiem. :)
Usuńdesek to mi niestety brakuje :(
OdpowiedzUsuńUwielbiam drewno i drewniane deski do krojenia . Z Polski przywiozlam sobie deske , na korej kroila moja Babunia oraz tluczek do miesa , drewniany . Tez odziedziczony po Babuni :) zreszta . Maja ponad 70 lat , moze wicej .
OdpowiedzUsuńOstatnio kupilam drewniana deske do krojenia od Giada De Laurentiis.
Zaraz sie zabieram do przejrzenia Twojego bloga , wczoraj sie o nim dowiedzialam . Sama kocham gotowac i jesc :)
Nooo, takie po Babci to trzeba pielęgnować. :)
UsuńZapraszam, rozgość się Olasiu. :)
Ale kolekcja! Czas przejrzec babcine szafki, strychy i ciemne katy pod schodami, moze i ja takie cuda znajde?
OdpowiedzUsuń