Chyba nie warto dorastać?
A może tak naprawdę nigdy tego nie
robimy i tylko „niechcący i nieoczekiwanie” skrywamy nasze
dziecięce fantazje pod długim i trochę za ciężkim płaszczem
wieku?
Bycie dzieckiem to nie wstyd. To radość
i spontaniczność. Nieskrywane emocje. Śmiech i płacz w jednej
chwili. Brudna buzia. Prawy but na lewej nodze i otarte kolano.
Nieustający bałagan na regale i zapomniana skarpetka pod łóżkiem.
Bohaterowie bajek, którzy na pewno są prawdziwi. I magiczny pył. I
przytulanka ukochana. No i słodkości, które osuszą każdą łzę.
Marzę, że jestem dziewczynką, taką jak dawniej
(i co komu szkodzi, że trochę już wyrośniętą :)). Nawet jeśli
nie codzienne się w nią zamieniam, to chociaż w tych chwilach, gdy zatracam się w
swoich „zabawkach”. :) Jak one cieszą! Zupełnie jak dawniej,
gdy nosiłam dwa kitki i kokardki na głowie. Gdy, wraz z
przyjaciółką całymi godzinami bawiłyśmy się na mrozie „w
mięso” (czyli sklep mięsny :)). Gdy nie licząc kalorii,
zajadałam się kolejnym kawałkiem drożdżówki, którą babcia
wyjęła z prodiża, albo wylizywałam do czysta miseczkę po
truskawkach z dużą ilością śmietany i jeszcze większą ilością
cukru..., nie bojąc się, że to nie wypada...)
Szczypta beztroski – dzisiaj
bezcenna...
Z założenia miałam przygotować eton
mess, czyli tradycyjny deser na bazie kremowej śmietanki, truskawek
i bezy. Ale w lodówce zalegało mascarpone. Nie lubię sztywno
trzymać się przepisów, nawet jeśli dotyczą potraw czy deserów
narodowych. :D Powstał więc eton mess po liftingu. :) Zapraszam na odrobinę beztroski.
Nie myślcie o kaloriach, bo to psuje smak! :)
Kremowy deser, lekko cytrynowy, z
truskawkami i bezami
(ok. 6 porcji)
250g serka mascarpone
200g śmietanki kremowej 36% (moja
ulubiona to Piątnica w kubeczkach – jest bardzo gęsta i nie
trzeba jej ubijać)
cukier puder (ilość do smaku – u
mnie ok. ½ szkl.)
drobno otarta skórka z 2 cytryn
kilka sztuk bezików
truskawki (ilość na oko, w
zależności od wielkości używanych pucharków lub innych naczyń
do serwowania)
Mascarpone lekko ubić z cukrem pudrem.
Dodać skórkę z cytryny i ubitą na sztywno śmietankę. Delikatnie
wymieszać -najlepiej ręcznie.
Umyte i osuszone truskawki –
odszypułkować i pokroić na ćwiartki.
Bezy pokruszyć (niezbyt drobno).
Do pucharków układać warstwami: po 2
łyżki kremu – truskawki – bezy, itd. aż do wyczerpania
składników.
Smacznego!
Wygląda pysznie! :))
OdpowiedzUsuńuwielbiam mascarpone, dlatego często u mnie w domu gości tiramisu, ale do truskawek jest też idealne :) mniam mniam
OdpowiedzUsuńI to lubię B-) A fotki...!!!
OdpowiedzUsuńI to lubię B-) A fotki...!!!
OdpowiedzUsuńKochana, cudowne zdjęcia! Ileż pięknej czerwieni i wiesz, widać w nich radość :) Radość z tego pysznego deseru,pełnego dziecięcego śmiechu i beztroski:)
OdpowiedzUsuńUściski:*
Takie liftingi są najlepsze. Wiesz co ja to czasami żałuję, że nie potrafię już być małą dziewczynką.
OdpowiedzUsuńśliczne zdjęcia! Smakowite! pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia!:)
OdpowiedzUsuńKto by się przejmował kaloriami
jedząc takie pyszności;)
Te kolory, te zdjęcie i te słowa. :) Czarujące!
OdpowiedzUsuńEton mess robiłam i jadłam. Myślę, że z mascarpone może być nawet lepszy. :)
Pozdrawiam!
W każdym z nas jest po trosze z dziecka...najlepiej wiedzą to nasze Mamy :)
OdpowiedzUsuńA gdzie zdobyłaś pachnący groszek?
no no no na coś takiego czekałam! pycha:)))
OdpowiedzUsuńGosia w kouchni każdej z nas jest tyle wspaniałych "zabawek", a jeszcze więcej mogłoby się zmieścić ( nowe miseczki, tależyki itp.). Gdy są świeże owoce, wystarczy tylko mały dodatek i deser jest pyszny. Widzę powrót od czerwonego.
OdpowiedzUsuńCudnie wygląda, a na pewno jeszcze lepiej smakuje! Btw. piękne zdjęcia. Pozdrawiam i zapraszam do siebie! czarywkuchni.blogspot.com
OdpowiedzUsuńpycha deser :)
OdpowiedzUsuńPięknie to opisałaś, przypomniało mi się, że ktoś kiedyś powiedział, że przychodzi taki dzień, kiedy przestajemy wierzyć w świętego Mikołaja i to jest nasz wielki błąd... Na pocieszenie, również w czerwono-białej scenerii mamy na szczęście Twój deser...
OdpowiedzUsuńMałgoś ta taca...wzdycham do niej, Ty wiesz...;)
OdpowiedzUsuńTak pysznie wyglądają te deserki owocowe, że szlak trafia moją dietę, lecę po lody i owoce! :P Atkins mi nie wybaczy... ;/
OdpowiedzUsuńMałgosiu, masz fantastyczne pomysły kulinarne i genialnie utrwalasz ich efekty... chylę czoła przed kunsztem
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie... i "I will be back..." jak to mówił kiedyś Arni...
Małgosia :o)
czy do tych zdjęć zastosowałaś jakiś specjalny filtr do obiektywu?? mają fajny kolor:) a deser oczywiście przepyszny :)
OdpowiedzUsuńPięknie to opisałaś, przypomniało mi się, że ktoś kiedyś powiedział, że przychodzi taki dzień, kiedy przestajemy wierzyć w świętego Mikołaja i to jest nasz wielki błąd... Na pocieszenie, również w czerwono-białej scenerii mamy na szczęście Twój deser...
OdpowiedzUsuń