I chociaż mój zielnik, nie jest imponujących rozmiarów i do ogródkowych grządek równać się nie może – to jednak niemal bez ograniczeń dzień po dniu korzystam z jego dobrodziejstw.
Na zdjęciu powyżej, widać fragment jednego z moich zielonych parapetów. Widoczna perspektywa może jest nieco dziwaczna, ale uwierzcie, musiałam się trochę nagimnastykować, żeby ująć w kadrze swoją zieloną dumę, a przy tym nie wypaść z pierwszego piętra. ;-))
Wczorajszy obiad, był u mnie soczyście zielony. :) Tak zielony, jak młody bób i aromatyczna bazylia. Niezwykle pięknie prezentował się na talerzu, a jeszcze lepiej smakował. Zdjęcia niestety, z powodu zbyt ponurej pogody - nie oddają prawdziwej, radosnej zieleni jaka wylądowała na talerzu. Ale właśnie na przekór tej pogodzie, było u mnie prawdziwie letnie. :)
Orcchiette z pesto z młodego bobu i bazylii
2,5 szkl. makaronu orcchiette
300 g świeżego bobu
3 duże garście listków świeżej bazylii (ok. 5g)
1 duży ząbek czosnku
ok. 1/3 szkl. oliwy z oliwek
4 łyżki świeżo startego pecorino lub parmezanu
Pieprz, sól do smaku
garść orzeszków pinii, zrumienionych na suchej patelni
Bób ugotować na pół twardo (po zawrzeniu wody max. 4-5 min.). Zdjąć z ognia, odcedzić, przepłukać zimną wodą. Obrać z łupinek.
Makaron ugotować al. dente w dużej ilości osolonej wody.
W międzyczasie, gdy makaron się gotuje, do malaksera wrzucić liście świeżej bazylii, czosnek i oliwę z oliwek. Porządnie zmiksować. Dodać 2/3 obranego bobu, utarte pecorino, pieprz (do smaku) i ponownie wszystko dobrze zmiksować. W razie potrzeby jeszcze odrobinę osolić. Można też dodać 2-3 łyżki wody z gotującego się makaronu, by odrobinę rozrzedzić pesto.
Makaron odcedzić. Wrzucić z powrotem do garnka. Wlać pesto i wszystko dokładnie wymieszać.
Wykładać porcje na talerze. Posypać pozostałym bobem i orzechami pinii.
Smacznego!
Smaczne na ciepło i na zimno.
Małgosia piękna opowieść -jak czytałam to wiedziałam ,że te zioła lubią u Ciebie rosnąć!
OdpowiedzUsuńMałgosia masz bardzo smakowita i pachnąca kuchnię ,Chętnie bym sie u Ciebie stołowała
Zapraszam Margot. :)
OdpowiedzUsuńA co do ziół...pewnie uznasz, że jestem lekko zbzikowana, ale ja tak bardzo lubię swoje zielsko, że do nich...gadam...;-))
Małgosia ,toć to normalne :)
OdpowiedzUsuńMoja Mama gada z fiołkami i rosną jak szalone
A ja gadam z kotami i to ....często
A wracając do bobu ,bardzo mi się już go chce i wszędzie bób ,na blogach pełno
Uwielbiam bób. Pamiętam w dzieciństwie zajadałam się bobem posypanym solą..., wyskubywanym ze skórki. Pyszne. Robiłam kiedyś risotto z bobu (w roli głównej), fasolki szparagowej (zielonej), groszku, na białym winie, z dużą ilością parmezanu. Pyszności.
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuję za komentarz na moim blogu :) To bardzo miłe. Ja na Twój też będę zaglądać..., jest po co. Pozdrawiam. Kasia
Uff! A sądziłam, że jestem nieco sfiksowana. ;-) Margot, chyba mi ulżyło. ;-))
OdpowiedzUsuńLisiczko, bardzo mi miło, że i do mnie zajrzałaś. :)
Małgosiu ale to dobre -ja nie dałam tylko sera ,bo mi jakoś byłoby tego dobrego za dużo :)
OdpowiedzUsuńMam tylko zastrzeżenia do wielkości porcji -bo to jest porcja 1 osobowa ,no dobra 2 osobowa ew.
Trzeba dopisać ,żeby mnożyć ,bo o dokładce inaczej nie ma co marzyć
Zdjęcie dałam na cin cin w obiadowym
Margot, baaardzo się cieszę!
OdpowiedzUsuńA co do tych porcji...u nas to było dla dwojga dorosłych + przedszkolak + żarłoczna Majka. :) Ale my chyba rzeczywiście niewielkie porcje jadamy, chociaż słowo daję (!), gdyby patrzeć na nasze obwody, to możnaby sądzić zgoła co innego. Słodycze naszą zgubą. ;-))
mniam mniam,taka kuchnie to lubie i to bardzo;
OdpowiedzUsuń