poniedziałek, 31 grudnia 2007

Do Siego Roku!

Dzisiaj ostatni wieczór i ostatnia szampańska Sylwestrowa Noc 2007 Roku!
Jutro nowy dzień, Nowy Rok, nowe postanowienia, a może i nowe możliwości.
Chciałam życzyć wszystkim, którzy do mnie zaglądają wszystkiego co najlepsze.
Aby ten Nowy 2008 Rok okazał się właśnie takim jakiego oczekujemy.
Niech przyniesie radość, miłość i szczęście!
Niech spełniają się wszystkie Wasze marzenia!
Niech spadnie na Was prawdziwy grad sukcesów (nie tylko kulinarnych ;-))
Bawcie się dzisiaj, tańczcie i szalejcie!

Do siego roku!


niedziela, 30 grudnia 2007

Zupa z ciecierzycą i makaronem wg Jamie’go Oliver’a



Była północ, a ja nie mogłam spać. Takie są skutki picia kawy bardzo późnym popołudniem. Zdjęłam z półki kilka książek kulinarnych i leniwie sobie przeglądałam, trochę od niechcenia, czekając aż sen nadejdzie, a trochę szukając natchnienia w przygotowaniu Sylwestrowej kolacji.
I tak kartka za kartką we „Włoskiej wyprawie Jamie’go” wyłoniła się ONA. Zupa – nie zupa. I w dodatku z ciecierzycy, którą darzymy miłością prawdziwą. Jakież szczęście, że nie miałam w domu selera naciowego, bo chyba bym od razu do kuchni pobiegła warzyć.
Nocy tej zasnęłam z widokiem strawy pod powieką, niemal czując jej zapach.
A rankiem pobiegłam na targ dokupić brakującego składnika.
Była wczoraj zupa. :) Pyszna zupa, gęsta, zawiesista. Ach! Jak szybko została zjedzona!


Moje proporcje składników troszkę zmodyfikowałam w stosunku do przepisu Jamie’go:

Pasta e ceci
Makaron z ciecierzycą

1 mała cebula, obrana i drobno posiekana
2 łodygi selera naciowego, drobno posiekane (u Jamie’go 1 łodyga)
2 ząbki czosnku, obrane i drobno posiekane (u Jamie’go 1 ząbek)
oliwa z oliwek z pierwszego tłoczenia
igiełki oberwane z 1 gałązki świeżego rozmarynu, drobno posiekane
1 puszka ciecierzycy (u Jamie’go 2 puszki)
500 ml bulionu z kurczaka
10 dag drobnego makaronu do zupy
sól morska, pieprz
natka pietruszki posiekana (zamiennie mogą być listki bazylii)


Do rondla wlać nieco oliwy i wrzucić drobno posikane: cebulę, seler, czosnek i rozmaryn. Dusić pod przykryciem na maleńkim ogniu przez 15-20 min; nie dopuścić do przyrumienienia warzyw.
Osączyć ciecierzycę, opłukać pod bieżącą wodą. Dodać do uduszonych warzyw i zalać bulionem. Gotować na małym ogniu przez ok. ½ godz. (u mnie to było zdecydowanie krócej, jakieś 15 min.). Wyjąć połowę ciecierzycy i odłożyć do miseczki.
Blenderem ręcznym (Ew. w malakserze) zmiksować zupę. Dodać spowrotem odłożoną wcześniej ciecierzycę, oraz makaron (ja makaron ugotowałam osobno al. Dente). Przyprawić do smaku solą i pieprzem. Jeszcze chwilę gotować na wolnym ogniu, Aż ciecierzyca i makaron będą miękkie.
Jeśli zupa jest zbyt gęsta, rozprowadzić ją niewielką ilością wrzątku i w razie potrzeby raz jeszcze przyprawić do smaku. Podawać skropioną oliwą z pierwszego tłoczenia (pominęłam) i posypaną natką pietruszki lub listkami świeżej bazylii.

Smacznego!





sobota, 29 grudnia 2007

Świąteczna szynka mocno winna i mega czosnkowa


Od kilku lat każde święto w moim domu niezmiennie kojarzy się z pieczonym mięsem, które stanowi przepyszną alternatywę dla kupnych wędlin. Sposób wykonania winno – czosnkowej pieczeni przekazała mi kiedyś moja przyjaciółka. Zaczęłam eksperymentować, próbować, udoskonalać na swój gust i podniebienie, i takim sposobem wypracowałam naszą ulubioną pieczeń. Do upieczenia można użyć schabu, szynki lub karkówki wieprzowej. Mnie zdecydowanie najbardziej smakuje szynka. Kluczowym czynnikiem jest marynata, do której potrzebujemy tylko trzy składniki: dobre wino (preferuję czerwone), duuuuużo czosnku, oraz soli morskiej. A druga ważna sprawa to czas. :) Dobrze jest rozpocząć przygotowanie mięsa co najmniej 3-4 dni przed planowanym pieczeniem. Im dłużej mięso poleży w marynacie, tym będzie kruchsze i intensywniej przejdzie smakami marynaty.Uwielbiam jeść pieczeń w cieniutkich plastrach na kromce chleba, z odrobiną konfitury żurawinowej, albo cienko posmarowanej dobrym majonezem. Pyszne jest również w wersji ostrej, np. z chrzanem.


Pieczona szynka w marynacie winno – czosnkowej

ładny kawałek szynki wieprzowej
1 spora główka czosnku + kilka dodatkowych ząbków
ok. 3-4 łyżki soli morskiej
opcjonalnie ulubione suszone zioła (majeranek, tymianek, oregano, etc.) – tym razem zrezygnowałam
butelka wytrawnego czerwonego wina

Surową szynkę myję, dokładnie osuszam papierowymi ręcznikami, trybuję, tak by pozbyć się błon i zbędnego tłuszczu.
Obieram główkę czosnku, przeciskam przez praskę lub bardzo drobniutko siekam. Do czosnku dodaję świeżo zmieloną sól morską i bardzo dokładnie rozcieram szerokim nożem, tak by uzyskać w miarę gładką papkę.
Dodatkowe ząbki czosnku, obrane, kroję na plasterki. W mięsie nacinam nożem niewielkie otwory i wkładam w nie po plasterku czosnku.
Papką solno – czosnkową nacieram mięso ze wszystkich stron. Wkładam do naczynia (najlepiej od razu do żaroodpornego, w którym będzie pieczone), przykrywam folią spożywczą i wstawiam do lodówki zwykle na całą noc (a przynajmniej na 5-6 godzin).
Następnego dnia do naczynia wlewam czerwone wino (idealnie byłoby gdyby wino zakryło całe mięso, ale zwykle jedna butelka okazuje się do tego zbyt mała) i ponownie przykryte wstawiam do lodówki. Tym razem na ok. 2-3 dni. W połowie czasu marynowania przewracam mięso na drugą stronę.
Wyjmuję z lodówki ok. 1-2 godziny przed wstawieniem do piekarnika.
Rozgrzewam piekarnik do 180 st. C. Mięso piekę zanurzone w winnej marynacie. W trakcie pieczenia ponownie obracam mięso. Na kilka minut przed wyłączeniem piekarnika zlewam marynatę, po czym jeszcze dopiekam mięso.
Wstępny czas pieczenia ustalam stosując taki przelicznik: każdy centymetr wysokości mięsa x 10min (max 12 min.). Oczywiście jest to czas tylko szacunkowy i w międzyczasie zaglądam przez szybkę piekarnika, by monitorować dalsze poczynania.

Z tego samego przepisu można przyrządzić np. schab w wersji obiadowej, ale wtedy może okazać się konieczne skrócenie czasu pieczenia, tak by mięso było bardziej soczyste wewnątrz. Zlane wino można użyć jako sos, lub bazę do dalszej sosowej obróbki.

piątek, 28 grudnia 2007

Słodkie podsumowanie Świąt Bożego Narodzenia Anno Domini 2007


W tym roku chyba po raz pierwszy od wielu lat nie czuję się przejedzona świątecznymi smakołykami. Może dlatego, że tym razem nie było ich tak wiele. Jakoś chore dzieci w domu nie nastrajały do kulinarnych podbojów, a i tak mam wrażenie, że w kuchni spędziłam ogromną ilość czasu. Samo przygotowanie farszy do pierogów, a potem ulepienie prawie 170 małych pierożków było nie lada wyzwaniem. O pieczonym mięsie, pasztecikach i barszczu może opowiem innym razem. Dzisiaj tylko w telegraficznym skrócie pokażę ciasta, bo są tak pyszne, że zasługują na to, by złożyć podziękowania autorom przepisów.


Absolutnie najpyszniejszym ciastem, które jest moim hitem już kolejny sezon świąteczny to kostki orzechowo – marcepanowe Dziuni. Chyba nie jadłam nigdy bardziej smacznego ciasta z orzechami laskowymi w roli głównej. Wyważone w smaku, nieprzegadane, a do tego niezwykle proste w wykonaniu. Polecam każdemu orzechowemu smakoszowi. Dodatek marcepana delikatnie zaznacza swoją obecność, ale nie dominuje w smaku. Jeśli chodzi o masę marcepanową – sama wykonuję ją domowym sposobem. Jest dużo bardziej prawdziwie migdałowa, niż dostępne w naszych sklepach.


Po raz pierwszy wypróbowałam przepis Agusi na szachownicę makowo – kokosową. Moje ciasto nie wyszła tak piękne, bowiem surowe masy troszkę mi się rozlewały, co w rezultacie zatraciło efekt szachownicy. Ale nie wpłynęło to oczywiście na smak. Świetne ciasto, lekko wilgotne, długo utrzymuje świeżość, przepyszne. No i jak wszystkie ciasta makowe – najlepiej jeść je we własnym domu, gdzie szczoteczka do zębów jest na wyciągnięcie ręki. ;-))


Na wskroś świąteczne Drezden Stollen z przepisu Bajaderki. Bardzo smaczne, bardzo bakaliowe i bardzo kaloryczne. Świetnie smakuje jeszcze ciepłe, świeżo upieczone, ale chyba jeszcze lepsze jest gdy poleżakuje w samotności, zapomniane na tydzień albo i dłużej. W mojej strucli znalazło się mnóstwo migdałów, rodzynek, suszonej żurawiny i moreli, oraz kandyzowanej skórki pomarańczowej.



I na koniec piernik Gigi z ulubionego, wielokrotnie wypróbowanego przepisu, który upiekłam na specjalne życzenie osobistego małżonka. Małżonek jest totalnym piernikożercom i święta bez piernika byłyby niedopuszczalne.


I choć święta minęły, ciast pozostało jeszcze sporo, więc nie pozostaje nic innego jak jeść, jeść, jeść… :-)

niedziela, 16 grudnia 2007

Czekoladowa rozpusta - ciąg dalszy


Jak szaleć to szaleć! :) Wszak czekolada to pyszność nad pysznościami. ;-)
Kto oglądał (a któż nie oglądał?;-)) film „Czekolada” reż. Lasse Hallstrom – ten wie doskonale jakie uczucia wywołuje w człowieku obraz rozpuszczonej, gładkiej, bosko brązowej masy… Jak ślinianki intensywnie pracują na widok trufli czy pralinek…
Scena, w której Vianne konszuje, a potem rozprowadza płynną czekoladę na kamiennym blacie – przyciąga wzrok jak magnez. Biada temu, kto w tym momencie zechce przerwać ten elektryzujący kontakt moich zmysłów z czekoladą na ekranie! Chłonę ten widok, by wystarczył do kolejnego razu przed szklanym ekranem.
Rozmarzyłam się... Znak to chyba na kolejny relaksujący seans filmowy z tabliczką dobrej czekolady w dłoni...

Tym razem wypróbowałam przepis Bajaderki na popękane ciasteczka czekoladowe.
Mniammmm… czekoladowa poezja! Ciasteczka na jeden kęs, lekko wilgotne, troszkę jak brownies, choć oczywiście nimi nie są.
Te ciasteczka świetnie się nadają do wspólnego kucharzenia z dziećmi. Mój synek był niezwykle dumny, że dostał samodzielne zadanie dokładnego obtaczania każdej czekoladowej kulki w cukrze pudrze. Ależ to była fajna zabawa! :) Z przepisu ulepiliśmy 67 malutkich ciasteczek.
Gorąco polecam czekoladowym maniakom.

Popękane ciasteczka czekoladowe

225g pokruszonej czekolady deserowej (około 1 1/3 szklanki)
110g masła
2/3 szklanki cukru
3 duże jajka
2 łyżeczki ekstraktu z wanilii
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
szczypta soli
1 2/3 szklanki mąki
cukier puder

Czekoladę rozpuścić z masłem w małym rondelku, lekko schłodzić.Jajka ubić z cukrem i ekstraktem waniliowym na puszystą masę, wymieszać z masą czekoladową. Dodać proszek do pieczenia, sól i na końcu mąkę, dobrze wymieszać i schłodzić co najmniej 3 godziny lub przez noc.Rozgrzać piekarnik do temperatury 165 st. C. Cukier puder (około szklanki) wsypać do płaskiego naczynia.Ciasto nabierać łyżeczką do herbaty (lub małą gałkownicą) i formować małe kuleczki, obtaczać je w cukrze pudrze i układać na blasze wyłożonej pergaminem. Piec około 10-12 minut - podczas pieczenia ciasteczka lekko sie spłaszczą i popękają. Przestudzić na drucianej siateczce.dodatkowe informacjeUwaga - nie piec długo, tylko do momentu kiedy czekoladowa masa zaczyna matowieć, powinny być ciągle miękkie w dotyku. Zbyt długo pieczone robią się twarde.




piątek, 14 grudnia 2007

Czekoladowe szaleństwo

W okresie jesienno – zimowym zwykle nabieram dużo większej ochoty na czekoladę, niż w porze letniej. Chyba mój organizm przestawia się na „ciężkie zimowe czasy” ( których notabene już od dawna nie pamiętam) i wysyła sygnały, by dopalić czymś bardziej kalorycznym… A może zupełnie inaczej… brak słońca i generalnie mniejsza ilość światła dziennego, powodują, że działam na zmniejszonych obrotach, jestem senna, zmęczona i ogólnie nieco „przytłumiona”. Więc mózg krzyczy: „zwiększyć dawkę magnezu!”.
Tak czy siak, na czekoladę mam ostatnio szaloną ochotę i pochłaniam ją w ilościach dość przerażających. ;-)
Kilka dni temu, robiąc zwykłe, codzienne zakupy żywnościowe – stanęłam przed regałem ze słodyczami i jak w amoku wkładałam do koszyka czekolady: jedną, drugą, trzecią… Skończyło się na 8 tabliczkach! Każda inna, bo na każdą z nich miałam dziką chętkę i nie potrafiłam wybrać jednej czy dwóch.
Takiego czekoladowego szału nie miałam od dawna. I prawdę mówiąc, wolałabym by odszedł ode mnie tak szybko, jak nagle się pojawił. ;-)
Ale póki co jesteśmy chwilowo za „pan brat” i szalejemy razem w kuchni.


A zaczęło się od czekoladowego ciasta Dagmary. Przepis na Chocolate truffle cake with Walnut crust and Raspberry sauce pochodzi z blogu Dagmary, a który to przepis jakiś czas temu wyśledziła Liska, przetłumaczyła i wraz z mega – samcznym zdjęciem wstawiła na CinCin.
Takim zdjęciom trudno się oprzeć. Więc gdy na mnie spadł czekoladowy pomór – nie mogłam nie wypróbować takich pyszności. :)
W wersji oryginalnej smak gorzkiej czekolady przełamany zostaje sosem ze świeżych malin. Z ich braku – postanowiłam podać ciasto z domową frużeliną wiśniową, lekko kwaskową. Pasowało świetnie. :)


Chocolate truffle cake with Walnut crust and Raspberry sauce

Spód:
70 g orzechów włoskich lub pecan
40 g cukru demerara20 g masła w temp. pokojowej
10 g mąki

Masa:
120 g ciemnej czekolady
150 g bitej/tłustej śmietany
20 g żółtek (1)
50g masła

Sos malinowy:
400 g malin
ok. 30 g cukru pudru (ilość zależy od kwaśności owoców)

Spód:
Posiekać orzechy i wymieszać je z pozostałymi składnikami spodu. Wyłożyć go do małej okrągłej formy o średnicy 15 cm. Piec 5 minut w temperaturze 200 st C. Zostawić do całkowitego ostygnięcia.

Masa:
Posiekać czekoladę. Śmietankę doprowadzić do wrzenia i wlać ją do posiekanej czekolady. Mieszać do momentu, ża powstanie głądka masa, dodać żółtko i jeszcze wymieszać. Wylać masę na spód i wstawić do lodówki na 2 godziny.

Sos malinowy:
Maliny zmiksować, stopniowo dodawać cukier puder aż do osiągnięcia pożądanej słodkości

czwartek, 6 grudnia 2007

Ciasteczka owsiane na dobre samopoczucie :)


Tym razem chodziło o dobre samopoczucie mojego prawie sześciolatka. Stwierdził, że jest smutny i tylko ciasteczka owsiane mamusi mogą poprawić jego nastrój. Nooo, nie powiem… całkiem miło mi się zrobiło, chociaż po cichu podejrzewam, że po prostu synek miał ochotę pomieszać mi w misce. ;-) Zwykle gdy zabieram się za pieczenie jakichkolwiek słodkości – moja latorośl – domaga się osobistego udziału: przesiewa mąkę, wsypuje odmierzane przeze mnie ingrediencje i z lubością miesza wszystko łyżką. Zwykle jednak jego rola kończy się przy składnikach suchych, bo do łączenia mokrych, jednak wolę używać robota kuchennego. ;-)
W sieci wynajduję ogromne ilości przepisów na ciasteczka owsiane. Niektóre wyglądają bardzo apetycznie. Ciągle obiecuję sobie, że te czy tamte wypróbuję. Kiedy jednak przychodzi co do czego, wraz wracam do mojego ulubionego przepisu...
Ciasteczka, które przygotowuję są może ciut odmienne od takich najbardziej tradycyjnych, bo oprócz płatków owsianych zawierają dodatkowo płatki kukurydziane. Te ostatnie powodują, że ciasteczka są przyjemnie chrupiące.



Ciasteczka owsiane

150 g masła w temp. pokojowej
1 szkl. ciemnego muscovado
1 jajo
1 łyżka melasy (dałam ciemną, czasem zastępuję prawdziwym miodem)
1 łyżka ekstraktu waniliowego

1 szkl. mąki
½ łyżeczki sody oczyszczonej
½ łyżeczki proszku do pieczenia
⅓ łyżeczki soli
¼ gałki muszkatałowej
½ łyżeczki cynamonu

1 szkl. platków owsianych
½ szkl. płatków jęczmiennych (można zrezygnować i zwiększyć ilość owsianych)
2 szkl. płatków kukurydzianych


Rozgrzewam piekarnik do temp. 180 st. C.
Ucieram, dodając kolejno po jednym składniku: masło z muscovado, następnie całe jajo, 1 łyżkę melasy i łyżkę ekstraktu waniliowego.
W osobnej misce mieszam suche składniki: mąkę, sodę oczyszczoną, proszek do pieczenia, sól, gałkę muszkatołową, cynamon.
Wsypuję do masy maślano – jajecznej i mieszam do uzyskania gładkiej konsystencji. Masa łatwo i szybko się łączy, można to z powodzeniem wymieszać łyżką, chociaż sama najczęściej zatrudniam robota kuchennego.
Dorzucam płatki owsiane i jęczmienne. Mieszam. I na sam koniec dosypuję płatki kukurydziane i raz jeszcze łączę, ale już ostrożnie i bardzo krótko (chodzi o to, by jak najmniej rozdrobnić te kruchutkie płatki).
Nakładam łyżką do lodów (o małej średnicy) na blachę wyłożoną pergaminem do pieczenia, zostawiając 3-4 cm odstępy.
Piekę ok. 15 min.


czwartek, 22 listopada 2007

Kulinarne sam na sam

Lubię od czasu do czasu zjeść obiad w samotności. I bynajmniej nie jest mi przykro z tego powodu. :)
Zdarzają się takie dni, że małżonek wraca do domu z pracy późnym wieczorem i z góry zapowiada, żebym nie czekała na niego z obiadem. Wykorzystuję takie chwile na przygotowanie sobie posiłku, na który raczej nie mam szans w pełnej obsadzie rodzinnej przy stole: dziecko kategorycznie odmawia spożycia, a mąż też potrafi pokręcić nosem, albo nawet zje, ale bez entuzjazmu. Zatem taki samotny dzień – to dla mnie szansa na coś, co tylko ja w naszym domu zajadam ze smakiem. Myślę, że i synek lubi takie chwile, bo wtedy łatwiej daję się namówić, na przygotowanie specjalnie dla niego mniej zdrowego posiłku typu frytki. ;-)




Tym razem przygotowałam dla siebie tagliatelle z krewetkami i awokado. Krewetki to poniekąd moje nowe odkrycie kulinarne. Wcześniej ich smak, ale chyba przede wszystki m wygląd, zupełnie mnie nie zachwycały. I nagle któregoś pięknego dnia wszystko się zmieniło. Okazało się, że krewetki są po prostu pyszne! W każdym razie, odkąd je na nowo odkryłam - szukam okazji do kolejnych degustacji. Zupełnie nie rozumiem dlaczego moja rodzina kręci nosem na takie pyszności! Przecież to rarytas dla podniebienia! Przynajmniej mojego. ;-)



Tagliatelle z krewetkami i awokado

Na 1 porcję:
Świeżo przygotowane tagliatelle

2 łyżki oliwy z oliwek
4 szt. krewetek królewskich (ja użyłam mrożonych, już oczyszczonych)
1 duży ząbek czosnku
sok z 1 limonki
sól, czarny pieprz do smaku
1 awokado – obrane, pokrojone w sporą kostkę
2 łyżki świeżo startych płatków parmezanu
2 łyżki posiekanej natki pietruszki


W garnku ze sporą ilością osolonej wody gotuję tagliatelle al dente.
W międzyczasie rozgrzewam oliwę na patelni. Wciskam ząbek czosnku i jednocześnie wrzucam krewetki. Przesmażam ze 2- 3 minuty, mieszając. Wlewam sok z limonki, doprawiam solą. Duszę jeszcze z jedną minutę, odparowując nieco sok. Na chwilę przed zdjęciem z gazu – wrzucam kawałki awokado. Przemieszam i wyłączam ogień.
W tym czasie odcedzam makaron i wrzucam na patelnię. Doprawiam czarnym pieprzem, posypuję parmezanem i natką pietruszki. Wszystko mieszam.
Mniammmm!



To nie koniec jednak rozpusty. Coś słodkiego by się zjadło. ;-)
Już dawno temu przymierzałam się do krajanki orzechowo- karmelowej Bajaderki, jednak wciąż i wciąż inne pyszności stawały na drodze. Ostatnio, podczas Orzechowego Weekendu, Caritka na swoim blogu przypomniała mi o tych bajaderkowych słodkościach. Wszystkie składniki były w domu, więc do dzieła!
Krajanka wyszła bardzo słodka i bardzo pyszna! Orzechy, karmel i czekolada, cóż może być pyszniejszego dla łasucha… ;-)





Krajanka orzechowo-karmelowa

Spód:
2 szklanki maki
1 szklanka brązowego cukru
140g masła
1 szklanka grubo posiekanych orzechów

Na wierzch:
3/4 szklanki brązowego cukru
3 łyżki słodkiej śmietanki
140g masła
1 szklanka posiekanej czekolady lub czekoladowych chipsów

Rozgrzać piekarnik do 180C. Mąkę, cukier i masło posiekać aż utworzą sie grudki (dobrze sie to robi w malakserze). Wysypać ciasto na blachę 33x23cm i lekko wcisnąć w dno formy. Piec około 15 minut aż ciasto lekko sie zrumieni.
Brązowy cukier, masło i śmietankę zagotować w małym rondelku, mieszać aż cukier sie rozpuści. Gotować 1 minutę mieszając od czasu do czasu. Zdjąć z palnika. Na podpieczone ciasto rozsypać posiekane orzechy, zalać karmelem i wstawić do piekarnika. Piec 15-20 minut, az ściemnieje i na powierzchni zaczną pokazywać się bąbelki.
Wyjąć z piekarnika i posypać czekolada - zostawić na kilka minut aby czekolada zmiękł, potem rozsmarować na całej powierzchni. Kroić na małe kwadraciki - bardzo słodkie!


środa, 14 listopada 2007

Chińskie pierożki

Jakiś czas temu zaczarowały mnie pierożki, którymi Ela pochwaliła się na „My best food". Niesamowicie podobał mi się ich nietuzinkowy (jak dla Europejczyka) kształt. Ostatecznie nie co dzień widuje się pierogi w kształcie sakiewek.
Od tamtej pory te pierożki – sakiewki chodziły za mną jak cień i tylko czekałam na sprzyjający czas, by samej wziąć się za klejenie.
W międzyczasie trochę pobuszowałam w necie, by czegoś więcej dowiedzieć się o tych małych chińskich przekąskach. Okazuje się, ze różnorodność form i nadzienia jest ogromna.
Zainspirowana pierożkami Eli – wzięłam się w końcu do klejenia.
A oto efekt (dodam: pyszny efekt):


Nadzienie:
25 dag mielonego mięsa z kurczaka
1 cukinia średniej wielkości
2 marchewki
2 ząbki czosnku
1 łyżeczka curry
1 łyżka ciemnego sosu sojowego
1 łyżeczka sosu rybnego
½ łyżeczki oleju sezamowego
szczypta soli
szczypta pieprzu
1 łyżka oleju

Cukinię i marchewki zetrzeć na grubych oczkach tarki.
Mielone mięso z kurczaka podsmażyć na łyżce oleju, aż do ścięcia. Przyprawić curry, sosem sojowym i jeszcze chwilę przesmażyć. Wcisnąć 2 ząbki czosnku, dorzucić starte cukinie i marchewki. Dodać szczyptę soli (opcjonalnie, w razie potrzeby). Wszystko razem poddusić, aż do odparowania soku, który wypłynie z warzyw. Doprawić pieprzem, sosem rybnym i olejem sezamowym. Zostawić na ogniu jeszcze pół minuty, mieszając. Zdjąć z ognia i troszkę przestudzić.

Ciasto typu won ton:
2 szkl. mąki
ok. ¾ szkl. bardzo gorącej wody (lub tyle ile wchłonie mąka)

Ze składników zagnieść elastyczne ciasto (ja zagniatałam robotem kuchennym).
Z gotowego ciasta uformować wałek, zawinąć w folię spożywczą. Odkrawać po kawałku, rozwałkowywać cienkie placki. Wykrawać krążki , na środku każdego układać farsz. Sklejać sakiewki.

Na dużej patelni rozgrzać 2 łyżki oleju. Układać surowe pierożki (podstawą sakiewki do dna) i smażyć do zezłocenia. Wlać gorącej wody do ok. 1/3 wysokości pierożków. Dusić pod przykryciem kilka minut, aż ciasto się ugotuje.



Podałam z sosem słodko – pikantnym.

niedziela, 11 listopada 2007

Weekend pod znakiem Orzecha

Orzechowy Weekend 2007

Po pierwsze: kocham orzechy! Wszystkie: te swojskie, rodzime i te bardziej egzotyczne. Oczywiście największym sentymentem darzę włoskie i laskowe, których smak towarzyszy od dzieciństwa. Każdej jesieni robię orzechowe zapasy, które przydają się na zimowe chrupanie. ;-)
Po drugie: nie lubię łupać orzechów. ;-) Zawsze mam nagniotki na dłoniach. No cóż, kto powiedział, ze zawsze jest łatwo, miło i przyjemnie? ;-)
Wczoraj jednak udało mi się zagonić do tej pracy małżonka.
Na orzechowy weekend przygotowałam dwa dania, dość skromne i szybkie w wykonaniu: na obiad makaron z gorgonzolą i orzechami włoskimi, a na deser orzechowy, cudnie listujące rugalach.


Pennette z gorgonzolą i orzechami włoskimi




makaron pannettone (u mnie było 5 pełnych garści)
½ szkl. obranych orzechów włoskich
1 łyżka oliwy
10 dag dobrej wędzonki
1 opakowanie śmietany 12% (200ml)
10 dag gorgonzoli
kolorowy pieprz do smaku

Orzechy włoskie przez kilka minut prażymy na patelni, po czym siekamy dość drobno.
W dużym rondlu, w osolonej wodzie, gotujemy makaron al dente.
W tym czasie kroimy wędzonkę na paseczki. Podsmażamy ją odrobinę na patelni zwilżonej 1 łyżką oliwy. Dolewamy śmietanę i wkruszamy gorgonzolę. Trzymamy na niewielkim ogniu często mieszając, aż do lekkiego zgęstnienia sosu. Na minutę przed zdjęciem z ognia dosmaczamy pieprzem, oraz dodajemy krokant orzechowy.
Odcedzamy makaron i wrzucamy do gorącego sosu. Całość mieszamy.
Smacznego!


Rugelach orzechowe z syropem klonowym

Ciasto:
250g miękkiego masła
125g serka typu Philadelphia
5 łyżek miodu
2 ¾ szkl. mąki

Nadzienie:
1 ½ szkl. orzechów laskowych i włoskich
½ szkl. miękkich rodzynek sułtanek
3 łyżki syropu klonowego

Dodatkowo do smarowania:
2 łyżki syropu klonowego
Sok z ½ limonki


Mikserem ubijamy masło z serkiem. W trakcie ubijania dodajemy miód. Do masy dosypujemy mąkę i ugniatamy, aż ciasto uformuje się w jednolitą, elastyczną kulę.
Zawijamy ciasto w folię i chowamy do lodówki na 2-3 godziny.

Orzechy laskowe prażymy na patelni lub w piekarniku przez kilka minut, po czym usuwamy z nich skórkę (można porolować w foliowym woreczku, lub w zawiniętej czystej ściereczce).
Orzechy laskowe i włoskie posiekać niezbyt drobno w malakserze. Przełożyć do miseczki, połączyć z rodzynkami i 3 łyżkami syropu klonowego.

Rozgrzać piekarnik do 180 st.C.
Schłodzone ciasto podzielić na 4 części. Z każdej części rozwałkować okrąg o średnicy ok. 28cm. Posmarować z wierzchu odrobiną syropu klonowego, wymieszanego z sokiem z limonki. Okrąg podzielić na 8 trójkątów. Na każdy trójkąt nałożyć w pobliżu szerszej części po 1 łyżce nadzienia orzechowego. Zwijać rogaliki, począwszy od szerszego końca trójkąta – do węższego.
Układać rogaliki na blasze wyłożonej papierem do pieczenia.
Piec ok. 20 min. Wystudzić na kratce.


piątek, 9 listopada 2007

Canelloni z trzema serami

Canelloni, lazanie i makarony – to ten typ smakołyków, którymi ja i moja rodzina moglibyśmy się żywić nawet codziennie. Jesteśmy kluskożercy. :) Kochamy kluchy pod każdą postacią.
Dzisiaj pokazuję nasze absolutnie ulubione i odlotowe canelloni, którego pierwsze skrzypce grają sery. Całość jest pysznie ciągnąca i aromatyczna. W sam raz dla fanów makaronu i sera.
Danie nie jest skomplikowane, ale warto przygotować je wcześniej i pozostawić w lodówce, by dobrze przeszło smakami. Często przygotowuję je wieczorem dnia poprzedniego i zostawiam w lodówce na całą noc. Następnego dnia wyjmuję godzinę przed wstawieniem do piekarnika.



Canelloni z trzema serami

14 rurek canelloni
1 kulka mozzarelli
Ok. ½ szkl. startego parmezanu + ok. ¼ szkl. dodatkowo
250g ricotty
5 dużych suszonych pomidorów z zalewy oliwnej
1 łyżka kaparów z zalewy
2 łyżki oliwy (opcjonalnie)
1 suszone peperoncino
Sól, pieprz do smaku

Sos:
Ok. 500ml przecieru pomidorowego
1 łyżka oliwy z oliwek
1 łyżka octu balsamicznego
2 ząbki czosnku - wyciśnięte
Sól, pieprz do smaku

Wszystkie składniki sosu razem mieszamy i wstawiamy do lodówki na minimum godzinę (jednak im więcej czasu damy smakom na połączenie się – tym lepiej).

Kulkę mozzarelli kroimy w drobną kostkę. Zostawiamy na sitku do osączenia.
W misce łączymy osączoną mozzarellę, starty parmezan i ricottę. Dorzucamy pokrojone suszone pomidory, oraz posiekane kapary. Można odrobinkę rozrzedzić masę 2 łyżkami oliwy ( np. tej, którą zalane były suszone pomidory). Dosmaczamy solą, pieprzem, oraz drobniutko posiekanym peperoncino. Wszystko dokładnie mieszamy.
Rurki canelloni faszerujemy masą serową.
Na dnie naczynia żaroodpornego wylewamy kilka łyżek sosu pomidorowego, tak by równą warstwą zakryć dno naczynia. Wykładać gotowe rurki. Z wierzchu obficie polać sosem pomidorowym. Dobrze by sos dotarł do wszystkich zakamarków pomiędzy rurkami. Posypać z wierzchu dodatkowym parmezanem.
Wstawić do lodówki na ok. 2-3 godziny, by suche canelloni zmiękło pod wpływem wilgoci sosu pomidorowego.
Zapiekać w piekarniku przez ok. 15 minut w 180 st.C.

czwartek, 1 listopada 2007

Tajskie ostre curry wieprzowe z dynią


Formalnie Festiwal Dyni zakończony już wczoraj, ale u mnie kulinarna zabawa z dynią trwa dalej. Jak się okazuje, dynia daje zbyt wiele możliwości, by odstawić ją teraz na boczny tor. Wszak sezon dyniowy wciąż trwa, a ja tak naprawdę dopiero zaczynam dynię odkrywać. ;-)
Na dzisiaj wybrałam ostre, wręcz palące (jak na moje podniebienie) danie. W sam raz, by rozgrzać się w ten świąteczny dzień, gdy odrobinę zziębnięci wróciliśmy do domu. To mój debiut jeśli chodzi o kuchnię tajską, więc wystartowałam z prostą i szybką w wykonaniu potrawą, a inspirację znalazłam w „Kuchni Azjatyckiej” („The Essential Asian Cookbook”). Curry podałam z ryżem basmati.



Ostre curry wieprzowe z dynią

1 łyżka oleju
1 łyżka czerwonej pasty curry
50 dag chudego mięsa wieprzowego, w grubych paskach lub kawałkach
250 ml mleczka kokosowego
250 ml wody
35 dag dyni (ja dałam 50 dag) pokrojonej w kostkę
1 łyżka sosu rybnego
1 łyżeczka drobnego brązowego cukru
1 czerwone chili, w cienkich plasterkach
świeże listki bazylii

Rozgrzać olej w woku, lub rondlu. Dodać czerwona pastę curry i mieszając krótko przesmażyć. Dorzucić pokrojone na kawałki mięso wieprzowe, smażyć aż będzie złotobrązowe. Wlać wodę, chwilę pogotować. Dodać mleczko kokosowe, dynię. Zmniejszyć ogień i gotować ok. 20 minut na małym ogniu, aż mięso zmięknie. Jednocześnie dynia się częściowo rozpadnie i curry stanie się zawiesiste. Pod sam koniec gotowania doprawić sosem rybnym i brązowym cukrem. Posypać chili i świeżą bazylią.
Podawać ciepłe.
Smacznego!

poniedziałek, 29 października 2007

Fazzoletti di seta al pesto

...czyli "Jedwabne chusteczki z sosem pesto".



To było pierwsze danie, na którym dłużej zatrzymałam wzrok, gdy lotem błyskawicy przebiegłam stronice "Włoskiej wyprawy Jamiego" . Kontrast żółtych płatków makaronowych z zielonym pesto bazyliowym zelektryzował mnie. Oczywiście makaron z pesto przyrządzałam i jadłam wielokrotnie, ale fotka makaronowych "chusteczek" Jamiego sprawiła, że doznałam uczucia odkrycia kompletnej nowości...

Jednak, gdy przyszło do realizacji, przepis na "jedwabne chusteczki", jak to najczęściej bywa, stał się tylko inspiracją, a nie wiernym odtworzeniem.
Jamie proponuje wykrawanie z surowego ciasta makaronowego - sporej wielkości kwadraty. Ja zmniejszyłam je do prostokątów na jeden spory kęs, za to nadałam im ozdobne wykończenie.
Jamie utarł świeże pesto, które z pewnością bosko pachniało. Ja z braku wystarczającej ilości świeżej bazylii - użyłam niestety gotowca ze słoika. W związku z czym danie Jamiego prezentuje się o niebo lepiej!
Dodatkowo dołożyłam niewielkie kawałki przyrumienionej piersi z kurczaka.


A oto moja wersja :

Świeże ciasto makaronowe:
20 dag semoliny
2 jaja

Z mąki i jaj zagniatamy ciasto. Formujemy wałek średnicy ok. 5-6cm, dzielimy go na 4 równe kawałki (wystarczy symbolicznie zrobić rys na cieście) i zwijamy w folię spożywczą, by nie obsychało. Z wałka odkrawamy po jednej części, wałkujemy do grubości ok. 1 lub 2 mm (używam maszynki do makaronu) i wycinamy sporej wielkości kawałki (Jamie mówi o "wielkości podkładki pod kufel").
W dużym garnku gotoujemy sporą ilość osolonej wody, w której ugotujemy płatki makaronowe, pamiętając by były jędrne i sprężyste. ;-)


1 pierś z kurczaka, doprawiona ulubionymi przyprawami
ok. pół szklanki pesto bazyliowego
garść świeżego parmezanu (u mnie był grana padano)
odrobina oliwy
listki świeżej bazylii do przybrania

W międzyczasie, gdy gotujemy wodę na makaron - kroimy doprawioną pierś kurczaka na paseczki. Obsmażamy na głębokiej patelni na odrobinie oliwy. Zdejmujemy z ognia. Dodajemy pesto. Na patelnię wrzucamy odcedzone płatki makaronowe (może dolać odrobinę wody z makaronu, jeśli całość wydaje się zbyt sucha). Wszystko razem mieszamy. Serwujemy posypanym świeżo startym parmezanem i listkami bazylii.
Smacznego
!

piątek, 26 października 2007

Dyniowe pyszności na Festiwal Dyni


Świętowanie z dynią już od dwóch dni trwa, a ja dopiero dzisiaj znalazłam czas, by na dłużej w kuchni się zatrzymać. Ale za to jak się rozpędziłam, to miałam ochotę przerobić jakieś 10kg dyni, które do domu przytargałam kilka dni temu, z myślą o Dyniowym Festiwalu. Na szczęście włączył się rozsądek gospodyni domowej. ;-)
Dynia jak dotąd, kulinarnie kojarzyła mi się tylko ze słodkościami. I tylko w słodkiej oprawie ją przyrządzałam. A tymczasem okazuje się, że dynia wytrawna jest przepyszna! Ileż traciłam do tej pory! Największa zachętą, by popróbować dyni na słono, był dla mnie blog Eli i Jej przepyszne zdjęcia. Co prawda, przygotowałam sobie wcześniej przepisy na dania z dyni, ale odłożyłam je na później. Potrawy prezentowane przez Elę, przemawiają do mnie szczególnie i musiałam, po prostu musiałam! zacząć właśnie od nich.

Dzisiejsza przygoda z dynią zaczęła się od potage z dyni. Cudowna, gęsta, kremowa, o pięknym kolorze. Lubimy zupy - krem, a smak tej przeszedł najśmielsze nasze oczekiwania. Jedynym odstępstwem jakie popełnilam - to odrobina cuminu, którego szczyptę, a może dwie, dodałam.


Potem był makaron z dynią, wędzonką i brokułami (przepis Eli) i to był strzał w dziesiątkę! Nawet mój przedszkolak - niejadek zjadł ze smakiem całą swoją porcję.
Mogę śmiało powiedzieć, że ten zapiekany makaron stanie się hitem w moim domu. :)Do swojej zapiekanki użyłam makaronu rigatoni.


Na koniec upiekłam ciasteczka dyniowe z płatkami owsianymi z przepisu Bajaderki.


Cytuję:

1 szklanka przecieru z dyni
½ kostki masła, w temperaturze pokojowej
¾ szklanki brązowego cukru
¾ szklanki cukru
1 duże jajko
1 łyżeczka zmielonego cynamonu
½ łyzeczki zmielonej gałki muszkatałowej
1 ¼ szklanki mąki
szczypta soli
1 łyżeczka proszku do pieczenia
¼ łyżeczki sody oczyszczonej
¾ szklanki płatków owsianych
1 szklanka posiekanych orzechów
1 szklanka rodzynków

Rozgrzać piekarnik do 190 st.C. Masło rozetrzeć na gładką masę, dodać oba rodzaje cukru i utrzeć aż masa będzie lekka i puszysta. Dodać dynię, jajko, cynamon i gałkę, dobrze ubić. Dodać mąkę, sól, proszek i sodę - dobrze wymieszać. Na końcu wsypać płatki owsiane, orzechy i rodzynki. Układać małe kopczyki na blasze i piec okolo 12-15 minut. Wystudzić na drucianej siateczce.

Z moich uwag: lepiej zrezygnować z jednej części cukru (np. białego), bowiem ciasteczka wychodzą niesamowicie słodkie.

wtorek, 23 października 2007

Aromatyczne pierożki z sosem rozmarynowym



Od czasu do czasu, zwykle przy okazji dłuższych zakupów, odwiedzam bar wegetariański. Greenway. :) Zachodzę tam raczej z niejakiego sentymentu jaki żywię do tej konkretnej marki, niż z powodu deklarowania wegetarianizmu jako takiego. Wegetarianką nie jestem, ale podniebienia moje i mojej rodziny, zdecydowanie przedkładają warzywa nad kotlet schabowy. ;-) W tymże Greenway'u jedno danie smakuje mi szczególnie. Pieczone pierożki (z nadzieniem pieczarkowo - cukiniowym) z białym sosem o smaku rozmarynu. Nazywają się "aromatyczne" i rzeczywiście takie są.
Pomyślałam, że warto pokusić się o samodzielne wykonanie podobnych. Z myśli przeszłam do czynu i takim sposobem zrobiłam pierożki, które, co tutaj ukrywać (nieskromność precz!) są jeszcze pyszniejsze, niż kupne.I warzyw w nich więcej i witamin więcej. Samo zdrowie. :)


Aromatyczne pierożki z sosem rozmarynowym

Ciasto drożdżowe:
25 dag mąki
125 g masła
1 jajo
ok. 115 ml mleka
½ łyżeczki drożdży instant (używam dr Oetkera)
1 łyżeczka soli
½ łyżeczki cukru

dodatkowo:
1 jajko do smarowania surowych pierożków

W garnuszku rozpuścić masło, dolać mleko. Gdy lekko przestygnie - wbić jajko i wszystko razem rozbełtać. Mąkę wymieszać z drożdżami, cukrem i solą. Przy pomocy robota, lub ręcznie w większej misce - połączyć wszystkie składniki. Wyrobić gładkie, eleastyczne ciasto. W razie potrzeby podsypać mocniej mąką, lub dolać mleka i dalej wyrabiać, aż ciasto przestanie kleić się do dłoni.
Przykryć miskę z ciastem folią spożywczą i odstawić do wyrośnięcia. Powinno podwoić swoją objętość.

Farsz:
1 cukinia średniej wielkości
1 bakłażan
30 dag pieczarek
1 mała czerwona papryka
2 szalotki
2 ząbki czosnku
sól, pieprz do smaku
szczypta suszonego oregano (świeże pewnie byłoby smaczniejsze)
2-3 łyżki dobrego oleju lub oliwy (ja do smażenia używam olej z pestek winogron)

Bakłażany pokroić w plastry ok. 1cm grubości. Wrzucić na ½ godziny do miski wypełnionej wodą z solą, by pozbyć się goryczki. Wyjąć, osuszyć. Zgrillować, lub obsmażyć na patelni (najlepiej na beztłuszczowej).
Szalotki drobniutko posiekać. Obrać czosnek.
Obrane pieczarki, paprykę, cukinię i zgrillowane plastry bakłażana - pokroić w kosteczkę.
Na patelni rozgrzać oliwę, krótko zeszklić na niej szalotki i wyciśniety praską czosnek. Dorzucić pozostałe warzywa. Posolić do smaku. Dodać oregano. Kilka minut dusić, mieszając co chwilę, aż warzywa zmiękną (lub do odparowania wody, którą warzywa puszczą). Na koniec doprawić pieprzem.
Zostawić do ostudzenia.

Wyrośnięte ciasto wyłożyć na stolnicę. Podzielić na 4 części - wałkować prostokąty. Wykrawać z nich kwadraty ok. 10x10 cm, nakładać na środku kwadrata po 1 łyżce farszu. Składać w kopertę, sklejając palcami brzegi i rogi. Gotowego pierożka układać zlepieniem do dołu, na blachę wyłożoną papierem do pieczenia, pozostawiając odstępy pomiędzy nimi.
Surowe pierożki smarować od góry rozbełtanym jajem.
Piec w piekarniku rozgrzanym do 160°C (termoobieg) aż do zezłocenia (ok. 15 minut).
Podawać polane sosem rozmarynowym.

Sos rozmarynowy:
1 kartonik śmietanki UHT 18% (200 ml)
1 gałązka drobniutko posiekanego świeżego rozmarynu
sól, pieprz do smaku

Na rozgrzaną patelnię wlać śmietankę. Doprawić rozmarynem, solą i pieprzem. Cały czas mieszając - doprowadzić do wrzenia. Pogotować kilka minut, do momentu gdy sos zacznie lekko gęstnieć. Polewać ciepłym.

Smacznego!


Wyszło mi 20 pierożków.

sobota, 20 października 2007

Muffiny kawowo - czekoladowe




Miewam takie momenty, gdy nagle, znienacka i zwykle w najmniej odpowiednim momencie - dopada mnie przeogromna ochota na coś słodkiego i pachnącego.
I najlepiej, żeby pasowało do filiżanki kawy (bez której notabene żyć nie potrafię). Oczywiście mogę zjeść kawałek dobrej czekolady, ale to nie to samo co świeże, domowe ciasto lub ciasteczko.
Najszybsze w wykonaniu są chyba muffinki. Pracy niewiele, a efekt mega - szybki i efektowny. Do tego nawet robota nie trzeba zaprzegać, bo wystarczy do wymieszania składników zwykła łyżka, lub trzepaczka. Im krócej i mniej dokładnie wymieszamy składniki - tym pulchniejsze i smaczniejsze muffinki wyjdą. Grudki w surowym cieście są mile widziane.
No i co ważne - muffinki przyjmują wszelkie dodatki. Można wrzucić cokolwiek i będzie dobrze.
Tym razem padło na czekoladę i kawę. Klasyczne połączenie. :)


Muffinki kawowe z gorzką czekoladą

Z podanych proporcji wychodzi mi 16 szt.

składniki suche:
2 szkl. mąki pszennej
¾ szkl. cukru
1½ łyżeczki proszku do pieczenia
½ sody oczyszczonej
¼ łyżeczki cynamonu
szczypta soli
1 tabliczka (100g) dobrej gorzkiej czekolady pokruszonej na kawałeczki
2 łyżeczki kawy rozpuszczalnej

składniki mokre:
2 jajka
125 g masła
1 szkl. maślanki
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii

posypka:
2 łyżeczki cukru
½ łyżeczki cynamonu

Rozgrzać piekarnik do temp. 180° C (termoobieg do temp. 160°C). Przygotować formę do muffinów, wyłożyć papilotkami lub wysmarować masłem.
W dużej misce wymieszać wszystkie składniki suche. W osobnym garnuszku rozpuścić masło, przestudzić. Dolać pozostałe mokre składniki - rozbełtać. Do miski ze składnikami suchymi - wlać mokre i razem wymieszać, ale krótko, tylko do momentu gdy z grubsza składniki się połączą.
Masę przekładać do foremek, do ok. ¾ wysokości.
Zmieszać cukier z cynamonem i posypać odrobinę po wierzchu muffinek.
Piec ok. 15 -20 minut (najlepiej sprawdzić patyczkiem - powinien byc suchy).
Smacznego!

wtorek, 16 października 2007

Chleba naszego powszedniego...

World Bread Day '07

...dzień dzisiaj mamy!

Bo czyż nie jest powszedni? Taki codzienny, najważniejszy...?
Był czas, gdy każdego dnia formowałam swoje domowe bochenki, na drożdżach i na zakwasie. W zależności jak w duszy grało. ;-) Na CinCin tyle przepisów było do wypróbowania, a co jeden to lepszy!
Nie ma nic smaczniejszego, niż pachnąca, ciepła jeszcze pajda świeżego chleba. Ileż silnej woli trzeba z siebie wydobyć, by nie oderwać kawałka buchającego gorącem, wyjętego prosto z pieca. A ten aromat! Słów nie starczy...;-)

I choć ostatnie obowiązki dnia codziennego zmusiły mnie do odwiedzania piekarni, to dzisiaj nie mogłam się nie przyłączyć do własnoręcznego zagniecenia ciasta chlebowego.
Wybrałam pieczywo, którym ostatnio zachwyciła na swym blogu Tatter. Baguettes na pate fermente.
Nie wyszły mi tak piękne, jak u Tatter. Trochę mniej wyrośnięte, dziurki pewnie zbyt duże, ale w smaku...cudo. :) Jak przyjemnie było poczuć u siebie w kuchni znów ten specyficzny zapach. A ma on w sobie ciekawą właściwość...poprawia humor. ;-)
Zatem do kuchni panie i panowie! Do kuchni! Do chleba!

Dzięki Tatter! :)

niedziela, 14 października 2007

Jesienne muffinki

Jesień jest pyszna, prawda?

Dla mnie nieodzownym symbolem tej pory roku są dynie. W sklepach, na targach - wszędzie się do mnie śmieją te pękate banie. Lubię je jeść, ale jeszcze bardziej lubię na nie po prostu patrzeć. Jest w nich coś wesołego, coś co sprawia, że łatwiej przyswaja się fakt odchodzącego lata.

Ale znakiem jesieni są także orzechy. Jeszcze świeże, jeszcze mokre, jeszcze o mniej aromatycznym smaku...jednak bez nich ani rusz! Czas szykować zapasy orzechowe, wszak to samo zdrowie.

Nie ma co zwlekać, trzeba korzystać z tych smakołyków, a są to niezwykle wdzięczne w kuchni przysmaki.

Dzisiaj przygotowałam ulubione przez moją rodzinę muffinki dyniowe z orzechami i rodzynkami. Na wskroś jesienne, aromatyczne, puszyste, wilgotne, przepyszne!


Muffiny dyniowe z rodzynkami



Przepis na te muffinki pochodzi od Bajaderki.
Cytuję:

1/2 kostki rozpuszczonego masła
3/4 szklanki puree z dyni
1/4 szklanki maślanki
2 jajka
3 łyżki melasy
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
2 szklanki mąki
1 1/2 lyżeczki proszku do pieczenia
1/4 łyżeczki sody oczyszczonej
szczypta soli
1 łyżeczka cynamonu
1/2 łyżeczki zmielonego imbiru
1/4 łyżeczka zmielonych goździków
szczypta zmielonej gałki muszkatałowej
3/4 szklanki brązowego cukru
3/4 szklanki rodzynków
3/4 szklanki posiekanych orzechów (niekoniecznie)

Piekarnik rozgrzać do 200 st.C, foremki na muffiny posmarować masłem lub wyłozyć papierowymi wkładkami. Przesiać suche składniki do dużej miski, dodać brązowy cukier i dobrze wymieszać. Dodać rodzynki i orzechy. Lekko przestudzone masło wymieszać z puree dyniowym, maślanką, jajkami, melasą i ekstraktem waniliowym, wlać do miski z suchymi składnikami i lekko wymieszać tylko do momentu kiedy obie masy są połączone - nie dłuzej, bo muffiny beda gumiaste i twarde. Przełożyć masę do foremek (można je dodatkowo posypać mieszanką 2 łyżek cukru, 2 łyżek posiekanych orzechów i 1/4 łyżeczki cynamonu) i piec około 20-25 minut - najlepiej sprawdzić drewnianym patyczkiem, powinien być suchy. Podawać ciepłe lub w temperaturze pokojowej.