Zdarzają się takie dni, że małżonek wraca do domu z pracy późnym wieczorem i z góry zapowiada, żebym nie czekała na niego z obiadem. Wykorzystuję takie chwile na przygotowanie sobie posiłku, na który raczej nie mam szans w pełnej obsadzie rodzinnej przy stole: dziecko kategorycznie odmawia spożycia, a mąż też potrafi pokręcić nosem, albo nawet zje, ale bez entuzjazmu. Zatem taki samotny dzień – to dla mnie szansa na coś, co tylko ja w naszym domu zajadam ze smakiem. Myślę, że i synek lubi takie chwile, bo wtedy łatwiej daję się namówić, na przygotowanie specjalnie dla niego mniej zdrowego posiłku typu frytki. ;-)
Tym razem przygotowałam dla siebie tagliatelle z krewetkami i awokado. Krewetki to poniekąd moje nowe odkrycie kulinarne. Wcześniej ich smak, ale chyba przede wszystki m wygląd, zupełnie mnie nie zachwycały. I nagle któregoś pięknego dnia wszystko się zmieniło. Okazało się, że krewetki są po prostu pyszne! W każdym razie, odkąd je na nowo odkryłam - szukam okazji do kolejnych degustacji. Zupełnie nie rozumiem dlaczego moja rodzina kręci nosem na takie pyszności! Przecież to rarytas dla podniebienia! Przynajmniej mojego. ;-)
Tagliatelle z krewetkami i awokado
Na 1 porcję:
Świeżo przygotowane tagliatelle
2 łyżki oliwy z oliwek
4 szt. krewetek królewskich (ja użyłam mrożonych, już oczyszczonych)
1 duży ząbek czosnku
sok z 1 limonki
sól, czarny pieprz do smaku
1 awokado – obrane, pokrojone w sporą kostkę
2 łyżki świeżo startych płatków parmezanu
2 łyżki posiekanej natki pietruszki
W garnku ze sporą ilością osolonej wody gotuję tagliatelle al dente.
W międzyczasie rozgrzewam oliwę na patelni. Wciskam ząbek czosnku i jednocześnie wrzucam krewetki. Przesmażam ze 2- 3 minuty, mieszając. Wlewam sok z limonki, doprawiam solą. Duszę jeszcze z jedną minutę, odparowując nieco sok. Na chwilę przed zdjęciem z gazu – wrzucam kawałki awokado. Przemieszam i wyłączam ogień.
W tym czasie odcedzam makaron i wrzucam na patelnię. Doprawiam czarnym pieprzem, posypuję parmezanem i natką pietruszki. Wszystko mieszam.
Mniammmm!
To nie koniec jednak rozpusty. Coś słodkiego by się zjadło. ;-)
Już dawno temu przymierzałam się do krajanki orzechowo- karmelowej Bajaderki, jednak wciąż i wciąż inne pyszności stawały na drodze. Ostatnio, podczas Orzechowego Weekendu, Caritka na swoim blogu przypomniała mi o tych bajaderkowych słodkościach. Wszystkie składniki były w domu, więc do dzieła!
Krajanka wyszła bardzo słodka i bardzo pyszna! Orzechy, karmel i czekolada, cóż może być pyszniejszego dla łasucha… ;-)
Krajanka orzechowo-karmelowa
Spód:
2 szklanki maki
1 szklanka brązowego cukru
140g masła
1 szklanka grubo posiekanych orzechów
Na wierzch:
3/4 szklanki brązowego cukru
3 łyżki słodkiej śmietanki
140g masła
1 szklanka posiekanej czekolady lub czekoladowych chipsów
Rozgrzać piekarnik do 180C. Mąkę, cukier i masło posiekać aż utworzą sie grudki (dobrze sie to robi w malakserze). Wysypać ciasto na blachę 33x23cm i lekko wcisnąć w dno formy. Piec około 15 minut aż ciasto lekko sie zrumieni.
Brązowy cukier, masło i śmietankę zagotować w małym rondelku, mieszać aż cukier sie rozpuści. Gotować 1 minutę mieszając od czasu do czasu. Zdjąć z palnika. Na podpieczone ciasto rozsypać posiekane orzechy, zalać karmelem i wstawić do piekarnika. Piec 15-20 minut, az ściemnieje i na powierzchni zaczną pokazywać się bąbelki.
Wyjąć z piekarnika i posypać czekolada - zostawić na kilka minut aby czekolada zmiękł, potem rozsmarować na całej powierzchni. Kroić na małe kwadraciki - bardzo słodkie!