niedziela, 31 sierpnia 2014

Kurki (wrześniowe Moje Smaki Życia)


Czas leci nieubłaganie (ależ odkrycie, prawda? :)). Dopiero co cieszyłam się pełnią urlopu i w jego trakcie zapowiadałam wekowanie z Moimi Smakami Życia.
A oto rozpoczynamy nowy rok szkolny (więc prawie tak jakbyśmy witali jesień) i czas również na zaproszenie do lektury kolejnego, wrześniowego wydania magazynu. 
 


niedziela, 24 sierpnia 2014

Niespodzianka i wyzwanie koktajl


Nie przepadam za niespodziankami. Tymi oczywiście, które mnie dotyczą i które mają trafić w moje ręce. Taki ze mnie dziwak. :)
Owszem, moment zaskoczenia jest przyjemny, ale pod warunkiem, że wcześniej nikt się nie wygada, że jakikolwiek upominek jest dla mnie szykowany... Gdy małżonek mój osobisty i całkiem prywatny, oznajmia mi, że za jakiś czas dostanę COŚ fajnego (na co rzekomo choruję / czekam od dawna / uwielbiam / tudzież o istnieniu tego czegoś nie mam pojęcia, ale na pewno mi się przyda) – dostaję szału! Staję się jak harpia, jak pantera, jak modliszka... I kąśliwa jak komarzyca. :D Skręca mnie z ciekawości tak bardzo, że robię się upierdliwa, namolna i wiercę przysłowiową dziurę w brzuchu tak długo, aż delikwent - mąż wymięknie i dla swojego świętego spokoju zaspokoi moją ciekawość.
Achhhh! W tym momencie spływa na mnie błogi spokój i już z radością włączam opcję kombinowania jak to będzie miło taki fajny, jawny prezent dostać...
Straszne, prawda? :D 

*********************
Haha! no dobrze, przyznaję - odrobinkę podkoloryzowałam. ;-) Jak każdy, lubię niespodzianki, a jeszcze bardziej uwielbiam, gdy sama je sobie wybieram. :D
Tyle prywaty.
 


wtorek, 19 sierpnia 2014

Kwiaty cukinii. Tarta.


Odsuwam od siebie myśl, że okres wakacyjny tuż tuż za nami... To niesprawiedliwe, że zima i wszechobecna ciemność zwykle wydaje się nie mieć końca, a słoneczne i promienne lato mija w okamgnieniu. Przecież powinno być odwrotnie, prawda?
Nie zaglądam jeszcze do zdjęć z letnich podróży, bo gdy człowiek zaczyna wspominać, to tak jakby już pożegnał się z latem. Próbuję odsunąć od siebie ten moment, naiwnie wierząc, że może choćby najmniejsza fala upału jeszcze mnie zaskoczy. I wygoni z miasta nad kaszubskie jeziora, choćby na chwilę, choćby na kilka prawdziwie upalnych godzin. :) 
W oczekiwaniu na ten moment, staram się nie przegapić żadnej okazji, by aktywnie spędzać wolne chwile. Uskuteczniam długie spacery, które notabene i tak zawsze kończą się na bliższym czy dalszym targu warzywnym. A w ostatnich dniach wprost całymi godzinami włóczyłam się po Jarmarku Dominikańskim – zwłaszcza po ulubionej jego części, przekopując się przez stosy staroci. Żałuję, że nie uaktywniłam popularnego obecnie licznika, by zmierzyć ilość przemierzonych kilometrów, a może i spalonych kalorii. :) O tym, jakie nowe skarby do stylizacji udało mi się w tym roku „wykopać” będzie na blogu niebawem. :) 



wtorek, 12 sierpnia 2014

Semifreddo z czarną porzeczką. Deser dla twardzieli. :)


Miesiąc temu, zanim spakowałam bagaże i uciekłam z rodziną na wakacyjne wojaże – rzutem na taśmę, zdążyłam jeszcze kilka razy przytargać z targu czarną porzeczkę. Nie powiem, że udało mi się nią porządnie nacieszyć, ale w przeciągu kilku dosłownie dni wycisnęłam tyle, ile tylko możliwości (zwłaszcza te czasowe) pozwoliły. Wystartowałam od wspomnienia PRL-u, czyli popularnego pleśniaka (ha! nawet dwukrotnie!) i ulubionego przez dzieci domowego kisielu. Potem przeszłam do nieco bardziej pracochłonnego wyczynu, angażującego całe mnóstwo naczyń (sic!) i ukręciłam bardzo puszyste, kremowe semifreddo - mrożony deser, który (uogólniając) troszkę przypomina lody, choć jest od nich zdecydowanie tłustszy, kaloryczniejszy i bogatszy w składniki.


wtorek, 5 sierpnia 2014

Racuchy z ricotty. Z bobem i miętą.


Pierwszy tydzień urlopu przynosi dziką radość i sporą dawkę emocji. Wiadomo: nowe i długo oczekiwane! :)
Niecierpliwie wypatrujemy kolejnych wędrówek, atrakcji, odkrywania nowych miejsc i smaków. Chwile biegną tak szybko, że chciałoby się postawić znak STOP, aby zatrzymać pęd czasu.
Wolniej! wolniej!
Ani się obejrzymy, a wkrada się tydzień drugi, znów szybko wydzierając dzień za dniem. Od tego pierwszego różni się tylko tym, że niebezpiecznie wzrasta nasze poczucie nieuchronnego powrotu do domu.