niedziela, 28 marca 2010

Gdyby..



Gdyby tak wyłączyć czas...
Gdyby święta nadeszły za dwa miesiące... (tydzień??? jak to tydzień???)
Gdybym miała pomysł na choćby jedno świąteczne ciasto...
Gdyby za oknem deszcz nie padał...
Gdyby wiosna zechciała w końcu być wiosną...
Gdyby mój R. umiał gotować...
Gdybym swoje dzieci widywała więcej niż tylko wieczorem...
Gdybym miała czas by w końcu kupić torebkę, która będzie pasowała do nowych pantofelków...
Gdyby moje ulubione studio fryzjerskie pracowało do 24...
Gdybym rano otwierała oczy z poczuciem wypoczęcia...
Gdybym mogła złapać aparat i po prostu pójść przed siebie...
Gdyby...
Gdybym nie musiała myśleć o tym co by było gdyby...

Ogłoszenie:
kupię maszynę do produkcji wolnego czasu.




Kołacze z wołowiną w ciemnym piwie
inspirowane przepisem Michela Rouxa z książki „Ciasta pikantne i słodkie”

płat ciasta francuskiego
200g cebuli (dałam czerwoną) – pokrojonej w 2cm kostkę
200g marchwi pokrojonej w kostkę lub plasterki
ok. 750g wołowiny bez kości, pokrojonej w 2-3cm kostkę
ok. 1 szkl. mąki, doprawionej solą – do obtoczenia mięsa
5-6 łyżek oleju (u mnie z pestek winogron)
ok. 250 ml ciemnego piwa (w oryginale cimne piwo angielskie)
ok. 400 ml bulionu (wołowego, choć ja użyłam warzywnego)
bouquet garni
250g małych pieczarek pokrojonych w ćwiartki
sól i świeżo zmielony pieprz

żółtko + 1 łyżka mleka do posmarowania ciasta

Pokrojone w kostkę mięso wrzucić do mąki wymieszanej z solą. Obtoczyć dokładnie.
W garnku o grubszym dnie rozgrzać 2 łyżki oleju. Wrzucić pokrojoną cebulę i dusić, aż do zeszklenia. Zdjąć z ognia i przełożyć zawartość do miseczki.
Wlać do garnka pozostały olej i rozgrzać. Włożyć kawałki mięsa i smażyć na dużym ogniu przez 3 – 4 minuty na złoto. Dorzucić do mięsa cebulę, oraz kawałki marchewki. Zalać piwem. Zagotować na średnim ogniu, zdjąć pianę, a następnie wlać bulion. Znów zagotować, zdjąć pianę i włożyć do garnka bouquet garni. Dusić na małym ogniu ok. 1 ½ – 1 ¾ godziny. Dołożyć pieczarki i dusić jeszcze ok. 15 min. Do tej pory przynajmniej połowa płynu powinna już odparować. Wyjąć bouquet garni, doprawić do smaku solą i pieprzem.
Rozłożyć nadzienie do 4 żarodopornych naczynek. Odstawić do ostygnięcia, a następnie włożyć do lodówki na min. 1 godz. (albo na całą noc, jeśli mięso przygotowujemy z wyprzedzeniem).
Nagrzać piekarnik do 180 st.C.
Z ciasta francuskiego wyciąć kawałki przybliżone kształtem do naczynek, tylko o nieco większym rozmiarze. Delikatnie nałożyć ciasto na naczynka, nadmiar odwinąć na jego boki, dociskając (ja zrobiłam odwrotnie, schowałam nadmiar do środka naczynek). Wyciąć niewielki otwór pośrodku każdej porcji, albo zrobić nożem po kilka nacięć. Posmarować ciasto rozkłóconym żółtkiem z mlekiem.
Ponownie wstawić do lodówki na 20 min.
Prosto z lodówki wstawić do nagrzanego piekarnika. Piec przez ok. 30-35 min. i od razu podawać.

czwartek, 18 marca 2010

Sałata z polotem


Lubię sałaty i sałatki. Zasadniczo wszystkie (no może poza tradycyjną śledziowo – jarzynową, której nie jadam odkąd pamiętam). Lubię takie zupełnie proste i te z trochę większym polotem. Szczyt spożywania sałat oczywiście przypada u nas w domu na okres letni, ale i poza nim – nie pogardzę zielonymi liśćmi w towarzystwie tego i owego. :) Najczęściej do miski wpadają pomidory świeże lub suszone, feta lub mozzarella, kapary lub oliwki, kawałek kurczęcia, sezonowe warzywa, świeże zioła, etc... I obowiązkowo dressing. Najchętniej na bazie oliwy (u mnie obowiązkowo extra vergine z pierwszego tłoczenia na zimno), cytryny, octu winnego lub kilku kropel balsamico. I nic do szczęścia więcej nie potrzeba. Szczęście znajduje się w zielonej zawartości talerza. :)


Dzisiaj propozycja sałaty (sałatki?) od Gordona Ramsaya. Muszę przyznać, że zanim zdecydowałam się na wypróbowanie tej propozycji – po wielokroć zaglądałam do książki i choć hipnotyzowało mnie apetyczne zdjęcie przy przepisie - nie mogłam się zdecydować. Trochę przerażało mnie zestawienie mięsa i świeżych owoców... Wiem, wiem, takie zestawienia to żadna nowość, ale ja owoce jadam raczej bez dodatków (z małymi wyjątkami dotyczącymi deserów).
Używając sportowej nomenklatury - ostatecznie zostałam pokonana, a sałatka z kurczaka, mango i awokado powaliła mnie na matę. :D To było świetne! Naprawdę pyszne!
Oczywiście klucz leży w smaku i konsystencji owoców. Awokado i mango muszą być dojrzałe, ale jeszcze w fazie, gdy nie są nadmiernie miękkie i włókniste. Inaczej klapa. Przejrzałe owoce stracą cały swój wizualny urok, a niedojrzałe będą miały niedostatki smakowe.
W stosunku do przepisu oryginalnego wprowadziłam dwie zmiany: po pierwsze wędzonego kurczaka zamieniłam na ugotowaną na parze pierś; po drugie pominęłam orzeszki piniowe (tak naprawdę po prostu o nich zapomniałam), ale jestem przekonana, że z nimi sałatka tylko by zyskała na smaku. Nic to, następnym razem nie zapomnę. :)
Zapraszam i polecam. :)



Sałatka z kurczaka, mango i awokado
wg Gordona Ramsaya ze „Zdrowej kuchni” - z moimi zmianami
na 2 porcje

1 twarde, ale dojrzałe owoce mango
1 dojrzałe owoce awokado
sok z cytryny
duża (pojedyncza) pierś z kurczaka
2-3 garści mieszanki sałat (u mnie rukola)
1 łyżka uprażonych orzeszków piniowych (u mnie brak)

Dressing:
1 łyżka soku z pomarańczy
1 łyżka soku z cytryny
1 łyżka oliwy z oliwek extra vergine (z pierwszego tłoczenia na zimno)
2 łyżeczki musztardy francuskiej (z całymi ziarenkami gorczycy)
sól morska (u mnie fleur de sel) – do smaku
świeżo mielony czarny pieprz – do smaku

Osoloną pierś z kurczaka ugotować na parze (lub w garnku osolonej wody – gotować dość krótko, inaczej mięso będzie wiórowate).
Mango obrać, odkroić miąższ od pestki, pokroić na cienkie plastry.
Awokado przekroić na pół, usunąć pestkę. Usunąć skórkę, miąższ pokroić w paski i skropić sokiem z cytryny, aby nie sczerniał.
Wymieszać wszystkie składniki dressingu.
Na talerzach ułożyć mango, awokado i sałatę. Polać dressingiem i ewentualnie orzeszkami piniowymi. Podawać od razu!
Smacznego!

niedziela, 14 marca 2010

100% żytni razowiec ( z zaparką). Weekendowa Piekarnia po godzinach.


Dziś moje pierwsze razy... Primo: pierwszy udział w Weekendowej Piekarnii po godzinach. Secundo: mój pierwszy całkowicie żytni chleb. Tertio: pierwszy wypiek z zaparką. Sporo tego. :)
Trochę miałam stracha, bo zaparka nie wyglądała szczególnie zachęcająco. :D Ani konsystencja, ani jej kolor – nie były zapowiedzią czegoś szczególnego. :D Jednak chęć upieczenia żytniego chleba była tak wielka, że postanowiłam zaryzykować ewenualną porażkę. Co prawda, nie miałam wątpliwości, że źródło przepisu jest tak dobre, że wspomniane wyżej ryzyko – maleje niemal do zera. Niemniej, licho nie śpi, a mnie od czasu do czasu obie ręce stają się lewe. :D
Na szczęście czarne scenariusze się nie spełniły. Popełniłam jednak błąd. Do wyrastania bochenka użyłam zbyt dużej foremki. Ciasto rosło i rosło, i rosło..., i ciągle nie było w stanie osiągnąć brzegów formy. Po blisko 6 godzinach dałam za wygraną i wrzuciłam do piekarnika ciągle zbyt niski bochenek.
Mój chleb wygląda dość niepozornie. Kromki są niskie i dłuuuugie. Ale smak rekompensuje niedostatki wizualne. Wspaniały, ciężki, wilgotny, lekko kwaskowy chleb! Prawdziwy żytni razowiec! Na zakwasie! Bardzo dobry! :)




100% chleb żytni z zaparką
przepis cytuję za Weekendową Piekarnią po godzinach

Zaparka:
240g gorącej wody
60g żytniej maki razowej

Zaczyn zakwasowy:
30g aktywnego zakwasu żytniego (100% hydracji)
85g wody
85g mąki żytniej razowej

Ciasto właściwe:
200g zaczynu zakwasowego żytniego razowego (100% hydracji)
100g wody temp.20C
300g zaparki
300g białej mąki żytniej (720) lub sitkowej
8g soli

1. Zaparka
Przygotować zaparkę zalewając żytnią mąkę razową gorąca woda (temp.90C), dokładnie wymieszać, pozbywając się większych grudek. Zostawić pod przykryciem na 14 godzin

2. Zaczyn
Wymieszać składniki zaczynu, przykryć i zostawić w temp 21C na 14 godzin.

3. Mieszanie
Wszystkie składniki ciasta połączyć ze sobą, wyrabiając na mokrym lub lekko naoliwionym blacie przez 5 minut.

4. Fermentacja główna
Ciasto ostawić w misce na 1 godzinę w 28C.

5. Formowanie
Bardzo lepkie i dość luźne ciasto przełożyć do naoliwionej chlebowej rynienki (2 funtowej).

6. Ostatnia fermentacja
Zostawić ciasto do wyrośnięcia na kilka godzin w temp pokojowej (ma urosnąć do brzegów foremki).

7. Pieczenie
Piec w piecu rozgrzanym do 260C przez 15 minut, następnie zmniejszyć temperaturę do 200C i piec jeszcze 40 minut. Przed wsunięciem chleba do pieca można wierzch posmarować odrobiną pozostawionej zaparki.
Po wyjęciu z pieca chleb całkowicie wystudzić, następnie zawinąć w lekko naoliwiony papier do pieczenia. Kroić chleb dopiero dnia następnego.

piątek, 5 marca 2010

Czosnek w roli głównej.


Bywa i tak, że na stole ląduje obiad, który powstaje praktycznie z niczego... Na szczęście bynajmniej, nie z powodu pustej lodówki, ale tak zwyczajnie – z braku czasu na dłuższe pobyty w kuchni. Prawdę mówiąc, w ostatnich dniach nawet krótkie pobyty zdarzają się tylko od przypadku do przypadku.
Gdy kolejny prosty makaron nie wchodzi w grę, bo w końcu ileż można... - wtedy po wielokroć wybawieniem stają się zupy kremowe. Uniwersalne, bo możliwe praktycznie z wszystkich warzyw. A jak sezonowych warzyw też brakuje – to mam pewniaka – zupę z czosnku. :) Pół godziny i talerz gorącej zupy z grzankami – ląduje na stole.
Tych, którzy się obawiają specyficznego, ostrego czosnkowego zapachu – uspakajam – nie jest tak źle. :) Gotowany (lub pieczony) czosnek staje się łagodny niemal jak baranek. :)


Kilka lat temu miałam okazję uczestniczyć w pewnym spotkaniu, na którym podjęto nas cateringiem z krakowskiej restauracji Paese, serwującej dania kuchni francuskiej. Wśród innych dobroci – była właśnie zupa czosnkowa. To właśnie wtedy próbowałam jej po raz pierwszy i od pierwszej łyżki – bardzo mi posmakowała. Jakiś czas później na CC znalazłam przepis na TĘ zupę z TEJ restauracji. :) Co jakiś czas – już teraz sama, w domu – przygotowuję ten krem. I wciąż z wielką przyjemnością zjadam zawartość mieszczki, której najważniejszym składnikiem jest zwyczajny czosnek... Zapraszam na czosnek w roli głównej. :) Oczywiście w biegu, bo nie mam czasu się zatrzymać. :D


Zupa czosnkowa
serwowana w restauracji Paese
cytuję za Jotką (z moimi minimalnymi zmianami)

1 główka czosnku (daję duuużą główkę)
4 ziemniaki
2 łyżki oliwy
listek laurowy
10 dag żółtego sera
sól, biały pieprz
pół bagietki na grzanki
1 l gorącej wody (używam domowego bulionu warzywnego)

Obrać ziemniaki, pokroić w kawałki. Obrać czosnek – pokroić w cieniutkie plasterki.
W garnku podgrzać oliwę, podsmażyć kawałki ziemniaków i ząbki czosnku. Zalać 1 l gorącej wody (lub bulionu), dodać listek laurowy, sól, biały pieprz.
Gotować do miękkości, ok. 20 minut.
Wyjąć listek, zupę zmiksować, dodać utarty ser.
Bagietkę pokroić na kromeczki, natrzeć czosnkiem, podsmażyć na patelni z obu stron.
Gorącą zupę rozlać do miseczek, wrzucić do każdej grzankę.
Smacznego!

wtorek, 2 marca 2010

Soba. Kurczak.Warzywa.


Co jakiś czas mam kulinarne nawroty. Mówiąc młodzieżowym slangiem – mam fazę. :D Jak się czegoś przyczepię – to nie poprzestaję na jednym wykonaniu, ale po wielokroć powracam. Fazy mam różne: na tamto i na siamto... Przychodzą i odchodzą, po jakimś czasie znów wracają.


Moja obecna przyszła kilka tygodni temu. A zaczęło się od wyjścia z R. do kina. Oprócz kina był też tajski obiad na mieście. Nic co bym już wcześniej nie jadła, ale to wystarczyło, by znów „zaskoczyć na azjatyckie smaki”. :D Zresztą właśnie TE smaki powracają do mnie dość regularnie.
Obecnie nastąpił wielki powrót soby... Smaczna nazwa, prawda? :)
Niewiele jej trzeba. Dobry sos sojowy to podstawa. Reszta według uznania. My lubimy tak...


Soba z kurczakiem i warzywami

1 pierś z kurczaka
3-4 łyżki sosu sojowego jasnego
1 ząbek czosnku
1 marchewka
1 mały por
garść pędów bambusa (z zalewy)
1-2 łyżki oleju arachidowego (zamiennie używam oleju z pestek winogron)
2 porcje makaronu gryczanego soba

Pierś kurczaka pokroić w kostkę. Czosnek drobniutko posiekać lub drobno utrzeć – wrzucić do sosu sojowego i wymieszać. Kurczaka zalać sosem - pozostawić na min. 30 min. lub dłużej (często przygotowuję dzień wcześniej i zostawiam na noc w lodówce).
Marchewkę obrać i pokroić w cienkie słupki. Pora umyć, osuszyć i pokroić po skosie w piórka. Pędy bambusa z zalewy odsączyć, w razie potrzeby pokroić w cienkie paseczki.

W garnku nastawić wodę do ugotowania soby.
W międzyczasie w woku, lub głębszej patelni rozgrzać olej. Wrzucić kawałki kurczaka i szybko przesmażyć - mieszając, tak by mięso ścięło się z wszystkich stron. Dodać marchewkę, pora i pędy bambusa. Podlać całość sosem sojowym pozostałym z kurczaka i znów często mieszając smażyć całość ok. 1-2 minut (warzywa powinny być lekko twardawe).
Odcedzić ugotowaną sobę, wrzucić do woka (patelni) i wymieszać z resztą składników. Podawać od razu.
Smacznego!