O swojej miłości do kaw pisałam już wielokrotnie. Zwykle w kontekście stricte kulinarnym, gdy prezentowałam ciasto lub deser z jej dodatkiem. Dzisiaj będzie podobnie; choć nieee...może jednak inaczej, bo na przykładzie konkretnej marki. Jakiś czas temu zostałam poproszona o wypróbowanie nowej na polskim rynku kawy. Gdyby szło o kostki rosołowe, czy inne zupki w proszku – właściwie nie byłoby tematu. Ale kawa to mój mały nałóg (szczęśliwie chyba jedyny, nie licząc nałogu fotograficznego... Hmm... czy pasja może być nałogiem?).
Douwe Egberts. Nie będę rozpisywać się o tradycjach tejże marki na świecie, czy powielać reklamowych informacji, które każdy zainteresowany znajdzie na stronie producenta, czy wielu innych portalach. Ja zajmę stanowisko czysto konsumenckie, od strony subiektywnych doznań. Szczersze tym bardziej, że nieopłacone.
A zatem:
Po pierwsze: pozytywne pierwsze wrażenie wzrokowe. Ładne, eleganckie opakowania – to rzecz, która dla mnie – estetki – ma niemałe znaczenie. Lubię otaczać się ładnymi przedmiotami, także w kuchni. Idealnie więc, jeśli na sklepowej półce mogę odnaleźć dobrą jakościowo zawartość w pięknym opakowaniu. Zarówno szklany słoiczek z kawą rozpuszczalną, jak i sztywne pudełeczko z kawą mieloną wyglądają po prostu zachęcająco. Do tego dochodzi jeszcze zaleta praktyczna, dotycząca głównie opakowania kawy mielonej, które to zostało zaopatrzone w bardzo wygodne, zamykane wieczko. Każdy kto narzeka na otwarte opakowania z wietrzejącą kawą – doceni to proste, acz pomysłowe rozwiązanie.
Po drugie: smak... No cóż, obie wersje: Gold i Black, bazujące na ziarnach Arabica – to po prostu moje smaki, takie jak lubię. W żadnej z wersji – nie wyczułam choćby najmniejszej kwaśnej nuty, która w mojej ocenie dyskwalifikuje kawę już w przedbiegach. Black jest mocna, wyrazista w smaku. Gold – delikatna, ale aromatyczna (to moja wersja późnopopołudniowa). Nie umiem powiedzieć, która lepsza. Dla mnie obie równie dobre.
I po trzecie: dopatrzyłam się pewnej „wady”. Otóż tak się składa, że mam niezwykle dobrze rozwinięty zmysł powonienia (doprawdy, czasem to w życiu przeszkadza, zwłaszcza, gdy w nocy zrywam się na równe nogi, bo wyczuwam np. zapach z oddalonego pożaru). I tenże mój nos wyczuł różnicę w zapachu świeżo otwartych kaw: rozpuszczalnej i mielonej. Może ktoś inny w ogóle nie zwróciłby na to uwagi (w sensie – nie wyczuł, bo różnica jest dość subtelna), ale dla mnie kawa rozpuszczalna pachnie mniej aromatycznie, niż jej mielona koleżanka. A ponieważ aromat kawy jest dla mnie równie ważny jak jej smak, więc osobiście biorę to za pewną małą niedoskonałość.
A teraz wracając do kawy w ujęciu kulinarnym, o którym była mowa w pierwszych zdaniach... Otóż przygotowałam niewielki kawowy deser. Może pomyślicie, że to co widać na zdjęciach – to dwukolorowa pitna kawa. Ale nie. :) Tego się nie pije, a przynajmniej nie w całości. :) Dolna warstwa to coś jakby galaretka..., albo bardziej kawowa panna cotta. Część górna – to bardzo słodki, schłodzony, kawowy syrop. Uwaga! Deser tylko dla osób kochających smak mocnej kawy! :)
Kremowy deser kawowy
wg przepisu z BBC Good Food
proporcje na 4 szklaneczki / pucharki
4 listki żelatyny
285 - 300 ml śmietanki kremówki (użyłam 36%)
1 łyżka drobnego cukru
4 ziarenka kardamonu – wyłuskane ze skorupki
300 ml zaparzonej gorącej mocnej kawy (u mnie rozpuszczalna Douwe Egberts Gold)
Namoczyć żelatynę w zimnej wodzie. Śmietankę, cukier, oraz kardamon włożyć do garnuszka i podgrzać na ogniu (ale nie zagotować). Zdjąć z ognia.
Rozmiękłą żelatynę dobrze odcisnąć z wody i włożyć do bardzo ciepłej śmietanki – mieszać do rozpuszczenia żelatyny. Wlać gorącą kawę – wymieszać. Rozlać przez sitko masę do czterech szklanek. Chłodzić min. 4 godziny (a najlepiej przez całą noc).
Kawowy syrop (baaardzo słodki):
200 ml zaparzonej czarnej kawy (u mnie rozpuszczalna Douwe Egberts Black)
200g drobnego cukru
2 łyżki Kahlua (zamieniłam na Baileys'a)
W garnuszku gotować przez kilka minut na małym ogniu zaparzoną kawę wraz z cukrem, aż ten się rozpuści, a płyn odrobinę zgęstnieje. Zdjąć z ognia i wmieszać Kahluę. Dobrze schłodzić.
Bezpośrednio przed podaniem kawowego deseru – wylać syrop na ściętą kremową masę.
Smacznego!