Do jedzenia pizzy prawdopodobnie nikogo nie trzeba namawiać. To kulinarny samograj, który choćby nie wiem jak często lądował na stole – nigdy się nie nudzi. Niby taki prosty, cieniutki drożdżowy placek, a za sprawą dodatków, za każdym razem może przynieść zupełnie inne doznania smakowe. Po wielokroć zastanawiałam się, czy mam swoją ulubioną wersję? Cóż, zadowalającej odpowiedzi nie znalazłam do tej pory. Sprawa jest niejednoznaczna, bo jak się okazuje – wszystkie są najlepsze. :)
piątek, 25 września 2015
Gruszki, boczek, trochę zdrowej pleśni i top lista.
Do jedzenia pizzy prawdopodobnie nikogo nie trzeba namawiać. To kulinarny samograj, który choćby nie wiem jak często lądował na stole – nigdy się nie nudzi. Niby taki prosty, cieniutki drożdżowy placek, a za sprawą dodatków, za każdym razem może przynieść zupełnie inne doznania smakowe. Po wielokroć zastanawiałam się, czy mam swoją ulubioną wersję? Cóż, zadowalającej odpowiedzi nie znalazłam do tej pory. Sprawa jest niejednoznaczna, bo jak się okazuje – wszystkie są najlepsze. :)
środa, 23 września 2015
Bakłażany wg Yotama O. (OOO! jakie cudowne!)
Ilekroć zaglądam do książek Yotama Ottolenghi (a niestety mam tylko dwie pozycje), zwyczajnie nie mogę się od nich odkleić. I wyjątkowo jak na mnie - nie chodzi o to, że tak bardzo zatracam się w fotografii, bo te akurat w książkach Ottolenghi'ego są dość proste i oszczędne, zarówno w ilościach (bo tylko część przepisów jest zilustrowana), jak i w stylizacjach potraw. Bohaterem książkowych stronic nie stają się gadżety, ale potrawa. Albo wybrany składnik.
Normalnie pewnie kręciłabym trochę nosem, bo większość kulinarnych książek zbieram – o ironio! - wcale nie dla przepisów, ale dla fotografii właśnie. :)
czwartek, 17 września 2015
Kruszonka kontra pozostała reszta świata. Serowiec z jeżynami.
Historia ciasta, z którym dzisiaj tutaj przychodzę zaczęła się od kruszonki. :)
Nie od kupionych owoców, twarogu, czy czego tam jeszcze... W zasadzie to dość nietypowa kolejność, trochę jakby wypiek powstał od końca.
A wszystko przez to, że zachciało mi się fajnej kruszonki. Tak po prostu. A w zasadzie nie po prostu, ale szaleńczo. Tak szaleńczo, jak wielkie jest moje uwielbienie do tej niepozornej, sypiącej się, często zbyt słodkiej części ciasta.
środa, 16 września 2015
Małe co nieco z batata
Z wyglądu przypomina swojskiego kartofla, w smaku – kojarzy mi się z dynią.
Nie przypuszczam, aby słodki batat kiedykolwiek zastąpił ziemniaka w tradycyjnej kuchni polskiej, ale osobiście nie mam nic przeciwko temu, by na inne sposoby urozmaicał nasze talerze.
Ot, choćby takie pieczone frytki... Te mogłabym jeść nawet codziennie. :)
Ale frytki to dopiero początek pysznej batatowej góry lodowej. Moja lista ulubionych potraw na bazie wilca ziemniaczanego (innymi słowy: batata) sukcesywnie rośnie. Są tam i pikantne, rozgrzewające curry, i delikatne zupy, i treściwe gulasze, i zapiekanki, i deserów również nie brakuje.
piątek, 11 września 2015
Trzy kolory. Stir – fry z wołowiny i papryki.
Do przygotowania tej potrawy potrzebne są dwa najważniejsze elementy: przyzwoity wok (który ewentualnie można zamienić na porządną, dużą, głęboką patelnię) i najlepszej jakości wołowina. Rzekłabym, że składnik ostatni ma zdecydowanie kluczowe znaczenie. Trzeba zapomnieć o gulaszowych ścinkach, czy częściach tuszy przeznaczonej do długiego duszenia.
Stir- fry to popularna metoda, wywodząca się z kuchni dalekowschodniej, polegająca na bardzo szybkim, krótkim smażeniu – i co niezwykle ważne - w wysokiej temperaturze.
Z tej przyczyny potrzebne będzie mięso jak najbardziej delikatne i soczyste, inaczej klapa murowana. Najlepiej sprawdzą się górne części wołu, a więc kawałek zrazowej krzyżowej lub górnej, bądź polędwica. W grę wchodzi jeszcze antrykot i rostbef. W każdym wypadku trzeba mieć na uwadze, aby mięso było maksymalnie świeże.
poniedziałek, 7 września 2015
Kurka wodna...!
Kurki to w zasadzie jedyne leśne grzyby, na które zawsze niecierpliwie czekam. Jako, że słaba ze mnie grzybiarka – innych gatunków na wszelki wypadek unikam. Zresztą, nie będę kozaczyć - prędzej bym się w lesie potknęła o grzyba, niż cokolwiek sama uzbierała. Z tejże to przyczyny, zbieranie leśnego runa pozostawiam innym. :)
Tymczasem aura tego lata spłatała nam niezłego figla (tylko jak tu na słońce narzekać, zwykle psioczymy, że zimno i mokro ;-)) i zamiast kurek, mamy głównie wspomnienie zeszłorocznych. Bo te w obecnym sezonie wydają się być prawdziwym luksusem. Sucho jak pieprz, to i pieprznik jadalny nie obrodził. ;-) Kupienie ładnych okazów graniczy z cudem, a cena – nawet tych, wyglądających jak zasuszone korniszonki – przysparza o ból zębów.
Subskrybuj:
Posty (Atom)