Do tego to był mój pierwszy pełny rok blogowania. :) Prowadzenie tego bloga sprawia mi ogromną, wręcz dziką przyjemność. I choć może czasem przynudzam (każdemu może się zdarzyć, prawda?'-) ) - to staram się z całego serca, by to miejsce było jak najbardziej przyjazne... nie dla mnie rzecz jasna (mnie wystarcza sam fakt, że mogę prowadzić ten mały zakątek w przepastnym necie), ale dla wszystkich sympatyków, którzy do mnie zaglądają, motywując mnie tym samym do dalszych kulinarnych poszukiwań i starania się, by potrawy, którymi Was wirtualnie raczę – wyglądały jak najapetyczniej, a w realu – smakowały jak najlepiej.
Dziękuję za wszystkie przemiłe i ciepłe słowa, których nie żałowaliście mi przez cały rok. Szczególnie cieszą mnie chwile, gdy czytam, że podjęliście próbę sprawdzenia przepisów u mnie zamieszczonych. To ogromnie miłe uczucie! Tym bardziej jeśli i Wam smakowało! ;-)
Mam nadzieję, że Nowy 2009 Rok będzie dla Was wszystkich pomyślny pod każdym względem!
Niech Stary Rok zabierze ze sobą wszelkie smutki i troski, jeśli takie istniały.
Życzę, by każdemu z Was nie zabrakło tego co w życiu najważniejsze: cennego zdrowia, miłości osób najbliższych, jak i tych bardziej przyziemnych, acz niezwykle ważnych spraw – choćby dobrej, satysfakcjonującej pracy. :)
Tego życzę i Wam, i sobie!
A więc: Do Siego Roku!!! :)
Niech Stary Rok zabierze ze sobą wszelkie smutki i troski, jeśli takie istniały.
Życzę, by każdemu z Was nie zabrakło tego co w życiu najważniejsze: cennego zdrowia, miłości osób najbliższych, jak i tych bardziej przyziemnych, acz niezwykle ważnych spraw – choćby dobrej, satysfakcjonującej pracy. :)
Tego życzę i Wam, i sobie!
A więc: Do Siego Roku!!! :)
A na sylwestrową noc (a w moim przypadku - właściwie na wieczór) przygotowałam jeden z najlepszych moim zdaniem (zaraz po tiramisu) deser. :) Crème brûlée – klasyk nad klasykami! Można się sprzeczać co w nim jest najwspanialsze: czy kremowa, gładka, idealnie aksamitna konsystencja, czy jedyny w swoim rodzaju smak jaki dają ziarenka wanilii, czy może skarmelizowana cukrowa skorupka... A może wszystkie wymienione cechy powodują, że to deser, któremu nie sposób się oprzeć...? Moje hasło: Crème brûlée na co dzień i od święta!
Crème brûlée
500 ml śmietanki kremówki (dałam 30%)
1 duża laska wanilii
6 żółtek
5 łyżek drobnego cukru (użyłam białego)
ok. 7 -10 łyżeczek brązowego cukru trzcinowego lub muscovado
Piekarnik nagrzać do temperatury 100 st.C. Przygotować wodną kąpiel.
Śmietankę wlać do rondelka. Laskę wanilii przekroić wzdłuż na pół i ostrzem noża zdjąć ziarenka – ziarenka i obie połówki laski wrzucić do śmietanki. Rondelek postawić na ogień i mieszając od czasu do czasu – zagotować. Zdjąć z ognia, wyłowić laski wanilii (już nie będą potrzebne, służyły tylko do dodatkowego aromatyzowania). Odstawić śmietankę do lekkiego ostudzenia.
W misce wymieszać żółtka z 5 łyżkami drobnego cukru – nie ubijać! tylko delikatnie połączyć, tak by masa nie została napowietrzona.
Do masy jajecznej, cały czas ostrożnie mieszając - dodawać stopniowo ciepłej śmietanki – najpierw po jednej łyżce, a potem aż do wyczerpania płynu.
Nalewać (przez sitko) gotową masę do niskich, szerokich naczynek żaroodpornych (ja użyłam płaskie foremki do tartaletek o średnicy 11 cm).
Piec w piekarniku w kąpieli wodnej ok. 45 – 50 min. aż masa się zetnie (dotknięta palcem powinna być sprężysta, nieco „budyniowa”). Wyjąc z piekarnika i ostudzić.
Chłodzić w lodówce min. 4-5 godzin.
Bezpośrednio przed podaniem – każdą porcję posypać cieniutką warstwą 1-2 łyżeczkami (w zależności od wielkości foremek) brązowym cukrem i skarmelizować przy pomocy palnika.
Smacznego!