poniedziałek, 26 lipca 2010

Pourlopowo. Czereśniowe babeczki z kardamonem.


I znów długo mnie było. Tym razem (szczęśliwie dla mnie) z bardziej przyjemnych powodów. :) W myśl zasady, że wszystko co dobre – szybko się kończy - mój 2-tygodniowy urlop nieubłaganie dobiegł końca. Gdzie byłam, opowiem w kilku krótkich słowach, mam nadzieję, już niebawem. Wpierw muszę ogarnąć cały mój fotograficzny majdan... A nie będzie to łatwe, bo wybranie 4 czy 5 fotografii z 2 tysięcy – to nie lada wyzwanie. :D
W każdym razie, wróciłam zadowolona, opalona, lżejsza o kilka „wychodzonych” kalorii, za to cięższa o kilka miłych drobiazgów. :)


Powrót do domu był jak skok na główkę do wody. :) Od razu, z grubej rury, przyszło mi wpaść w codzienny rytm: praca – dom – praca... Jakoś poszło. ;-) Kilkudniowa pourlopowa adaptacja przebiegła pomyślnie. :)
Moja najważniejsza myśl, która nieustannie krążyła mi po głowie tak podczas urlopowego wyjazdu, jak i w czasie drogi powrotnej to: ile straciłam podczas nieobecności ze smacznych, sezonowych, polskich owoców i warzyw? Jak się szybko okazało – nic mnie nie ominęło. Na straganach wciąż dużo, a nawet więcej, niż wtedy, gdy wyjeżdżałam. :) Jest w czym wybierać, z czego zamierzam (jak zwykle) z wielką przyjemnością i smakiem - korzystać.


Zanim jednak na nowo wpadnę w swój kulinarny rytm, chciałabym się podzielić zaległym przepisem, który miał się na blogu pojawić tuż przed moim wyjazdem. Nie udało się. Doba nie chciała być gumowa. :D
A piekłam małe słodkości. Z niespodzianką w postaci pięknych, dorodnych czereśni. :) Muszę powiedzieć, że za każdym razem, gdy decyduję się na wypiek z ich udziałem – doznaję wprost irracjonalnego uczucia nieszczęścia. :D Bo przecież najpyszniejsze czereśnie to te surowe! :) Trudno powiedzieć ile silnej woli muszę wkładać w to, by nie wylądowały w moim brzuchu od razu, już w drodze ze straganu do domu... :D
Jak widać na załączonych zdjęciach – udało się. :) A my ze smakiem podjadaliśmy migdałowe babeczki, pachnące delikatnie kardamonem i cytryną, i skrywające słodkie owoce. :)


Czereśniowe babeczki z kardamonem
ok. 18-20 babeczek w foremkach muffinkowych

200g masła w temp. pokojowej
2 jaja w temp. pokojowej
1 szkl. cukru
2 szkl. mąki
¾ szkl. migdałów mielonych
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1 łyżeczka mielonego kardamonu
szczypta soli
otarta skórka z 1 cytryny
150 ml mleka

czereśnie (ok. 20 szt.)

Piekarnik rozgrzać do temp. 190st.C. Przygotować foremkę do babeczek / muffinek. Zagłębienia foremek wyłożyć papierkami do pieczenia lub wysmarować masłem i obsypać mąką.
Wszystkie suche składniki (mąka, cukier, mielone migdały, sól, proszek do pieczenia, kardamon i skórka cytryny) wymieszać razem w osobnej misce.
W drugiej misce masło utrzeć z cukrem do białości. Nie przerywając ucierania – dodawać po jednym jajku. Następnie dodawać naprzemiennie po kilka łyżek wymieszanych składników suchych i mleka. Ucierać, aż do wyczerpania dodawanych składników.
Nakładać ciasto do 2/3 wysokości przygotowanych foremek. Na wierzchu każdej babeczki wkładać po jednej czereśni, lekko dociskając w ciasto.
Piec ok. 30 min. Patyczek włożony w babeczkę powinien być suchy.
Smacznego!

sobota, 3 lipca 2010

Miętowe strączkowe, gdy lato cieszy. :)



Fajne rzeczy się dzieją. :) No fajne i już! :) Po pierwsze: jest lato! Lato! Lato! :) Ciepło i słońce, sandałki i spódniczki, czerwieniące się maki i motyle. Po drugie: looody! Duuużo lodów! Lody na każdą okazję i bez okazji też. :D Po trzecie: w pracy uwijamy się jak mrówki, plecy bolą, ale nic to! bo wygrany konkurs dodał skrzydeł, szampan się polał, a nam wszystkim wyrosły skrzydła i mamy chrapkę na kolejne nagrody. :D



Po czwarte: zbliża się urlop. :) Dużymi krokami. Siedmiomilowymi. I oczami wyobraźni już widzę się w pięknych okolicznościach przyrody... :D Mam zamiar... cieszyć się wspólnymi chwilami z rodziną i... nie rozstawać się z aparatem. :D



Po piąte: stragany się pięknie zielenią i czerwienią, i choćby nie wiem jak bardzo zmęczona z pracy wracam – nie potrafię sobie odmówić przyjemności, by w drodze powrotnej wstąpić na zakupy. Kilogram truskawek dziennie – to standard. Czereśnie też prawie codziennie lądują w torbie. Miejsce też znajduje się dla młodej marchewki, którą namiętnie chrupię, zwłaszcza w pracy. :) I fasolka szparagowa – moja miłość!
Czasem bób lub groszek się do mnie uśmiechnie, a ja do niego. :)

Echhh..., jak ja lubię lato!



Sałatka ze strączkowych z miętą
ok. 3 porcje

ok. 300g bobu
kilka garści strączków groszku cukrowego (miałam 300g)
1 puszka ciecierzycy – odcedzona z płynu
ok. 70-100g boczku wędzonego, cieniutko krojonego
1 czerwona cebula – pokrojona w piórka lub kosteczkę
kilka sztuk pomidorków koktajlowych
sól, pieprz do smaku
sok z ½ cytryny
duża garść poszatkowanych liści mięty
2-3 duże garście świeżej rukoli

Bób ugotować w osolonej wodzie (lub na parze) do indywidualnie lubianej miękkości. Odcedzić, lekko ostudzić i obrać ze skórki. Groszek wyłuskać ze strączków.
Na patelni podsmażyć cienko pokrojony boczek (jeśli jest mało tłusty – lekko spryskać patelnię oliwą). Dorzucić pokrojoną cebulę i dusić kilka minut, aż ta się zeszkli i zmięknie. W razie potrzeby, można podlać odrobiną wody i poczekać aż wyparuje.
Wrzucić na patelnię bób, ciecierzycę, groszek cukrowy, pokrojone na połówki pomidorki koktajlowe. Doprawić do smaku solą, pieprzem, sokiem z cytryny, oraz dodać poszatkowaną miętę. Całość wymieszać i od razu zdjąć z ognia.
Podawać na ciepło z rukolą i pieczywem.
Smacznego!