Mam takie okresy, że z niejasnych dla mnie samej powodów - przyczepię się do czegoś jak rzep do psiego ogona i gotuję lub piekę wciąż, i wciąż to samo. Do upadłego. :) Zupełnie jak teraz.
Aż dziw bierze, że po siódmym, czy może już ósmym (straciłam rachubę) – ciągle tym samym wypieku – jeszcze możemy na niego patrzeć... Ba! Ciągle możemy go jeść. :)