czwartek, 12 sierpnia 2010

Placek z owocami dla zakręconych inaczej...

Sprawa ma się tak: dzisiejszy wpis jest poniekąd na zamówienie. Dzisiejszy wpis jest z dedykacją. :) Dość szczególną, bo poświęconą moim koleżankom i kolegom z pracy. :) Dlaczego o nich i dla nich? Bo to osoby, które tworzą klimat miejsca, w którym spędzam połowę dnia. Bo z nimi pracuję. Bo z nimi piję kawę i jadam posiłki. Bo z nimi rozprawiam o kulinariach i polityce. Bo dzielimy się emocjami. Bo narzekamy na podobne sprawy. Bo podobne nas bawią. Bo wszyscy mają dystans i potrafią się śmiać z samych siebie. Bo nadajemy na podobnych falach. Bo z przyjemnością każdego dnia otwieramy drzwi pracowni. Bo u nas jest... zajefajnie... :D
Z tych, oraz tysiąca innych powodów, przedstawiam dzisiaj najbardziej odjazdowy po tej stronie globu zespół architektów. Panie i panowie, zaczynam od płci pięknej. I alfabetycznie, żeby baby się nie potłukły. :D



Po pierwsze: Dorotka, zwana przez nas Doris.
Doris spodziewa się dziecka. Zasadniczo od niedawna, informacją o czym raczyła się podzielić, gdy ja urlopowałam. ;/ Nie wiem jak mogła mi to zrobić! Moja Doris! Przecież siedzimy biurko w biurko i razem chrupiemy marchewki! Doprawdy, mogła chyba poczekać z tymi sensacjami (przecież jasne, że nie z ciążą) na powrót swojej T...Aj, pominę milczeniem, mogła poczekać na mój powrót ?! :D
Doris jest malutka, drobniutka i wielbi czerwony kolor. I torebki. Ponoć ma ich 25 sztuk. :D A to jeszcze nie jest jej ostatnie słowo w tej kwestii... Doris ogląda bajki dla dzieci i wielbi Pet Shopy. Rozkłada i składa komputery, podpina monitory, dyski i Bóg jeden wie co jeszcze potrafi wpiąć, wypiąć, lub zapiąć...
Doris porządkuje. Porządkuje wszystko, wszędzie, nałogowo, szaleńczo i co najmniej tak namiętnie jakby chodziło kochanie... :D Myszkę swoją pucuje z 5 razy dziennie (komputerową rzecz jasna, o innej nic nie wiem). Pucuje na błysk i poślizg.
Z Dorotą lepiej nie zadzierać. :D Co prawda, w pracowni jest łagodna jak baranek (którego o mały włos nie adoptowałam), ale gdy załatwia tzw. „sprawy” - to konkretnie. Drżyjcie przed nią panowie budowlańcy! (i pracownicy PZU!). Bo z Doris nie ma żartów! :D



Po drugie: Kasia vel Gretchen.
Moi drodzy, Kasia jest piękna! Mówię Wam, chodzący ideał. W sumie siedzący też. W obu pozycjach prezentuje się równie atrakcyjnie, zwłaszcza gdy pierś wypnie do przodu. Długie blond włosy, figura jak z wybiegu i niebieskie oczy. Cera od niedawna na kuracji wazelinowej.
Kto by powiedział, że to matka i żona... Niestety! Gretchen jest w posiadaniu małżonka Dextera! Wielka to strata dla wszystkich facetów, którzy robią maślane oczy na widok pięknej Katarzyny. A trochę ich się po pracowni przewija każdego dnia. Śmiem przypuszczać, że gro z nich przychodzi tylko dla Gretchen! Niestety powtórnie! Piękna Katarzyna wydaje się być nieczuła na umizgi i zaloty. Niestety po raz trzeci! Gretchen ma jednak pewną słabość... nie do czego jednak, a do kogo... Pan Lucek to..., pan Lucek tamto... Jeśli komu w pracowni zaszwankuje komputer, to jasne, że piękna Katarzyna gmerała w ukryciu, by ściągnąć do pracowni pana Lucka... :D Ale oczywiście Gretchen prędzej sczeźnie, niż się do tego przyzna. :D Na nieszczęście Katarzyny, pan Lucek (chyba) nie czuje mięty... :D W sumie na szczęście, bo Dexter przecież jest w pobliżu i czuwa. :D
Ps. Sczeznąć według Gretchen oznacza – cytuję dosłownie: „sklęsnąć się w sobie i paść”. :D Cokolwiek to znaczy. :D



Po trzecie: Maja czyli Pamela.
Pamela, ach Pamela...! Uosobienie kobiecości! Ten biust! Ta talia! I wszystko naturalne, zero naciągania, zero odsysania, zero liftingu! Bo Pamela moi drodzy – to kobieta czynu! Zdrowe śniadanka, zdrowe sałatki, pomidorki, czasem nawet jakiś bigosik ze świeżej kapustki się urodzi, ale zasadniczo, jak na gwiazdę przystało – Pamela po prostu realizuje program „w zdrowym ciele – zdrowy duch” i ma wykupione wszystkie możliwe karnety świata: siłownia, pajace (czytaj: aerobic & co.) i tym podobne. Żeby nie było: realizowane niemal codziennie. Do tego rower 5 razy w tygodniu (no może 3) – to chleb powszedni wysportowanej na wszystkie strony Pamelci.
Myślicie, że to koniec??? Ach! Bynajmniej! Słuchajcie uważnie, bo powiem to tylko raz i nie będę powtarzać: Pamela walczy! Uważajcie mężczyźni, bo zadarcie z tą kobietą – może być przykrym przeżyciem... Kick boxing to argument przeciwko nieuprzejmym gościom... :D
Na koniec, nie mogę nie wspomnieć o telewizyjnej karierze Pameli. Jednak coby nie powiedzieć, nadane imię (o pardon! sceniczny pseudonim) – zobowiązuje. :D


Po czwarte: Patryk, o konspiracyjnym pseudonimie: Dexter.
Tak, tak! Ten sam, co był wspomniany przy pięknej Katarzynie. Bo Dexter jest szczęśliwym (jak sądzę) małżonkiem blond anielicy.
Dexter ma ze 2 m wysokości, a może nawet i więcej..., kto to zgadnie? Przecież i tak nikt w pracy nie podskoczy tak wysoko z miarką. W sumie może dalmierz dałby radę rozwiązać tę spędzającą z powiek tajemnicę... :D
Nie wiem na pewno, czy Dexter ma coś wspólnego ze św. Patrykiem, ale sądząc po jego wrodzonej łagodności – to wielce możliwe... Milion nagrody dla tego, kto złapie Dextera gdy rzuca mięsem. Pół miliona dla tego, kto dostrzeże na jego twarzy choć cień irytacji... :D Trudno powiedzieć, czy Dextera cokolwiek rusza... Kamienny spokój w każdej sytuacji. Dostojny prawie jak Wenus z Milo... Ups, znaczy jak boski Apollo. :)
Boskość – boskością, jednak Dexter to prawdziwy mężczyzna. Taki z krwi i kości. A prawdziwy mężczyzna nie jada miodu. Prawdziwy mężczyzna żuje pszczoły. Dexter zdecydowanie miodu nie jada...


Po piąte: Maciej, a konkretnie Leoncio.
Leoncio, moi drodzy, to prawdziwe ciacho. Może nawet kremówka. :D Z mega odlotowym, odjazdowym, wypasionym tatuażem na... Nie, nie..., to miejsce pomińmy milczeniem... :D Dość powiedzieć, że tattoo o indiańskim motywie zachwyci każdą kobietę. Każdą. Każdą rasową kobietę. No dobra, nierasową też. (Ps. u nas nierasowych nie ma rzecz jasna :D). Nie powiem ani słowa o tym co się działo, gdy tajemnica tatuażu została przypadkiem odkryta... Albo powiem... Albo nie.
W każdym razie, szczęśliwa małżonka Leoncia...! Ona tam zagląda każdego dnia... :D
Poza tym Leoncio ma ciężkie życie. Nooo..., nie dosłownie rzecz jasna... :) Facet z takim tatuażem nie może przecież narzekać na ciężkie życie. :D Co najwyżej na nadmiar wrażeń. :D A tych zapewne Leonciowi nie brakuje... Gdzie Leoncio nie wdepnie – tam kobiety, kobiety, kobiety... Niestety, wszystkie nadmiernie rozgadane. :D Żeby jeszcze gadały z sensem, a tymczasem plotą trzy po trzy, a nawet piąte przez dziesiąte.
A Leoncio tymczasem lubi spoookój... i ciiiiiszę... I wszystkie słodycze świata. A! I kawę! Kawę Leoncio lubi najbardziej. :)
Uprasza się wszystkie fanki Leoncia (nie fanki też, w końcu co im szkodzi) – o mocne trzymanie kciuków za niego, bo zbliża się wielkimi krokami godzina ZERO! Już za momencik, już za chwileczkę Maciej vel Leoncio zakończy żywot studencki. A my będziemy świadkami narodzin mgr inż. arch. Leoncia. :D



Po szóste i siódme: Agnieszka i Jędrzej.
No nie razem. Osobno. Ale będzie razem, bo oni dołączyli do naszego zespołu na okres wakacyjny, na studenckie praktyki.

Agnieszka. Agnieszka nie ma ksywy. Wielkie to zaniedbanie i jakoś naprawić by wypadało, ale nie dzisiaj, nie teraz, bo to zbiorowe zadanie i burzę mózgów wpierw przejść trzeba.
O Agnieszce trudno cokolwiek powiedzieć... Cicha, spokojna, mówi niewiele... Widać czyny, ważniejsze u niej niż słowa. Agnieszka może i nie ma pseudonimu, ale za to ma talenty. Urodzona artystka! Kto zobaczy jej magiczne pudełeczko z biżuterią – ten pojmie wszystko. Zwinne paluszki Agnieszki, tutaj przytną, tam zagną, tu wywiną... rachu ciachu i gotowe.
W tajemnicy Wam powiem, że Agnieszka ma pióra. Prawdziwe! Zielone! Prawdę mówiąc, przez te pióra zzielenieć z zazdrości można! Która kobieta nie chciałaby się okryć pawimi piórami...? Ach Agnieszka... tej to się jednak w życiu poszczęściło... :)

Jędrzej. Z Jędrkiem to jest taka sprawa, że chłopak ma słabe serce. Nie przypuszczam, by z powodu wad wrodzonych. Ani też bynajmniej z tych nabytych. Tutaj idzie raczej o tkliwość serducha na kobiece wdzięki. Do tej pory, Jędruś prowadzał się tylko z taką jedną, piękną Moniką, a tu naraz tyle kobiet! Pięknych kobiet! Cóż tu począć... pompka wzięła była i zaszwankowała od nadmiaru wrażeń... Jakie szczęście, nie na długo! Jędruś już jest dzieckiem nowej ery i do życia podchodzi z powagą. Każde dziecko wie, że fura, skóra i komóra zdecydowanie są passe. Dziś kobiety łowi się na czarną porzeczkę w ogródku mamy! Jędruś z taką jedną z naszej pracy chce hasać i pląsać na łonie przyrody, wśród maminych marchewkowych grządek i krzaczków malin...
A musicie wiedzieć, że w pląsach Jędrzej jest dobry. Ba! Świetny jest! Jędrzej karierę robi! Jędrzej wydeptał (tfu! wytańczył znaczy) już dziury na deskach teatralnych! Jędrzej – Żyda i Ruska w skrzypku gra! Jędrzej nawet przed kamerą się nie ugnie. Jędrzej ma parcie na szkło! :)
Wkrótce Jędruś znów poczuje zew kariery i odjedzie w siną dal...


Tak pokrótce prezentuje się pewien zespół pewnych architektów z pewnej pracowni... W opisie zabrakło co prawda jeszcze dwoje właścicieli firmy, ale zważywszy na okoliczności – nie wypada mi wciągać Ich w ten cały pokręcony ambaras. :) Niech więc wystarczą tylko słowa, że Szefostwa można nam zazdrościć. :)
Dodam jeszcze, że do naszej pracy nawet w poniedziałkowy poranek człowiek śmiga z ochotą. :)

To już jest koniec. No, prawie koniec...
Mam świadomość, że jeśli pominę milczeniem moją osobę – to zostanę w pracy obdarta ze skóry. :D Albo Pamela wywoła mnie na sparing (boks, kisiel, mokry podkoszulek – wszystko jedno), a wtedy marnie ze mną będzie... :D

A zatem: Małgosia vel Tiffany. Matka Polka. Od niedawna rowerem przemierza połowę drogi z pracy do domu. Zdaniem Pameli, ma „niezłą bajerę” i zagarnia na wyłączność wszystkie co fajniejsze kąski płci męskiej. (Słowo daję, Pamela kłamie!). Gdy zamilknie na 5 minut – pytają, czy się rozchorowała. :D „Taka jedna”, którą Jędruś kusi ogródkiem mamy... :D Kulinarna gwiazda, przynajmniej w oczach współpracowników. :) Od czasu do czasu podtucza pracowe towarzystwo domowym ciachem. A na dokładkę personalna. :D Na szczęście tylko w przenośni. :D

Ufff, doprawdy ciężką pracę wykonałam. :D
Jeśli kto przypadkiem nie zasnął lub nie uciekł z przerażeniem w trakcie lektury i dotarł aż do tego miejsca – dopowiem, że na załączonych zdjęciach widać bardzo letni, bardzo maślany i bardzo mięciutki placek drożdżowy. Całkiem niedawno taki sam, tylko ze zwiększoną ilością owoców (i dodatkowo z czerwoną porzeczką , obok brzoskwiń i borówki amerykańskiej) upiekłam dla swoich koleżanek i kolegów z pracy. Zniknął jak woda, więc mam nadzieję, że smakował. Zresztą piec dla nich to czysta przyjemność, bo jak każda próżna kobieta uwielbiam pochwały. :D



Placek piekłam, bazując na przepisie Gosi z bloga Sweet art na półfrancuskie placuszki z truskawkami. Za pierwszym razem, stosowałam się do receptury i próbowałam wwałkować zimne masło, tak jak zakładał przepis. Niestety wysokie temperatury powietrza powodowały, że masło w mgnienia oku się rozpływało. Dlatego przy kolejnym razie zrezygnowałam z tej metody i miękkie masło w temperaturze pokojowej – po prostu dodałam do reszty składników i razem zagniotłam. Od siebie dodałam też drobno startą cytrynową skórkę, która wzbogaca smak. Polecam, bo to fajny przepis i dobre ciacho. :)


Placek drożdżowy z letnimi owocami
na podstawie przepisu Gosi z bloga Sweet art - z moimi zmianami

na ciasto:
380g mąki pszennej, przesianej
100g mleka (1/2szkl)
30g świeżych drożdży lub 7g suchych drożdży
100g cukru
2 jaja
skórka otarta z 1 dużej cytryny
szczypta soli
180g masła w temperaturze pokojowej

2-3 brzoskwinie
ok. 200g borówki amerykańskiej
ok. 100g czerwonej porzeczki

lukier:
sok z 1 cytryny
cukier puder

Jeśli używamy drożdży świeżych, to należy rozprowadzić je w lekko podgrzanym mleku razem z 1/3 mąki, wszystko dobrze wymieszać i pozostawić na kilkanaście minut do wyrośnięcia.
Jeśli używamy suchych drożdży, to należy rozprowadzić je w 4 łyżeczkach lekko podgrzanego mleka z łyżeczką cukru, wymieszać i pozostawić na kilkanaście minut do wyrośnięcia.

Jaja roztrzepać z cukrem i solą. Dodać pozostałą mąkę, drożdżowy rozczyn i drobno utartą skórkę z cytryny. Połączyć wszystkie składniki. W trakcie zagniatania dodać masło. Zagniatać aż do uzyskania gładkiego ciasta.
Jeśli będzie się zbyt mocno kleiło do rąk, to najlepiej nie podsypywać go mąką, ale lekko nasmarować dłonie oliwą. (Ja wyrabiałam ciasto robotem).
Włożyć je do miski, przykryć ściereczką i pozostawić ok. 1.5 – 2 godz. do wyrośnięcia.
Rozwałkować ciasto na grubość ok.1-1,5 cm, do wielkości odpowiadającej dużej płaskiej blasze (tej z piekarnika). Blachę wyłożyć papierem do pieczenia, a na niej ułożyć ciasto. Można dodatkowo już na blasze porozciągać je palcami.
Na wierzchu ułożyć umyte i osuszone owoce.
Odstawić w ciepłe miejsce na ok.30-45min. do ponownego wyrośnięcia.

Wstawić do nagrzanego do 200st. C piekarnika. Piec ok. 25-30min. Ostudzić przed lukrowaniem.

W małym garnuszku połączyć sok z cytryny z cukrem pudrem (w ilości takiej, by powstała dość gęsta masa). Następnie postawić garnuszek na kuchence na najmniejszym ogniu i cały czas mieszając, podgrzewać (dość krótko) do momentu aż lukier straci na gęstości i pozwoli się przelewać (wciąż musi być biały!). Zdjąć z ognia i szybko polukrować ciasto, zanim lukier znów zacznie gęstnieć.
Smacznego!

30 komentarzy:

  1. Tiffany powiadasz! :D
    No to juz sie teraz nie dziwie, dlaczego Cie tak ciagnie do pracy, a przede wszystkim do wspolpracownikow! Choc ja bym sie pewnie przy takich kolezankach nabawila kompleksow ;)
    Za to Leoncia zazdroszcze jak najbardziej! Wsrod 'moich' psorkow niestety takich wytatuowanych Apollonow brak (chociaz moze to i lepiej? ;)).
    Bardzo milo sie czytalo Malgosiu, ups, Tiffany :)

    I zdjecia oczywiscie przecudne! (wiem wiem, powtarzam sie jak stara plyta ;)).

    Usciski! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozbawiłaś mnie Małgoś tymi charakterystykami ;) Zgrany zespół, to dobry zespół. Ja swój wciąż poznaję :)

    ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Małgosiu, jak fajnie mieć taki zgrany zespół w pracy:)
    Połowa drogi rowerem do pracy to świetna rzecz:) Ciekawa jestem, w którym miejscu się przesiadasz na inny środek lokomocji?
    Ciacho bym pożarła już, natychmiast!

    OdpowiedzUsuń
  4. ale się przyjemnie czytało! :) a ten placek to rzeczywiście wygląda apetycznie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Małgosiu ja dotrwałam (: szkoda że na koniec ciacha nie zostało, bo dłuuugo się czytało i aż zgłodniałam (;
    zespołu pozazdrościć, mam nadzieję że i ja w niedalekiej przyszłości taki będę miała bo to prawdziwy skarb, czerpie się dodatkową radość z pracy.

    ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Po przeczytaniu wpisu nie wiem komu bardziej zazdrościć. Zespołowi- Ciebie, czy Tobie- takiego zespołu:P Jedno jest pewne- placek był pyszny.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wielce smakowity - i post, i placek :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Gratuluje, trafilas idealnie, zespol wspolpracownikow chyba przypadl Ci do gustu a Ty im... ubwilam sie wspaniale :)
    I smaczonosci w postaci zdjec, jak zawsze slinke wywolal!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Małgosiu zazdroszczę takiego zespołu i to nawet nie wiesz jak bardzo. U mnie tylko małą grupka taka zajefajna a reszta, no cóż przemilczmy. Placuszek wspaniały (czy mogę go dopisać do mojego morelkowa?) Pozdrowienia węgierskie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Małgoooooś! Po pierwsze -dziękuję za bardziej rozbudowaną fotorelację z wakacji :))) Jakie światło!

    PO drugie: dziękuję za zdjęcia TEJ miseczki... Ona wygląda nieziemsko! Piękne i takie wakacyjne...

    TO teraz czekam na foto roweru -jaki kolor? :)

    Usciski!

    PS byłam ostatnio u Giuseppe, z koleżanką. Limonkowe lody tez pyszne! ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. ach ciasto wspaniałe , i zdjęcia też
    ale opis współpracowników to dopiero zapiera dech w piersi
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo długo dzis było...ale przyjemnie :)) Szkoda, że w miedzyczasie takiego placka nie mialam do podgryzania :))))

    OdpowiedzUsuń
  13. Małgosiu świetnie się czytało, wymalowałaś portrety pełne werwy i soczyste. Aż się uśmiałam. Przy okazji odkryłam, że jesteś świetna pisarką. Tego już za wiele, robię się zazdrosna.

    OdpowiedzUsuń
  14. Placek z gatunku jaki lubię: prosty, owocowy i pyszny!
    Zespół w którym pracujesz jest super! Wiesz Małgosiu, ja też zawsze pracowałam w bardzo fajnych zespołach, i zawsze zakręconych...z niektórymi mam wciąż kontakt mimo że już wiele lat nie pracujemy razem...i uważam że architekci to fajni ludzie!!!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  15. Tiffany! trafiłaś w sedno i to z każdym z nas, nie wiedziałam że tak bacznie nas obserwujesz, no ale taka fucha Personalnej...;) Jak zwykle zbyt skromnie o sobie! to może ja co nieco dodam: Tiffany to Lwica Salonowa ( jak twierdzi Gretchen ), Luksusowa Kobieta i Nasze Słoneczko, które co dzień wpada z uśmiechem na twarzy i do tego czasem z czymś pysznym do jedzenia! Już sama nie wiem, co słodsze Ty czy Twoje wypieki?

    OdpowiedzUsuń
  16. grunt to przyjemna praca! i przyjemne jedzenie :) pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  17. małgosiu, pozazdrościć takiego cudnego składu...! Nic dziwnego, że chce się tam pracować:)

    Wcześniejsze zdjęcia wakacji piękne:)

    Zjęcia czreśni cudowne!

    Popzdrawiam pieknie!

    I ja goszczę od niedawna w kulinarnym świecie:
    www.kuchniapelnasmakow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  18. Gosiu uwielbiam Cię czytać! :)
    o oglądaniu Twoich zdjęć już nawet nie wspominam, bo to przeca oczywiste, że to raj dla mych oczy i duszy :)

    Pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
  19. Malgosiu-jaki fajny post! Ach, jak ci zazdroszcze takiej fajnej, zgranej grupy! Gdzie mozna znalezc taka prace??! Ciacho wyglda super, musze sprobowac. Pozdrawiam cieplo!

    OdpowiedzUsuń
  20. Jest cudny.
    Kocham te zdjęcia, są takie różowe, takie pyszne i słodkie!:D

    OdpowiedzUsuń
  21. Rewelacyjny post! Uśmiałam się do łez kiedy go czytałam:) pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  22. Nice dispatch and this post helped me alot in my college assignement. Thanks you on your information.

    OdpowiedzUsuń
  23. Świetny opis! Od razu czuć, że stanowicie zgrany zespół! :)
    I tylko myślę, czy zazdrościć "im" że mogą jeść takie wspaniałości, czy Tobie, że możesz dla "nich" czarować :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Małgosiu!
    Bardzo mi miło poinformować Cię, że Twój blog został przeze mnie oTAGowany. :)
    Zapraszam również do wspólnej zabawy :)
    Pozdrawiam!
    Kini :)

    http://yummy-lifestyle.blogspot.com/2010/08/niespodzianka-od-asiejki-i-od-cantiq.html

    OdpowiedzUsuń
  25. Malgos, no wpspanile masz towarzystwo w pracy! Z opisu "to prawdziwe ciacho. Może nawet kremówka" usmialm sie setnie, dobrze sie Ciebie czyta, czestuje sie ciastem i zmykam do nastepnego wpisu :-)

    OdpowiedzUsuń
  26. Zazdroszczę takiej zgranej ekipi w pracy. Doceniaj to...
    Ja przez 8-9 godzin nie mam się do kogo odezwać, pogadać, o żartach nie wspominając.
    To moja pierwsza praca, mam nadzieję, że kiedyś będzie inaczej... :)

    OdpowiedzUsuń
  27. Świetnie opisałaś swoje koleżanki i kolegów z pracy, fantastyczny wpis okraszony przepięknymi zdjęciami!
    Ależ masz Małgoś fajnie w tej pracy!:-)

    OdpowiedzUsuń
  28. Z takim zespołem to można pracować :) Wszystkich świetnie scharakteryzowałaś, a zdjęcia jak zwykle cudowne zrobiłaś!

    Pozdrawiam serdecznie i życzę przyjemnego popołudnia :)

    OdpowiedzUsuń
  29. Małgoś, czy raczej Tiffany, usmiałam się do łez czytając o Twoich przyjaciołach z pracy :))) Wspaniała relacja, wspaniała atmosfera i wspaniałe ciacho :)

    OdpowiedzUsuń
  30. Placek rewelacja.. i bajeczne zdjęcia..gratulujemy!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za pozostawiony komentarz. :) Jestem winna Ci informację: blog jest moderowany, spamowi i pyskówkom mówimy stop. We wszystkich innych sprawach zapraszam. :)