Kiedyś go przeszłam. Szał przetwarzania. Kilka lat wstecz przerabiałam obficie co się dało i w ilościach raczej nieprzyzwoitych. Jego skutkiem regały w piwnicy pękały w szwach, dźwigając wiele, wiele dziesiątek słoików z najróżniejszą zawartością. Przypominało to bardziej okopy, niż domową spiżarkę. Niektóre ze słoików (zwłaszcza te z frakcji dżemowo – konfiturowej) stoją nienaruszone do dziś. Jakoś nie ma w domu amatorów.
Pewne jest to, że dzięki tamtemu doświadczeniu – mam dzisiaj mniej pracy. Nie przetwarzam i jest mi z tym dobrze, a nawet do twarzy. :)
Są jednak małe, maleńkie wyjątki. Dzisiaj jeden z nich, zdecydowanie w ilościach degustacyjnych, a nie hurtowych.
Chutney śliwkowy z przepisu Bey, zrobiłam na próbę w zeszłym roku i jeszcze w zeszłym... Bardzo mi przypadł do gustu, więc w tym roku mała powtórka. Podoba mi się w nim zestawienie smaków słodkich z pikantnymi. Poza tym to po prostu bardzo fajny i bardzo smaczny chutney. Polecam!
Chutney ze śliwek
cytuję za Beą
800 g śliwek
200 g czerwonej cebuli
150 g rodzynek
90-100 ml czerwonego wytrawnego wina
40 ml octu balsamicznego
100 g miodu
50 g cukru muscovado
1/2 - 3/4 łyżeczki imbiru w proszku (lub ok. 1/2 łyżki świeżego, startego)
1 łyżeczka kardamonu
1/8 łyżeczki zmielonych goździków
szczypta pieprzu kajeńskiego
Śliwki umyć, osuszyć, wypestkować i pokroić na 4-6 mniejszych części. Cebulę drobno poszatkować. Wszystkie składniki umieścić w rondlu i smażyć na wolnym ogniu aż masa dobrze zgęstnieje, regularnie mieszając (u mnie trwało to nieco ponad godzinę). Następnie przełożyć do wyparzonych słoików i pasteryzować jak zazwyczaj.
Małgosiu! Ja jestem w pełni ogarnięta szałem o jakim piszesz, ale większość słoiczków od razu wpada w ręce przyjaciół, więc nadwyżek wielkich nie ma;) Chutney z przepisu Bei jest jednym z tegorocznych przebojów - masz rację, świetne pasuje do serów, zwłaszcza tych ostrych wyraźnych w smaku!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię:)
Ojej, odkryłam kolejnego pięknego bloga! Będę zaglądać :)
OdpowiedzUsuńMalgos, milo mi niezmiernie, ze przepis nadal Ci sie podoba! I ze jest takim wyjatkiewm w Twojej kuchni :)
OdpowiedzUsuńJa tez przetwarzam niewiele w porownymi z niektorymi osobami ;) ale przyznam, ze lubie miec kilka sloiczkow swoich ulubionych dzemow na zime. Za to takich warzywno-octowych przetworow praktycznie nie robie (przygotowane prawie 10 lat temu salatki z octem tez wlasnie staly praktycznie nietkniete ;)).
Milego tygodnia!
świetny przepis i piękne zdjęcia, bardzo zapraszamy do nas, do podzielenia się talentem z szerszym audytorium! :)
OdpowiedzUsuńSer i to jaki ser...+ śliwki to musi być wymarzony smak :-)Małgosiu a ja nadal przetwarzam...niedawno papryki ale u nas wszystkie zjadane..za to słodkości w słoikach jadam tylko ja :-( więc przetwarzam w niewielkich ilościach. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWspaniały chutney! Cudny ma kolor, smaku nie znam,ale wyobrażam sobie jaka to wspaniałość.
OdpowiedzUsuńU mnie konfitury i dżemy wszelakie schodzą i to nawet prędko,bo chłopaki kochają na przykład naleśniki z dżemami:)
piękne zdjęcia Małgosiu:)
Pozdrowienia:)
a ja mam ten szał od kilku lat i nic nie wskazuje ,ze się opamiętam :
OdpowiedzUsuńA twój chutney wygląda rewelacyjnie i przepysznie
Ja tam jestem fanką domowych dżemów! U mni,e za długo by one nie postały :)
OdpowiedzUsuńMam podobny problem z utylizacja wlasnorecznie wykonanych zapasow,wiec tez mam to z glowy....podziwiam za to chetnie u innych,ale ten chutney zrobie,bo lubie takie fajne konfitury do mieska,ostatnio zrobilam marmolade dereniowa,tego sie nie kupi,wiec chyba dlatego sie "szarpnelam" na jej zrobienie...
OdpowiedzUsuńCudne fotki Malgosiu.
Pozdrawiam :)
U mnie takim przetwarzaniem zajmuje się jeszcze moja mama. I o ile marynowane grzybki, konserwowa papryka oraz ogórki znikają bez problemów, o tyle dżemy, soki i przeciery jabłkowe od lat kurzą się na półkach, a ona dokłada coraz więcej i więcej... Niektóre dżemy są chyba jeszcze z lat 90 :D
OdpowiedzUsuńPatrząc na składniki - pyszny musi być ten chutney. Ja do tej pory robiłam chutney'e tylko z mango i rabarbaru. :)
Pozdrawiam :)
O rany, ten chutney to perelka... wszystkie brytyjskie chutneye jakie jadlam moga sie absolutnie schowac... chyle czola przed Bea i Toba za ten chutney... :)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia!!! Jeszcze nigdy nie robiłam chutney'u. Chyba czas spróbować ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!!
Zdjęcia jak zwykle cudowne! No ja to troszkę przetwarzam, ale w takich ilościach, ze zwykle zjadamy wszystko do następnego roku;)
OdpowiedzUsuńJa zrobiłam kilka słoików dżemu z czerwonej porzeczki i to wszystko :) Małgoś, powiedz, światło na Twoich zdjęciach jest naturalne? bardzo ładne masz oświetlenie, takie typowo białe :)
OdpowiedzUsuńBeatko, chutney jest przepyszny. Ale o tym sama wiesz doskonale. :)
OdpowiedzUsuńW każdym razie, namawiam wszystkich: jeśli lubicie takie smaki, to róbcie, róbcie! :)
Katie, naturalne, dzienne. Bez żadnych lamp.
Pozdrawiam wszystkich i dziękuję za odwiedziny! :)
Ostatnio zaprojektowałem etykiety na przetwory i rozdaje. Rozdaje coś co wygląda jak produkt z paryskiego laboratorium dżemów (taką miałem fantazję).
OdpowiedzUsuńSprawia mi ogromną radochę jak ludzie dopiero po chwili orientują się że to nie jest kupione w sklepie. :)
O a taką sałatkę zimową, o której wspomniała Bea to ja bym zjadła :)
OdpowiedzUsuńMałgosiu piękna ta buteleczka z octem. Założę się, że jest bosko aromatyczny!
U mnie dżemy jem ja i potrafię wylizać wszystko. Każdy zawekowany słoik :)
Pozdrówki!
przyszłam do Ciebie poczytać i popatrzeć jedząc właśnie śliwkę. i teraz mam wielką ochotę na takie aromatyczne słoiczki :)
OdpowiedzUsuńMuszę koniecznie zrobić taki chutney.
OdpowiedzUsuńmusi być pyszne, koniecznie do zrobienia :)
OdpowiedzUsuń