Był taki czas, że gdy
Chatka Puchatka pojawiała się na stole w moim rodzinnym domu –
tylko jedno wtedy było pewne: oto nadszedł czas świąteczny. Wtedy
niełatwo było nawet o zwykłe składniki - po cukier czy kakao
trzeba było swoje wystać... Masło zastępowane było margaryną,
jak w większości przepisów na domowe słodkości, które wtedy
„chodziły po ludziach”. „Chatka” była luksusowa. „Chatka”
była na specjalne okazje...
Nie to co dzisiaj... :)
Smakowało prawie tak samo... :)
Do starego przepisu
wprowadziłam dwie zmiany: margarynie stanowczo mówię: nie! (wolę
masło), a żółtka ucieram w kąpieli wodnej (dawniej nikt nie
przejmował się bakteriami ;-)). Cała reszta bez zmian – nawet
olejek rumowy pozostawiłam, bo właśnie ten od zawsze mama dodawała
do chatki. :)
Chatka
Puchatka
przepis z domowego
archiwum, z moimi zmianami
Domek:
1kg twarogu (używam
półtłustego lub tłustego) - musi być prawdziwy biały ser, niemielony
ok. 1- 1,5 szkl. cukru
pudru (ilość najlepiej dostosować do smaku)
3 żółtka (w temp.
pokojowej)
100g masła
1 mały olejek rumowy
5 op. herbatników
petit-beury (polecam Jutrzenkę!)
4-5 łyżeczek kakao
Polewa:
ok. 70g masła
5 łyżek cukru
2 łyżki kakao
2 łyżki wody
Twaróg dwukrotnie
przepuścić przez maszynkę do mielenia.
100g masła rozpuścić na ogniu - pozostawić do przestudzenia.
100g masła rozpuścić na ogniu - pozostawić do przestudzenia.
Przygotować na kuchence
kąpiel wodną. Żółtka jajek wraz z ½ szkl. cukru pudru umieścić
w osobnym naczyniu nad garnkiem z parującą, gorącą wodą i w
kąpieli wodnej ucierać (np. ręczną trzepaczką) kilka minut, aż
masa nieco zgęstnieje i stanie się gorąca (ale uwaga! należy
bardzo pilnować temperatury, nie dopuszczając do tego, by jaja się
ścięły). Chwilę przestudzić, a następnie wraz z olejkiem
zapachowym dodać do twarogu. Delikatnie utrzeć,
dodając pozostały cukier puder (ilość dozować do smaku), oraz rozpuszczone masło.
Odjąć ok. 1/3 masy do
osobnej miski. Do pozostałej dodać kakao – wymieszać.
Na blacie rozłożyć
folię spożywczą (lub ALU, lub arkusz papieru do pieczenia). Ułożyć
pierwszą warstwę herbatników (dla jednej długiej chatki = 9 szt.
na długość + 3 szt. na wysokość, lub dla dwóch krótszych
chatek 5 szt. x 3 szt. i 4 szt. 3 szt.).
Rozsmarować na
herbatnikach białą masę (uwaga, herbatniki będą „uciekały”–
należy na bieżąco zsuwać ciastka), a następnie wyłożyć masę
kakaową. Delikatnie podnieść boczne herbatniki (po długości) i
złożyć całość w trójkątną chatkę (najlepiej ułatwić sobie
pracę i w podnoszeniu herbatników – wykorzystać folię, na
której one leżą).
Przygotować polewę: do
garnuszka włożyć wszystkie składniki polewy, postawić na niezbyt
dużym ogniu i doprowadzić do wrzenia. Gotować, często mieszając
ok. 2 min. Następnie polać polewą przygotowane ciasto i poczekać
, aż polewa zupełnie wystygnie. Chłodzić kilka godzin w lodówce
(najwygodniej całą noc) – w tym czasie masa twarogowa stężeje,
a herbatniki nieco zmiękną i skruszeją.
Podawać krojoną w grube
plastry.
Smacznego!
Kurcze, a ja nigdy nie robiłam ani nie jadłam:)
OdpowiedzUsuńNie ma rady, trzeba spróbować. :)
UsuńMałgosiu KOCHAM Chatkę. Bo lubię to za mało powiedziane. Moje ukochane ciasto z dzieciństwa. Były jeszcze jeżyki Sowy :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za przepis :*
Polciu, a jeżyki Sowy to co to było? Nazwy nie znam, ale może u nas pod inną nazwą funkcjonowało?
Usuńjeżykowe sowy to pewnie z ryżu prażonego i ciągutek bo takie jadło się dawno, dawno temu :)) no chyba, że Polcia miała jeszcze inne sowy na myśli ale muszę przyznać, że konkurs nieźle sobie wymyśliłaś z tymi składnikami! mistrzostwo świata...nie wpadłabym na chatkę...ciekawe czy ktoś odgadł :)) pozdrawiam
UsuńChodzi o Jeżyki Sowy Przemądrzałej z "Książki kucharskiej Kubusia Puchatka", którą również posiadałam ;) Są to płatki kukurydziane zlepione (z tego co pamiętam) masą kakaową, uformowane w małe kulki. Chyba je nawet kiedyś robiłam ;)
UsuńUwielbialam chatke :) Kiedys jadlam u sasiadki, moja mama nigdy nie robila :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia.
Majka, warto zrobić samemu, bo ono jest ogromnie proste. :)
UsuńU mnie nigdy nie robiło się w domu tej chatki w związku z tym przyznam się, że nigdy nie próbowałam.
OdpowiedzUsuńNiemożliwe... :) A ja myślałam, że absolutnie w każdym domu to ciasto bywało. :)
UsuńO tak, będzie moja! Już niebawem :)
OdpowiedzUsuńPs. Małgoś, również jestem szczęśliwą posiadaczką tej tabliczki do pisania kredą, ale jeszcze nie miała swojej premiery :) U Cieie wygląda bardzo urokliwie :)
Nata, u mnie ten maleńki klips z tabliczką cudem doczekał się występu. :D Kupuję drobiazgi, a potem giną one na amen. :D
Usuńa u mnie nazywaliśmy to 'Buda', a nie jadłam tego od wieków.
OdpowiedzUsuńdeser mojego dzieciństwa :)
Buda? Wow! Takiej nazwy nie słyszałam. :)
UsuńMałgosiu, chatka wygląda przepysznie! :)
OdpowiedzUsuńJa chyba jej nigdy nie jadłam, wiesz?
Pozdrowienia:)
Majanko, niemożliwe... :) Musiałaś ją jeść :) Wtedy wszyscy się nią zajadali, a i dzisiaj wciąż jest popularna. :)
Usuńhihi;-) Ja naprawdę jej nie pamiętam :)
UsuńZ dzieciństwa z jakichś imprez pamiętam metrowca.
A mama robiła nam najczęściej zwykłą babkę na oleju, zebrę albo ptysie z kremem budyniowym. Naprawdę chatki nie pamiętam hihi ;-)
A ja ją robiłam moim dzieciom, jak były małe. Uwielbiały!
OdpowiedzUsuńBo wszyscy ją wtedy chyba znali:) Wszyscy! :)
UsuńGosia śliczne zdjęcia! Co to jest za tło to zielone?
OdpowiedzUsuńDzięki Pauli. :) A tło to zwykła płyta stolarska, której zmieniłam kolor.
UsuńHa! Wiedziałam :DDD
OdpowiedzUsuńChatka Baby Jagi - tak to się u nas nazywało :) A jak mi smakowała ta wersja sernika, sama nauczyłam się to cudo robić! Jeszcze można było ten domek przyozdobić wiórkami i rodzynkami! O, kurczę, istna tandeta i chyba niezły kulinarny obciach, ale budzi wspomnienia oraz refleksję nad kulinarnym smakiem :) Jak to pisała Ćwierciakiewiczowa: "gust do takich potraw dziś jakby minął"? Albo jakoś tak ;)
OdpowiedzUsuńNa tych fotografiach to wygląda tak cudownie apetycznie! :) mniam, mniam :) pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWygląda przepysznie ;D
OdpowiedzUsuńAh całkiem o tym cieście zapomniałam, w domu chyba tylko raz czy dwa razy próbowałam zrobić, ale najlepsza Chatka była (może nadal jest) w Herbaciarni pod Sukniami w Szczecinie :)
OdpowiedzUsuńO, bardzo dobre ciasto! Pamiętam jak z rok temu jadłam kupcze i też było niezłe, ale nie wątpię ani trochę, że Twoje przebija je po całości! :)
OdpowiedzUsuńPamiętam, że nasza sąsiadka Bogusia robiła wspaniałą. Muszę zobaczyć jaki przepis na moja mama w swoim zeszycie.
OdpowiedzUsuńU mniesie Chatki nigdy nie robilo... Z takich 'dziwnych' przysmakow pamietam tylko niegdysiejsze wafle z masa z dodatkiem mleka w proszku zdaje sie. Ale chyba za tym wszystkim jednak nie tesknie ;)
OdpowiedzUsuńU mnie, podobnie jak u An-ny, chatka występowała jako Chatka Baby Jagi. Był to żelazny punkt każdych urodzin.
OdpowiedzUsuńMałgosiu - bardzo Ci dziękuję za ten przepis. Moja mama, która nie piekła i dla której słodycze mogły nie istnieć, zrobiła tę chatkę raz jeden jedyny kiedy byłam mała (a byłam mała w czasach kiedy słodyczy w sklepach nie było). Ten smak pamiętam do dziś i chciałam go kiedyś odtworzyć z pamięci, ale o wiele bardziej wolę skorzystać z Twojego sprawdzonego przepisu.
OdpowiedzUsuńOMG przypomniałaś mi to ciasto, teraz pamiętam jej już doskonale, nawet smak:) Wspaniale jest tak wrócić wspomnieniami do dzieciństwa. Super, że masz taki maminy zeszyt. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńUwielbiam to ciacho,pamiętam go jeszcze z dzieciństwa :) Ja jeszcze dodaję galaretkę w sam środek.
OdpowiedzUsuńO jej! Do tej pory tylko słyszałam o tajemniczym smakołyku zwanym "Chatką Puchatka". Dziękuję za przepis, teraz z pewnością popełnię to cudo i zasiądę z nim przeglądając świetne puchatkowe ilustracje w pożółkłej od upływu lat książce ;]. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńU mnie nazywamy to ciastko Domek,jest pyszne!!!!
OdpowiedzUsuńU mnie rónież to był "domek"
OdpowiedzUsuńJak ja lubiłam to cisto!
U nas dodawało się jeszcze namoczone w alkoholu rodzynki, tzn jak były, co nie zdarzało się często... I polewa czekoladowa była trochę inna :)
Najlepsze było jak poleżało w lodówce 2-3 dni.
Wspomnień czar :D ja też kojarzę ten deser z nazwą Chatka Baby Jagi. U Ciebie wygląda pysznie :)
OdpowiedzUsuńO rzesz Ty ..... ja chcę kawałek, teraz, natychmiast. Jak to cudnie wygląda .... i jak tu się teraz skupić na czymkolwiek. Koniecznie muszę wypróbować twój przepis.
OdpowiedzUsuńBłogosławieństwo Pana nad tym blogiem!
OdpowiedzUsuńU mnie to się nazywa Domek Baby Jagi.
OdpowiedzUsuńPamiętam ją, ale nie skojarzyłabym z nazwą... a i smaku już nie pamiętam ;)
OdpowiedzUsuńMoja mamuśka często w dzieciństwie robiła Chatkę Puchatka :)Może skuszę się nad powrotem do smaku dzieciństwa ;-)
OdpowiedzUsuńOj ale odgrzebalas Malgos, kiedys to bylo ciasto marzen (a ja chyba nigdy nie jadlam)... tak sie zastanawiam czy dzisiaj dziesieciolatki tez za takim przepadaja, czy siegna moze po tort z kremem mascaropne? :))
OdpowiedzUsuńno i ja wreszcie zrobiłam. Trochę inne proporcje, bo miałam 1/2kg sera (z czego połowa to był typu włoskiego) . Dwa całe jaja ubiłam na parze z cukrem trzcinowym. Ser, masło i trochę ekstraktu waniliowego wrzuciłam do malaksera i zmiksowałam. A potem dodawałam po troszku, te ubite jaja. Masa wyszła gładziutka i lekka. Stwierdzam z całą odpowiedzialnością, że nie ma potrzeby mielenia sera bo malakser super się sprawdza. Stało w lodówce ze 3 godziny i już ukroiłam. Smaczne jest. A nawet powiem więcej, bardzo smaczne :)
OdpowiedzUsuńKrystyno już widziałam chatkę u Ciebie i aż ślinka mi leci na jej widok. :)
UsuńZastanawiałam się co z robić z resztką sera, która nie trafiła do sernika i przypomniałam sobie o chatce z Pani bloga, której nigdy wcześniej nie jadłam. Właśnie wylądowała w lodówce i już z niecierpliwością czekam na konsumpcję.
OdpowiedzUsuńDziękuję za ten i i inne przepisy!
Serdecznie pozdrawiam ze słonecznej Warszawy :)