poniedziałek, 13 lipca 2015

Truskawki z maracują. Deser a'la tiramisu.


Region, w którym mieszkam szczyci się najpyszniejszymi truskawkami. Mówi się, że w całym naszym kraju, nigdzie tak jak na Kaszubach, ziemia nie obradza w bardziej słodkie i bardziej aromatyczne owoce, przypominające w smaku poziomkę. Kaszëbskô malëna to prawdziwa duma Północy. Doczekała się własnego święta i pewnie co najmniej kilku festiwali na swą cześć. :) Jeden z nich odbył się w ostatni weekend w sercu Gdańska, przyciągając fanów owoców (ale też przy okazji, wielu innych regionalnych przysmaków).
Co fajne, niektóre odmiany naszej kaszubskiej truskawki przy sprzyjającej aurze owocują nawet u progu jesieni. Pamiętam, że zeszłego września moja córcia ogromnie się cieszyła, znajdując słodziutkie (choć już niestety maleńkie) owoce w szkolnej śniadaniówce. :)


Tymczasem, póki truskawek nadal u mnie nie brakuje, przyrządziłam kolejny deser. Tym razem powstało coś na kształt tiramisu, tyle że w wersji owocowej (bez kawy). To nie pierwszy tego typu deser na blogu, ale lubię eksperymentować i próbować kolejnych, i kolejnych wersji. W tej – biszkopty savoiardi maczałam w soku z wygotowanych truskawek. Pomiędzy warstwami znalazły się świeże owoce, a wierzch deseru uwieńczył lekko kwaskowy sos przygotowany z maracui. Całość paluszki lizać. :)


Deser a'la tiramisu - truskawkowy z marakują
(4-6 porcji)

ok. 700g truskawek
3 marakuje
500g mascarpone
100g + 3 łyżki + 3 łyżki cukru
sok i skórka otarta z 1 cytryny
5 żółtek
ok. 150-200g biszkoptów savoiardi

Truskawki umyć, osuszyć i odszypułkować.
250g truskawek umieścić w garnku wraz z sokiem z cytryny, oraz 3 łyżkami cukru. Doprowadzić do wrzenia, następnie gotować ok. 10 minut, aby owoce puściły jak najwięcej soku. Zdjąć z ognia, przecedzić przez sito, odstawić sok do ostudzenia (wygotowane owoce nie będą potrzebne).
Żółtka jajek wraz z cukrem i skórką otartą z cytryny umieścić w misce i utrzeć na parze (w tym celu postawić miskę na garnku z gotującą się wodą; dno miseczki nie powinno dotykać wody; ogień pod garnkiem nie powinien być zbyt silny). Ubijać bez przerwy do momentu, aż masa żółtkowa powoli zacznie gęstnieć i „rosnąć” (ok. 3-5 min.). Uwaga! należy bardzo pilnować temperaturę i stan masy, aby nie doprowadzić do ścięcia żółtek. Zdjąć z ognia i przestudzić.
Mascarpone dokładnie wymieszać z ostudzonymi żółtkami.
Pozostałe osuszone truskawki pokroić w ćwiartki.
W pucharkach układać warstwami: biszkopty maczane z obu stron (bardzo krótko!) w sosie truskawkowym, krem mascarpone i truskawki. Powtarzać, aż do wykończenia składników (ostatnią warstwą powinien być krem).
Wydrążyć miąższ z maracui – najlepiej bezpośrednio do garnuszka. Wmieszać 3 łyżki cukru i sok z cytryny. Postawić na ogniu i doprowadzić do wrzenia. Zmniejszyć wielkość płomienia i gotować kilka minut, aż sos się trochę zredukuje i nieco zgęstnieje (zrobi się delikatnie żelowy). Gotowy przetrzeć przez sito, aby pozbyć się pestek (można zachować j do ozdoby deseru, ale niekoniecznie). Ostudzić.
Sosem z maracui polewać ostatnią, kremową warstwę. Wstawić do lodówki i chłodzić min. 4 godz. (a najlepiej całą noc).
Smacznego!

7 komentarzy:

  1. Kiedyś robiłam coś podobnego z truskawkami i mango. Dosłownie niebo w gębie!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mrrrr,szalenie wygląda. Przegryzałabym z największą przyjemnością!

    OdpowiedzUsuń
  3. Deser wygląda świetnie i pewnie tak samo smakuje. Na pewno wypróbuję twój przepis. Nie lubię jednak zbyt słodkich deserów więc chyba przełamię go dodając jeszcze na górę trochę startej, gorzkiej czekolady :)

    OdpowiedzUsuń
  4. idealne na zbliżające się upały :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepięknie się prezentuje ten deserek :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za pozostawiony komentarz. :) Jestem winna Ci informację: blog jest moderowany, spamowi i pyskówkom mówimy stop. We wszystkich innych sprawach zapraszam. :)