Warsztaty "Na północ do Skandynawii" - w gościnie u Agi z Pretty pleasure
Jak sprawić, by blogerki kulinarne spędziły kreatywnie czas i na pewno się nie nudziły? :) Zebrać je razem w jednym miejscu (np. w Poznaniu :)), nakarmić, napoić, zorganizować warsztaty tematyczne, wpuścić do kuchni lub przygotować piękne aranżacje, by miały na czym wyżywać się fotograficznie i już! Atmosfera luzu i świetnej zabawy rodzi się sama. :) No, może jeszcze odrobina wina, które bądź co bądź, też ma swój mały udział w zacieśnianiu więzi blogerskich. :D A wszystko z inicjatywy (i na zaproszenie) Foodlove – portalu skupiającego w jednym miejscu foodloversów. :)
kilka kadrów poznańskich
Zacieśnianie tychże więzi rozpoczęłyśmy jeszcze dość nieśmiało, podczas pierwszego mini-wykładu na temat kuchni jerozolimsko – palestyńskiej i degustacji hummusu od chłopaków z Habemus hummus, oraz ciast, które wyszły spod ręki Mai Skorupskiej (w tym dość zdecydowane w smaku helbeh z kozieradką). Z każdą następną godziną było coraz lepiej i lepiej, luźniej i luźniej.
Wylądowałyśmy w pięknie urządzonym domu Agi – wielbicielki designu naszych północnych sąsiadów i autorki bloga Pretty pleasure (nomen omen nie kulinarnego). Polało się wino musujące, było słodko, a aparaty rozgrzały się do czerwoności, na równi z ich właścicielkami. :D Widok rozszalałych fotoreporterek – bezcenny, ja oczywiście wśród nich. :)
Aga przedstawiła nam trendy w dekorowaniu mieszkań na styl skandynawski (króluje drewno, beton, neony i typografia), a potem zagoniła nas do prac ręcznych. :) Nie myślcie sobie, że sformułowanie „być zagonionym” ma w tym wypadku pejoratywne znaczenie... Ach, gdzież! Pasja z jaką wpiłyśmy się w denaturat, waciki, nadruki, nożyczki, taśmy, sznureczki, tudzież inne bibułki – zaowocowała serią stworzonych jedynych w swoim rodzaju drobiazgów, np. płócienną torbą na zakupy z logo bloga. :))
spotkanie u Agi - cd.
Po pracy fizycznej, przyszedł czas na mały chillout przy winie w towarzystwie sommeliera (Jakub z Czerwone czy białe?). Okazuje się, że blogerki kulinarne mają niestandardowe poczucie smaku, bowiem odnajdują w szlachetnym trunku aromaty wieńca pogrzebowego, starej skóry, smak menela i zapach piwnicy. :D Na szczęście nie zabrakło również bardziej normalnych, typu: jabłko, wędzona śliwka, brzoskwinia, czy limonka. Ufff, te ostatnie uratowały nasze dobre imię. :D
Ten dzień zakończyłyśmy szaloną sesją, z wyskakującymi fotkami jak z Polaroidu (cudna zabawa!) i okołopółnocnym obżarstwem, ponoć najlepszych burgerów w mieście – w Świętej Krowie.
śniadanie w Concordia Taste
Niestety, podniesienie powieki rankiem dnia drugiego nie było łatwe. Oczy się kleiły, a radosne i słoneczne niebo z dnia poprzedniego zasnuła gęsta szarość, dzięki czemu poznańskie ulice jakieś takie smutniejsze się wydały.
śniadanie w Concordia Taste
śniadanie w Concordia Taste
Ponowne ożywienie nastąpiło w Concordia Taste, do którego Organizatorzy zaprosili nas na wypasione śniadanie. :) To miejsce, łączące lekkie, przestronne, nieco industrialne wnętrze, z ekspozycją elementów sztuki użytkowej, pięknych mebli i przede wszystkim pyszną kuchnią – skradło moje serce. Tutaj chętnie wrócę, jeśli znów zawitam w Poznaniu.
śniadanie w Concordia Taste
Concordia Taste
Dalej w programie znów było jedzenie (czy to kogoś dziwi? :D), tym razem na włoską nutę. Gąszczem ulic przespacerowaliśmy się do uroczej La Bottega. To sklep, utrzymany w rustykalnych klimatach, w których właściciele (w tym najprawdziwszy Włoch – zdradził go nie tylko język, ale i uroda :)) przyjęli nas z gościną przy talerzach zapełnionych antipasti: pysznych wędlin i serów podawanych z pikantnymi konfiturami.
La Bottega
Nie jestem niestety fanką miękkich nabiałów kozich, więc nie do końca potrafiłam docenić smak serów skrytych w popiele, czy w skorupce gliny. Ale już długodojrzewające okazy, jak choćby specjalna, pikantna odmiana pecorino, czy dość nietypowa (odmienna od tej, którą znałam do tej pory) twarda owcza ricotta (ricotta dura di pecora) - dokładnie wpadły w mój gust. Podobnie zresztą jak szynka San Daniele, która jest jeszcze pyszniejsza i delikatniejsza, od swojej siostry (a może brata? ;-)), czyli szynki parmeńskiej.
La Bottega
Na koniec jeszcze dodam, że La Bottega, to jedno z tych wartych uwagi miejsc, w których nie sprzedaje się „czegoś”. Tutaj właściciele znają historię i drogę jaką przebył każdy serwowany produkt, a także doradzą do jakiej potrawy użyć, lub z czym łączyć. Gorąco namawiam właścicieli do otwarcia filii sklepu w Gdańsku! :)
SPOT. To Eat.
Bogatsze o nowe wrażenia smakowe, wyruszyłyśmy w dalszą drogę, zatrzymując się po drodze na kawę (Tęczaka 20), a finalnie kończąc podróż w kultowym SPOT. To Eat.
Tutaj pod okiem Ani (autorki bloga Teatr gotowania) czekała nas kolejna fajna zabawa, tym razem stricte kuchenna – macaroons! :)
SPOT. To Eat.
SPOT. To Eat.
Makaroniki wbrew pozorom to nie taka prosta sprawa, trzeba znać kilka zasad i trików. Pracowałam w grupie z Truskawkową Anią i Śliwką i trzeba przyznać, że makaroniki (wymyśliłyśmy sobie limonkowe :)) wyszły nam całkiem niczego sobie, z oczekiwaną koronką włącznie! :)
SPOT. To Eat.
SPOT. To Eat.
Nasze makaroniki! W SPOT. To Eat.
Może do mistrza cukiernictwa Pierre Herme'a nam jeszcze daleko, ale i tak duma nas rozpierała. :)
I ten oto słodki akcent, przemieszany słonymi łzami pożegnania (notabene przewidzianymi w zaproszeniu) zakończył dwudniową, poznańską przygodę z Foodlove... :)
Foodlove - dziękuję! :)
Asia, Magda, Ania, Ania, Asia, Marta vel Śliwka, Asia, Ania i najstarsze babsko w tym gronie, czyli ja :)
wygląda na to, że bawiłyście się extra :) takie zrzeszanie Polskich blogerek to świetna inicjatywa - życzę więcej takich inspirujących wypraw!
OdpowiedzUsuńUrocza recenzja! pięknie,smakowicie i owocne spędziłyście te dni! Miło Was było razem zobaczyć :)
OdpowiedzUsuńzazdroszczę spotkania!
OdpowiedzUsuńto była wspaniała zabawa widać od pierwszego zdjęcia :) i jakie towarzystwo!!! pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTo był super weekend :-) Chciałabym powtórkę! Piękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńFajnie macie że się tak spotykacie :)
OdpowiedzUsuńSiedzę sobie teraz w pracy. Jestem po kawce ale przed śniadaniem. I marzę o takiej kanapce jak na jednym z powyższych zdjęc :)
OdpowiedzUsuńPotwierdzam było świetnie :) trzeba to kiedyś powtórzyć :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWygląda naprawdę ciekawie z chęcią wzięłabym udział w takim spotkaniu!!:)
OdpowiedzUsuńCzyli chyba znalazła się odpowiedź na moje pytanie - sama robisz zdjęcia na pieprz czy wanilia!:)
Hmmm... Blogerki to mają fajnie... ;)
OdpowiedzUsuńbardzo miłe spotkanie/ mi sie marzy spróbować kiedys świętomarcińskich rogali :)
OdpowiedzUsuńwiem, że nikt nie przepada za zostawianiem linków do siebie, ale w innym wypadku ciężko byłoby się nam wszystkim znależć:)
U mnie jest mix kuchni,moody, kosmetyków itp. jeśli masz ochote sprawdzić to zapraszam :)
mybeautyjoy.blogspot.co.uk
TAczaka 20 * ;)
OdpowiedzUsuń