W każdy poniedziałek i czwartek, na wylocie Długich Ogrodów, otwiera się rynek. Taki zwykły, najzwyklejszy, ze straganami pod chmurką i handlarzami rzeczy nowych (zwykle tandetnych), i używanych też. Czasem przechodzę między ich stoiskami, wyłożonymi wprost na kawałku folii na betonowej posadzce, ale wśród wyprzedawanych rzeczy darmo szukać oldskulowych perełek. :)
Za to w części warzywnej, sprawa ma się już trochę inaczej. Co prawda nie znajdziemy tu żadnych egzotycznych okazów - te lepiej szukać na mojej ulubionej Hali, w sercu Śródmieścia. Tutaj jednak, obok zwykłych handlarzy, zaopatrujących się w towar w hurtowniach - można spotkać gospodarzy i plony ich pól. To u nich kupowałam młodą, słodką marchew latem i najpiękniejsze patisony u jego schyłku. U gadatliwego rolnika, którego w skrócie nazywam „Samoobsługa”, można wybierać wśród wielu odmian pomidorów – niekoniecznie pięknych i równiutkich, ale za to smacznych i aromatycznych. U jasnowłosej, starszej pani zaopatruję się w dynię o połowę tańszą, niż wszędzie indziej, a u pewnego dziadka, który ze swoim kramem mieści się na niewielkim stoliczku – świeżą, kolorową fasolę. Wkrótce znów się wybiorę w poszukiwaniu prostych i „bliskich” składników.
Za to w części warzywnej, sprawa ma się już trochę inaczej. Co prawda nie znajdziemy tu żadnych egzotycznych okazów - te lepiej szukać na mojej ulubionej Hali, w sercu Śródmieścia. Tutaj jednak, obok zwykłych handlarzy, zaopatrujących się w towar w hurtowniach - można spotkać gospodarzy i plony ich pól. To u nich kupowałam młodą, słodką marchew latem i najpiękniejsze patisony u jego schyłku. U gadatliwego rolnika, którego w skrócie nazywam „Samoobsługa”, można wybierać wśród wielu odmian pomidorów – niekoniecznie pięknych i równiutkich, ale za to smacznych i aromatycznych. U jasnowłosej, starszej pani zaopatruję się w dynię o połowę tańszą, niż wszędzie indziej, a u pewnego dziadka, który ze swoim kramem mieści się na niewielkim stoliczku – świeżą, kolorową fasolę. Wkrótce znów się wybiorę w poszukiwaniu prostych i „bliskich” składników.
A póki co, mam dla Was propozycję na wykorzystanie bakłażanów, co prawda nie-bliskich, ale za to prosto podanych. Przygotowałam rodzaj warzywnego gulaszu, bardzo aromatycznego dzięki kuminowi, a podprażone orzeszki piniowe pysznie dopełniają smaku. Jeśli lubicie takie smaki – koniecznie wypróbujcie. :)
Pikantny gulasz z bakłażana
4 małe bakłażany *
6 pomidorów (np. lima) lub 1 puszkę pomidorowej pulpy (dobrej jakości)
1 czerwona cebula
ok. 2 łyżki oleju / oliwy do smażenia
ok. 1 ½ łyżeczki kminu rzymskiego (kumin)
2 suszone papryczki peperoncino (lub szczypta chili)
1 łyżka octu balsamicznego
1 łyżka cukru brązowego
garść natki pietruszki
2 łyżki orzeszków piniowych
sól do smaku
Bakłażany pokroić w plastry gr. ok. 1,5 cm*. Smażyć partiami z obu stron na dość mocno rozgrzanej patelni spryskanej (lub posmarowanej pędzlem) odrobiną oleju. (Uwaga! Bakłażan wypije każdą ilość tłuszczu, dlatego pryskamy minimalnie, tylko tyle, aby lekko nawilżyć patelnię). Podsmażone plastry odkładamy na bok. Gdy odparują – kroimy na połówki lub ćwiartki.
Cebulę drobno posiekać. Pomidory sparzyć wrzątkiem i zdjąć skórkę. Przeciąć wzdłuż na pół, powycinać szypułki i usunąć gniazda nasienne. Miąższ pokroić w kostkę.
W garnku o grubym dnie rozgrzać 1 łyżkę oleju, lekko zeszklić na nim cebulę. Dorzucić pokrojone pomidory (albo zamiast nich pulpę pomidorową z puszki) i szczyptę soli. Smażyć razem na niezbyt dużym ogniu, aż pomidory się rozpadną (ok. 15 min.). W trakcie gotowania doprawić cukrem, octem balsamicznym i roztartą papryczką. Dodać do sosu podsmażonego bakłażana, oraz kmin rzymski. Gotować razem jeszcze ok. 5 min. W razie potrzeby doprawić solą.
Na suchej patelni podprażyć na złoto orzeszki piniowe.
Gulasz z bakłażana podawać z dodatkiem orzeszków, posiekaną natką i pieczywa (polecam domowe proziaki).
Smacznego!
* Jeśli bakłażany są duże i mają sporo pestek, warto wpierw oprószyć plastry z obu stron solą i pozostawić na ok. 20 min., aż puszczą soki. Następnie opłukać je pod bieżącą wodą i dokładnie osuszyć papierowym ręcznikiem. W ten sposób pozbędziemy się goryczki.
wygląda pysznie :) chętnie spróbuję!
OdpowiedzUsuńPysznie ten gulasz wygląda. Bardzo lubię pikantne dania: )
OdpowiedzUsuńGosiu uwielbiam ryneczki. Ja mam swoją jedną panią, razem z panem u których zawsze kupuję. Dyni nie, bo nie muszę, ale inne rzeczy już tak. Wiem, że zawsze znajdą mi coś dobrego.
OdpowiedzUsuńA gulasz pierwsza klasa.
Smacznie wygląda :)
OdpowiedzUsuńCudny gulasz, piękne zdjęcia. :)
OdpowiedzUsuńRynek koło GKSu ;). Moja mama czasami robi tam zakupy :)
Pozdrówki:)
Ryneczki... Tak! Bakłażany... tym bardziej! A Twoje pomysły... skala mi się wyczerpała! :) Biorę!!!
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się to ciemne tło :) Czy jedno z tych sławnych teł winylowych, czy jeszcze inne cudo?
OdpowiedzUsuńNieee, to nie jest winylowe tło. :) Ciemna blacha. :)
UsuńMMMM .... przecudnie wygląda :)
OdpowiedzUsuńTen blog jest po prostu "przepyszny":-)!
OdpowiedzUsuńMuszę wypróbować przepisy z figami.Słyszałam ,że są trudne do przyrządzania. Figi muszą być podobno nie do końca dojrzałe..Ale jak czytam Twoje przepisy to mam ochotę zaryzykować te figi!